Krótka historia dziewczyny będącej inspiracją do stworzenia piosenki Buddha for Mary, zainspirowana utworem Run, Joey, run.
W niedużym, białym pokoju stał mały stolik i dwa krzesła. Na jednym z nich siedziała młoda, elegancka blondynka, a miejsce na przeciwko zajmował nieco znużony szatyn, na którego skierowana była kamera. Po raz kolejny założył jedną nogę na drugą, nie mogąc się doczekać zakończenia trwającego już od godziny wywiadu. Nużyły go powtarzające się w kółko pytania, chciał po prostu wstać z tego niewygodnego mebla i pojechać do domu, w którym ostatnimi czasy bywał niezwykle rzadko.
- Ostatnie pytanie będzie dotyczyło piosenki z debiutanckiej płyty 30 Seconds to Mars. Wielu fanów zastanawia się, kim jest Mary, o której śpiewasz w piosence Buddha for Mary. Czy mógłbyś uchylić nam rąbka tajemnicy?
- Mary? - Jared wbił nieco zaskoczony wzrok w dziennikarkę, po czym przeniósł go na uchylone okno. Pierwszy raz ktoś go o to pytał, więc nie miał pojęcia, jak zareagować. Zamiast udzielić odpowiedzi, przymknął zmęczone powieki...
***
Wrzesień 1990:
- I co? - zapytał Jared, kiedy tylko drobna blondynka opuściła duży, ceglany budynek.
- Dziewiąty tydzień - wydukała łamiącym się głosem. Do jej zielonych oczu napłynęły łzy, które zaczęły powoli ściekać po zaczerwienionych policzkach. Nic nie mówiąc, szatyn objął szczelnie swoją dziewczynę, przyciskając brodę do czubka jej głowy.
- Wszystko będzie dobrze, Mary, poradzimy sobie.
- On mnie zabije, zabije nas oboje - głos Clover zadrżał, podobnie jak całe jej szczupłe ciało. Bardziej niż samej ciąży i macierzyństwa siedemnastolatka bała się reakcji swojego ojca. Brandon był samotnym rodzicem, który kochał swoją córkę nad życie, ale nie wyobrażał sobie, by mogła w tak młodym wieku z kimś współżyć, a co dopiero zachodzić w ciążę. Myśl, że jakiś mężczyzna mógł dotykać ciała jego niewinnej córeczki przed ślubem, napawała go obrzydzeniem i gniewem. Poza tym nie przepadał za Jaredem, uważał go za rozpuszczonego, zdemoralizowanego łobuza, który sprowadzał jego jedyne dziecko na złą drogę. Nie akceptował ich trwającego już dwa lata związku, ale wiedział, że nie jest w stanie ich rozdzielić, więc starał się tolerować ten stan rzeczy. Mary wiedziała, jak wiele wymaga to od niego wysiłku, więc gdy dowiedziała się o ciąży, pierwszym o kim pomyślała, był właśnie ojciec. Nie była w stanie przewidzieć jego dokładnej reakcji, ale wiedziała, że nie będzie pozytywna i może się skończyć dla kogoś tragicznie. W głowie tworzyła różne scenariusze - tata się dowiaduje, dostaje zawału i umiera; tata zabija jej chłopaka; tata zabija ją; tata zabija ich oboje, a raczej troje. Żadna wersja jej się nie uśmiechała, ale teraz nie mogła już nic zrobić. Wiadomość o ciąży nawet dla niej była wielkim szokiem, przecież zawsze się zabezpieczali, zawsze. Nigdy nie zapominali o prezerwatywach, nawet dziewięć tygodni temu.
- Nie mów tak. Na pewno będzie zły, ale kiedy ochłonie, spojrzy na to wszystko zupełnie inaczej. Weźmiemy ślub, urodzisz dziecko jako moja żona.
- Przecież mówiłeś, że nie chcesz się żenić - rzuciła, przecierając lewą dłonią mokrą twarz.
- Mówiłem, ale sytuacja się zmieniła. Udowodnimy mu, że potrafimy być odpowiedzialni. Stworzymy prawdziwą rodzinę, prawdziwy dom, moja mama nam w tym pomoże.
- No właśnie, twoja mama, jak ona zareaguje?
- No jak to jak? Ucieszy się. - Leto był tego na sto procent pewien. Constance nie należała do grona konserwatywnych rodziców, nie karała swoich synów i akceptowała, i popierała wszystkie ich wybory. Wspierała ich we wszystkim, co ci robili, poza tym uwielbiała Mary, zawsze powtarzała, że to jej wymarzona synowa i matka wnuków, więc Leto nie miał wątpliwości, co do tego, że i w tej sytuacji jego rodzicielka go nie zawiedzie.
- Tak strasznie się boję.
- Ja też, ale trzeba być dobrej myśli.
Usta pary nastolatków złączyły się w czułym
pocałunku, po którym spletli ze sobą swoje dłonie i skierowali się w
stronę domu dziewczyny.
Dochodziła pierwsza w nocy, kiedy to w salonie domu Leto rozbrzmiał dźwięk telefonu. Jared jako jedyny nie spał, więc to on podniósł słuchawkę.
- Tak?
- Jared, musisz uciekać - głos Mary drżał, chłopak słyszał, że płakała.
- Uciekać? Dlaczego? Mary, co się dzieje? Czemu płaczesz? - pytał przerażony, coraz mocniej zaciskając palce na plastikowym przedmiocie trzymanym przy uchu.
- Powiedziałam tacie o ciąży, strasznie się wściekł. Wpadł w szał, nigdy wcześniej go takim nie widziałam. Powiedział, że mu za to zapłacisz. Jared, on ma broń. - Po tych słowach wybuchnęła głośnym płaczem. Serce nastolatka zabiło szybciej, jego kręgosłup przeszedł potężny dreszcz, a wszystkie mięśnie zadrżały na raz jak jeden mąż. - Wybiegł z domu jak szalony, Jared, musisz uciekać, on cię zabije.
- Nie zabije, wszystko mu wytłumaczę, będzie dobrze, Mary. Zaraz u ciebie będę.
- Nie! - wrzasnęła przerażona. - Nie możesz tu przyjechać, nie chcę żebyś przyjeżdżał!
- Nic mi nie będzie, czekaj na mnie. Będę za góra dziesięć minut. - Chłopak, ignorując prośbę dziewczyny, odłożył słuchawkę, chwycił wiszące na haczyku przy drzwiach kluczyki i zaraz po wyjściu z domu wsiadł do auta swojej mamy. Bał się, bał się okropnie, ale wiedział, że musi być teraz przy niej, że muszą przejść przez to razem, bo razem są silniejsi. Znał Brandona, wiedział, że ten nie rzucał słów na wiatr. Był poczciwym, ale niezwykle porywczym człowiekiem, który najpierw robił, a dopiero potem myślał. Nie wiedział, czy uda mu się go udobruchać, ale wiedział, że musi spróbować, musi walczyć o swoje szczęście, o swoją rodzinę. Rodzina, nigdy nie miał prawdziwej rodziny, a w głębi serca to właśnie o niej marzył najbardziej.
Silnik forda złowieszczo zawarczał, a z jego rury wydechowej wypłynęła chmura spalin. Auto ruszyło z miejsca, rozświetlając swoimi reflektorami ciemną drogę. Jared co chwila dociskał gaz, by jak najszybciej znaleźć się w domu Cloverów, łamiąc przy tym wszelkie możliwe przepisy drogowe.
Kiedy w końcu dotarł na miejsce, zatrzasnął głośno drzwiczki i wbiegł na ogrodzone metrowym płotem podwórko. Podczas gdy on przeszedł przez otwartą na oścież furtkę, z piętrowego budynku wybiegła przerażona dziewczyna. Jej ciało drżało, twarz była mokra od łez i posiniaczona. Podczas kłótni nastolatka otrzymała trzy siarczyste policzki, które natychmiast zostawiły po sobie czerwone ślady. Ojciec uderzył ją pierwszy raz w życiu, pierwszy i ostatni.
- Boże, co on ci zrobił?! - Leto zrobił krok w stronę swojej dziewczyny i właśnie wtedy usłyszał jej przeraźliwy krzyk:
- Uważaj!
***
Dochodziła pierwsza w nocy, kiedy to w salonie domu Leto rozbrzmiał dźwięk telefonu. Jared jako jedyny nie spał, więc to on podniósł słuchawkę.
- Tak?
- Jared, musisz uciekać - głos Mary drżał, chłopak słyszał, że płakała.
- Uciekać? Dlaczego? Mary, co się dzieje? Czemu płaczesz? - pytał przerażony, coraz mocniej zaciskając palce na plastikowym przedmiocie trzymanym przy uchu.
- Powiedziałam tacie o ciąży, strasznie się wściekł. Wpadł w szał, nigdy wcześniej go takim nie widziałam. Powiedział, że mu za to zapłacisz. Jared, on ma broń. - Po tych słowach wybuchnęła głośnym płaczem. Serce nastolatka zabiło szybciej, jego kręgosłup przeszedł potężny dreszcz, a wszystkie mięśnie zadrżały na raz jak jeden mąż. - Wybiegł z domu jak szalony, Jared, musisz uciekać, on cię zabije.
- Nie zabije, wszystko mu wytłumaczę, będzie dobrze, Mary. Zaraz u ciebie będę.
- Nie! - wrzasnęła przerażona. - Nie możesz tu przyjechać, nie chcę żebyś przyjeżdżał!
- Nic mi nie będzie, czekaj na mnie. Będę za góra dziesięć minut. - Chłopak, ignorując prośbę dziewczyny, odłożył słuchawkę, chwycił wiszące na haczyku przy drzwiach kluczyki i zaraz po wyjściu z domu wsiadł do auta swojej mamy. Bał się, bał się okropnie, ale wiedział, że musi być teraz przy niej, że muszą przejść przez to razem, bo razem są silniejsi. Znał Brandona, wiedział, że ten nie rzucał słów na wiatr. Był poczciwym, ale niezwykle porywczym człowiekiem, który najpierw robił, a dopiero potem myślał. Nie wiedział, czy uda mu się go udobruchać, ale wiedział, że musi spróbować, musi walczyć o swoje szczęście, o swoją rodzinę. Rodzina, nigdy nie miał prawdziwej rodziny, a w głębi serca to właśnie o niej marzył najbardziej.
Silnik forda złowieszczo zawarczał, a z jego rury wydechowej wypłynęła chmura spalin. Auto ruszyło z miejsca, rozświetlając swoimi reflektorami ciemną drogę. Jared co chwila dociskał gaz, by jak najszybciej znaleźć się w domu Cloverów, łamiąc przy tym wszelkie możliwe przepisy drogowe.
Kiedy w końcu dotarł na miejsce, zatrzasnął głośno drzwiczki i wbiegł na ogrodzone metrowym płotem podwórko. Podczas gdy on przeszedł przez otwartą na oścież furtkę, z piętrowego budynku wybiegła przerażona dziewczyna. Jej ciało drżało, twarz była mokra od łez i posiniaczona. Podczas kłótni nastolatka otrzymała trzy siarczyste policzki, które natychmiast zostawiły po sobie czerwone ślady. Ojciec uderzył ją pierwszy raz w życiu, pierwszy i ostatni.
- Boże, co on ci zrobił?! - Leto zrobił krok w stronę swojej dziewczyny i właśnie wtedy usłyszał jej przeraźliwy krzyk:
- Uważaj!
Szybko się odwrócił i zobaczył idącego w jego stronę
mężczyznę. Brandon był wściekły jak nigdy, a w rękach trzymał naładowaną
strzelbę. Mary, niewiele myśląc, podbiegła do Jareda i stanęła przed
nim, uniemożliwiając tym samym ojcu oddanie celnego strzału.
-
Tatusiu, błagam cię, nie rób tego, to nie jego wina. Tatusiu, my się
kochamy, zobaczysz, że weźmiemy ślub, założymy prawdziwą rodzinę -
wydukała i wtedy rozległ się głośny huk oddanego przez czterdziestolatka
strzału. Źrenice Jareda rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów, a
ciało jego dziewczyny osunęło na ziemię. Przerażony padł na kolana i
ujął głowę blondynki.
- Coś ty zrobił?! - wrzasnął w stronę
niedoszłego teścia, kiedy tylko zorientował się, że jego dłonie pokryte
są krwią, krwią wypływającą z przestrzelonej głowy Mary. Kompletnie
zdezorientowany Brandon spojrzał na martwą już córkę i zamarł.
-
Zabiłeś ją! Zabiłeś ją i nasze dzie... - krzyk Jareda zagłuszył kolejny
oddany przez Clovera strzał. Leto przez setną sekundy był pewien, że
pocisk przeszedł przez jego ciało, ale kiedy zobaczył upadającego
mężczyznę, wiedział już, że to nie jego imię była nań wypisane.
Martwy
Brandon uderzył o ziemię, z jego twarzy nie zostało już praktycznie
nic. Gdy tylko zorientował się, że zamiast Jareda trafił swoją córkę,
przycisnął zimną lufę do podbródka i pociągnął za spust. Nie mógłby żyć
ze świadomością, że zabił własne dziecko i wnuka, którego wcale nie
chciał, ale przecież możliwym było, że po czasie i jego by pokochał,
jednak źle wymierzony strzał zadecydował o ich losie za niego.
Ciałem
Jareda wstrząsnął silny dreszcz, żołądek podszedł do gardła, a serce
niemal przebiło się przez osłonę żeber. Stracił ich oboje, stracił swoją
szansę, w jednej chwili stracił wszystko i nawet rozpryśnięty na trawie
mózg człowieka, który był temu winien, nie sprawił, że poczuł się
lepiej.
Słone krople spłynęły po bladych jak kreda policzkach i uderzyły o martwą twarz jego ukochanej...
***
- Jared? - Dziennikarka nieco się wychyliła, patrząc niecierpliwie na pogrążonego w zadumie muzyka. Ten leciutko drgnął i oderwał wzrok od szyby. Przygryzł dolną wargę, wziął głęboki oddech i zaczął mówić:
- Mary... Mary to wytwór mojej wyobraźni, postać stworzona na potrzeby piosenki. Nikt realny...
niezłe :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńWow, dziewczyno! Czytając tytuł spodziewałam się jakiejś, za przeproszeniem, zwykłej słodkiej papki, a tu co? To jest genialne!! Idealnie opowiedziana historia, ktora zawiera wszystko co powinna. Niczego jej nie brakuje. Piszesz świetnie :)))
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera, ja byłam święcie przekonana, że to jest właśnie taka słodka papka, ale to chyba raczej brak dystansu i obiektywizmu z mojej strony.
UsuńDziękuję ze miłe słowa, to dla mnie naprawdę wiele znaczy ;)