Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy. Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

Miniaturka - Cel uświęca środki

    Pogrążony w nastrojowym półmroku lokal wypełniały dźwięki klimatycznej muzyki płynącej ze stojącej w rogu szafy grającej. Na parkiecie królowały zakochane pary, wtuleni w siebie ludzie poruszali się w rytm poruszającej serca melodii. Słowa wyśpiewywane aksamitnym głosem były jakby ich własne, czuli je każdym fragmentem swoich ciał i patrzyli na siebie tak, jakby nie było nic poza nimi. 
Temu wszystkiemu przyglądała się z boku tajemnicza postać. Sięgające ramion blond włosy i czarna sukienka zakrywająca dekolt i ramiona. Pomalowane krwistoczerwoną pomadką usta dotykały przezroczystego kieliszka, a paznokcie w tym samym kolorze uderzały rytmicznie o marmurowy blat. Niebieskie oczy otoczone grubą, czarną kreską i przyozdobione sztucznymi rzęsami nawet na moment nie odrywały się od czterech sunących po parkiecie par. Dostrzec w nich można było rozdzierający smutek, samotność i tęsknotę do czegoś, co nigdy nawet się nie wydarzyło. Albo i wydarzyło, ale na pewno nie w tym życiu.
Jedna z par złączyła się w czułym pocałunku, w oczach blondynki zaświeciły się łzy.
Czy mnie kiedykolwiek jakiś mężczyzna tak pocałuje? Czy mnie dotknie, przytuli, pokocha?
Czy kiedykolwiek doświadczę tego, czego doświadczają te wszystkie kobiety? Czy będę kiedyś jedną z nich?

Pytania się kłębiły, ale odpowiedzi nie były aż tak chętne do współpracy. Blondynka upiła ostatni łyk schłodzonego martini, trzema kęsami skonsumowała nabitą na wykałaczkę zieloną oliwkę, wyjęła ze swojej cekinowej torebki czerwony portfel, rzuciła na stolik dwadzieścia dolarów i opuściła lokal, kołysząc zmysłowo biodrami. Odziane w dziesięciocentymetrowe obcasy stopy aż prosiły się o kojący masaż, jednak ona wiedziała, że nigdy go nie dostaną, mogły liczyć co najwyżej na gorącą kąpiel w olejku różanym. Lepsze to niż nic...
- Hej, lalka, jak pięknie kręcisz pupcią, chcesz się zabawić?! - wrzasnął idący kilka metrów z tyłu pijany mężczyzna  z butelką taniego wina w dłoni. Zignorowała go i przyspieszyła kroku. Ból stóp się nasilił, ale instynkt samozachowawczy nie pozwalał jej zwolnić, dopóki nie wsiadła do stojącej na parkingu taksówki.
- Pieprzony troglodyta - warknęła nienaturalnie wysokim tonem. Kierowca spojrzał na nią dosyć wymownie przez swoje lusterko. - To nie do pana - wyjaśniła, po czym podała mu adres, pod który miał ją zawieźć. 

Podróż minęła w całkowitym milczeniu, nie lubiła rozmawiać z obcymi ludźmi, wstydziła się ich i bała. Z niemałą ulgą zapłaciła taksówkarzowi za kurs i przeszła przez bramę prowadzącą na podwórze piętrowego domu. Kiedy była już w środku, od razu udała się do pokoju, w którym stały instrumenty muzyczne i dębowe biurko. Usiadła przy nim, chwyciła kartkę oraz czarny długopis i zaczęła pisać.



Samotności, czy kiedyś mnie opuścisz?
Miłości, czy kiedyś w moim sercu zagościsz?
Smutku, czy przestaniesz moczyć moje oczy?
Radości, czy w me życie kiedyś wkroczysz?
Bólu, czy miniesz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki?
Ukochany, czy zajmiesz kiedyś drugą połowę poduszki?
Ciemna chmuro, czy kiedykolwiek wiatr cię rozproszy?
Słońce, czy zaświecisz kiedyś w me oczy?
Deszczu, czy kiedykolwiek miniesz?
Tęczo, czy moje niebo kiedyś spowijesz?



        Przeczytała przelane na papier słowa i starła spływające razem z czarnym tuszem łzy, po czym podpisała się swoim imieniem pod stworzonym wierszem? Piosenką? Sonatą? Sama nie wiedziała, co to jest, ale pod tekstem stanęła jej staranna sygnatura - Mary. Zaraz potem wstała i udała się do zbudowanej przy sypialni łazienki. Ściany i podłogę pokrywały czarno białe kafelki, które ani trochę jej się nie podobały, bo były zbyt smutne. Planowała ożywić to wnętrze jakimiś pastelowym kolorami, ale zawsze brakowało jej na to czasu. Ostatnimi czasy brakowało jej go na wszystko, tak jakby ktoś go jej kradł...
Zrzuciła ze stóp niewygodne szpilki, odkręciła wodę, która powoli zaczęła wypełniać powierzchnię okrągłej wanny z hydromasażem i podeszła do wielkiego lustra. Jego też chciała się pozbyć, bo zbyt dokładnie pokazywało prawdę, brutalną prawdę. 

Wzięła głęboki oddech i szybkim, aczkolwiek pełnym bólu ruchem zdjęła z głowy lokowaną blond czuprynę. Drżące jak osika palce przebiegły po króciutkich, jasnobrązowych włosach, wśród których gdzieniegdzie można było dostrzec siwe pasma. Przygryzła dolną wargę, przymknęła powieki i zaczęła się rozbierać. Gdy czarna sukienka opadła na podłogę w tym samym kolorze, dostrzec można było różowy stanik wypełniony sylikonowymi wkładkami, na figach rysował się zarys przyklejonego do uda penisa. Nienawidziła go. Wiele razy miała ochotę go obciąć, ale On jej na to nie pozwalał, a On był znacznie silniejszy, choć wcale nie był organizmem dominującym...


***


    Przez przysłonięte do połowy beżową roletą okno do niedużego pokoju wpadło intensywne światło słoneczne, które oblało twarz śpiącego jeszcze mężczyzny. Jasne promienie muskały zawzięcie jego twarz, tak jakby próbowały go obudzić. Udało im się, powieki się uniosły, a błękitne oczy rozejrzały dookoła. 

W głowie mężczyzny pojawiła się jedna myśl - dlaczego roleta nie jest zasłonięta? Nienawidził spać przy odsłoniętych roletach, było mu wtedy za jasno; kiedy zasypiał, miał go otaczać mrok, a kiedy się budził, słońce nie miało prawa świecić mu tak bezczelnie w oczy jak dziś. 
Bardzo niechętnie wygrzebał się z łóżka, przeciągnął się, rozmasował obolały kark i przetarł twarz dłońmi. W oczy rzuciły mu się niewyraźne przebarwienia na paznokciach, a w głowie znów miał czarną dziurę.
- Trzeba przystopować z imprezowaniem - rzucił sam do siebie i ruszył w stronę łazienki. Każdy krok wiązał się z nieprzyjemnym bólem stóp, wiedział, że to skutek uboczny tego, co zrobił ze swoim ciałem w ramach Rozdziału 27. Mimo iż nadwagi pozbył się kilka lat temu, stopy od czasu do czasu wciąż mu okropnie dokuczały. 

Krzywiąc się nieznacznie, doczłapał do sedesu i opróżnił pęcherz, co sprawiło mu drobny ból. Nienawidził takich poranków, kiedy wszystko mówiło mu, że nieźle zaszalał, a on zupełnie nic nie pamiętał.
Spuścił wodę i umył ręce, z kąpieli zrezygnował, kiedy poczuł, że jego ciało pachnie całkiem świeżo. Zarostu też nie dostrzegł, więc i golenie miał z głowy. Zszedł więc na dół i udał się prosto do kuchni, gdzie zamierzał przyrządzić sobie na śniadanie swoje popisowe wegańskie naleśniki.
Kiedy posiłek był już gotowy i miał do niego siadać, usłyszał dzwonek do drzwi. Otworzył je i wcale się nie zdziwił, kiedy na progu zobaczył swojego starszego brata. Shannon posiadał niezwykle wyjątkowy dar pojawiania się u niego w momencie, gdy ten właśnie zdążył coś ugotować.
- Czyżbym czuł naleśniki? - Twarz starszego Leto ozdobił szeroki uśmiech, a brwi nieznacznie podskoczyły.
- Wchodź, zrobiłem tyle, że starczy dla nas obu.
Bracia ruszyli razem w stronę kuchni i zaczęli konsumować przygotowane przez młodszego z nich śniadanie. Całość zapijali świeżo wyciśniętym sokiem z pomarańczy i umilali sobie czas rozmowami na mało istotne tematy, jednakże zawsze takie rozmowy o niczym schodziły na tory pod tytułem 30 Seconds to Mars. Od wydania ostatniego krążka minęło pięć lat,  od roku nie koncertowali i nie udzielali się medialnie i czuli, że to się musi zmienić, że są już wypoczęci i gotowi na to, by wejść do studia z nowym materiałem, tylko, że tego materiału jeszcze nie mięli. Jaredowi pisanie nowych piosenek nie szło ostatnimi czasy zbyt dobrze, brakowało mu motywacji i weny. Zaczynał nawet podejrzewać, że po prostu się wypalił, że wykorzystał już wszystkie swoje pomysły i nic innego nie przyjdzie mu już do głowy. Shannon uważał jednak, że to tylko takie zwykłe gadanie i że jak w końcu wpadnie w trans, to napisze sto kawałków w dwa tygodnie. Bo tak właśnie działała kreatywność Jareda Leto. Nic, nic, nic, a tu nagle milion pomysłów na minutę. Perkusista wierzył, że i tym razem tak będzie, musiał tylko jakoś go do tego zainspirować.
- Napisałeś coś może ostatnio? - zadał standardowe już pytanie.
- Nie. Nie mam w ogóle ostatnio weny. Jak siadam do pisania, mam totalną pustkę w głowie, tak jakby coś kradło mi kreatywność.        
- Krasnoludki chyba.
- Być może. - Jared podrapał się po głowie i zaczął wybijać palcami chodzący mu po głowie rytm. Bardzo spokojny, wolny, tak jakby pochodził z jakieś miłosnej ballady. - Dobra, wiesz co, ja pójdę umyć teraz zęby, a ty idź do muzycznego, zrobimy sobie małe jam session i może coś mi wpadnie do głowy.
- Świetny pomysł. Widzisz, jak nie pijesz, to myślisz.
- No właśnie chyba jednak wczoraj trochę wypiłem - odpowiedział młodszy Leto, wstając powoli z okrągłego taboretu.
- Kaca masz?
- Nie, kaca nie, czarną dziurę.
Brat spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
- No nie pamiętam, co wczoraj robiłem i jak znalazłem się w łóżku.
- No wiesz, z tego, co kojarzę, to Devin zapraszał cię wczoraj na domówkę, więc może to u niego zabalowałeś i to tak ostro, że nawet nie pamiętasz, że tam byłeś.
- Bardzo możliwe. - Jared starał się prowadzić zdrowy tryb życia i unikał zbyt dużej ilości alkoholu, ale mimo wszystko lubił chodzić na różne bankiety i przyjęcia. Nie tak bardzo jak kiedyś, ale od czasu do czasu włączał mu się tryb aktywnego gościa wszelakich imprez.
Może tam poszedłem, wypiłem ze dwa mocniejsze drinki i mnie ścięło. Przecież nie jestem przyzwyczajony do alkoholu, więc nie musiałem pić nie wiadomo ile, by kompletnie odlecieć. Ale przecież wtedy bolałaby mnie głowa, a nie boli. A zresztą, kto zrozumie zagadki ludzkiego organizmu...
    Po umyciu zębów Jared dołączył do Shannona, który siedział w jego skórzanym fotelu i trzymał w ręku jakąś kartkę.
- Mówiłeś, że nic nie napisałeś.
- Bo nie napisałem - odpowiedział zdezorientowany.
- A to, to niby co jest? - Starszy Leto wyciągnął dłoń w stronę swojego brata i przekazała mu zapisaną kartkę.
- Samotności, czy kiedyś mnie opuścisz? Miłości, czy kiedyś w moim sercu zagościsz? - odczytał na głos i zmarszczył brwi. - Przecież to nie ja to napisałem.
- Ale leżało na twoim biurku.
- Taa, już, przestań sobie jaja robić, Shannon. Ty to podrzuciłeś. Pewnie próbujesz mnie tym inspirować, co? - rzucił pewnym tonem Jay. Czuł, że ma rację, bo niby skąd wziąłby się u niego ten tekst?
- Proszę cię, Jared, myślisz, że ja bym coś takiego napisał? Wolne żarty. Naprawdę, jak tu wszedłem to to leżało na twoim biurku.
- Ale to nie jest mój tekst. To nawet nie jest moje pismo. Człowieku, czy ja bym kiedykolwiek napisał coś tak kiczowatego?
- No właśnie dlatego się zdziwiłem, jak to przeczytałem. - Shannon podrapał się po policzku i przeczesał włosy palcami.
- Bez jaj, ja to pierwszy raz na oczy widzę, nawet nie wiem, czyje to pismo. Zresztą, poczekaj, zobacz, na samym dole jest podpis. - Jared zrobił krok i usiadł na poręczy kręconego krzesła. Swoim smukłym palcem wskazał na niedużą sygnaturę na dole kartki.
- Mary? Ty znasz jakąś Mary?
Młodszy Leto pomachał przecząco głową.
- Może jak się wczoraj upiłeś, to przyprowadziłeś tu jakąś pannę i coś naskrobała?
- Niewykluczone, bo jak dzisiaj lałem rano, to trochę mnie pobolewało, więc możliwe, że zabawiałem się dosyć intensywnie z jakąś Mary.
- No i wszystko się wyjaśniło, a teraz weź to spal albo wyrzuć, bo to jakaś totalna grafomania jest.
Wokalista zwinął papier w kulkę i rzucił w stronę stojącego w rogu niedużego kosza, który był do połowy wypełniony podobnymi obiektami i opakowaniami po chipsach bananowych...



***

    Z niedużego budynku znajdującego się w małym miasteczku kilkadziesiąt mil od Los Angeles dobiegała głośna muzyka i odgłosy nad wyraz dobrej zabawy. Obecni tam ludzie nie żałowali sobie alkoholu i czułości. Kobiety bez większych oporów oddawały się obcym mężczyznom, młode dziewczęta "obsługiwały" nieco starszych panów, a nastoletni chłopcy dotrzymywali towarzystwa nie tylko dziewczętom i kobietom, ale też sobie nawzajem. Na ścianie widniał wielki baner z napisem: Wolna miłość i to właśnie to było mottem wszystkich tam zebranych. Żadnych ograniczeń, żadnych zahamowań. To niezwykle odpowiadało dwudziestoletniemu chłopakowi o wdzięcznym imieniu Jerry. Cieszył się on ogromnym powodzeniem zarówno wśród płci pięknej jak i wśród mężczyzn. Interesowały się nim panie w średnim i młodym wieku, tak samo było z panami. Kobiety po czterdziestce przyciągał jego młody wiek, a młodzianki fakt, że wyglądał zdecydowanie bardziej męsko niż jego rówieśnicy, tak jakby był nieco starszy, niż twierdził. Jerry nie miał oporów przed wykorzystywaniem tego, że jest rozchwytywany, korzystał z tego jak tylko mógł. Wyciskał przysłowiową cytrynę do końca. Tego wieczora przekonała się o tym dziewiętnastolatka, która odbyła z nim bardzo intensywny stosunek w damskiej toalecie. Jej wrzaski rozkoszy słychać było w całym budynku, orgazm był tak silny, że wycisnął z niej siódme poty i pierwszy w jej życiu wytrysk. Jeszcze kilka minut po nie była w stanie regularnie oddychać. Wdechy były bardzo szybkie, a wydechy przerywane, tak jakby wciąż w niej był i wykonywał swoje silne ruchy.
- Jerry, jesteś niesamowity - wymruczała mu prosto do ucha, kiedy ten poprawiał swoje czarne włosy. Uśmiechnął się nieznacznie w odpowiedzi. - Pasuje ci ten nowy kolor.
- Wiem.
Blondynka uniosła kąciki ust i nie czekając na znajomego, wyszła z łazienki. On zrobił to chwilę później i zajął miejsce przy barze, za którym stały dwie osoby. Barman i barmanka. Oboje nadzwyczaj mili i rozmowni. Jerry zamówił wódkę z colą i spojrzał na siedzącą nieopodal kobietę, która leniwie sączyła martini. Na widok pływającej w nim oliwki przeszedł go silny dreszcz obrzydzenia. Nienawidził oliwek, ich smak kojarzył mu się ze smrodem zainfekowanego moczu.
- Ja zapłacę - usłyszał niski głos, gdy już wyjmował swój skórzany portfel. Spojrzał w stronę jego źródła, okazał się nim być elegancki mężczyzna po czterdziestce. Posłał mu pełen wdzięczności uśmiech i upił pierwszy łyk schłodzonego kostkami lodu trunku.
- Nowy, co? - zaczął rozmowę młodzieniec.
- W sumie to tak. Stanley jestem.
- Jerry.
Panowie wymienili uściski dłoni i dosyć dwuznaczne spojrzenia.
- A ty od jak dawna tu przychodzisz?
- Od prawie roku. Znajoma pokazała mi to miejsce i zakochałem się w nim. Dobry alkohol i pełno chętnych do zabaw ludzi.
- Fakt. - Stan leciutko się uśmiechnął i spojrzał wnikliwie na Jerry'ego. - Ile ty w ogóle masz lat?
- Dwadzieścia.
- Wyglądasz na więcej.
- Wszyscy mi to mówią. Ciągle też słyszę, że jestem podobny do jakieś aktora, ale nie pamiętam nazwiska.
- Mi tam nikogo nie przypominasz. - Mężczyzna znów wygiął usta w lekkim uśmiechu i przejął od barmana zamówioną wcześniej szklankę whiskey.
- Trunek prawdziwych dżentelmenów - rzucił Jerry, wskazując na trzymane w rękach Stana naczynie.
- Tak mówią. - Szatyn wziął całkiem spory łyk i odstawił pustą już szklankę na blat.
- Wow, zwykle ludzie pijają ją wolniej.
- Ja też ją zwykle pijam wolniej, ale dziś robię wyjątek, bo zamierzam zrobić teraz coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie robiłem.
- Co takiego? - Brunet spojrzał tajemniczo na swojego towarzysza.
- Zamierzam zaproponować ci, żebyś poszedł ze mną do pokoju motelowego. Ja wiem, że tu ludzi raczej nie krępuje publiczna kopulacja, ale wolałabym być z tobą sam na sam. Przychodzę tu już od miesiąca i cię obserwuję, i bardzo mnie... - tu przerwał i wziął głęboki oddech. - No strasznie mnie pociągasz. To dziwne, bo mam żonę i dzieci, ale...
- Zgadzam się. - Chłopak uśmiechnął się szeroko i zeskoczył z zajmowanego taboretu. - No co tak na mnie patrzysz, chodź.
    Pięć minut później mężczyźni byli już w motelu. Nagi Jerry przyjął odpowiednią pozycję, a Stanley wszedł w niego silnym ruchem. Chłopak głośno syknął, ale nie protestował. Chciał tego, lubił to, był wyzwolonym człowiekiem i na zamierzał się ograniczać tak jak pozostali...



***

    Jared, zmęczony jak nigdy, wygrzebał się z łóżka i jak zwykle rano udał się do toalety. Tym razem naszła go ta ważniejsza potrzeba, więc spuścił bokserki i usiadł na sedesie. Gdy tylko zaczął się wypróżniać, poczuł ból. Przerażający, piekący, nie do zniesienia. Głośno syknął. Ból się nasilił i to znacznie. Wrzask bladego jak ściana Leto odbił się od kafelek. Nie mógł już dłużej tego wytrzymać. Zsunął się z muszli i nawet nie podciągając bielizny, położył się na podłodze, płacząc z bólu. Tym czasem pod jego domem zatrzymał się samochód Shannona. Starszy Leto wszedł na podwórko i podszedł do drzwi. Tym razem były otwarte, więc bez większej krępacji wszedł do mieszkania brata.
- Cześć, braciszku - krzyknął, ale leżący na zimnych kafelkach Jared nawet go nie usłyszał. Zwinięty w kłębek zaciskał mocno zęby i pięści. Jedną dłoń po chwili przeniósł na swój odbyt. Dotknął go niepewnie, wciąż czując ten przeraźliwy ból. Zaraz po tym spojrzał na swoją rękę, zobaczył krew. Zaszlochał niczym mała dziewczynka i przycisnął czoło do podłoża. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, bał się. Ostatnio coraz częściej dostrzegał dziwne rzeczy w swoim ciele i w domu. Niezasłonięte do końca rolety, poprzestawiane produkty w lodówce, nowe firanki w oknach w kuchni. Bał się tego i to bardzo, ale nie chciał nic nikomu mówić, żeby nie wyjść na wariata. Gdyby informacja o tym, że Jaredowi Leto odbiło trafiła do mediów, nie miałby już życia. Te sępy by go wykończyły.
- Jared?! - Shannon powoli zaczynał się martwić, obszedł już niemal cały dom, a wciąż nie znajdował swojego brata, nie słyszał też żadnego odezwu na swoje wołania. Czyżby coś się stało? Spodziewał się najgorszego. - Jared!
Tym razem brat go usłyszał, zebrał w sobie ostatki sił i krzyknął:
- W łazience! - jego głos zabrzmiał tak, jakby umierał, więc wystraszony Shann prędko wbiegł do wykafelkowanego pomieszczenia i z przerażeniem spojrzał na leżącego w pozycji embrionalnej płaczącego brata.
- Jezu Chryste, Jared!
    Kilka minut później bracia byli już w szpitalu, a lekarz oglądał odbyt młodszego z nich. Jared nie czuł się z tym komfortowo. Nie dość, że bolało jak diabli, to jeszcze obcy facet zaglądał w jego najintymniejsze miejsce, w dodatku niepodtarte. Było mu wstyd, ale nie mógł nic zrobić. 
- I co mu jest, panie doktorze? - zapytał w dalszym ciągu zdenerwowany Shannon, kiedy lekarz skończył badać Jareda i wysmarował mu obolałą okolicę specjalną maścią.
- To jest klasyczne otarcie mechaniczne.
Obaj Leto spojrzeli na doktora w pytający sposób.
- Takowe powstają podczas seksu analnego uprawianego bez odpowiedniego nawilżenia i zabezpieczenia.
- Co proszę?! - Jared, mimo jeszcze odczuwalnego, choć już nie tak silnego bólu, zerwał się z miejsca jak oparzony. - Czy pan sobie ze mnie żartuje?! Ja nigdy w życiu nie uprawiałem seksu analnego, nie jestem gejem!
- Nie twierdzę, że pan jest, mówię tylko, jak to wygląda - odpowiedział mu nieco zmieszany pięćdziesięciolatek. 
- No, ale skoro Jared nie kochał się z żadnym mężczyzną, a jeśli mówi, że tego nie robił to ja mu wierzę, to czy to mogło powstać z zupełnie innej przyczyny, tak samo z siebie? - wtrącił się Shannon.
- Ja się nigdy nie spotkałem z takim przypadkiem.
- Ale nie wyklucza pan, że to możliwe?
- Nie wiem. - Zakłopotanie doktora stało się jeszcze większe. Nie wierzył w to, że takie coś mogło powstać samo z siebie, ale z drugiej strony nie chciał się kłócić ze swoim pacjentem i jego bratem. Jakoś udało mu się wybrnąć z tej patowej sytuacji i chwilę później muzycy opuszczali już szpital zaopatrzeni w maści, które miały złagodzić nieprzyjemne objawy.
- Stary, ja nie wiem, co się ze mną dzieje - wydukał Jared, leżąc na brzuchu na tyłach samochodu Shannona. - Obudziłem się ze zmasakrowanym odbytem i jeszcze do tego znowu mam tę cholerną czarną dziurę, ale tym razem nie pamiętam całego weekendu.
- Weź mnie nie strasz.
- Nie straszę, mówię, jak jest. Boję się, że zaczynam wariować. - Jay przetarł twarz drżącą dłonią i głęboko westchnął.
- Może chcesz pójść z tym do specjalisty, co? - zaproponował niepewnie Shannon. Bał się reakcji brata na tę propozycję, bo pamiętał, jak proponował mu to po jego rozstaniu z Cameron. Bardzo wtedy cierpiał. Kiedy nie grał koncertów, na których musiał udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, snuł się jak cień, praktycznie nic nie jadł i z nikim nie chciał rozmawiać. Zaproponował mu wtedy wizytę u psychologa, na co ten wpadł w dziki szał i kazał mu się leczyć. Jednak tym razem czuł, że interwencja lekarza duszy może być tu niezbędna.
- Nie. Wiesz, jak to jest, pójdziesz do takiego i on zawsze coś znajdzie. Nie chcę tego. Jakoś sobie z tym poradzę. Może jak zaczniemy pracować to mi to przejdzie.
- No jak chcesz, Jared. - Shannon przygryzł wewnętrzną stronę dolnej wargi i odpalił silnik. - A tak przy okazji, pasuje ci ten kolor.
- Jaki kolor?
- No włosów. Przefarbowałeś je, fajnie wyglądasz, tak z dziesięć lat młodziej.
- Obniż lusterko! - wrzasnął ni stąd ni zowąd Jared i zmienił swoją pozycję. Ból przestał być istotny. Shann bez słowa wykonał prośbę, a raczej rozkaz brata. - Jezu... - wydukał młodszy Leto, gdy tylko zobaczył, że jego włosy są czarne.
- Nie mów, że farbowania też nie pamiętasz - zwrócił się do niego perkusista.
- Nie pamiętam. - Jared schował twarz w dłoniach i zacisnął mocno szczękę.
- Słuchaj, może ja zrezygnuję z tego wyjazdu, co? Tydzień to dużo, a ja nie chcę zostawiać cię samego w takim stanie.
- Nie, Shanny, jedź, jakoś dam sobie radę...





***


        - Piękny kolor pani wybrała. - Młoda ekspedientka uśmiechnęła się uprzejmie, a Mary przejęła od niej opakowanie z brzoskwiniowymi kafelkami. Rano zamówiła majstra, za godzinę ma do niej przyjechać i zmienić wystrój tej przeraźliwie męskiej łazienki. 

W ostatnich dniach czuła się znacznie lepiej niż przez ostatnich kilka miesięcy. Miała dla siebie mnóstwo czasu, który w pełni wykorzystywała na pisanie wierszy, zakupy i remont. W odróżnieniu od Jerry'ego nie słyszała, że jest podobna do Jareda Leto, nikt nawet nie przypuszczał, że dzieli z nim jedno ciało. Kiedy wychodziła do miasta w swoich ciuchach, nikt nie miał nawet zielonego pojęcia, nikt się nie domyślał. Cieszyło ją to, cieszyła się też z tego, że Jerry był coraz słabszy i nie miał już tak wielkiej kontroli nad ich ciałem. Nie bezcześcił go w ten ohydny sposób. Czasami tylko coś pokrzykiwał, ale zagłuszała go głośnym nuceniem. A Jared? Jared też opadał z sił i wyglądało na to, że to właśnie ona -  Mary, stawała się osobowością dominującą. Gdyby jeszcze tylko mogła zmieniać to paskudne męskie ciało. Gdyby mogła mieć prawdziwy biust, gdyby ten paskudnik Jerry ciągle nie obcinał im włosów, gdyby między nogami, które ciągle musi depilować nie dyndał ten wielki, obrzydliwy członek... Gdyby nie to wszystko, byłoby idealnie. Mogłaby wtedy zaznać prawdziwej miłości, mogła by kochać się z mężczyznami tak jak się należy, mogłaby zajść w ciąże i urodzić dziecko, a tak męczy się w tym męskim ciele, ale nawet do tego można było przywyknąć...




***


     Ostatni tydzień dłużył się Shannonowi w nieskończoność. Każdy dzień zdawał się być rokiem, a wskazówki jakby ciągle stały w  miejscu. Te kilka występów z Antoinem w Europie miało być przyjemnością i dobrą zabawą, a tym czasem on przeżywał istną torturę. Ciągle martwił się o swojego brata. Co prawda dzwonił do niego wieczorami, ale zdarzało się, że ten nie odbierał. Co prawda zawsze później oddzwaniał, ale żadna rozmowa nie trwała dłużej niż pięć minut i pod koniec każdej Jared mówił, że jest zmęczony i musi się położyć. To go strasznie martwiło, więc kiedy w końcu samolot lecący z Londynu wylądował na płycie lotniska LAX, Shannon był wniebowzięty. Po odebraniu bagażu złapał taksówkę i udał się prosto do domu swojego brata. 

Drzwi były otwarte, zawołał go, ale ten nie odpowiedział. W głowie pojawił mu się obraz sprzed kilkunastu dni, więc przerażony prędko pobiegł na górę i wszedł do łazienki. 
Tak jak się spodziewał, znalazł tam Jareda, na szczęście ten nie płakał i nie leżał skulony na podłodze. Stał na środku pomieszczenia blady i otępiały. Dopiero wtedy Shann zwrócił uwagę na pewien bardzo istotny fakt, zamiast czarno-białymi kafelkami, ściany i podłoga wyłożone były jasno pomarańczowymi.
- Shannon, ja tego nie zrobiłem. To nie ja położyłem te kafelki, to nie ja je kupiłem - wydukał z ogromnym przerażeniem w głosie, do jego niebieskich, podkrążonych oczu napłynęły łzy. Perkusista do niego podszedł i objął mocno ramionami. Na jego drżących dłoniach dostrzegł pomalowane paznokcie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że lakier był różowy. Nic nie mówiąc, przycisnął Jareda do siebie jeszcze mocniej i głęboko westchnął.
- Shannon, ja chyba muszę iść do tego lekarza... 




***



    Dwa dni później Jared udał się do gabinetu jednego z najlepszych psychiatrów w Los Angeles doktora Trevora Truemana. Na początku sesji mężczyzna zadał mu kilka rozluźniających pytań typu, czym się zajmuje, interesuje itp., itd. 

Gdy Jared już się nieco z nim oswoił, poprosił go o to, by opowiedział swoimi słowami o tym, co czuje względem swoich dolegliwości i jakby je opisał. Leto wziął głęboki oddech, po czym zaczął mówić:
- Masz czasami wrażenie, jakbyś nie był w swoim ciele sam? Jakbyś dzielił je z kimś jeszcze? Zasypiasz, a kiedy się budzisz, wyglądasz inaczej, czujesz się inaczej. Tak jakby ktoś pożyczył sobie twoją cielesną powłokę, a potem ci ją z powrotem oddał. Czułeś się tak kiedyś? Ja tak się czuję niemal każdego ranka. Budzę się i mam przeorany tyłek. Kładę się na moment, żeby złagodzić migrenę, a kiedy się budzę, mam w łazience nowe kafelki. Mimo iż od kilku miesięcy nie sypiałem z żadną kobietą i nie onanizowałem się, czuję się w pełni usatysfakcjonowany seksualnie. Albo mam całkowitą blokadę twórczą, a potem znajduję u siebie w gabinecie gotowe teksty, które nawet nie są pisane moim charakterem pisma. Sygnuje je jakaś Mary. Niedawno też zaczepił mnie na mieście jakiś facet, zwracał się do mnie per Jerry. Jerry to ksywka, którą kiedyś nadał mi mój brat, ale jej nienawidzę, bo kojarzy mi się z bajką Tom i Jerry, a to najgorsza kreskówka, jaką kiedykolwiek widziałem.
Doktor przez cały czas notował, już po pierwszym zdaniu był pewien, że doskonale wie, na co cierpi  jego nowy pacjent, którego skądinąd kojarzy z telewizji.
Kiedy Jared skończył swój monolog, Trueman przedstawił mu swoje wnioski.
- Diagnoza jest jedna, Jaredzie. - Zawsze zwracał się do swoich pacjentów po imieniu, żeby zmniejszyć ich dyskomfort. - Cierpisz na rozszczepienie osobowości.
- Słucham?! - Jared niemal spadł ze skórzanego fotela, na którym siedział.
- Tak przynajmniej to wszystko wygląda. Myślę, że Jerry i Mary to twoje alter ega. Stworzyłeś ich, bo mimo wszystko nie byłeś zadowolony z siebie, ze swojego życia. Spełniłeś swoje marzenia, zostałeś muzykiem, ale być może twoja kariera nie wygląda tak, jak chciałbyś, by wyglądała, może jednak bardzo pragniesz normalnego życia, bardziej niż tego w blasku fleszy.
Jared cały czas przyglądał się terapeucie niezwykle badawczo i powoli zaczynał myśleć, że on może mieć rację, że to wszystko, co mówi może być prawdą.
- Niektórzy zapadają na tę chorobę po doświadczeniu jakieś silnej traumy, z którą sobie nie radzą, ale są też tacy, i myślę, że ty się właśnie do nich zaliczasz, którzy po prostu mają silną wyobraźnie, są bardzo wrażliwi i kiedy dopada ich niezadowolenie z życia, zaczynają wymyślać sobie jego alternatywne wersje i w końcu dochodzą do momentu, gdzie ich wyobrażenia jakoby ożywają. Wytworzone osobowości zaczynają żyć swoim własnym życiem, poza kontrolą świadomości. Oczywiście nie każdy, kto fantazjuje o innym życiu zapadanie na tę chorobę, nie, do niej trzeba mięć predyspozycje, skłonności i myślę, że ty je właśnie masz, zwłaszcza, że jesteś aktorem i potrafisz się wcielać w różne role i całkowicie im się oddać.
Jaredowi wydawało się momentami, że to, co mówi lekarz to jakiś pseudointelektualny bełkot, ale wiedział, że coś jest nie tak i że musi zacząć się leczyć.
- Czy to się da wyleczyć? - zapytał niepewnie, z wielką nadzieją w głosie i umyśle. Chciał wyzdrowieć, bo miał już dosyć tych zamroczeń, czarnych dziur, niewyjaśnionych obrażeń i samowykonujących się remontów.
- Oczywiście, ale to będzie wymagało czasu. Pierwszym krokiem do tego jest poznanie pozostałych osobowości. Muszę porozmawiać z Jerrym i Mary.
- Ale jak? Ja ich nie kontroluję. Boże, ja do dziś nawet nie wiedziałem, że oni istnieją!
- Spokojnie, Jared, w tym celu stosuje się hipnozę. Oczywiście musisz wyrazić na nią zgodę.
- Wyrażam - rzucił od razu Leto, bez nawet chwili zastanowienia. Chciał się pozbyć tych dzikich lokatorów i zamierzał to zrobić wszelkimi środkami.    





***


    Trueman skończył odliczanie i gdy upewnił się, że świadomość Jareda jest całkowicie wyłączona, rozpoczął swój zabieg.
- Mary. Chciałbym teraz porozmawiać z Mary. Mogę?
Odpowiedziała mu głucha cisza, więc ponowił pytanie.
- Mary, czy możemy porozmawiać?
- Nie chcę - głos należał do Jareda, jednakże jego ton był znacznie wyższy, Trevor wiedział, że skontaktował się z drugą jaźnią swojego pacjenta.
- Dlaczego?
- Bo nie jestem sobą. Jestem w wyglądzie Jareda, nie lubię być w wyglądzie Jareda.
- Czemu? - Trueman upewnił się, że dyktafon leżący na jego biurku jest włączony i spojrzał na Mary w ciele Leto pytającym wzrokiem.
- Bo on jest męski. Dziś ma zarost, nie lubię zarostu, żadna kobieta nie lubi zarostu na swojej twarzy. Nie mam swoich włosów. Normalnie mam piękne blond loki. Gdy zrobię makijaż i nałożę swoje, a nie jego ciuchy, jestem naprawdę piękna.
- Nie wątpię w to - odpowiedział z uśmiechem doktor. - Mary, czy mogłabyś mi o sobie opowiedzieć?
- A co pan chce wiedzieć?
- Co lubisz robić, ile masz lat i takie tam podstawowe informacje.
- Mam dwadzieścia siedem lat i chciałabym być akrobatką, ale niestety nie mam wystarczająco giętkiego ciała. Kiedyś miałam, bo dużo ćwiczyłam, ale zachorowałam na astmę i nie mogłam kontynuować zajęć. Lubię oglądać niebo szczególnie nocą, fascynuję mnie. W domu mam bardzo dużo książek o astronomii i bardzo lubię je czytać.
- Mieszkasz w domu Jareda, tak?
- Tak. Wie pan, jest piękny, dom oczywiście, ale strasznie nie podobała mi się łazienka przy sypialni. Była okropnie ciemna, więc zmieniłam kafelki. Ostatnio miałam mnóstwo wolnego czasu, więc w końcu mogłam się tym zająć.
- Więc to ty je zmieniłaś, tak?
- Tak. Jaredowi się nie podobają, ale to nieistotne.
- A Jerry'emu? - zapytał z wielkim zainteresowaniem lekarz.
- Nie wiem, bo Jerry z nami nie mieszka. On w ogóle nie mieszka w Los Angeles. Ma domek w jakimś miasteczku niedaleko, ale nie chce powiedzieć gdzie, bo boi się, że tam przyjadę. A nawet bym nie chciała, bo go nie lubię.
- Nie lubisz Jerry'ego?
- Nie. Jest wredny. Celowo obcina włosy, żebym nie mogła ich zapuścić i ufarbować na blond. Poza tym robi ohydne rzeczy.
- Ohydne? - Zaciekawienie Truemana rosło.
- Bardzo ohydne, ale nie chcę o tym mówić, bo się wstydzę. Wie pan, ja zawsze byłam bardzo religijna, pamiętam, jak tatuś zabierał mnie zawsze do kościoła. Mówił, że to mnie oczyści z mojego grzechu.
- Jakiego grzechu?
- Kusiłam go - wyszeptała.
- Kogo? Swojego ojca?
- Tak. Wtedy miałam jeszcze normalne ciało, miałam waginę, a nie tego wstrętnego penisa.
Mary ma dodatkowe wspomnienia, takie, które pochodzą z czasów, zanim jeszcze Jared zachorował. Musiał stworzyć ją znacznie wcześniej, zanim ona trafiła w jego podświadomość i stała się dodatkową osobowością,  pomyślał lekarz, po czym znów skupił się na Jaredzie, a raczej Mary.
- Mogłabyś mi powiedzieć, jak i do czego go kusiłaś?
- Mówił, że patrzyłam na niego w brzydki sposób, choć ja tak nie uważam, ale może robiłam to niechcący. Kusiłam go do tego, by mnie dotykał. I on mnie dotykał. Wkładał mi palce, a potem członka. Bardzo mnie to bolało, ale on mówił, że to jest moja wina i że muszę zacząć chodzić do kościoła, bo inaczej Bóg mi tego nigdy nie wybaczy i pośle mnie do piekła.
- Ile miałaś wtedy lat?
- Jedenaście. Nie podobało mi się to. Nie lubiłam, kiedy mnie dotykał, ale to była moja wina, bo ja kusiłam. - Twarz mężczyzny wykrzywił dosyć dziwaczny grymas, mina, której Jared zwykle nie robił. - I ja chodziłam do kościoła, ale Bóg i tak mnie ukarał. Ukarał mnie tym, że połączyłam się z Jaredem. Wcześniej Jared mi pomógł. Pomógł mi wybaczyć tatusiowi, ale potem mnie wciągnął.
- W jaki sposób Jared ci pomógł?
- Napisał piosenkę. Myślał o mnie, wyobrażał sobie mnie i napisał piosenkę. Nazwał ją moim imieniem.
- Czyli jak? Mary? - Trevor nie był zaznajomiony z muzyczną twórczością swojego pacjenta.
- Buddha for Mary - odpowiedziała z uśmiechem.
Wszystko zaczyna składać się w jedną całość. Jared wymyślił Mary na potrzeby piosenki. Stworzył jej życiorys, wykreował ją, a potem sam zaczął nią być.
- Mogłabyś mi ją zaśpiewać?
- Nie - oznajmiła stanowczo. - Ja nie umiem śpiewać, tylko Jared umie.
- Rozumiem, a Jerry?
- On też nie. Jerry jest zły, a źli ludzie nie mogą kochać muzyki.
- Dobrze, Mary, dziękuję ci, teraz chciałbym porozmawiać z Jerrym, mogę?
- Skoro pan doktor chce.
Wyraz twarzy Jareda znacznie się zmienił, oczy jakby nieco ściemniały, Trueman wiedział, że właśnie obcuje z Jerrym.
- Jerry?
- We własnej osobie.
Głos męski, taki sam jak u Jareda, aczkolwiek słychać tu zupełnie inną manierę.
- Miło mi cię poznać.
- Chciałbym powiedzieć to samo, ale nie jestem najlepszym kłamcą.
Doktor Trueman zignorował tę złośliwość.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia. Ale niech to pana nie zwiedzie, jak na swój wiek jestem znakomitym kochankiem.
Trevor uniósł nieco brwi.
- Wie pan, Jared ostatnimi czasy żyje w celibacie, a jak wiadomo, nieużywany organ zanika, więc musiałem coś z tym zrobić. Nie mogłem pozwolić na to, by zmarnował taki sprzęt.
- Rozumiem. Mogę wiedzieć, co z tym zrobiłeś?
- Niedaleko LA jest fajna knajpka, przychodzą tam ludzie, którzy szukają przygód, kobiety, mężczyźni, heterycy, biseksy, homosie. Do koloru, do wyboru.
- Czyli chodzisz tam, żeby zaspakajać potrzeby seksualne, tak?
- No oczywiście. Mam tam ogromne powodzenie. Przyzna pan, że Jared to przystojna bestia. Co prawda powoli już się starzejąca, ale z moim wigorem i młodością daje radę.
- Czy mógłbyś mi opowiedzieć o swoim dzieciństwie?
- O dzieciństwie? Nie miałem dzieciństwa. Moje najwcześniejsze wspomnienia to te sprzed roku, kiedy to koleżanka zabrała mnie w moje dziewiętnaste urodziny do baru Wolna miłość.
Jerry w odróżnieniu od Mary to osobowość, która powstała samoistnie poza świadomością pacjenta. Sprawiło to prawdopodobnie sfrustrowanie seksualne. Jared jako Jared nie ma odpowiedniej partnerki, a nie chce sypiać z byle kim, wykorzystuje Jerry'ego po to, by spełniać swoje najskrytsze fantazje. Nie chce tego robić świadomie, bo ciąży na nim brzemię sławy i strach przed tym, że ktoś się może dowiedzieć. Znalazł więc miejsce, w którym nikt go nie zna, albo może Jerry'emu tak się tylko wydaje? Może wszyscy wiedzą, że to Jared Leto, ale są tak dyskretni, że to ukrywają?
- Dobrze, w takim razie mógłbyś mi opowiedzieć o swoim ostatnim wypadzie do baru?
- To było dwa tygodnie temu. Najpierw przeleciałem śliczną blondyneczkę, a potem poznałem Stanleya. Postawił mi drinka i zabrał do motelu. Rżnęliśmy się całą noc. Tyle, że zapomnieliśmy o odpowiednich zabezpieczeniach, no i nawilżaczach. W tamtych chwilach tego tak nie czułem, ale później myślałem, że ochujeję z bólu, choć i tak najgorzej miał Jared, bo to on odczuwał to na świeżo...
        Po jeszcze kilku drobnych pytaniach Trueman uznał, że wie już wszystko, co musi wiedzieć, więc zdecydował się na wyprowadzenie Leto z hipnozy.
Kiedy puścił mu te wszystkie nagrania, mężczyzna był przerażony. Nie mógł uwierzyć w to, że coś takiego się z nim dzieje, że dzieli swoje ciało z dwiema różnymi osobami i nawet nie wie, kiedy to one przejmują nad nim władzę. Historia Mary była mu znana, sam ją wymyślił podczas tworzenia pierwszej płyty. Ułożył sobie tę historię, spisał ją na papierze w formie krótkiej noweli, a potem na jej podstawie napisał Buddhę. Tylko jakim cudem on i Mary stali się jednością? A Jerry? On był okropny! Myśl o tym, że będąc w jego trybie, oddawał się nieznajomym mężczyznom, przyprawiała go o mdłości. Przecież ktoś mógł to sfilmować i sprzedać mediom, przecież ktoś chętny na łatwe pieniądze mógł poinformować o wszystkim jakiegoś pismaka i oni mogli urządzić zasadzkę. Mogli go upokorzyć i to w najbardziej ohydny ze wszystkich sposobów. Jerry mógł zniszczyć wizerunek, który tworzył przez te wszystkie lata, mógł całkowicie zniszczyć mu życie. Nie mógł na to pozwolić, musiał to wszystko przerwać. Terapia mogła się ciągnąć latami, a to było dla niego zbyt dużo. Ignorując słowa wypowiadane przez Truemana, wstał z miejsca i podszedł do okna.
- Jared, co ty robisz? - zapytał zaskoczony terapeuta, gdy Leto złapał za klamkę i otworzył okno.
- Uzdrawiam się - odpowiedział i... skoczył. Dziesiąte piętro, okno wychodzące na ruchliwą ulicę, nie miał nawet najmniejszych szans na przeżycie. Ale o to właśnie mu chodziło, bo wiedział, że kiedy umrze, Jerry i Mary umrą razem z nim. Cel uświęca środki...




................................
Dwa tygodnie temu (choć wydawało mi się, że znacznie wcześniej) obejrzałam film pt. Sybil, którego główna bohaterka cierpiała na rozszczepienie osobowości. Tematyka zaintrygowała mnie do tego stopnia, że postanowiłam ją kiedyś wykorzystać w swoim pisaniu. Nie wiedziałam tylko, kiedy i jak. W sobotę, podczas przenoszenia archiwum MWADG, wskoczył mi do głowy pewien pomysł - a może by tak zrobić z Mary alter ego Jareda? Przez te dwa dni pomysł kiełkował w mojej głowie i dziś, czyli w poniedziałek, zdecydowałam się go spisać. Zajęło mi to kilka godzin, ale wena była zbyt silna, by ją ignorować. Nie wiem, czy efekt jest taki, jakiego oczekiwałam, nie potrafię spojrzeć na to obiektywnie i się do tego ustosunkować. Końcówka miała być co prawda inna, ale uznałam, że taka będzie lepsza.

17 komentarzy:

  1. Miałam okazję pierwsza to czytać i pamiętam, że kiedy to robiłam, z początku w ogóle nie wiedziałam, kim jest Mary lub Jerry. Miniaturka okazała się być intrygująca i niezmiernie ciekawa, oryginalna. Cieszę się, że ją przelałaś na papier. Oby więcej takich inspiracji i kolejnych pomysłów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, kopnął Cię ten niesamowity zaszczyt czytania tego z wszystkimi błędami :D
      Nie wiedziałaś? O mamusiu, cieszę się, bo byłam pewna, że można się było tego łatwo domyślić po przejściu na perspektywę Jareda :)
      Bardzo się cieszę, że się spodobała, bo jak już Ci wspomniałam, nie byłam jej pewna :)
      Mam nadzieję, że będą co jakiś czas mnie nawiedzać :)

      Usuń
  2. Świetna historia !
    Kurczę jakby się tak nad tym zastanowić to Jared przecież ma swoje alter ego,tego całego Barta czy jak mu tam.Może on naprawdę ma rozdwojenie jaźni.
    Nie no żartuję oczywiście.
    Jak już mówiłam wcześniej świetna historia.Masz talent Marion,wielki talent.Kiedyś w przyszłości chciałabym znaleźć napisaną przez ciebie książkę w księgarni.
    Jared,Jerry i Mary.Każda ta osobowość tak różna od siebie a w jednym ciele.Każdy wygląd inny,każda osobowość,każde wspomnienia.Dla Jareda to musiało być straszne budzić się z czarną dziurą w pamięci.
    Jeszcze raz świetna robota !
    Życzę weny i pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję i jeszcze raz (żeby było parzyście) dziękuję za tak miłe słowa! Do pisania książek się nie nadaję, pogubiłabym się gdzieś w połowie :P
      Nie wątpię w to, budzisz się i nic nie pamiętasz, a twoje ciało zdaje się być jakieś nieswoje, to musi być naprawdę okropne.
      Jeszcze raz dziękuję (podwójnie, żeby nadal było parzyście)i również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ja już Ci moją opinię na temat tego wszystkiego napisałam na tt, ale i tu napiszę. Wczoraj po przeczytaniu tego byłam w takim szoku, że da się stworzyć tak niesamowitą historię, że to Ci się w głowie nie mieści. W sumie współczuję Jaredowi takiego czegoś, ale już Ci pisałam, że bardzo możliwe, że w nas też ktoś żyje i jak my śpimy to on funkcjonuje. Tak tak mam swoje chore fantazje co tam. Na początku po przeczytaniu tego fragmentu z perspektywy Mary, myślałam, że tu będzie po prostu inne jej życie zupełnie nie wiedziałam, że tak mnie zaskoczysz. Po tym jak opowiadała o "swoim" ciele myślałam, że jest mężczyzną, który po prostu próbuje zmienić płeć. Następnie pojawił się Jared, więc znów myślałam, że po prostu on się przebiera, żeby go nikt nie widział, i żeby chociaż przez chwilę mógł doznać życia bez światła fleszy. No i pojawił sie Jerry, wtedy już kompletnie nie miałam pojęcia o co w tym chodzi :D No ale potem Jared się zabił i mniej więcej w tym momęcie ogarnęłam jak niesamowity masz talent, jaka jesteś zajebista i jak pięknie i łatwo przychodzi Ci pisanie takiego dzieła! Oby tak dalej, ja tu czekam na więcej takich miniaturek. Bardzo bardzo dobra! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło z Twojej strony :)
      Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nie przyszło Ci do głowy, że to rozszczepienie osobowości, bo byłam pewna, że to już będzie wiadome od pierwszego pojawienia się Jareda. W sumie nawet nie zależało mi na elemencie zaskoczenia (znaczy zawsze zależy, ale byłam pewna, że dałam zbyt wiele wskazówek, by kogokolwiek zaskoczyć), więc tym bardziej jest mi miło, gdy czytam, że ktoś poczuł się zaskoczony takim finałem.
      Poplątanie z pomieszaniem, czyli to, co lubię najbardziej :D
      W sumie to z tą miniaturką było tak, że siadając do notebooka miałam tylko koncepcję rozszczepiania osobowości, Mary przeglądającej się w lustrze i Jerry'ego, przez którego zabawę Jared doznał tego nieprzyjemnego urazu. Wiedziałam też, że będzie rozmowa z psychiatrą, ale nie miałam absolutnie żadnych detali, wszystko było wymyślane na poczekaniu, napisanie tego zajęło mi około czterech, pięciu godzin :)
      Też mam nadzieję, że wpadnie mi jeszcze trochę pomysłów na miniaturki, w sumie wciąż myślę o trzeciej części Pana życia i śmierci :)

      Usuń
  4. Ja zacznę od końca, bo zakończenie było według mnie naprawdę mocne. A przynajmniej mnie bardzo poruszyło. Jak to przeczytałam, to miałam przez chwilę wrażenie, że ogłuchłam, a wszystko się zatrzymało…jakbym weszła w jakiś stan hibernacji. Bardzo dziwne uczucie, ale to tylko znaczy, że przejęłam się tą historią. Szczerze mówiąc, to w ogóle się nie spodziewałam, że tak to się skończy. Pisałaś, że planowałaś inne zakończenie, ale jak dla mnie, to to jest świetne. Taka mocna kropka (a może nawet wykrzyknik).
    Jak już wspominałam na Twitterze, miniaturka mnie zachwyciła, bo nie dość, że jestem fanką Twojego stylu i wszystkiego, co piszesz, to jeszcze trafiłaś tą tematyką. Osobowość wieloraka, a do tego motyw z kobietą w ciele mężczyzny, a ja mam strasznego świra na punkcie psychologii i płci mózgu. I bardzo fajnie uzasadniłaś istnienie w Jaredzie Mary i Jerry’ego. Aż się zaczęłam zastanawiać, czy faktycznie nie ma rozszczepionej osobowości… w sumie podejrzewałam go przez chwilę o to, jak założył konto na Twitterze Cubbinsowi, ale do rozszczepienia to mu jeszcze trochę brakuje.
    Ogólnie miniaturka zostawiła mnie w stanie, w którym wszystko analizuję i długo zastanawiam się na tym, co przeczytałam, a w moim przypadku to znaczy, że była naprawdę dobra. Współczułam Jaredowi prawie przez cały czas, bo to musi być przerażające uczucie, nie wiedzieć, co się robi. A chyba jeszcze gorsze, kiedy się dowiaduje, co się robiło… Było kilka fragmentów, które mnie rozbawiły, chociaż na miejscu Jareda pewnie bym się nie śmiała. Jednym z nich był ten, kiedy Jared musiał jechać do lekarza. Wyszło Ci to :D
    Sprzedaj mi prawa autorskie, to za kilka lat nakręcę na podstawie tego film xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Byłam pewna, że zakończenie jest banalne, przewidywalne i wszystko nim spieprzyłam, ale widzę, że jednak źle myślałam i bardzo mnie to cieszy ;D
      Twoja reakcja jest chyba największym komplementem, jaki mogłaś mi dać, naprawdę :)
      Tak, ja też uwielbiam taką tematykę, cholernie mnie to fascynuje.
      Myślę, że gdyby tego uzasadnienia nie było, historia by wiele straciła, bo przecież takie osobowości nie tworzą się bez powodu :)
      Jared i rozszczepienie osobowości? No way, Cubbins to moim zdaniem jego prawdziwe ja. Pisze tam rzeczy, których nie napisałaby na swoim koncie, bo to nie wypada. Przynajmniej ja tak to widzę.
      Bo to w sumie miało mieć takie drobne zabarwienie humorystyczne. Jestem osobą, która nie lubi ograniczać się do jednego gatunku i nawet do typowego dramatu wrzuci trochę humoru :)
      Przerobię Ci na to na scenariusz do pełnometrażówki :D

      Usuń
  5. hej :) co prawda trafiłam tu dopiero nie dawno i zaczynam ogarniać całe opowiadanie. Ale miniaturki bardzo mnie zaskoczyły. Na razie przeczytałam pan życia i śmierci, Mary była pierwsza i tą i muszę powiedzieć że wow! ale czad! jestem pod ogromnym wrażeniem, że można tak pisać! i wgl te pomysły. To wszysto jest tak inne i ciekawe, że normalnie: o matko! uwielbiam takie rzeczy i to się chyba nazywa innowacyjność (+ niesamowita kreatywność). Jeszcze raz, wow! I ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale ;)
      Bardzo się cieszę, że to, co tam sobie skrobię może robić na kimś aż takie wrażenie, to naprawdę bardzo miłe ;)
      W sumie częste 'słyszę', że powielam banalne schematy, więc określenie 'inne' to dla mnie spory, zaskakujący komplement.
      Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
  6. Przeczytałam to już dość dawno, ale pamiętam, że przez całość miałam tzw. karpia.

    TEGO na pewno się nie spodziewałam. Nie mam pojęcia skąd miałaś tak genialny pomysł na napisanie tego, ale wyszło świetnie.

    Naprawdę rzadko ktoś bierze się za pisanie o trudnym temacie jakim jest DID, płeć mózgu czy nawet transseksualizm, bo trudno wczuć się w jaźń takiej osoby (a właściwie osób). Tak jak tu przedstawiłaś, zazwyczaj poszczególne osobowości nie wiedzą o istnieniu pozostałych i mogą się różnić wszystkim od orientacji przez płeć po wiek.

    Ale wyszło ci to świetnie (ja naprawdę nadużywam tego słowa), bo każda z osobowości jest bardzo dobrze wykreowana, oryginalna i są jakby swoim dopełnieniem, ale jednocześnie przeciwnościami.

    Nigdy nie można powiedzieć czy wspomnienia ożywione hipnozą albo jakiś fragment tych wspomnień jest prawdą, kłamstwem, czy też konfabulacją – wypełnieniem istniejących luk fantazjowaniem. Z naukowego punktu widzenia wyniki takie nie mogą być uznane za dokładne.

    Miałam małe problemy z wyobrażeniem sobie Mary, bo ledwo wiem jak Leto wygląda jako mężczyzna, a co dopiero jako kobieta, ale w tym wypadku nie było to zbytnim problemem.

    Za tą miniaturkę mogłabym zostać twoim fangirlsem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisałam to pod tekstem, zainspirował mnie film Sybil, gdzie bohaterka miała bodajże piętnaście takich osobowości, a potem wpadł mi do głowy pomysł ze zrobieniem z Mary alter ego Jareda, kolejnego dnia w mojej głowie narodził się Jerry i postanowiłam to wszystko ze sobą połączyć ;).
      Ostatnim zdaniem mnie powaliłaś. Naprawdę bardzo mi miło, że owa historia zrobiła na tobie takie wrażenie ;)

      Usuń
  7. NIESAMOWITE!!!!! Dziewczyno! Nigdy nie rezygnuj z pisania. Twoje opowiadania są świetne, najlepsze jakie w życiu czytałam, ale tymi miniaturkami przechodzisz moje wyobrażania! Kurde! Proszę z całego serca o więcej miniaturek. :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim dziękuję za tak miłe słowa :) Z pisania rezygnować nie zamierzam, bo sprawia mi naprawdę dużo radości i pozwala oderwać się od rzeczywistości. Zamiast przez kilka godzin wałkować kwestię autonienawiści i nienawiści do świata, rozmyślam nad różnymi wątkami, tworzę w głowię sceny, które umieszczę w przyszłych rozdziałach i to naprawdę mi bardzo pomaga :)
      Z pewnością napiszę jeszcze kilka miniaturek, mimo iż publikacja ostatniej nieco podcięła mi skrzydła. Mam też w planach pewne przedsięwzięcie powiązane z WYRA, ale to na razie jeszcze nic pewnego. Najpierw stworzę próbne wpisy i zobaczę, jak będę się w tym czuła i dopiero potem może zdecyduję się na publikację :)

      Usuń
  8. Zaczynam czytać, cholernie zaintrygowana Mary jako alter ego Jareda. Kocham sam motyw Jared+Bart, ale teraz odkładam to na bok i wsłuchuje się w historię Jared+Mary.
    Czytam pierwszy akapit i trybiki w mojej głowie zaczynają dziwnie powarkiwać z powodu wzmożonej pracy. CZY MI SIĘ WYDAJE CZY JARED JEST TA BLONDYNKA? Sorry, nie Jared, tylko Mary?
    Nie myliłam sie. Wryło mnie totalnie. Swoją drogą ciekawy motyw. Czyżbyś inspirowała się też troche w ostatniej granej przez J roli?
    Pochłonęło mnie, ale w 3 "częsci" masz, że "kobiety oddawały się mężczyzną" i, mnie się zdarza zauważać błędy czasami, teraz się zastanawiam czy nie powinno byc "mężczyznom"...
    Chryste... podejrzewałam czytając, ale moment na toalecie mnie upewnił. Jerry to też Jareda. MAMUSIU.
    Dobra, wsiorbało mnie na tyle, że nie mogłam komentować na bierząco. Podoba mi się pomysł, serio. Jared+Mary+Jerry. Jestem rozłożona na łopatki. 3/4 tekstu czytałam z rozdziawioną szeroko buzią, tylko końcówka wydała mi się ciut naciągana. Okej, Jared miał problem i to spore, to mogło go przerazić, ale myślę, że psychiatra widząc, jak pacjent podchodzi do okna machinalnie powinien rozpoznawać, co pacjent chce zrobić i mu w tym przeszkodzić. Tutaj przed oczami miałam jedynie zainteresowanego faceta, z lekkim zaskoczeniem na twarzy, siedzącego wygodnie w fotelu, kiedy jego pacjent skacze z okna.
    To chyba jedyny minus tej miniaturki. Swoją drogą, dość "dogłębnie" opisałaś wszelkie dolegliwości i oznaki, co podziwiam.
    Ze strony technicznej mignęło mi parę powtórzeń i jakaś literówka, ale to drobiazgi.
    W ogóle czytając twoje opowiadanie wpadło mi coś do głowy. Pomysł, który być może wykorzystam, ale nie jestem jeszcze pewna. Hm. Muszę to przemyśleć, bo być może po raz kolejny zmienię koncepcję dotyczącą Possibility, albo raczej przedłużę nieco akcję.
    xo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się składa, że Jareda w charakteryzacji z ostatniej roli zobaczyłam dzień po tym, jak napisałam tę miniaturkę i przez moment miałam taki mały mindfuck pod tytułem - damn, chyba zaczynam posiadać moc jasnowidzenia :D Tak więc ta kwestia była czystym przypadkiem, ale spodziewałam się, że czytelnicy będą się do tego odnosić :) To trochę taka nieprzyjemna kwestia, kiedy wymyślisz coś sama, a potem nagle okazuje się, że to ma jakieś swoje odniesienie w rzeczywistości, o którym nie miałaś zielonego pojęcia i wszyscy myślą, że się tym inspirowałaś(tak jak to mi się zdarzyło z nazywaniem Leto w swoich opowiadaniach Jerrym).
      Oczywiście, że powinno być i zaraz to poprawię! Całe życie miałam problem z ą i om, dopiero niedawno ogarnęłam system, ale jeszcze od czasu do czasu zdarza mi się to przeoczyć, tak więc dziękuję za zwrócenie uwagi :).
      Końcówka nawet mnie wydaje się naciągana, no mam to do siebie że zawsze koniec spartolę i nic nie mogę na to zaradzić. A tak poważnie, to nic innego nie przychodziło mi do głowy. Rozpisanie terapii wydłużyłoby niepotrzebnie tekst, a i tak nie miałam na to wizji. Ten skok z okna był takim przebłyskiem, który zdecydowałam się wykorzystać, a "obojętność" lekarza zawsze mogę wytłumaczyć tym, że odebrał Jareda jako silnego człowieka, który jest w stanie podjąć się leczenia i walczyć do końca. Gdy ten podszedł do okna, nawet przez myśl mu nie przeszło, że może skoczyć. Pomyślał, że może chce zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
      Jak widać, zawsze znajdę jakieś naciągane wytłumaczenie :P
      Starałam się. Choroby psychiczne niezwykle mnie interesują plus byłam świeżo po obejrzeniu filmu na ten temat, więc wiedziałam, co i jak, choć i tak zapewne nie przedstawiłam tego tak jak się należy :D.

      Usuń
    2. Interesujące :) Po przeczytaniu jak już mój pierwszy szok minął i zaczęłam myśleć nad postacią Mary bardziej i łączyłam ją z Rayon (czy jak się tam nazywa ta postać) to śmiać mi się chciało, bo Jared jako kobieta jest idealnym lekiem na moja niską samoocenę, bo jest brzydki jak noc, ale czytając twoje opowiadanie wciągnęłam się na tyle, że widziałam naprawdę ładną dziewczynę z jedynie nieco męskimi rysami, a to plus dla ciebie, bo potrafiłaś mnie wciągnąć na tyle, żebym nie śmiała się z moich skojarzeń podczas czytania. O to też mi chodziło, jak pisałam ci na twitterze, że ryłam cały dzień. Po prostu wyobrażałam sobie Jareda jako Rayon chodzącego i kręcącego dupką po tym, jak jakiś facet go zaczepiał, bo myślał, że jest kobietą. I tu powatarzam, mam dziwne poczucie humoru (potrafię śmiać się nawet na pogrzebie), więc to nie ma na celu urażenia ciebie, tylko taką mam po prostu naturę :)
      Miałam to samo, ale od jakiegoś czasu ogarnęłam się i wiem, że "ą" jest w liczbie pojedynczej zazwyczaj a "om" jeśli mówimy o liczbie mnogiej. Zazwyczaj nie zwracam uwagi na błędy, ale czasami rzuci mi się jakiś w oczy i wtedy zonk. Muszę o tym powiedzieć.
      Nie będę się wymądrzać przedstawiając ci jak mogłabyś zakończyć miniaturkę, ale myślę, że można by to zrobić inaczej jakby się uprzeć. Przyjmuję twoje wyjaśnienie. Jest całkiem prawdopodobne. :)
      Powiem ci, że może nie interesują, ale bardzo lubię filmy o tematyce chorób psychicznych, czy właśnie opowiadania. Ludzka psychika jest niezgłębioną studnią i cholernie pochłaniającą.

      Usuń