Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy. Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

piątek, 29 czerwca 2012

72. Baby, it's a wild world

         Rozprostowałam materiał nieco podwijającej się spódniczki i jeszcze raz spojrzałam w lustro. Jakimś cudem udawało mi się maskować podkrążone oczy i nienaturalną, nawet jak na mnie, bladość. Praktycznie w ogóle nie spałam, jadłam też bardzo niewiele, gdyby nie fakt, że musiałam chodzić do pracy, nawet bym się nie przebierała i nie czesała, a minął dopiero tydzień. Siedem dni bez Jareda, a ja już byłam cieniem samej siebie. 
Od rozstania nie widziałam go ani razu, ale nawet na chwilę nie przestawałam o nim myśleć. Otwierałam szafę i czułam w niej zapach jego perfum, mimo iż nie było tam już jego ubrań. Została tylko jedna koszulka, której celowo nie spakowałam z pozostałymi rzeczami. Chciałam sobie zostawić choć jedną rzecz, która do niego należała. Biała koszulka z napisem grunge is dead, nakładałam ją na siebie każdej nocy, którą przyszło mi spędzić samotnie w łóżku. Leżąc z zamkniętymi oczami i mając ją na sobie, czułam się tak, jakby to on oplatał moje ciało. Na pościeli wciąż czułam jego zapach, niestety każdej nocy coraz słabszy. Naprawdę bałam się wieczora, kiedy to przykryję się tą poplamioną naszą krwią kołdrą i nie poczuję już woni jego ciała. Co mi wtedy będzie tak intensywnie o nim przypominało? 
Były dni, kiedy miałam ochotę wybiec z domu i pobiec prosto do niego, wyznając całą prawdę. Tak bardzo chciałam powiedzieć mu, że każde moje słowo było paskudnym kłamstwem, ale wtedy odzywała się ta smutna prawda - jemu naprawdę będzie lepiej beze mnie. On musiał stąd wyjechać, musiał zacząć nowe życie beze mnie i narkotyków. Nie mógł zmarnować tego, co miał, nie mógł zaprzepaścić swojego talentu przez głupią ćpunkę, która sama odebrała sobie szansę na spełnienie marzeń. Ja nie miałam już szans zostać tancerką, ale on mógł jeszcze wiele osiągnąć, musiałam mu to jakoś umożliwić. Koszt oczywiście był ogromny, ale liczyłam na to, że kiedyś rachunek się wyrówna i oboje powiemy sobie, że to była dobra decyzja.
Tak właśnie się pocieszałam, choć jakoś specjalnie mi to nie pomagało.
- Twoje życie jest posrane, King - rzuciłam do swojego odbicia, które coraz bardziej działało mi na nerwy. Pokazywało zmęczoną życiem staruszkę w ciele maskującej się makijażem młodej kobiety, która nosiła sztuczny uśmiech mający powstrzymywać ją przed wylewaniem łez. Widok godny pożałowania...
        Pokręciłam głową, z której sterczał niedbały koczek i wolnym krokiem opuściłam zaplecze. Wizja całego dnia posyłania wymuszonych uśmiechów, gry pozorów i udawania, że wszystko ze mną w porządku nie nastrajała mnie pozytywnie, ale musiałam się przełamać, musiałam funkcjonować wbrew złemu nastrojowi i burzy dołujących myśli.
- Cześć, piękna - usłyszałam głos Toma, gdy przechodziłam koło okienka, za którym pracował. Przeniosłam wzrok na jego uśmiechnięta twarz i z wielkim trudem uniosłam kąciki ust, by nie poczuł się zignorowany, po czym ruszyłam dalej ku swojemu stanowisku pracy. Tyle dobrego, że miałam dyżur za barem, chodzenie z tacą raczej nie było mi na rękę, a nalewając piwo, nie musiałam się tak często uśmiechać.



***



        Po godzinie, która zdawała się trwać całą wieczność, do lokalu weszła Lisa, w odróżnieniu ode mnie miała wyśmienity humor.
- A ty co jeszcze tutaj robisz? - rzuciła, gdy tylko zajęła miejsce na jednym z wolnych stołków.
- No a niby, gdzie mam być?
- W domu. Nie wybierasz się na imprezę? - Lis spojrzała na mnie pytającym wzrokiem i sięgnęła po leżące tuż przy jej dłoni orzeszki.
- Jaką imprezę?
- No jak to jaką? Max organizuje przyjęcie pożegnalne dla Leto, nie wiedziałaś?
- Pierwsze słyszę.
- No, ale teraz już wiesz, więc idź do szefa i pytaj, czy możesz dzisiaj wcześniej wyjść i pójdziemy tam razem.
- Nikt mnie tam nie zapraszał.
- A od kiedy Mary Jane potrzebuje zaproszenia? Przecież to oczywiste, że bez ciebie nie ma żadnej imprezy. - Olson podrzuciła orzeszka, który po chwili wylądował w jej ustach.
- Na tej chyba nie będę mile widziana - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i przetarłam nieco zakurzony kufel niedużą szmatką.
W barze panowała nadzwyczajna cisza, którą zakłócała jedynie płynąca z radia muzyka. Mimo iż na sali było kilka osób, nie było słychać ich rozmów i śmiechów, wszyscy zdawali się być pogrążeni w jakieś dziwacznej melancholii. Wszyscy prócz Lisy, która w dźwiękach For what its worth starała się mnie namówić na pójście na imprezę.
- Lis, Jared nie chce mnie widzieć, Shannon pewnie też.
- Skąd ta pewność? - Brunetka nie dawała za wygraną.
- Nie męcz mnie, proszę cię.
- No jak sobie chcesz, ale moim zdaniem powinnaś się z nim spotkać i...
- Wybacz, ale naprawdę nie obchodzi mnie twoje zdanie - przerwałam jej dość nieprzyjemnym tonem.  - Nie wiesz, jak to wszystko wygląda, więc proszę cię, łaskawie się nie wtrącaj.
- Nie wiem, bo nie chcesz mi powiedzieć, chociaż jesteśmy przyjaciółkami, a przyjaciółki mówią sobie takie rzeczy.
- Przyjaciółki szanują też to, że są rzeczy, na które można nie mieć ochoty i tematy, na które nie chce się rozmawiać.
- No, jak sobie chcesz, Mary. Impreza zaczyna się o ósmej, zajrzę tu tak za piętnaście w razie, gdybyś zmieniła zdanie. - Rzuciła mi ostatnie spojrzenie i wstała ze stołka.
- Nie zmienię - powiedziałam już bardziej sama do siebie, po czym zajęłam się robieniem krwawej Mary.
Kiedy drinki trafiły na tacę Melissy, w głośnikach rozbrzmiała dobrze mi znana melodia. 
Now that I've lost everything to you, You say you wanna start something new And it's breakin' my heart you're leavin'* 
Oparłam łokcie o blat i wsłuchiwałam się w tekst, w który nigdy jakoś specjalnie się nie zagłębiałam, a który nagle wydał mi się być bliski sytuacji, w której się znalazłam. 
Nie, nie mogłam tego tak zostawić, musiałam wszystko wyjaśnić Jaredowi, ale musiałam zrobić to tak, by nie wycofał się z podjętej decyzji. Na imprezie pokazać się nie mogłam, ale mogłam napisać list. Tak, list był dobrym pomysłem.
- Dzięki, Stevens - rzuciłam w stronę jednego z głośników i otworzyłam szufladę znajdującą się pod ladą. Tak jak myślałam, znalazłam tam białą papeterię. Wyciągnęłam czystą kartkę i jedną kopertę, do której od razu przyłożyłam czarny długopis.

                                                    Otwórz, gdy będziesz w Los Angeles

Po wypisaniu tych słów, przeniosłam pisak na kartkę.


Nawet nie wiem, od czego zacząć. Na sam początek chyba powinnam Cię przeprosić. Za co? Za to, co zrobiłam i co powiedziałam. Nie zerwałam z Tobą, bo przestałam Cię kochać, zrobiłam to, bo nie chciałam zmarnować Ci życia. Wiedziałam, że jeśli zostaniesz ze mną w Bellingham, nigdy nie spełnisz swoich marzeń, dlatego wygadywałam te wszystkie głupoty, ale żadna z nich nie była prawdą. Nadal Cię kocham i potrzebuję najbardziej na świecie, ale wiem, że póki co, będzie Ci lepiej beze mnie. 
Mam nadzieję, że w Los Angeles poznasz wielu wspaniałych ludzi, że uda Ci się porządnie wykształcić, a potem spełnić to największe marzenie. Może nawet znajdziesz dziewczynę, która zajmie moje miejsce, przynajmniej na chwilę. A gdy już będziesz sławny, przyjadę na jakiś Twój koncert, zaciągnę Cię gdzieś za kulisy i będziemy się kochać, dopóki starczy nam sił. Potem zabierzesz mnie do siebie i zostanę tam na zawsze, a przynajmniej do dwudziestego siódmego roku życia.
                                                                                                                          Kocham Cię, Mary.

 
      Po postawieniu kropki jeszcze raz to wszystko przeczytałam, jeszcze raz przeanalizowałam sytuację i zaczęłam powątpiewać w słuszność tego, co zamierzałam zrobić. A co jeśli Lisa da mu ten list i powie, żeby zignorował ten napis na kopercie i przeczytał go od razu? Co jeśli to zrobi i zamiast pojechać do LA wróci do mnie? 
Nie, nie mogłam ryzykować. Jednym ruchem przedarłam kartkę na pół, potem zrobiłam to jeszcze raz i następny, aż w końcu z mojego listu zostały tylko maleńkie strzępki.
- Tak będzie najlepiej...



***




        Po raz kolejny spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek, czas mijał niesamowicie wolno, a ja zadręczałam się myślami. Czy dobrze zrobiłam nie idąc z Lisą na tą imprezę? Czy powinnam była chociaż przekazać jej ten list? Czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę? Czy przyjdzie się pożegnać? 
Te pytania rodziły się same, na żadne z nich nie potrafiłam odpowiedzieć. Chciałam go jeszcze raz zobaczyć, dotknąć, pocałować, ale wiedziałam, że to niemożliwe, wiedziałam, że to nie wyszłoby na dobre ani mi, ani jemu. 
Nasz związek był jak nałóg, mimo zewnętrznego szczęścia i euforii, wyniszczał nas od środka, zabijał powoli dzień po dniu. Żeby przeżyć, musieliśmy z nim zerwać, musieliśmy się z niego wyleczyć. Byliśmy dla siebie jak narkotyk, kolejne spotkanie byłoby dla nas tym samym, co porządna dawka heroiny dla ćpuna po odwyku. W pierwszej chwili przyniosłoby upragnioną, kojącą ulgę, ale na dłuższą metę rozsiałoby ogromne spustoszenie. Nie mogliśmy sobie na to pozwolić, nie po zrobieniu pierwszego kroku w stronę w wyzdrowienia. Nasze rozstanie można było przyrównać do pójścia na odwyk. Miniony tydzień to był detoks, który miał trwać do wyjazdu Jareda. Kolejne dni miały być terapią, która pomoże nam wrócić do normalności, do życia bez nałogu. Najważniejszą kwestią było to, czy ją przetrwamy, czy damy sobie radę. Wiedziałam, że będzie mi niezwykle ciężko, ale straciłam już pięć niezwykle ważnych dla siebie osób i jakoś to przeżyłam. Najpierw była mama, potem Calvin, mój tata, Courtney i ja sama. Przetrwałam, więc istniała szansa, że przetrwam i utratę Jareda.
- Mary!
Wyrwana z głębokiego zamyślenia przeniosłam wzrok w stronę źródła dźwięku, którym okazał się być zataczający się w kierunku baru Shannon.
- Shann, co ty tu robisz?
- Przyszedłem się z tobą pożegnać. No chodź tutaj.
Rzuciłam mu niepewne spojrzenie, ale ten się tylko zachęcająco uśmiechnął. Wyglądało to szczerze, więc wyszłam zza lady i podeszłam do niego. Leto od razu mocno mnie do siebie przytulił, choć nie miał tego w zwyczaju. Z każdą sekundą jego uścisk stawał się coraz szczelniejszy, w końcu byliśmy już tak blisko siebie, że wyczułam stwardnienie w jego nogawce.
- Może pójdziemy na zaplecze, co? Na taki wiesz, pożegnalny numerek - wyszeptał mi prosto do ucha.
- Zapomnij. - Zmarszczyłam brwi w niemałym obrzydzeniu.
- Mary, no proszę, przez wzgląd na stare dzieje. - Dłoń szatyna przeniosła się z moich pleców na pośladek. Natychmiast go od siebie odepchnęłam.
- Nie ma mowy - wycedziłam, patrząc na niego wzrokiem pełnym gniewu.
- No to się pierdol, ty głupia dziwko.
- Dziwko? No wybacz, ale to nie ja próbuję zaciągnąć cię do łóżka, tylko ty mnie, a dziwki zachowują się raczej odwrotnie - prychnęłam ironicznie, jednak był to jedynie mechanizm obronny, tak naprawdę te słowa bardzo mnie zabolały, bo myślałam, że mimo wszystko Shannon choć trochę mnie lubił, a przynajmniej szanował.
- Taa, ale Joshowi to byś dała, co?
- Co?!
- To, co słyszałaś. O wszystkim nam powiedział, i pomyśleć, że Jared tak cholernie ci ufał. Nawet ja myślałem, że byłaś wobec niego fair, ale ty okazałaś się zwykłą kurwą. I dobrze, że go zostawiłaś, bardzo dobrze.
Moją reakcją na te słowa był ogromny szok, z racji którego nie byłam w stanie wydusić z siebie chociażby jednego słowa. Josh? Zdrady? Czy to był jakiś pieprzony żart? Zanim zdążyłam o to zapytać, starszy Leto chwycił kufel piwa z tacy przechodzącej obok Laury i wylał całą jego zawartość prosto na mnie.
- Mam nadzieję, że będziesz się smażyć w piekle, ty pierdolona suko. - Obrócił się na pięcie i opuścił lokal, którego wszyscy klienci byli skupieni na mnie. Stałam tam jak kretynka, a po twarzy i włosach ściekało mi piwo. Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie się nawet ruszyć.
- Trzymaj. - Laura wyciągnęła w moją stronę paczkę chusteczek, jednak zignorowałam to i rzuciłam się biegiem w stronę zaplecza. Po moich policzkach oprócz alkoholu spływały też łzy. Łzy zażenowania, upokorzenia i złości, jednak nie na Shannona, a na Josha. Nie wiedziałam, co dokładnie powiedział braciom, ale domyślałam się, że było to coś ohydnego i zmyślonego.
Nie zważając na to, że do końca zmiany zostały mi jeszcze dwie godziny, zaraz po obmyciu twarzy i szybkim wysuszeniu włosów ręcznikiem, opuściłam swoje miejsce pracy i żwawym krokiem udałam się do mieszkania Drake'a. Otworzył mi zaraz po tym, jak wcisnęłam dzwonek.
- No proszę, proszę, co za niespodzianka.
Jako że nie miałam ochoty na zbędne uprzejmości, od razu przeszłam do rzeczy.
- Coś ty, do cholery, nagadał Jaredowi?!
- Ej, ale po co te nerwy, Mary? Uspokój się, ochłoń, wejdź, pogadamy sobie na spokojnie.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, ty pieprzony fiucie! Dlaczego nagadałeś Jaredowi, że z tobą spałam?! Całkowicie ci na mózg padło?!
- Niczego nie...
- Zamknij się, jebańcu! Uważałam cię za swojego przyjaciela, ale jak widać, myliłam się. Nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego.
- Mary, po co zaraz to obrażanie?
- Jesteś nienormalny, Josh, totalny z ciebie psychol.
- Ze mnie? - rzucił już zupełnie innym tonem. - To nie ja sypiam z facetami, a potem udaję, że nic nie pamiętam.
- Co?! O czym ty w ogóle mówisz?!
- Mam ci przypomnieć? Jak ten twój chłoptaś wyjechał, zabrałaś mnie do siebie. Najpierw zrobiłaś striptiz, a potem... No chyba nie muszę ci mówić, co robiliśmy.
- Nie, ty naprawdę jesteś jeszcze głupszy niż myślałam - z moich ust wydobyło się drwiące prychnięcie.
- Tak, no to skąd miałaś tamtego siniaka na pośladku, co? Zrobiła ci go ta rączka. Poza tym muszę przyznać, że masz rozkosznie ciaśniutki odbycik. To była czysta przyjemność go eksplorować.
Moja dłoń automatycznie się uniosła, po czym z wielkim impetem uderzyła w twarz Josha. Nie czekając na jego reakcję, odwróciłam się i wybiegłam ze starej kamienicy. 
Po raz kolejny z moich oczu popłynęły łzy. Wiedziałam, że tamtej nocy sporo wypiłam, ale nie sądziłam, że aż tyle, że przespałam się z Joshem i nawet tego nie pamiętałam. Poczułam się jak szmata, jak nic nie warta kurwa. Shannon miał rację, powinnam smażyć się w piekle. Właśnie tam było moje miejsce, choć czy już się w nim nie znajdowałam? Siedem lat wstecz w jednej chwili straciłam matkę, ojca, swoje plany i marzenia, całe swoje życie. Czy to nie było piekło, bo rajem też bym tego nie nazwała. Czy mogło być jeszcze gorzej? Zawsze...




***




         Siedziałam przy wolnym stoliku w praktycznie pustej kawiarni i mieszając bezwiednie łyżeczką w niedużej filiżance, patrzyłam przez okno. W końcu, po prawie piętnastu minutach czekania, zza zakrętu wyłoniły się trzy sylwetki, dwie męskie i jedna kobieca. Wszyscy trzymali w dłoniach bagaże. Automatycznie się wyprostowałam i wyostrzyłam wzrok, skupiając go na Jaredzie, który właśnie odstawił swoje torby i usiadł na drewnianej ławce. Wyglądał na zmęczonego i smutnego. Skórę miał bladą, a wzrok spuszczony, w odróżnieniu od swojej matki i brata, którzy sprawiali wrażenie bardzo ożywionych. Constance cały czas się uśmiechała, a Shannon ją zagadywał, żując przy tym gumę. Gdybym stała tuż obok nich, na pewno słyszałabym jego mlaskanie.
Po zlustrowaniu tej dwójki znów skupiłam się na Jayu. Jego dłonie były splecione, a stopy niekontrolowanie odbijały się od ziemi w nierównym rytmie. Mimo iż nie patrzył w moją stronę, doskonale widziałam jego twarz, która pomimo wyraźnego przygnębienia, nadal była piękna. Szczękę miał mocno zaciśniętą, tak jakby starał się powstrzymać nasilające się mdłości, podobnie wargi. Miałam ogromną ochotę wstać, podejść tam i go przytulić, ale wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić, więc po prostu patrzyłam. Nie planowałam w ogóle się tam pojawiać, ale musiałam go zobaczyć ten ostatni raz, chociażby z daleka. 
        W nocy w ogóle nie spałam, zbyt wiele myśli plątało się w mojej głowie, odczuwałam zbyt wiele skrajnych emocji, by zasnąć. Po prostu przez kilka godzin leżałam na łóżku, wtulona w poduszkę Jareda, okryta jego koszulką. Myślałam o nim, o tym, jak wyglądało nasze wspólne życie i o tym, jak mogłoby wyglądać, gdybym nie posłuchała jego matki. Myślałam też o Joshu, o tym, co mi powiedział, zanim go spoliczkowałam, o tym, że zdradziłam Jerry'ego i nawet jeśli zrobiłam to nieświadomie, czułam się cholernie winna i brudna. Nie zasługiwałam na niego, jemu należał się ktoś zdecydowanie lepszy.
         Powoli uniosłam filiżankę i przyłożyłam ją do ust, cały czas obserwując swojego byłego chłopaka. Nie podniósł wzroku nawet na sekundę. Był nieszczęśliwy i to przeze mnie, przez wymyślone kłamstwa i niestety prawdziwą zdradę, o której wcześniej nie wiedziało żadne z nas. Zresztą może to i lepiej, że to wyszło na jaw, przynajmniej miałam całkowitą pewność, że Jared nie będzie chciał ze mną zostać.
Powoli stygnący napój wypełnił moje usta, po czym spłynął po ściance gardła. W tej samej chwili przy przystanku zatrzymał się autobus. Odstawiłam ceramiczne naczynie i znów skupiłam całą uwagę na Leto. Wstał, powoli i bardzo niechętnie, podniósł torby i ulokował je w schowku warczącego autokaru. Wyprostował się i spojrzał przed siebie, prosto w moją stronę. Mimo iż wiedziałam, że odbijające się od szyby słońce uniemożliwiło mu zobaczenie mnie, zadrżałam. Poczułam się tak, jakbym stała cal przed nim naga, a on patrzył na mnie wzrokiem pełnym namiętności, miłości i pożądania. Ale tak nie było, widział tylko drażniące oczy promienie, które wymusiły na nim szybką zmianę obiektu obserwacji. Wiedziałam to, bo sama niejednokrotnie siedząc na przystanku w tak słoneczne dni jak tamten, obserwowałam tę skromną knajpkę i nie wiedziałam w szybie nic, prócz odbijającego się od niej słońca.
Ludzie powoli zaczęli wchodzić do pracującego pojazdu, w tym Jared, jednak on w odróżnieniu od innych kroczył powoli i bardziej przypominał skazańca niż człowieka, który za kilka godzin miał rozpocząć zupełnie nowe, lepsze życie.
Ze smutkiem podążałam za nim wzrokiem, dopóki ten nie zniknął z mojego pola widzenia. Upiłam kolejny łyk kawy, odstawiłam filiżankę na talerzyk i patrzyłam, jak autobus rusza, zabierając ze sobą miłość mojego życia.
- Żegnaj, Jerry - głos mi zadrżał, podobnie jak dłoń, którą otarłam cieknące z moich oczu łzy. Nienawidziłam pożegnań, nawet tych pośrednich.
        Kiedy na ulicy została już tylko chmura spalin, wyciągnęłam z kieszeni kilka banknotów, odliczyłam odpowiednią kwotę i położyłam ją tuż przy filiżance, na której dnie zostały same fusy.
Po odejściu od okrągłego dwuosobowego stolika wyjęłam z bluzy papierosa i odpaliłam go, gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, gdzie od razu uderzyły we mnie promienie słoneczne. Mrużąc oczy, zastanawiałam się, dlaczego święciło słońce, kiedy to w moim sercu panowała burza stulecia, a potem zdałam sobie sprawę z tego, że świat kręci się dalej, bez względu na ludzkie szczęście, czy nieszczęście. Wszechświat jest obojętny na nasze nastroje, do nikogo się nie dostosowuje, nic go nie obchodzi. Każdy cierpi sam...



***



        - Co ty tu robisz? - rzuciłam chłodnym tonem, widząc siedzącego na schodach Josha.
- Przyszedłem pogadać.
- Wczoraj powiedziałeś wystarczająco dużo, żegnam. - Wyminęłam go, jednak ten wstał i złapał mnie delikatnie za ramię.
- Wczoraj nie byłem do końca szczery. Proszę cię, daj mi chociaż pięć minut.
- Pięć minut i ani sekundy dłużej.
Drake posłał mi pełne wdzięczności spojrzenie i wszedł razem ze mną do mieszkania, gdzie panował wierutny bałagan, za który jednak nie zamierzałam go, ani nikogo innego przepraszać.
- Zrzuć na podłogę - zwróciłam się do mężczyzny, kiedy stanął przy obładowanym ciuchami fotelu. Zrobił to i usiadł, czekając aż ja zrobię to samo. Kiedy oboje już siedzieliśmy, dałam mu znak, żeby zaczynał, choć wcale nie miałam ochoty go słuchać. Ba, ja nawet nie miałam ochoty na niego patrzeć, ale skoro dałam mu te pięć minut, nie mogłam się już wycofać.
- Kurde, nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku.
- No skoro od początku, to chyba od tego, że cię kocham. Tak, Mary, kocham cię, kocham cię od dnia, w którym pierwszy raz się z tobą przespałem.
- Znaliśmy się wtedy kilka minut - wtrąciłam się.
- No, a ja już cię pokochałem. Kiedy byłem w więzieniu, myślałem wyłącznie o tobie. Gdy dowiedziałem się, że Oliver się ożenił, pomyślałem, że mam szansę cię zdobyć. Zawsze byłaś w nim zakochana po uszy, ale skoro on miał żonę, ty byłaś wolna. Tak właśnie myślałem, dopóki nie wyszedłem i się z tobą nie spotkałem. Kiedy powiedziałaś mi, że masz kogoś, mało co nie dostałem szału, a gdy już go poznałem i zdałem sobie sprawę z tego, że kochasz go jeszcze bardziej niż kochałaś Ravina, znienawidziłem go. Jakoś specjalnie tego nie okazywałem, bo wiedziałem, że jeśli będę, ty nie będziesz chciała się ze mną widywać.
- No dobra, lepiej przejdź do tamtej nocy, kiedy przespałam się z tobą po pijaku - odezwałam się, nie mogąc już dłużej słuchać tych bredni. Wyznanie Josha nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia, nawet mi nie schlebiało. Od zawsze wiedziałam, że się we mnie kochał, ale nigdy nie odwzajemniałam jego uczuć, bo uważałam je za chore. Ta jego miłość ograniczała się jedynie do jak najczęstszych prób zaciągnięcia mnie do łóżka, nie było to uczucie na miarę tego, którym darzyła mnie najpierw Courtney, a potem Jared.
- Nie byłaś wtedy pijana.
Wbiłam w Drake'a nieco zdezorientowane spojrzenie, a ten tylko spuścił głowę, wziął głęboki oddech i mówił dalej:
- Wrzuciłem ci prochy do drinka, byłaś zupełnie nieświadoma tego, co się działo. Wykorzystałem cię, Mary. Wiem, że nie powinienem był tego robić, ale byłem zdesperowany, wiedziałem, że bez tego nigdy nie będziesz się ze mną kochać. Skorzystałem z tego, że Leto wyjechał, a ty byłaś nieco rozkojarzona. Wiedziałem, że niczego się nie domyślisz, a ja sobie bezkarnie poużywam. Teraz pewnie pomyślisz, że skoro dostałem to, co chciałem, to po jaką cholerę powiedziałem o tym Jaredowi. Zrobiłem to, bo chciałem mieć pewność, że do ciebie nie wróci. Wiedziałem, że jeśli do tego powodu, dla którego z nim zerwałaś, dorzucę jeszcze zdradę, on na pewno nie będzie próbował cię odzyskać. Powiedziałem mu, że zrobiłaś to dobrowolnie i że na tamtej imprezie, na którą nie chciał z tobą iść, brałaś udział w orgii.
Słuchałam tych słów i nie mogłam uwierzyć swoim własnym uszom. To, co mówił, zdawało mi się być tak cholernie nierealne, niemożliwe. Otępienie zawładnęło moim ciałem i umysłem, a on kontynuował:
- Zrobiłem to wszystko z miłości, chciałem tak jak Leto mięć szansę bycia z tobą. Chciałem przy tobie zasypiać, chciałem móc cię dotykać, budzić się z tobą w jednym łóżku. Kocham cię, Mary, tak cholernie cię kocham.
- Gówno prawda - wycedziłam po odzyskaniu władzy nad swoim organizmem. - Ty mnie nie kochasz, ty masz jakąś pieprzoną obsesję na moim punkcie! Mężczyzna, który kocha kobietę nie gwałci jej, a ty to zrobiłeś, zgwałciłeś mnie, wykorzystałeś seksualnie wbrew mojej woli, i zrobiłeś to, udając mojego przyjaciela! Jesteś śmieciem, Josh, zwykłym pierdolonym śmieciem!
- Wiem, jak to wszystko wygląda z boku, ale ja naprawdę nie chciałem zrobić ci krzywdy, chciałem tylko spędzić z tobą noc, nic poza tym. Wiem, że wybrałem najgorszy z możliwych sposobów i jeśli chcesz, mogę pójść teraz na policję i wszystko im opowiedzieć. Mogę nawet pójść prosto do twojego ojca - wydukał, zdawałoby się skruszonym tonem.
- Myślisz, że mojego ojca, by to obeszło? Nie sądzę, więc nie musisz narażać się na więzienie, po prostu zniknij z mojego życia, już nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy, zapomnij, że w ogóle istniałam, bo ja zrobię to z ogromną radością. A teraz wyjdź.
Nic nie powiedział tylko znów spuścił głowę i wstał z fotela, kierując się na korytarz. Gdy już miał wychodzić z mojego mieszkania, zatrzymał się przy otwartych drzwiach.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że dzisiaj rano widziałem się z Jaredem. Poszedłem do niego, zanim wyjechał i powiedziałem mu, że go wtedy okłamałem, że nigdy go nie zdradziłaś. Sam nie wiem, po co to zrobiłem, to chyba sumienie się we mnie odezwało.
- Ty nie masz sumienia, Josh. Żegnam.
Mężczyzna zniknął za drzwiami, a z mojej piersi wyrwał się głośny niekontrolowany krzyk.
Jak ja nienawidziłam swojego życia, nienawidziłam go.




*Teraz, kiedy wszystko dla ciebie straciłem, mówisz mi, że chcesz zacząć coś nowego i twoje odejście łamie mi serce.
..........................................
Tytuł rozdziału: Skarbie, to dziki świat.

Utwory wykorzystane w rozdziale:

        Końcówka tego rozdziału miała wyglądać zupełnie inaczej. Ogólnie nie planowałam pojawienia się w nim Josha, ale tak jakoś wyszło, więc to, co miało pojawić się w tym rozdziale, pojawi się w następnym, włącznie z nową/starą postacią.
Wszyscy, którzy znają całe opowiadanie wiedzą, jak wygląda ta "miłość" Drake'a i chyba nie muszę mówić, że nie zamierzam teraz nagle robić z niego zakochanego amanta. Tak poza tym, to badziewna przejściówka mająca na celu ostateczne zamknięcie wątku Jared - Mary.
        Co jeszcze, niedawno pisząc nowy rozdział na WYRA, zdałam sobie sprawę z tego, że oba moje opowiadania to klasyczne love stories, że wątki miłosne przeważają nad wszystkimi innymi i wiecie, co? Wcale mnie to nie wkurzyło, wręcz przeciwnie, jestem z tego dumna, bo mimo iż nie wierzę w istnienie miłości, potrafię pisać miłosne historie. Bo nie sztuką jest pisać coś, co się doskonale zna, w pisaniu chodzi o to, by odkrywać nieznane, by w osobie stworzonej przez siebie postaci robić rzeczy, których by się osobiście nigdy nie zrobiło. 
Chodzi o to by kochać to, czego się nienawidzi i nienawidzić tego, co się kocha. 
Dobra, poniosło mnie, w każdym razie chyba wiecie, o co mi chodzi :). 
Zabrzmiało egoistycznie? Nieważne, czasami nawet i ja dostrzegam w sobie pozytywy :). 

12 komentarzy:

  1. Chociaż wiem,że Mary i Jared będą razem to i tak mi smutno. Chcę żeby byli ze sobą, kochali sie każdej nocy, całowali się. NO KURDE. I ten Josh. Nie spodziewałam się że tu zagości i powie je prawdę. Oczywiście rozdział jak zwykle świetny mimo,że to przejściówka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, ja też się tu Josha nie spodziewałam, bo planując rozdział, nawet nie myślałam o tym, żeby go tu wepchnąć. Wyszło samo z siebie, wydało mi się być naturalnym następstwem rozmowy z Shannonem.
      Cieszę się, że się podoba :)

      Usuń
  2. dobra końcówka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że tak uważasz, bo to właśnie z końcówki jestem najmniej zadowolona ;)

      Usuń
  3. Właśnie zdałam sobie sprawę, że gdybym przeczytała najpierw to opowiadanie a dopiero później WYRA, to moje postrzeganie Mary pewnie byłoby ZUPEŁNIE inne. Los tak chciał, że najpierw trafiłam tam i pierwszy rozdział porwał mnie tak, że już nie byłam w stanie się od niego oderwać a dopiero później odkryłam to.
    No kurde, powinnam jej współczuć przecież, Josh ją wykorzystał w najgorszy sposób, oczernił w oczach Jareda i w ogóle a ja zamiast tego cieszę się jak głupia z akcji z Shannonem. Jestem w pełni usatysfakcjonowana tą sceną, Shann nie przebierał w słowach i mimo, że Mary nie zdradziła Jaya świadomie to według mnie zasłużyła na to co usłyszała od Shannona ( przez ten egoizm z WYRA i to co tam wyprawia, dla mnie ona już tutaj płaci cenę za to co zrobi dopiero w przyszłości)
    Chyba nie ma możliwości żeby moje nastawienie do Mary się zmieniło.
    Nie planowałaś Josha w tym rozdziale... a wyszło zajebiście, więc gratuluję. Spontan widocznie dobrze Ci wychodzi :)
    Bardzo jestem ciekawa co myślał Jared po tym jak Josh wyznał mu prawdę. Mam nadzieję, że dowiem się tego w kolejnym rozdziale.

    A teraz coś na temat Twojego dopisku pod rozdziałem. Nie wierzysz w miłość? Tak napisałaś a ja chciałabym wiedzieć dlaczego? Ciekawi mnie to bo sama jestem na takim etapie w swoim życiu, że zaczynam się zastanawiać nad tym czy ja jestem w stanie w ogóle kochać a co za tym idzie, zaczynam wątpić w miłość jako taką. Z drugiej strony jednak ludzie mówią, że ją czują, że ona jest. Czasem wydaje mi się, że widzę ją między ludźmi więc dlaczego w nią wątpię? Dlatego, że sama w tej chwili jej nie doświadczam? Więc napisz jeśli możesz, dlaczego Ty w nią nie wierzysz? Może mi to coś rozjaśni w głowie.
    Piszesz, że masz chory umysł, też to mam, zawirusowany totalnie mózg.
    Pozdrawiam ciepło (a gorąco dziś u mnie jak w piekle :)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że tak by było. Jeśli nie zna się jej przeszłości, jej zachowanie na WYRA może się wydawać naprawdę głupie, wręcz chore, a ona sama może sprawiać wrażenie odpychającej, zapatrzonej w siebie próżnej egoistki, ale o tym pisałam już setki razy :)
      Jezu, jak tak przeglądam te pierwsze rozdziały tamtego opowiadania, to naprawdę jestem w szoku, że kogoś mogły one wciągnąć. Z perspektywy czasu wydają mi się być tak cholernie infantylne i oklepane, że aż mnie mdli, więc tym bardziej szanuję tych, którzy mimo wszystko decydują się brnąć w tą historię i się nie zrażają, i tym bardziej jest mi miło ;)
      Bardzo się cieszę, że ta scena przypadła Ci do gustu. W sumie nie chciałam dodawać tam niczego brutalnego, czy o wiele gorszego niż oblanie piwem i wyzwanie od dziwek, bo byłaby to lekka przesada, przynajmniej moim zdaniem, takie coś wydało mi się być najodpowiedniejszym rozwiązaniem. No a propozycję seksu musiałam dodać przez wzgląd na WYRA, bo tam po odwyku Mary mówi Jaredowi, że Shannon niby jej nienawidził, a potem błagał by się z nim przespała, więc musiałam to uwzględnić, żeby nie było, że tam się to z powietrza wzięło ;)
      Ja to widzę odwrotnie, ona na WYRA płaci za to, co robiła w przeszłości. Taki przynajmniej był mój cel ;)
      Rozumiem, sama czasami nie jestem w stanie przekonać się do jakiś fikcyjnych postaci, ale lepiej, żeby budziły negatywne odczucia, niż nie budziły ich wcale :)
      Dziękuję, faktycznie czasami o wiele lepiej sprawdza się to, co nie było zaplanowane, dlatego zawsze zostawiam sobie miejsce na improwizację. Teraz przed napisaniem każdego rozdziału tworzę sobie jego plan, bym wiedziała, co mam uwzględnić, ale jest to plan bardzo ogólny, wszystkie detale wychodzą w trakcie pisania, no i czasami wskakują zupełnie niespodziewane wątki :)
      Niestety już teraz mogę Ci zdradzić, że się nie dowiesz, bo już nigdy więcej nie będzie tu żadnego rozdziału z perspektywy Jareda (co być może sprawi, że ukruszy mi się grono czytelników, choć mam nadzieję, że tak się nie stanie)
      co nie znaczy, że całkowicie stąd zniknie. Będzie się pojawiał, ale w zupełnie innej formie, niż wcześniej.

      Dlaczego? Z prostego powodu, bo nigdy jej nie doświadczyłam i nie doświadczył jej nikt z mojego otoczenia. Niedawno mój tata powiedział coś, z czym się zgadzam: nie ma miłości, jest tylko chwilowa fascynacja, która prędzej czy później mija, albo przeradza się w zwykłe przywiązanie i przyzwyczajenie.
      Mam dokładnie taki sam pogląd w tej kwestii. Poza tym, za każdym razem, gdy doświadczałam czegoś, co jako niedoświadczona gówniara nazywałam miłością, obiekt mojego zainteresowanie tego nie odwzajemniał, więc to mnie nauczyło jednego - nie warto w nikim lokować nawet zwykłej fascynacji, szczególnie, gdy jest się mną. Tak zwana miłość wygląda dobrze tylko na ekranie i na papierze. Można ją oglądać w filmach, można o niej czytać, ale to jest tylko i wyłącznie wymysył scenarzystów i autorów, ot takie puszczenia wodzy fantazji.
      U mnie też duchota, na zewnątrz wytrzymałam tylko piętnaście minut, równo trzydzieści stopni.

      Usuń
  4. szczerze, to nie chce mi się komentować, bo co ja tu napiszę? że mi się podobało? (znowu) ? to wiadome przecież. ten blog najbardziej mi się podoba, choć czytam 3 czy tam 4 i tylko w tym komentuję i jeszcze jednym. pewnie dlatego, że w każdym z nich dzieje się w sumie co innego a gdybym teraz natrafiła na jeszcze inny, wydałby mi się przereklamowany. no dobra, koniec z tymi szczegółami. rozdział mimo że określiłaś go przejściowym udał ci się. wiesz, nie zasnęłam, czytając go wieczorem w telefonie, więc nie jest źle ;) trochę boję się... jak to określiłaś zakończenia Mary-Jared, nie wiem jak to będzie wyglądać, mam nadzieję, że mi się będzie podobało. ale szczerze mówiąc nawet nie mam domyśleń, ale to może i dobrze, bo będę zaskoczona. co do twojego drugiego opowiadania WYRA (?) jakoś tak, to hmmmm... może powinnam zabrać się do czytania. (podaj link [oba bo chyba też tamten przeniosłaś z oneta]) a co do twojej odpowiedzi pod poprzednim wpisem to.. nie wstydź się tego. to twoje dzieło i powinnaś być z niego bardzo dumna (nie mówię, że nie jesteś). to określa twoją osobę. każdy wyraża siebie w inny sposób. każdy ma przecież inny talent. ty masz najwyraźniej do pisania. dobrze ci to wychodzi. zwięźle, ale na temat, bez zbędnych wkroczeń. czuję się tą swobodę. bo opowiadanie, to jak dobra książka, tylko, że po jednym rozdziale można przeczytać kolejne, do końca. a tu nie. trzeba czekać. ale to nie zmienia faktu, że czytając zagłębiasz się. czyż nie? w tych momentach nawet głupi szmer, czy hałas albo sąsiad tłuczący bitki piętro wyżej na obiad nie przeszkadza (tak jak to jest przy nauce). już nie wiem co napisać. zostawię może swoje filozofowanie na następny rozdział. jeszcze raz dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nie jest ze mną aż tak najgorzej, nie zanudzam, a przynajmniej nie wszystkich.
      Ale to właśnie było to zakończenie. Jared wyjechał i tyle, end of story, spotkają się dopiero na WYRA, przynajmniej tak twarzą w twarz ;)
      Ale zrobisz to na własne ryzyko, bo początki są tragiczne, jeszcze gorsze niż początki tego opowiadania, przynajmniej wg. mnie, ale może po prostu brakuje mi dystansu. W każdym razie, gdy ja do nich wracam, mam ochotę zapaść się pod ziemię. http://this-is-who-you-really-are.blogspot.com/ link do wcześniejszych rozdziałów znajdziesz we wpisie Wstęp.
      W sumie to w jakiś tam sposób na pewno jestem dumna, ale gdybym je dokładniej przemyślała i zaczęła pisać trochę później, wyglądałoby o wiele inaczej, lepiej i byłoby zdecydowanie krótsze.
      Nigdy zbytnio nie lubiłam zbędnego rozwodzenia się nad czymś mało istotnym, choć teraz staram się poświęcać więcej miejsca na przemyślenia, trochę bardziej je rozwijać, wyciągać z nich tyle, żeby były nieco dłuższe, ale też i nie za długie, by nie lać wody.

      Usuń
  5. Ta końcówka jest jakaś... dziwna. Josh jest żałosny. "Zgwałciłem cię, bo cię kocham." Kompletna głupota. Ale gdyby pominąć końcówkę, to rozdział mi się podoba. Twierdzisz, że to "badziewna przejściówka." Myślę, że nie. Skończyło się love story Mary i Jareda, musiałaś pokazać, jak oboje to przeżywają. Podoba mi się sposób, w jaki opisałaś życie Mary bez Jaya. Generalnie drażnią mnie takie nieszczęśliwe rozstania, ale to, co w tym rozdziale napisałaś, w jakiś sposób mnie urzekło. Jeszcze to porównanie rozstania do odwyku, miłości do nałogu, a potem to o cierpieniu. Cholera, podoba mi się to. Naprawdę, duży plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, sama nie jestem z niej zadowolona, ale chciałam się po prostu z tego jakoś wyplątać i wyszło, co wyszło.
      Z perspektywy czasu widzę, że faktycznie ten rozdział nie jest taki badziewny, jak mi się wydało. Po prostu musiałam popatrzeć na niego z dystansem.
      Bardzo się cieszę, że mimo Twojej awersji, udało mi się Cię urzec.

      Usuń
  6. And here I am:d Rozdziału wczesniej nie czytałam, dlatego zrobiłam to teraz i mogę przejść do skomentowania go:)
    Rozstanie, zwłaszcza z osobą, którą kocha się nad życie, boli i to cholernie. Nic nie jest w stanie nas wtedy cieszyć, rozproszyć złych myśli, wszystko czego pragniemy, to powrotu ukochanej osoby. Żal mi Mary. Bywała okropną egoistką, w zasadzie nigdy z tego nie wyrosła, ale przecież jednak zdecydowała się dla Jareda pozbyć tego egoizmu z siebie i pozwolić mu odejść. Oczywiście musiała skłamać w tym celu, bo inaczej Jared nigdy by jej nie zostawił. Byłam niebywale zaskoczona, kiedy zaczęła pisać ten list. Jestem pewna, że gdyby Jared dostał go w swoje ręce, to otworzyłby albo od razu, a nawet jakby zrobiłby to dopiero w LA, to wróciłby do Mary. Uczucie, jakie ich połaczyło jest zbyt silne, by go odrzucać. A gdyby tylko istniała szansa powrotu, to na pewno by to wykorzystał. Dlatego rozumiem, dlaczego Mary zniszczyła kartkę.
    Nie spodziewałam się pojawienia Shannona w barze, gdzie pracuje blondynka. Byłam totalnie zaskoczona. Scena krótka, ale bardzo dobra. Shannon zachował się jak typowy chamski brat. To chyba jedna z najlepiej wykreowanych przez Ciebie postaci w Twoich opowiadaniach. Pięknie jej pocisnął, acz niezasłużenie, jednak oboje jeszcze tego nie wiedzieli. Nie zdziwiłam się, kiedy Mary pobiegła do Josha. Dowiedzenie się, że rzekomo zdradziło się ukochaną osobę, musi być ciężkie i normalnie, że w tej sytuacji Mary zaczęła się obwianiać.
    A pożegnanie? Strasznie smutne. W sumie trochę jestem zaskoczona, że Jared nie wyczuł obceności Mary, ale gdyby to zrobił, na pewno by przyszedł do niej i nie wyjechał. Obserwowanie, jak ukochana osoba znika z naszego życia, musi być koszmarem. Za nic w świecie nie chciałabym być na miejscu Mary.
    Jednak chyba nic nie zdziwiło mnie bardziej jak to, że Josh przyszedł do Mary i wyznał jej prawdę. Jego usprawiedliwienia są jednak chore , a jego miłość wcale nie jest miłością, tylko chorą chęcią posiadania. Strasznie jestem ciekawa dalszych losów Mary, bo teraz zacznie się dla niej zupełnie nowy etap. Etap bez Jareda Leto w jej życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wspomniałam, nie chciałam jej przeciągać, żeby się nie pogubić. Czasami warto coś ukrócić.
      Nie wiedzieć czemu, prawdziwy Shannon robi właśnie na mnie wrażenie takie żartownisia, który, kiedy wymaga tego sytuacja, staje się niezwykle poważny i walczy o to, co jest mu drogie. Stąd taka kreacja :)
      No wiesz, nie wiadomo, czy nie wyczuł, znamy tą sytuację tylko z perspektywy Mary, nie wiadomo co wtedy myślał Jared i to już pozostanie tajemnicą, przynajmniej w tym opowiadaniu :)
      Tak i będzie to etap całkowicie różny od tego. Czekałam na niego już od dłuższego czasu, więc cieszę się, że w końcu jestem na etapie jego opisywania :)

      Usuń