Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy. Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

Oczyszczenie

Los Angeles, 26.12.2021

 To było "Closer the the Edge" 30 Seconds to Mars, zespołu, który nie istnieje już od prawie dziesięciu lat. Niemal dekada, jak ten czas szybko leci, prawda? Nim się człowiek obejrzy, stuka mu pięćdziesiątka. Jared Leto może to potwierdzić, bo właśnie dziś wchodzi w ten magiczny, przełomowy dla mężczyzny wiek...



      Dina odruchowo spojrzała na siedzenie pasażera, gdzie leżała wetknięta w ozdobną torebkę butelka dwudziestoletniego francuskiego wina. W końcu nie mogła pojechać do solenizanta z pustymi rękami, to byłoby niegrzeczne, a panna Farmer na niegrzeczność sobie nie pozwalała, szczególnie w stosunku do ludzi, dzięki którym mogła sporo zarobić. Jared Leto był takim człowiekiem. Kiedy tydzień wcześniej napisał do niej z propozycją spisania jego wspomnień, nie mogła uwierzyć w swoje szczęście; to było jak wygrana na loterii. Od śmierci brata w dwa tysiące dwunastym roku Jared nie rozmawiał z żadnym dziennikarzem, mimo iż każdy pragnął przeprowadzić z nim chociażby kilkusekundowy wywiad. Unikał mediów jak ognia, a tu nagle zwrócił się do niej, do Diny Farmer, z tak atrakcyjną propozycją. Nie mogła się nie zgodzić, to byłoby jak strzał w stopę. Powiedziała tak bez chwili namysłu, bo takich okazji się nie przepuszcza. Nie miała pewności, w jakiej formie Leto będzie to wszystko widział - czy jako tak zwany wywiad rzekę, czy monolog - ale to było nieistotne, liczyło się tylko to, że jako pierwsza wyciągnie z niego to, jak się czuł względem śmierci brata i czemu zdecydował się na rozwód z show-biznesem. 
Już widziała te zazdrosne miny konkurencji i dzięki temu, mimo kiszenia się już od godziny w korku, nie traciła dobrego nastroju. Pan Leto jednym mailem przywrócił jej nadzieję na zajęcie wysokiej lokaty w szaleńczym wyścigu szczurów, w którym brała udział od pięciu lat i nic nie było w stanie zmienić jej nastawienia. Nic...
    Do symfonii ulicznej orkiestry dołączył kolejny klakson - wysoki, nieprzyjemny, nerwowy; wsparł go głęboki baryton wykrzykujący najróżniejsze bluźnierstwa i groźby. Właściciel srebrnego mercedesa uderzał w karoserię pięściami, przeklinając cały świat za to, że właśnie spóźnił się na bardzo ważne spotkanie. Kobieta prowadząca czarne volvo zaciskała mocno zęby, nie mogąc już dłużej znieść wrzasków trzyletnich bliźniaków, których wiozła na rodzinną wycieczkę do zoo. Dziesiątek innych kierowców też nie można było nazwać oazą spokoju, tylko Dina nic sobie z tego wszystkiego nie robiła; w spokoju słuchała kolejnej piosenki puszczonej przez radiowca, z którym studiowała w Yale i rozmyślała nad tym, jak będzie wyglądała jej praca z byłym liderem 30 Seconds to Mars. 
Swojego czasu uważała go za bardzo interesującego mężczyznę, więc skrycie liczyła na jakiś drobny flirt dla rozluźnienia atmosfery. Czymś większym też by nie pogardziła, zdecydowanie...


***


    Dziennikarka powoli wjechała w wąską uliczkę, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu odpowiedniego budynku. Nie zdziwiła się ani trochę, kiedy wokół celu swojej podróży zobaczyła trzymetrowy, betonowy mur - nie było dla niej żadną tajemnicą, że po incydencie z inspektorem McMahonem, Leto popadł w głęboką paranoję, o której rozpisywały się niemal wszystkie brukowce w Stanach. Przestał przyjmować jakichkolwiek gości, sam też nie wychodził z domu, który kazał przerobić w istną fortecę. Pewna niedyskretna firma zajmująca się montowaniem alarmów wyznała mediom, że kazał je umieścić w każdym pomieszczeniu, wydając na to niemal milion dolarów. Zainwestował także w monitoring i dwa specjalnie szkolone psy. Dina miała być jego pierwszym gościem od przeszło czterech lat, co w jej oczach było całkiem sporym zaszczytem, w jego koniecznością.
    Kobieta zatrzymała auto i wyjęła kluczyk ze stacyjki, czując przyjemne łaskotanie w brzuchu. Zupełnie jak przed randką, choć było to zwykłe spotkanie służbowe. O ile spotkanie z kimś, kto od lat nie miał styczności z drugim człowiekiem można było nazwać zwykłym.
Gdy tylko wysiadła z samochodu i zbliżyła się do stalowej bramy, jej ciało przebiegł lekki dreszcz, którego natury nie była w stanie jednoznacznie określić. Coś jak podekscytowanie i niezrozumiały nawet dla niej samej strach jednocześnie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła, ale też nigdy wcześniej nie miała okazji współpracować z człowiekiem tak specyficznym jak Jared Leto, założyła więc, że były to zwykłe nerwy, w końcu nie codziennie człowiekowi trafiał się tak gorący temat.
- Dasz radę, Dina, dasz radę - wymamrotała pod nosem i zaraz po zaczerpnięciu głębokiego haustu powietrza wcisnęła nieduży guziczek w zamontowanym przy furtce panelu. Nad jej głową sterczała kamera, której obiektyw nakierował się na nią w chwili, gdy dotknęła szarego pstryczka. Po upływie niepełnych pięciu sekund ze sporego głośnika wydobył się zachrypnięty, wyraźnie zmęczony głos. Gdyby miesiąc wcześniej nie obejrzała filmu Mr. Nobody, za żadne skarby świata nie rozpoznałaby w nim Jareda Leto.
- Tak?
- Witam, panie Leto - zaczęła, marszcząc przy tym brwi. Zdziwienie wywołał u niej fakt, iż ledwo panowała nad własnym głosem, zupełnie jakby była niezwykle przestraszona, choć w danej chwili nie wyczuwała żadnego niebezpieczeństwa, przynajmniej nie świadomie. - Nazywam się Dina Farmer, byliśmy umówieni.
Po drugiej stronie zapadła cisza, wtedy też blondynka przypomniała sobie o prośbie, jaką wystosował podczas rozmowy mailowej Jared. 
- No tak, dowód, już pokazuję - wydukała nieco zakłopotana i rozpoczęła wertowanie torebki w celu znalezienia portfela, gdzie trzymała wszystkie swoje dokumenty, karty i dwie prezerwatywy. Przezorny zawsze ubezpieczony... - Mam! - Sprawnym ruchem ręki wyciągnęła dowód tożsamości z jednej z przedziałek i podsunęła go jak najbliżej kamery. Stojący przed monitorem Jared wykonał drobne zbliżenie i kiedy upewnił się, że kobieta stojąca przed jego bramą jest tym, za kogo się podaje, otworzył masywne wrota.
Do uszu Diny doszedł dosyć nieprzyjemny dźwięk, wzdrygnęła się nieznacznie i niepewnie weszła na teren posesji Leto. Kolejne kroki nie były ani trochę odważniejsze, gdyż w każdej chwili spodziewała się ataku dwóch diablo niebezpiecznych amstafów, o których wspominał jej zaprzyjaźniony paparazzo, który to trzy lata temu próbował wedrzeć się na podwórko byłego gwiazdora. Za zdjęcie Jareda można było otrzymać nawet kilkadziesiąt tysięcy dolarów, to był łakomy kąsek, szczególnie dla człowieka, który narobił sobie długów w Vegas i był o krok od sprzedania swoich narządów wewnętrznych. Bo na co komu dwie nerki i z jedną można żyć długo i szczęśliwie...
Dwudziestosiedmiolatka rozejrzała się dookoła, nie dostrzegła jednak agresywnych czworonogów, choć wyraźnie słyszała ich przepełnione wściekłością, złowrogie ujadanie dochodzące z drugiej strony podwórka. Tam właśnie znajdował się kojec, w którym godzinę wcześniej zostały zamknięte przez Jareda, by nie zrobiły krzywdy jego specjalnemu gościowi. Potrzebował Farmer całej i zdrowej, zagryziona na nic by mu się zdała.
Dina nieco przyspieszyła, chciała jak najszybciej znaleźć się w środku, by uniknąć niemiłego dla siebie spotkania z dzikimi bestiami gotowymi rozszarpać ją żywcem.
Już miała naciskać na dzwonek, kiedy zamki w drzwiach zaszczękały chrapliwie, klamka się poruszyła, a solidne antywłamaniowe skrzydła otworzyły na oścież. Na progu dostrzegła siwego, lekko przygarbionego mężczyznę, którego twarz przecinały głębokie zmarszczki. Wyglądało na to, że Leto wcale nie był takim samotnikiem, miał kamerdynera, a przynajmniej tak myślała, dopóki ów człowiek się nie odezwał.
- Cieszę się, że jesteś, wchodź, właśnie będę parzył herbatę.
Dina zdębiała, o mały włos nie wypuściła z rąk swojej torebki i torby z wykwintnym winem. Ten pomarszczony, zgarbiony staruszek to nie był nikt inny tylko Jared Leto. Mężczyzna, który swojego czasu trafił na listę najpiękniejszych ludzi świata, wiecznie młody bóg ekranu, jeden z najseksowniejszych muzyków w branży, bożyszcze kobiet i nastolatek, znany podrywacz i łamacz niewieścich serc w wieku pięćdziesięciu lat wyglądał jak żegnający się z życiem dziewięćdziesięciolatek.
- Nie tego się spodziewałaś, prawda? - powiedział, gdy wyrwana z szoku dziennikarka weszła wgłąb dusznego korytarza. - Jak to mówią, nic nie jest wieczne, a już szczególnie młodość.
Dina zaśmiała się nerwowo i podążyła za utykającym na lewą nogę gospodarzem. W jednej chwili uleciała z niej cała ekscytacja i mimo iż to była jej życiowa szansa, miała ochotę stamtąd wybiec. Wygląd Jareda przeraził ją nie na żarty, to nie było normalne, ludzie aż tak szybko się nie starzeli, a już na pewno nie tacy, którzy zawsze wyglądali na co najmniej dekadę młodszych niż w rzeczywistości byli. Jedynym logicznym wyjaśnieniem było to, że Leto najzwyczajniej w świecie robił sobie z niej żarty. Tak, z całą pewnością przed jej przyjazdem poddał się małej charakteryzacji, w końcu bądź co bądź to aktor, i to całkiem niezły.
- Pewnie zastanawia cię mój wygląd, mam rację? Nie bój się, wszystkiego się dzisiaj dowiesz - dodał, nie czekając nawet na jej odpowiedź. Ona nie ośmieliła się podzielić z nim swoimi przypuszczeniami, które sama w końcu uznała za głupie. On się nie przebrał, on naprawdę tak wyglądał. To wyjaśniało, dlaczego przestał pokazywać się publicznie.
Dinę znów przeszedł nieprzyjemny dreszcz tym razem uzasadnionego już strachu...


***


    Ciemne panele zaskrzypiały cicho pod stopami Jareda, kiedy ten kuśtykał powoli do niewysokiej szafki stojącej w samym rogu obszernego pomieszczenia służącego mu kiedyś za pokój muzyczny. Ostrożnym ruchem postawił butelkę czerwonego wina na przykrytej cienką warstwą kurzu szafce i westchnął głęboko. Nie pijał alkoholu, jednak mimo wszystko podziękował pannie Farmer za prezent, który zapewne sporo ją kosztował. Orientował się nieco w cenach dobrych win, wiedział, że to wydatek rzędu co najmniej kilkudziesięciu dolarów. Nie wiedział jednak tego, że Dina nie wydała na ów trunek nawet centa - wygrzebała go ze swojego barku, gdzie przeleżał kilka lat. To był prezent od jej ówczesnego chłopaka Trevora z okazji ukończenia studiów. Tamtego dnia go nie wypiła, wolała różowego szampana, a później nie było już odpowiednich okazji, więc butelka stała i się kurzyła, dopóki Dina nie uznała, że podaruje ją Jaredowi. Nawet jeśli nie pił, zawsze mógł wykorzystać to wino do przygotowania jakiegoś dania. Zresztą miała to gdzieś, po prostu nie chciała przyjeżdżać do niego z pustymi rękami i wiedziała, że on z pewnością to doceni i bardziej się przed nią otworzy. Jeszcze podczas jazdy marzył jej się flirt, teraz chciała już wyłącznie zwierzeń. No bo która normalna kobieta miałaby ochotę flirtować z kimś, kto wyglądał jak niedołężny staruszek i w dodatku cierpiał na paranoję? Raczej żadna.
Blondynka wzięła głęboki oddech i rozejrzała się po raz kolejny po pokoju, który Jared nazwał swoim gabinetem. Oprócz biurka, przy którym siedziała i szafki, w której stronę człapał leniwie gospodarz, na stanie znajdowały się jeszcze stare, zamknięte na klucz pianino, stojące w szklanych gablotach gitary oraz przykryta czarnym materiałem perkusja, która należała niegdyś do Shannona. Na każdej z czterech ścian wisiały zdjęcia starszego Leto, wszystkie przeplecione malutkimi, hebanowymi wstążeczkami.
Dina poczuła nagły przypływ współczucia. Co prawda była jedynaczką, jednak domyślała się, jak bardzo mogła boleć utrata kogoś tak bliskiego jak rodzony brat. A przynajmniej tak jej się wydawało.
- Pewnie pan za nim tęskni - odezwała się po chwili milczenia, kiedy tylko Leto w końcu usiadł na przeciwko niej.
- Nie jestem pan tylko Jared.
- Oczywiście, Jared. - Dina uśmiechnęła się zachowawczo i czekała, aż Leto odniesie się do rzuconej przez nią hipotezy. Nie zrobił tego. Bez słowa chwycił jedną z dwóch parujących filiżanek i drżącą dłonią przysunął ją do wysuszonych ust. Mimo iż jej zawód polegał między innymi na wyciąganiu z innych odpowiedzi na zadawane przez nią pytania, nie zamierzała stosować tego wobec Jareda. Coś mówiło jej, że to byłoby nie na miejscu, więc odpuściła i czekała, aż on odezwie się pierwszy.
- Nie ma to jak filiżanka dobrej, gorącej herbaty. - Jared westchnął, rozkoszując się smakiem świeżo zaparzonego napoju, w którym można było wyczuć nutkę orzecha.
- Jeśli chodzi o mnie, to jednak wolę kubek mocnej kawy.
- Kawa, powolna zabójczyni. Shannon był od niej beznadziejnie uzależniony. Jestem całkowicie pewien, że gdyby nie ten wy... - tu przerwał, a jego głos zmienił swój ton, zaczął też intensywnie drżeć. Słowo wypadek przechodziło mu przez usta z coraz większą trudnością, tak jakby jego ciało buntowało się przeciwko dalszym kłamstwom. Dina to wychwyciła, więc wziął głęboki oddech i zaczął od początku. - Gdyby nie ten wypadek, umarłby na serce. Ostrzegałem go, ale on mnie i tak nie słuchał, jak zwykle zresztą. Wtedy też prosiłem, by nie schodził do piwnicy, ale nie posłuchał. Był tak cholernie uparty, to go zgubiło. - Leto wypowiadał te słowa niezwykle mrocznym, mającym w sobie coś z maniakalnego szaleństwa tonem. Farmer przeszedł silny dreszcz niepokoju. Strach pojawił się też na jej pobladłej twarzy i Jared widział go doskonale.
Kobiety potrafiły maskować wiele rzeczy -  niedoskonałości swojej urody, skutki uboczne upływającego czasu, ślady pobicia i zmęczenia, ale nie strach. Na niego nie działał żaden kamuflaż, żaden podkład i żadna maska, był tak silny, że przedstawicielki słabszej płci nie potrafiły go pokonać.
Muzyk upił kolejny łyk swojego ulubionego napoju, po czym uznał, że już czas rozpocząć misję oczyszczenie.
- Nie masz dyktafonu? - zwrócił się do dziennikarki, nie widząc nigdzie żadnego sprzętu nagrywającego, który stanowił podstawowe wyposażenie wszystkich dziennikarzy.
- Mam, oczywiście, że mam. Już wyciągam. - Zdezorientowana Dina zanurzyło prędko dłoń w torebce i wyciągnęła z niej malutki dyktafon. Z całego tego szoku całkowicie o nim zapomniała. Miała szczęście, że Leto mimo wszystko miał głowę na karku.
- Możemy więc zaczynać?
- Tak, jasne. - Wypuściła szybko powietrze przez lekko rozchylone wargi i wcisnęła przycisk rozpoczynający nagrywanie. Nie zapytała nawet, jak to wszystko będzie wyglądało, i o tym z tego wszystkiego zapomniała. Jared też nie przejmował się formą, nie zależało mu na niej, tak naprawdę nie chciał stworzyć żadnego autobiograficznego dzieła, chciał się wyspowiadać ze swoich grzechów, wyznać komuś całą prawdę, licząc na to, że dzięki temu dozna upragnionego oczyszczenia. Dinę wybrał przypadkiem, pierwsza lepsza dziennikarka, której adres mailowy był ogólnie dostępny. Nie obchodziły go jej kompetencje i umiejętności, była zwykłym narzędziem. Musiała tylko go wysłuchać i potem odpowiednio zareagować, nic więcej.
Mężczyzna znów napił się herbaty, wypuścił zebrane w płucach powietrze i, ku uciesze swojej rozmówczyni, zaczął w końcu mówić:
- Żeby wszystko miało ręce i nogi, najpierw opowiem ci o Mary Chirstensen. To ona to wszystko zapoczątkowała, zainspirowała coś, co niegdyś zwykłem nazywać dziełem swojego życia, a co teraz jest dla mnie jednym z najbardziej haniebnych czynów, jakich kiedykolwiek się dopuściłem. Poznałem ją w dziewięćdziesiątym ósmym, kiedy byłem jeszcze marną płotką dryfującą bezwiednie po oceanie show-biznesu. To był casting do filmu Camerona Crowe'a, wpadliśmy na siebie w męskiej toalecie... Nie, nie obsługiwała tam żadnego kolegi, wymiotowała - wyjaśnił tak dla ścisłości Jared, widząc wymowny wyraz na twarzy Diny Farmer. Młodzi ludzi, dla nich wszystko sprowadzało się tylko do jednego... - To było jej pierwsze tak duże przesłuchanie, stresowała się, zwłaszcza, że nie miała odpowiedniego wykształcenia. Przez pierwszych dwadzieścia lat swojego życia szykowała się do bycia gimnastyczką, ewentualnie akrobatką cyrkową. Jej plany przekreśliła poważna kontuzja kolana, której nabawiła się w Indiach, kiedy to wychodziła ze świątyni buddyjskiej w pewną słoneczną niedzielę. Jako że pochodziła z bardzo religijnej rodziny, sama też była osobą głęboko wierzącą, od razu uznano, że była to kara boska za to, że dopuściła się takiego świętokradztwa. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną? Tak to szło? - Spojrzał niepewnie na Dinę, a ta skinęła twierdząco głową. - Nigdy nie byłem przesadnie wierzący, modlitwy znam głównie ze słyszenia, więc musiałem się upewnić.
Dziennikarka uśmiechnęła się uprzejmie i z dozą niemałego zaciekawienia słuchała go dalej. Nie miała pojęcia, do czego zmierzał, ale czuła, że to będzie coś dużego, co powali zarówno ją, jak i czytelników na kolana. Zawsze miała dobrego czuja, to przyznawał jej każdy...
- No nieważne. Cierpiała na coś, co zwykłem nazywać nerwowym słowotokiem, więc przez te piętnaście minut, które spędziliśmy w niezbyt przyjemnie pachnącym pomieszczeniu - swoją drogą nigdy nie rozumiał ludzi, którzy przed ważnym castingiem opychali się meksykańskim żarciem - zdążyła streścić mi niemal cały swój życiorys. Zaintrygowała mnie. Nie tak, jak ten rok później zaintrygowała mnie Cameron Diaz, po prostu uznałem, że fajna byłaby z niej przyjaciółka, fizycznego pociągu nigdy między nami nie było... No, w sumie pojawił się raz, ale i do tego dojdziemy - zreflektował się na prędce, cmokając głośno. - Koniec końców żadne z nas nie weszło do obsady. Ja byłem za mało charakterystyczny, cokolwiek autor miał na myśli, a ona za mało ponętna. Zdecydowaliśmy się przełknąć gorycz porażki wspólnie; wybraliśmy się wtedy do cukierni pana Dooma, której już niestety nie ma, a szkoda, bo serwowali tam znakomity suflet czekoladowy. Nieistotne, było to pierwsze z serii naszych wielu koleżeńskich spotkań, do statusu prawdziwej przyjaźni w sumie nigdy nie doszliśmy, zabrakło nam na to czasu, oczywiście z mojej winy.
Farmer przeszedł ten charakterystyczny prąd, który nawiedzał jej ciało za każdym razem, gdy z ust jej rozmówcy padało tak intrygujące zdanie, które można było interpretować na wiele sposobów. Zwykle liczyła na ten najbardziej szokujący.
- Na dwudzieste siódme urodziny podarowała mi książkę poruszającą kwestię różnych wierzeń i obrzędów. To właśnie w niej przeczytałem o cudownych właściwościach dziewiczej krwi.
Farmer spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Według starej legendy, picie krwi dziewic pomagało zachować wieczną młodość. Z początku traktowałem to jak zwykły, nie mający odniesienia w rzeczywistości mit, jednak im więcej czytałem na ten temat w różnych źródłach, tym głębiej zaczynałem w to wierzyć. Shannon nawet zażartował, że mógłbym tego spróbować, w końcu byłem aktorem, a w Hollywood od zawsze panował kult piękna i młodości. Przez chwilę zacząłem to nawet poważnie rozważać, ale w końcu uznałem, że to czysta głupota i przestałem zaprzątać sobie tym głowę.
Dziennikarka mimowolnie wydobyła z siebie westchnienie ulgi, co prawda liczyła na naprawdę wielką rzecz, ale takie coś, to byłoby jednak za dużo.
- Idea wróciła kilka miesięcy później, a ściślej rzecz biorąc, pewnego marcowego wieczora, kiedy to po kilku lampkach wina wylądowałem z Mary w łóżku. Nie, nie kochaliśmy się. Byłem pewien, że do tego dojdzie, zacząłem ją nawet rozbierać, ale zatrzymała mnie pewnym szokującym wyznaniem: była dziewicą i nie chciała przeżyć swojego pierwszego razu po pijaku z mężczyzną, który nawet nie był jej mężem. Byłem zły, jak każdy napalony facet, któremu okazja ucieka sprzed nosa, ale jednocześnie w mojej głowie zaczął kiełkować pewien plan. Mary była dziewicą, krew dziewicy zapewniała wieczną młodość, a młodość to największy atut aktora. Tak, Dino, postanowiłem sprawdzić, czy to naprawdę działa.
Kobieta zadrżała, wlepiając przerażony wzrok w twarz Jareda. Dostrzegła na niej wstyd i obrzydzenie do samego siebie, jednak nawet to nie zmieniało faktu, że trzęsła się jak osika. W pierwszym odruchu miała ochotę wybiec stamtąd z głośnym krzykiem, jednak ciekawość zwyciężyła. To prawda, co mówią na jej temat - jest pierwszym stopniem do piekła.
Jared znów zamilkł i pociągnął spory łyk herbaty z filiżanki, która telepała się w jego dłoniach jeszcze bardziej niż zwykle. Co prawda to nie był pierwszy raz, kiedy odpowiadał komuś o tym, co zrobił biednej, słodkiej Mary, już wcześniej miał okazję usłyszeć to dzielny inspektor McMahon, ale po raz pierwszy naprawdę się tego wstydził. A to wszystko przez Shannona, to on wzbudzał w nim to okropne poczucie winy swoimi nieustającymi wizytami i mówieniem, jak bardzo nim gardzi i jak jest mu za niego wstyd.
Młodszy z braci Leto wbił niewidzący wzrok w pomalowaną na biało ścianę, po czym bardzo powoli przymknął powieki, przywołując obraz tej feralnej nocy, kiedy to dokonał pierwszego w swoim życiu zabójstwa...


***

Los Angeles, 12.05.1999


    Mary odwiesiła plastikową słuchawkę i wziąwszy głęboki oddech, opuściła przeszkloną budkę telefoniczną mieszczącą się tuż za blokiem Jareda.
Ręce wciąż jej drżały, a po pobladłych policzkach ściekały łzy. Ciało zesztywniało ze strachu i zimna. Całe szczęście Jay jak zwykle okazał jej serce, co wypełniło jej pulsujące nerwami wnętrze falą rozkosznego ciepła. Cieszyła się, że miała kogoś, komu mogła wypłakać się w rękaw, kto zawsze ją pocieszał i dodawał pewności siebie w chwilach, gdy czuła się jak bezwartościowy śmieć. I tej wiosennej nocy tak właśnie się czuła, może nawet gorzej. Wina nie leżała po jej stronie, ona zachowała się tak, jak na szanującą się kobietę przystało, ale mimo wszystko nie mogła powstrzymać fali obrzydzenia zalewającej jej wnętrzności i nienawiści do samej siebie. Musiała jednak nad sobą zapanować, przynajmniej przez te pięć minut, dopóki nie znajdzie się w mieszkaniu Leto. Tam będzie mogła rozkleić się jak kiepskiej jakości chiński klapek, ale na razie musiała zachować względny spokój, by nie ściągać na siebie uwagi wścibskich przechodniów. Mama zawsze powtarzała jej, że prawdziwa dama zostawia swoje smutki i problemy w domu, nikomu ich nie pokazuje; tylko Bogu i zaufanemu przyjacielowi. Mary była damą, co prawda tego konkretnego problemu wstydziła się przed Bogiem, ale Jared był jej zaufanym przyjacielem, więc jemu mogła o tym powiedzieć, wręcz musiała.
Łyknęła tak dużą dawkę powietrza, na jaką pozwoliło jej przerażone ciało i starając się zachować pozory obojętności, ruszyła przed siebie równiutko ułożonymi płytami chodnikowymi. Sztywnym, aczkolwiek rytmicznym krokiem obeszła budynek mieszkalny i wcisnęła jeden z dwudziestu szarych guziczków zdobiących często psujący się domofon. Jared nie powiedział nawet słowa, w głośniku od razu rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk informujący gościa, że może pociągnąć masywne drzwi prowadzące na średnio czysty hol.
W malutkim pomieszczeniu na przeciwko windy siedział podpity mężczyzna w średnim wieku. Swoim stałym zwyczajem oglądał kiepski film pornograficzny z udziałem niespełnionych aktorek dramatycznych. Wybrzuszenie w lewej nogawce sugerowało, że za chwilę odejdzie od telewizora i zamknie się w łazience, by pozbyć się nadmiaru nasienia, które nigdy nie spełniło swojej roli w procesie przedłużania gatunku.
Mary, udając, że nie wie, co tak namiętnie ogląda pan Willis, skinęła grzecznie głową, na co ten odpowiedział uprzejmym machnięciem dłoni. Dwudziestopięciolatka tak często odwiedzała Jareda, że dozorca zdążył się do niej przyzwyczaić, a nawet ją polubić. Bo jak tu nie lubić zgrabnej, młodej kobitki z biodrami jak marzenie? Gdyby tylko był te kilkanaście lat młodszy i choć w połowie tak przystojny jak ten gnojek z Luizjany...
    Christensen wsiadła do windy i palcem, który wciąż niekontrolowanie dygotał, wcisnęła guzik z namalowaną nań ósemką.
Jared już czekał na nią przy otwartych drzwiach wynajmowanego od starszego małżeństwa mieszkania. Nie wiedział, co dokładnie się stało, ale się tego domyślał i był pewien, że ma rację, bo tylko w takiej sytuacji głos Mary drżał jak osika na wietrze.
Zanim zdążył pomyśleć, czemu jeszcze jej nie ma, na korytarzu otworzyły się metalowe wrota windy. Z ciasnej puszki wyszła ona. Tak jak się tego spodziewał, miała opuchnięta twarz i telepała się jak pacjent w najsilniejszym stadium febry. Gdy tylko zbliżyła się do progu, bez słowa chwycił ją w ramiona i mocno przytulił. Tak jak ojciec przytula swoje dziecko po tym, jak zawaliło najważniejszy test w szkole, do którego szykowało się kilka tygodni.
Mary znów się rozpłakała, wtulona w szarą koszulkę Jareda mogła sobie na to pozwolić...
- A teraz mów, co się dzieje, aniołku - odezwał się spokojnym, czułym tonem, gdy siedzieli już w jego salonie, a przed kobietą stała filiżanka świeżo zaparzonej melisy.
- Nie masz nic mocniejszego? - zapytała, patrząc na parujące naczynie.
- Mam, ale melisa uspokoi cię lepiej niż alkohol, wierz mi.
- Wierzę. - Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego obrzydliwy, karykaturalny grymas. Jay pogłaskał ją po policzku i pomógł podnieść porcelanę w kolorze kości słoniowej. Pociągnęła z niej nieduży łyk i również z pomocą kolegi po fachu odstawiła ją z powrotem na maleńki stolik.
- Jeśli nie chcesz teraz o tym mówić, nie musisz.
- Chcę, Jared, chcę. - Wzięła głęboki oddech i wbiła swoje błękitne, załzawione tęczówki w jego pełne współczucia i troski oczy.
- Miałam dzisiaj spotkanie z producentem. Zaprosił mnie do swojego biura i zaproponował drinka. Nie zdążyłam wypić nawet łyka, a on już wepchnął mi rękę pod spódnicę. Odsunęłam się od niego, a wtedy on... - tu zacisnęła mocno usta i zatrzęsła się jeszcze bardziej. - On powiedział, że jak się z nim nie prześpię, to nigdy nie dostanę tej roli. Tej ani żadnej innej, bo nie mam ani grama talentu. Powiedział, że mam tylko ładną buźkę, a ładne buźki zdobywają role przez łóżko, inaczej się nie da. - Wciągnęła głośno powietrze, po jej lekko zaczerwienionych polikach spłynęły łzy.
- I co zrobiłaś? - zapytał wyraźnie zaniepokojony Jared.
- Wybiegłam stamtąd, a co innego miałam zrobić?
Leto wydobył z siebie westchnienie ulgi. Przez moment bał się tego, że Mary uległa temu pieprzonemu zboczeńcowi, albo co gorsza, że ten ją zgwałcił. To by zniszczyło jego własny plan, który ze względów czysto moralnych i stricte praktycznych ciągle odkładał w czasie.
- To dobrze, Mary, to bardzo dobrze.
- Sama już nie wiem...
Mężczyzna spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Chodzi o to, że ten facet ma rację. Nie jestem aż tak utalentowana, żeby dostawać duże role, małe zresztą też. Porwałam się z motyką na słońce, Jared, ale tak bardzo mi na tym zależy. Tak bardzo bym chciała grać w filmach i dawać innym ludziom radość. A skoro droga do tego prowadzi przez łóżka tych obleśnych typów, to może jednak powinnam...
- Nawet o tym, do cholery, nie myśl! - wciął jej się w zdanie ostrym tonem.
- Ale sam widzisz, że nie istnieje dla mnie żadna inna droga. I sam mówiłeś, że trzymanie dziewictwa dla męża to przeżytek.
- I co z tego, że tak mówiłem? Nie zgadzam się na to, żebyś dawała dupy tym starym popierdoleńcom!
- Nie zgadasz się? Nie zapomniałeś czasem, że to jest moje ciało?
- No właśnie, Mary, twoje ciało. Twoje, a nie producentów.
- Ale zrozum, że tak bardzo mi na tym zależy. Już mam dosyć wiecznych porażek i słuchania, jaka to ze mnie sztywniara. Nie chcę, żeby kolejne marzenie przebiegło mi koło nosa, nie przeżyję tego.
Jared zacisnął mocno szczękę, poczuł, jak nagle ogarnia go potężna fala złości. Mary chciała wszystko popsuć, zniweczyć jego plan. Nie mógł pozwolić na to, by jego walka z samym sobą i własnymi barierami poszła na marne. Nie mógł...
    Zanim Mary zdążyła powiedzieć coś jeszcze, chwycił w dłoń stary wazon, który kupił na pchlim targu i wymierzył jej silny cios w głowę.
Kobieta straciła przytomność, a kiedy ją odzyskała, leżała w samej bieliźnie na łóżku Jareda ze związanymi kończynami i zaklejonymi taśmą izolacyjną ustami. Sam gospodarz siedział na niej okrakiem z nieodgadnionym wyrazem twarzy, który był przyjętą na daną chwilę pozą. Tak naprawdę się bał, bał się jak cholera. Planował załatwić to wszystko zupełnie inaczej, ale Mary nie dała mu wyboru. Realizował wymyślony na prędce plan awaryjny, stąd też to ogromne przerażenie. Ona też się bała, co było rzeczą raczej oczywistą. Wierzgała pod nim jak sarna złapana w sidła kłusownika, choć doskonale wiedziała, że nic jej to nie da.
- Mary, proszę cię, nie pogarszaj sytuacji. Wiem, że się boisz, ale jeśli nie będziesz się tak szamotać, wszystko pójdzie szybko i sprawnie. Chciałbym powiedzieć, że bezboleśnie, ale to byłoby ewidentne kłamstwo.
Mary wbiła w niego przerażony wzrok zgubionej w lesie małej dziewczynki i przestała się ruszać.
- Jeśli obiecasz, że nie krzykniesz, zdejmę ci taśmę. Obiecujesz?
Skinęła twierdząco głową, wypuszczając z oczu dwie łzy.
Leto chwycił koniuszek taśmy i najdelikatniej jak tylko się dało, zdjął ją z twarzy swojej ofiary. Mimo wszystko poczuła nieprzyjemny ból.
- Przepraszam, inaczej się nie dało. Chcesz mi coś powiedzieć, o coś zapytać? - odezwał się, gdy w przeciągu pierwszych kilku sekund Christensen nie krzyknęła.
Po głowie chodziło jej mnóstwo pytań i stwierdzeń, jednak zdołała wydukać tylko jedno z nich:
- Czy teraz mnie zgwałcisz?
- Czy cię zgwałcę? Mary, na litość boską, jak możesz mnie o coś takiego posądzać?! Nigdy w życiu nie zrobiłbym ci czegoś tak okropnego! Wiesz, że przemoc seksualną uważam za coś obrzydliwego i zwyrodniałego, nigdy bym się jej nie dopuścił, przenigdy, a już szczególnie wobec ciebie.
- Więc czemu to... Dlaczego... Co chcesz zrobić? - dukała przerażona, czując przeszywający ból głowy.
- Co chcę zrobić? Chcę dostać twoją krew. Chcę poświęcić twoje dziewicze ciało, żeby dostać to, co płynie w jego wnętrzu. Wiesz, nie robię tego z nienawiści, aniołku. Powinnaś patrzeć na to, jak na zaszczyt. Ze wszystkich dziewic świata wybrałem właśnie ciebie, bo ci ufam, bo wiem, że jesteś tego godna. - Wypowiadane słowa i ten okropny ton brzmiały obco nawet dla samego Jareda. Zupełnie jakby w jego ciele pojawił się inny człowiek i przemawiał jego ustami. - Przykro mi, że doszło do tego w taki sposób, planowałem to zupełnie inaczej, ale cóż... Postaram się zrobić to jak najszybciej, dobrze?
Mary spojrzała na jego ręce i na stojący obok łóżka stolik nocny. Była pewna, że zobaczy tam jakiś ogromny nóż, jednak nic takiego nie dostrzegła. W sumie mogła zacząć teraz krzyczeć, ktoś by ją z pewnością usłyszał i być może uratował, ale coś ją przed tym powstrzymywało. Jakiś wewnętrzny ucisk i głos ojca, który mówił jej, że to kolejna kara boska, tym razem za to, że chciała oddać swoje ciało w zamian za pięć minut sławy.
Bóg ją znów ukarał i to w tak okrutny sposób. Bóg ją ciągle karał, odkąd tylko pamiętała. Bóg był zły. Nienawidziła Boga. Nie chciała dłużej oddawać mu czci. Nie chciała już być jego owieczką.
- Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, pomódl się do Jezusa - odezwał się Leto.
- Nie wierzę w Boga - oznajmiła pewnym, irracjonalnym w takiej sytuacji tonem i poczuła, jak silne dłonie zaciskają się coraz mocniej na jej szyi.
Ból, duszność, panika, a pod koniec błoga nicość, to właśnie czuła Mary Christensen, zanim odeszła na zawsze z tego świata, uduszona przez człowieka, którego uważała za swojego jedynego przyjaciela.
    Kiedy Jared miał już pewność, że Mary nie żyje, wstał powoli z jej jeszcze ciepłego ciała i przyniósł z kuchni najostrzejszy nóż, jaki posiadał. Nie zrobił tego wcześniej, bo nie chciał jeszcze bardziej straszyć tej biednej dziewczyny, za bardzo ją lubił.
Niepewnym ruchem wbił lśniące ostrze w tętnicę szyjną, skąd wyleciała tak cenna dla niego substancja. Jako że nie miał przy sobie żadnego naczynia, do którego mógłby ją zebrać, wypił ją prosto ze źródła, zupełnie jak wampir ze starego horroru.
Smak miała metaliczny, odrobinkę słodkawy; połykał ją do momentu, aż nie poczuł silnych mdłości. Wtedy też wyprostował plecy, oblizał wargi i zęby, a jego ciało przeszedł najprzyjemniejszy dreszcz w życiu.
Poczuł się jak młody bóg, jak król świata, jak władca wszelkiego istnienia, jak pan życia i śmierci...



***


- Uzależniłem się od tego uczucia i od krwi. Od jej działania i, nie będę ukrywał, od smaku. Z czasem przestałem nawet czuć wyrzuty sumienia. Zabijanie tych dziewczyn i picie ich krwi stało się dla mnie czymś naturalnym, jak granie w filmach czy śpiewanie.
Dina pobladła jeszcze bardziej, choć chwilę wcześniej była pewna, że to niemożliwe. Ciało miała sztywne, wnętrzności pulsowały jej z przerażenia, kończyny dygotały, w gardle stanęła wielka, niemożliwa do przełknięcia gula, która sprawiła, że nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Zresztą i tak nie wiedziałaby, co powiedzieć, w głowie miała całkowitą pustkę.
- Na początku musiałem się nieźle nagimnastykować, jednak wraz ze wzrostem popularności 30 Seconds to Mars wszystko stało się prostsze. Wśród fanek było mnóstwo młodych dziewcząt, na moje szczęście, ich lwią część stanowiły dziewice. Zwabienie ich do siebie nie stanowiło żadnego problemu, w końcu każda nastolatka marzy o tym, by znaleźć się sam na sam ze swoim idolem w jego własnym domu.
- Skąd wiedziałeś, które z nich to dziewice? - Dinie w końcu udało się uwolnić uwięziony głos. Mimo strachu i obrzydzenia pozwoliła swojej dziennikarskiej naturze przejąć kontrolę. Normalnie wyzwałaby Jareda od chorych popierdoleńców i stamtąd uciekła, jednak siła tak zwanego skrzywienia zawodowego okazała się o wiele potężniejsza niż myślała. Poczuła odrazę do samej siebie.
- Poznawałem to po ich zachowaniu i reakcjach. Oczywiście, jak każdy człowiek, czasami się myliłem i kiedy już miałem dokonywać swojego rytuału, okazywało się, że dziewczyna dziewictwo straciła już dawno temu na szkolnej dyskotece. Wtedy po prostu spędzałem z nią noc, a ona na drugi dzień wracała do domu cała i zdrowa.
- A więc zabijałeś je tutaj, w swoim domu. Robiłeś to w czasach, kiedy mieszkał z tobą brat...
- Shannon o niczym nie wiedział, jeśli o to pytasz - wtrącił się dziennikarce w zdanie, dokładnie odgadując jej myśli. - Był mężczyzną, który nie lubił spędzać nocy w domu. Wolał włóczyć się po klubach i barach, ewentualnie po mieszkaniach różnych kobiet. Tamtej nocy wrócił wcześniej niż zwykle i przyłapał mnie na gorącym uczynku. Nie chciałem go zabijać, naprawdę, ale nie pozostawił mi żadnego wyboru. - W oczach Jareda zaszkliły się łzy, wargi i głos zadrżały. - Gdybym nie skręcił mu karku, kazałaby mnie zamknąć, nie pozwoliłby kontynuować mojego dzieła. Ale kochałem go, bardzo go kochałem.
Farmer wiedziała, że mówił szczerze, to było widać w jego oczach. Owe uczucie brata do brata było też widoczne w pomieszczeniu, w którym się znajdowali.
Mimo wszystko, ku własnemu zdziwieniu, znów poczuła współczucie. Współczuła Jaredowi tego, że musiał podjąć tak trudną decyzję, choć wiedziała, że takim ludziom, w takich sytuacjach współczuć się nie powinno.
- Po jego śmierci mama całkowicie się załamała. Przestała mówić, nie chciała nikogo widzieć. Odcięła się od całego świata i ode mnie. Nie, nie wiedziała, że to ja zabiłem Shannona, po prostu nie kochała mnie na tyle, by chcieć dzielić ze mną swój ból. Jestem niemal na sto procent pewien, że nie kochała i nie kocha mnie wcale. Za to Shanna wręcz ubóstwiała. Zawsze go faworyzowała i poświęcała mu więcej czasu. Nie dziwiło mnie to, w końcu Shannon był planowanym, niecierpliwie wyczekiwanym, zrodzonym z miłości dzieckiem, ja zwykłym, niechcianym wypadkiem przy pracy. Kiedy rodzice mnie, że tak to ujmę, produkowali, szczerze się nienawidzili. Gardzili sobą nawzajem, a seks uprawiali tylko po to, by spełniać małżeński obowiązek. Zadziwiające, jak w ciągu kilku miesięcy można znienawidzić kogoś, kogo kochało się nad życie... - Leto westchnął nostalgicznie i dopił to, co zostało w jego filiżance, po czym rozmasował ściśniętą silnym skurczem lewą nogę. - To on nakłonił mnie do przyznania się do tego wszystkiego - powiedział po chwili nieprzyjemnego, ciążącego Dinie milczenia.
- On, czyli Shannon?
- Tak, Shannon. Od czterech lat noc w noc przychodzi do mnie i rozbudza we mnie te przeklęte wyrzuty sumienia. Zaczął to robić dwa miesiące po tym, jak zabiłem McMahona. Stawał obok mnie i przypominał o wszystkich zbrodniach, których dokonałem. Sprawił, że zacząłem patrzeć na te wszystkie dziewczyny jak na osoby, nie przedmioty. Nie były już bezimiennymi manekinami, stały się istotami, które miały plany na przyszłość, marzenia, aspiracje... Nie mogłem tego znieść, przerosło mnie to wszystko. Nie byłem już w stanie zabijać, nie chciałem tego robić. Tym samym straciłem swój eliksir młodości i oto, czym się stałem. Cały stres i całe zło, które we mnie siedziało, w końcu odbiło się na moim wyglądzie. Przyznaję, nie spodziewałem się tego, ale mogę mieć pretensje wyłącznie do samego siebie, w końcu nikt mnie nie zmuszał do obrania takiej drogi, przecież mogłem po prostu oddać się w ręce chirurgów plastycznych. Tak, mogłem i teraz cholernie żałuję, że tego nie zrobiłem. - Jared wbił wzrok w puste już naczynie, a następnie przeniósł go na siedzącą na przeciwko kobietę. Dostrzegł drżenie jej ciała i strach namalowany w zielonych oczach. Nie była gotowa na coś takiego, pewnie jak każda dziennikarzyna liczyła na szczegóły z jego życia erotycznego i na ujawnienie skrywanych dotąd romansów.
- To już wszystko, Dino. Możesz wyłączyć dyktafon i jechać do domu.
Kobieta machnęła głową, jakby wyrwana z jakiegoś transu i wcisnęła odpowiedni przycisk na swoim wysłużonym sprzęcie nagrywającym, który dostała od ojca pierwszego dnia studiów. Niepewnie podniosła się z krzesła, jakaś cząstka jej mózgu obawiała się, że Jared ją teraz zabije. Pomyliła się.
Leto wstał razem z nią i, jak nakazywała to kultura, odprowadził ją do drzwi. Ze względu na silny, nieustający od ponad roku ból nogi mężczyzny, spacer od gabinetu do korytarza trwał nieco dłużej niż życzyła sobie tego Farmer.
Kiedy gospodarz otworzył wszystkie zamki i nacisnął mosiężną klamkę, odezwała się niepewnym głosem:
- Wiesz, że nie mogę tego tak zostawić, muszę zawiadomić o wszystkim policję.
Jared uśmiechnął się łagodnie, ukazując przy tym rząd pożółkłych, wymagających leczenia zębów.
- Powiem ci coś, moja droga. Ktoś taki jak ja nigdy nie przyznaje się do winy bez powodu. Albo chce zagrać komuś na nosie, jak to było w przypadku inspektora McMahona, albo, tak jak to jest teraz, chce zostać ukarany.
Nagle wszystko ułożyło się w jedną całość i Dina zrozumiała, że on chciał, by doniosła o tym wszystkim organom ścigania, to właśnie miał na celu, zapraszając ją do siebie i opowiadając to wszystko. I ona zamierzała spełnić to niewypowiedziane wprost życzenie.
- Dziękuję ci, Dino - powiedział uprzejmie i wypuścił kobietę ze swojej fortecy.
Szybkim krokiem ruszyła w stronę zaparkowanego przed bramą auta, ani razu nie oglądając się za siebie.



***



    Nie zamykając drzwi na klucz, Jared zszedł powoli do piwnicy, trzymając się mocno zardzewiałej poręczy, która jęczała przy każdym jego ruchu. Schody nie skrzypiały tylko dlatego, że były betonowe, nadrabiały za to drzwi. W ciągu ostatnich trzech lat Jared otworzył je tylko raz - poprzedniego dnia. Zrobił to po to, by podpisać zachowane fragmenty ciał swoich ofiar, co miało ułatwić policji zadanie i skrócić ich pobyt w jego domu.
Sam nie pamiętał imion i nazwisk tych wszystkich nieszczęśniczek, to Shannon mu je podał. Wszystkie, co do jednego.
Doris Weaver, Helen Draft, Frankie Rosenberg, Lori Gamble, Elza Wallis, Misha Horton, Connie Seedwood i wiele, wiele innych, w tym dwie Mary i jedna Shannon, ale to nie miało już większego znaczenia.
Jared wkroczył pewnie do swojego sanktuarium i otworzył skrzydła olbrzymiej szafy, tak by widoczne były wszystkie jego "trofea". Zaraz potem podszedł do biurka, pociągając mosiężny uchwyt drewnianej szuflady.
- Jestem z ciebie dumny, braciszku. Słusznie postąpiłeś.
- Wiem. - Jay uniósł głowę i spojrzał prosto w wypełnione zadowoleniem oczy brata. Siedział na kancie jego ulubionego antyku, machając leniwie nogami. Gdyby żył, zabiłby go za to, ale w obecnej sytuacji zbył to milczeniem i nabrał do swoich osłabionych płuc możliwie jak największą dawkę powietrza. Poczuł ból, przyzwyczajenie pozwoliło mu jednak go zignorować i w pełni skupić się na starszym bracie.
- Już czas, Jared. Zaraz będzie tu policja.
- Tak, już czas - powtórzył niepewnie, wyciągając dłoń. Shannon położył na niej gruby sznur zakończony pętlą i z uwagą obserwował, jak jego młodszy brat przerzuca go przez najgrubszą rurę przechodzącą tuż pod sufitem.
- Już się więcej nie zobaczymy, prawda? - wychrypiał Jared, przekładając głowę przez jeszcze luźny otwór.
- Prawda. Tam, gdzie trafisz, nie będzie nikogo, kogo kochałeś.
- Domyślam się. - Przez jego życie przewinęło się mnóstwo dobrych ludzi, wiedział, że żaden z nich nie zrobił niczego, czym mógłby zasłużyć sobie na piekło. W odróżnieniu od niego...
    Ostatni raz zaczerpnął powietrza, wprowadził w ruch dolne, trawione reumatyzmem kończyny. Nieduży taborecik, na którym opierał stopy, zaskrzypiał złowrogo, po czym z głuchym łoskotem uderzył o podłogę, a wiszące ciało rozpoczęło swój ostatni, spazmatyczny taniec - taniec oczyszczenia.


***


Wiadomość z ostatniej chwili - nie żyje znany aktor i muzyk Jared Leto. Mężczyzna dwie godziny temu powiesił się w swojej piwnicy. Tuż przed śmiercią przyznał się do popełnienia serii morderstw, których ofiarami były nastolatki nazwane przez policję bezgłowymi dziewicami.
W domu artysty policjanci znaleźli zakonserwowane głowy ofiar, wszystkie podpisane. Leto w przedśmiertnej rozmowie z dziennikarką Diną Farmer wyznał również, że jest odpowiedzialny za śmierć swojego brata Shannona i umyślne zabójstwo inspektora Andy'ego McMahona, który już dziewięć lat temu łączył go z tą sprawą.
Szef policji Los Angeles podjął już wszystkie kroki, by powtórnie awansować zdegradowanego po śmierci policjanta, wystosował też oficjalny list z przeprosinami do jego rodziny...





    Dina wyłączyła radio i całkowicie wyczerpana oparła się o miękki zagłówek. Czuła, jak stres powoli opuszcza jej ciało, jednak wiedziała, że minie jeszcze sporo czasu, zanim w pełni dojdzie do siebie.
Tego dnia poznała największy sekret Jareda Leto, ale też dowiedziała się czegoś o samej sobie - wcale nie jest w stanie zrobić wszystkiego dla zdobycia upragnionej pozycji zawodowej.
Gdyby zamiast zadzwonić na policję, opublikowała to wyznanie Leto na łamach gazety, dla której pracowała, automatycznie dostałaby awans, a koledzy po fachu zaczęliby traktować ją jak królową; ona jednak posłuchała głosu serca, postawiła na swoje człowieczeństwo. Spotkanie z Jaredem pokazało jej, że właśnie ono jest najważniejsze, bo gdy człowiek je traci, staje się samotną, przerażającą kreaturą. Teraz już wiedziała, że wcale tego nie chce, wreszcie przejrzała na oczy i w pewnym stopniu poczuła się oczyszczona...
    Wzięła głęboki oddech i odrobinę drżącą dłonią chwyciła stojącą na stoliku lampkę wina. Powoli uniosła ją w geście toastu.
- To ja dziękuję tobie, Jared. Niech Bóg zmiłuje się nad twoją duszą.  - Wychyliła całą zawartość kryształowego naczynia i zaraz potem zapadła w głęboki, oczyszczający sen.

17 komentarzy:

  1. O... cholerka. To było.. idealne, piękne, niesamowite. Nie wiem co powiedzieć. Jakieś dziwne uczucie trzyma moje ręce i nie pozwala pisać tego komentarza. To, jak Jared się zmienił. To, jak zmieniła go krew. To, jak przeżywał śmierć Shanna. To, jak z nim rozmawiał. To, jak spokojnie, wręcz delikatnie wyspowiadał się Dinie. To, jak Dine ta rozmowa zmieniła. To wszystko jest idealne.
    Kurczę, nie wiem co napisać, serio. Emocje mną targają i nie wiem czy się cieszyć, bo Jared dostał swego rodzaju nauczkę (chodzi mi o piekło) czy płakać, bo jednak przejrzał na oczy. I w dodatku ta końcowa rozmowa z Shannonem...
    Kobieto, opłacisz mi psychologa,
    Lidka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam to, że potrafisz przeczytać i skomentować coś zaraz po publikacji, ja się z tym wszystkim zawsze strasznie ociągam.
      Nawet nie wiesz, jak strasznie cieszy mnie tak pozytywny odbiór tej miniaturki, obawy były spore, jak to zwykle bywa w moim przypadku, więc teraz czuję, jak powoli spada mi kamień z serducha. Miłe uczucie :).
      Czyli trzeba będzie zaciągać kredyt, damn...

      Usuń
  2. Świetne! Mroczny Leto? Czemu nie ;) Właściwie, to nawet seria opowiadań w takim klimacie byłaby świetna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest seria miniaturek, dłuższe opowiadanie by się raczej nie sprawdziło. Za bardzo bym kombinowała, w końcu bym się pogubiła i wszystko by szlag trafił, miniaturki są bezpieczniejsze :).

      Usuń
  3. No Marion, mojego psychologa też chyba będziesz musiała opłacić. Ja osobiście jestem w ciężkim szoku. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Myślałam, że Dina Farmer będzie kolejna ofiarą, pana Leto. A tu proszę. Jared Leto; młody bóg, muzyk za którym szaleje wiele kobiet, stał się jakimś starym dziadkiem. A potem jego rozmowa z Diną. Sytuacja, kiedy tak spokojnie opowiadał młodej dziennikarce, co działo się w jego domu. W ogóle sytuacja z Shannonem, jest niesamowita. To jak straszy Leto, przychodzi do młodszego brata w śnie i przypomina mu o wszystkich jego ofiarach. Jeeeeeeeeeeeeeeeej. Będę chyba wracać do tej miniaturki, co chwilę. JEST GENIALNA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Damnciu, nie wypłacę się!
      Dla ścisłości, Shannon nie przychodził do Jareda w snach, tylko na jawie. To znaczy Jared odbierał to jako jawę. Z założenia to były urojenia wywołane wyrzutami sumienia.
      Bardzo mnie to cieszy, naprawdę. Dziękuję :).

      Usuń
  4. Spodziewałam się, że Jared zabije tutaj po raz ostatni, ale zaskoczyłaś mnie nieźle:) Cała seria tych miniaturek była, a raczej jest dla mnie najlepszymi, jakie czytałam:) Rozmowa z duchem Shannona była fascynująca:) Z jednej, jedynej rzeczy się uśmiałam. Moment, kiedy Dina widzi Jareda i myśli, że to jego kamerdyner. Padłam:d
    Bardzo mi się podobało i warto było przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię zaskakiwać, a że rzadko mi to wychodzi, cieszę się podwójnie, kiedy już się uda :).
      Szalenie, szalenie mi miło!
      Uznałam, że ta rozmowa i podanie sznura to będzie naprawdę fajny aspekt i cieszę się, że Ci się to spodobało.
      I super, że Cię to rozbawiło, to była taka jedna z luźnych wstawek, które jak dla mnie są niezbędne. Równowaga przede wszystkim.
      Bardzo się cieszę i dziękuję :).

      Usuń
  5. Wyjedź ze mną do Holandii, ożeń się i otwórz sklep sprzedający cebulki tulipanów.
    Słyszałam, że przełomowym dla mężczyzny wiekiem jest przekroczenie 40. Kryzys wieku średniego i te sprawy.
    Są prezerwatywy fluorescencyjne, łatwo znaleźć w torebce. Zawsze mnie ciekawiło jak kobiety są w stanie zasyfić torby wielkości plecaka szkolnego i jeszcze nie mieć miejsca. Ja się mieszczę w kieszeniach spodni. Wróć, znów nie na temat. A Amstaffy są słodkie. Ludzie mają je za groźne bestie, a jak dobrze się takiego wychowa to jest łagodny jak baranek. Nasz staruszek żył prawie 15 lat i do samego końca był jak maskotka.

    A motyw z dialogiem z Buddy (doszkoliłam się, ha!) nie był czasem w poprzedniej części? Tam Jared opowiadał inspektorowi o mocno wierzącej Mary, która powiedziała, że nie wierzy w Boga. Czyli teraz dokładnie rozwinęłaś ten wątek? Internet mi się tnie, więc przełączenie strony groziłoby niemożliwością przeczytania dalej.

    A czemu Jared utyka? To niebyło wyjaśnione. Ze względu na podupadające zdrowie czy coś się stało?

    I przez wspomnienie o Mr. Nobody przez całą miniaturkę miałam przed oczami Jareda w charakteryzacji i słyszałam ten ochrypnięty głos, którym wykrzykiwał „I need to wake up!”. Aż miałam ciary wyobrażając sobie, że tym głosem opowiada swoje grzechy Dianie.

    Duch się pojawia. Ok. Może to przez sumienie mózg wyprodukował majak. Ale duch podający mu sznur? To jakoś nie bardzo pasuje do atmosfery całej serii. Ale za to końcowa rozmowa była świetnie napisana. Nie wierze w boga, tym samym w niebo i piekło, ale poruszyło mnie to. Wydało się, że Jareda bardziej przeraża to, że nie dane mu będzie już więcej zobaczyć bliskich niż to, że skazany zostanie na wieczne potępienie.

    -Bianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli zapłacisz za bilety to nie ma sprawy. Mój wujek ma tam dom, więc meta jest :D.
      Tak, aczkolwiek ostatnio naczytałam się mnóstwo artykułów na temat 50 Johnny'ego Deppa i była tam mowa o tym, że dla faceta to jak rzucenie kamienia milowego, połowa życia i te sprawy, więc to była moja inspiracja do tego założenia. Sama nie miałam jeszcze okazji kończyć pięćdziesiątki, więc autopsją się tu raczej zasłonić nie mogę :).
      Tak, był w poprzedniej części, kiedy to Jared opowiadał Andy'emu o Mary, tu, jak słusznie zauważyłaś, ten wątek został po prostu rozwinięty. W sumie ta retrospekcja miała znaleźć się w poprzedniej miniaturce, co by w sumie lepiej dopełniło jej tytuł, ale ostatecznie zdecydowałam się zostawić ją na koniec.
      Utykanie Jareda to skutek przyspieszonego procesu starzenia.
      Ja w sumie ten głos znam tylko ze zwiastunu, bo filmu nie miałam okazji oglądać.
      Shannon nie jest duchem, jest omamem, jak sama zauważyłaś, spowodowanym silnymi wyrzutami sumienia. Jared tak naprawdę bierze ten sznur sam, coś jak w Fight Clubie - grany przez Nortona pan nieznany nam z imienia sam robi sobie oparzenie chemiczne, ale jest pewien, że robi mu to Tyler. Może napisane w pierwszej osobie miałoby to lepszy efekt. Tak, zdecydowanie.
      Bo tak dokładnie jest, Jared nie przestraszył się potępienia, tylko tego, że nie zobaczy już więcej bliskich. Poza tym to piekło to tylko jego założenia, tak naprawdę nie wiadomo, co się z nim stało po tym, jak umarł.

      Usuń
  6. Zastanawiałam się, czy skomentować od razu czy poczekać kilka godzina aż ochłonę. Zdecydowałam się na wersję pierwszą.
    Link pojawił się na MH i postanowiłam w niego kliknąć, zaciekawiona tytułem. Wiesz co? Nie żałuję. To najlepsza miniaturka jaką kiedykolwiek czytałam. Po prostu niesamowita. Przy dobrej muzyce od razu wczułam się w klimat. Miałaś niesamowity pomysł z tą krwią dziewic. Od razu wyobraziłam sobie coś podobnego na KM, ale zrezygnowałam, bo to podchodziłoby już po jako - takie kopiowanie. Wracając... Wykreowana postać Jareda i jego historia mną wstrząsnęła. W sumie to nawet bardziej niż wstrząsnęła. W tej chwili nie umiem obrać tego w słowa. Lubię takie opowiadania, w których występują duchy należące do najbliższych osób bohaterów. Końcówka, czyli 2 ostatnie części - uwielbiam po prostu. Właśnie takie zakończenia zawsze mi się podobają.
    Wydedukowałam, że były poprzednie części, prawda?
    Przepraszam, że mój komentarz jest taki chaotyczny, ale myślę, że zrozumiesz,, o co mi chodziło i jak mnie tym zachwyciłaś.
    F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, naprawdę. Ta krew dziewic to w sumie inspiracja wypowiedzią Jareda sprzed kilku lat, kiedy to zapytany o to, co robi, że tak młodo wygląda, odpowiedział, że pije krew dziewic, czy jakoś tak. On co prawda mówił to w żartach, ale pomyślałam, że fajnie by było napisać coś takiego na poważnie + swoje zrobiła jeszcze piosenka Bullshit King.
      Tak, były dwie, pierwsza Pan życia i śmierci, druga Pierwsza była Mary, obie znajdują się na podstronie Miniaturki.
      Tak, rozumiem i bardzo się cieszę, że udało mi się zrobić na Tobie aż takie wrażenie tym tekstem, to dla mnie wielki komplement.
      Dziękuję za podzielenie się opinią :).

      Usuń
  7. O mój Boże, to jest genialne! Podczas czytania powtarzałam te słowa, jak mantrę. Wow, naprawdę. Nie wiem...WOW. Tyle powiem WOOOOW.
    Widzę, że dużo tu aluzji do tekstów piosenek i filmów, w których zagrał Jared, co bardzo mi się podoba, szczególnie połączone w jedną, spójną całość. Ta rozmowa była zaskakująca, ciągle chciało mi się piszczeć z zachwytu nad twym geniuszem. Cóż tu więcej pieprzyć- cudowne to jest bardzo :)
    Pozdrawiam gorąco, w jakże upalny wieczór, Smerf

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Btw, przepraszam za chaos w komentarzu. Wczoraj było już widocznie za gorąco i zapomniałam tego dodać.
      Raz jeszcze- Smerf

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę, że się spodobało :). Cóż tu dużo mówić, a raczej pisać, uwielbiam aluzje, bardzo często stosuję je też w regularnych opowiadaniach, w sumie mało osób je dostrzega, ale mimo wszystko to sprawia mi frajdę, sama nie wiem dlaczego, takie moje małe zboczenie :).
      Nie masz za co przepraszać, jestem przyzwyczajona do chaosu, sama kiedy piszę komentarze, to panuje w nich jeden wielki bałagan ;).
      Dziękuję za przeczytanie miniaturki i zostawienie opinii :).

      Usuń
  8. Przeczytałam wszystkie części i dopiero teraz mogę je wszystkie skomentować. Twoje opowiadanie byłoby idealne gdyby nie fakt iż Jared zapewne nie wiedział jakie grupy krwi miały mordowane przez niego dziewice, a co za tym idzie gdyby wypił nie swoją grupę krwi zatruł by się. Jestem hematologiem od 5 lat i byłam świadkiem kiedy dziewczyna zabiła się wypijając nie swoją krew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obronię się tym, czym w takich sytuacjach bronię się zawsze - fikcja literacka.
      To nie jest literatura faktu, więc można pozwolić sobie na takie drobne "niedopatrzenia". Bądźmy szczerzy, gdyby w ten sposób analizować każdy tekst pisany, zawsze znalazłoby się multum rzeczy, które wykluczałaby jego, że tak to ujmę, autentyczność. Pisząc miniaturki takie jak ta, nie zastanawiam się, czy dana rzecz byłaby możliwa w rzeczywistości, bo z rzeczywistością nie ma to nic wspólnego.
      I tak to właśnie widzę, ale jak najbardziej doceniam profesjonalne spojrzenie na ten aspekt :).

      Usuń