Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy. Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 11 sierpnia 2012

74. It's a beautiful lie

        Bezwietrzny, duszny poranek, słońce przesłonięte szarymi chmurami, zatłoczony chodnik, zakorkowana ulica, pełen autobus. Lewa strona pojazdu, czwarty rząd, dwie kobiety dyskutujące o prawdopodobnej burzy, a tuż za nimi młody chłopak, nerwowo przebierający nogami. 
Blada twarz obsypana dwudniowym zarostem, drżące dłonie kurczowo zaciśnięte na czarnej torbie, wysuszone wargi i podkrążone oczy. Dwa błękity, z których wylewał się smutek wlepione w przybrudzoną szybę, otaczające go silne poczucie samotności, zagubienia i strachu. 
Warkot silnika, lekkie szarpnięcie, a zaraz potem delikatna melodia płynąca  prosto z wmontowanych w dach głośników. Znał ją doskonale, tak jak każdy szanujący się fan Stonesów. Spokojna gitara i Mick Jagger zwracający się do swojej kochanki, z którą musiał się rozstać. On, Jared Leto, też znał to uczucie, znał je aż do bólu. Jego Angie miała na imię Mary i była daleko od ogromnego Los Angeles. Był tam sam, bez miłości i pieniędzy. Życie miało zmienić się na lepsze, ale nie czuł satysfakcji. Podążał do miejsca, w którym wiedział, że będzie przeżywał ciężkie chwile. Bał się, jak każdy, kto trafił do obcego miasta, zostawiając za sobą coś, co kochał nad życie. Było źle, ale ponoć miało być lepiej, musiał tylko całkowicie odciąć się od przeszłości, oczyścić swoją duszę i ciało. Przystał na to, podjął tę decyzję, stanął do walki. Nie wiedział, czy wygra, czy przegra, nawet o tym nie myślał. W tamtej chwili był kompletnie zobojętniony, w jego głowie królowała myśl: co ma być, to będzie. Albo z tego wyjdzie, albo nie. Albo zacznie żyć, albo powoli umierać. Było mu wszystko jedno, wszystko jedno...
         Autokar stanął, Jared z niego wysiadł, przeszedł kilka kroków, skręcił w lewo i stanął przed wielką stalową bramą. Wziął głęboki oddech, zagryzł mocno dolną wargę i utkwił zmęczony wzrok w tablicy informacyjnej:

PAŃSTWOWY OŚRODEK LECZENIA UZALEŻNIEŃ



***


         Otworzyłam oczy i pierwszym, co zrobiłam, było przeniesienie ich na twarz Charliego, by sprawdzić, czy jeszcze śpi. Spał, więc bardzo ostrożnie ściągnęłam z siebie kołdrę i podniosłam się z jego klatki piersiowej. Chciałam zdążyć się ubrać, zanim Bronson wstanie, nie chciałam, by zobaczył blizny.
        Moje stopy już dotykały podłogi i wtedy też usłyszałam za sobą głośne skrzypnięcie materaca i pomruk budzącego się mężczyzny. Serce zabiło mi nieco szybciej, w pośpiechu szukałam jakieś koszulki, bluzki, bluzy, czegokolwiek, co mogłabym narzucić na swój tułów, jednak nic takiego nie znalazłam, więc na prędce owinęłam się cienkim materiałem białej kołdry, na której wciąż widniały plamy krwi. Nie miałam serca wrzucić jej do pralki, nie miałam też na to ochoty. Pranie było dla mnie czynnością zbyt czaso i energochłonną, a dźwigać tego do pralni, również mi się nie chciało.
- Dziękuję za bardzo miłą noc - szept Charliego doszedł do moich uszu i zaraz potem poczułam jego wargi na swoim karku. Przebiegł mnie silny dreszcz, a raczej dreszcze, pierwszy wywołany przyjemnością, drugi strachem. Strachem przed tym, że Bronson zsunie ze mnie kołdrę i zobaczy to, co tak usilnie starałam się przed nim ukryć.
- Cieszę się, że ci się podobało - odpowiedziałam nieco nerwowo, w myślach błagając o to, by odsunął się od moich pleców.
- Nawet bardzo. Tak bardzo, że chciałbym mieć takie noce codziennie.
- To raczej będzie trudne do zrealizowania. - Głos wciąż mi minimalnie drżał. Wargi mężczyzny sunęły po moim ramieniu, niebezpiecznie kierując się ku dołowi.
- Wcale nie. Pojedziesz z nami w trasę i będziesz moją, i tylko moją prywatną groupie. A potem zabiorę cię do siebie. Co ty na to, kociaczku? - Obie dłonie Bronsona wsunęły się w szpary między moimi pachami, a białym materiałem i zawędrowały prosto do piersi, delikatnie się na nich zaciskając. - Jezu, Mary, jak ci serce wali. Aż tak na ciebie działam?  - wtrącił, nie czekając nawet na moją odpowiedź na wcześniej zadane pytanie.
- Najwidoczniej.
- Jesteś przesłodka, Mary Jane. - Usta blondyna przywarły do mojej szyi, a silne dłonie masowały  schowany biust. Przymknęłam powieki i przesunęła koniuszek języka po dolnej wardze, prawie zapominając o obawie, z którą się obudziłam. Przypomniałam sobie o niej, gdy Bronson znów przeniósł swoje pocałunki na mój kark.
- Przepraszam cię, ale muszę iść do łazienki. Załatwię się, wezmę bardzo szybką kąpiel i zrobię ci śniadanie.
- Jasne, a ja jeszcze trochę poleżę, bo faktycznie bardzo wygodne to twoje łóżko. - Ku mojej uciesze położył się z powrotem na plecy, a ja bardzo szybkim ruchem wyciągnęłam spod poduszki białą koszulkę i nałożyłam ją na siebie w taki sposób, że nawet przez sekundę nie było widać mojego nagiego ciała.
- Twoja wstydliwość jest urocza, wiesz?
- Wiem.
- I dziwna jednocześnie. W końcu prawie całą noc uprawialiśmy seks, a ty teraz wstydzisz się stanąć przede mną nago w świetle.
- Może po prostu nie chcę wszystkiego od razu pokazywać? - Uniosłam wymownie brwi, a Charlie leciutko się uśmiechnął.
- Jesteś inna, Mary.
- Ktoś mi już to mówił. - Podniosłam nieznacznie kąciki ust i udałam się prosto do łazienki. Tam odetchnęłam z naprawdę ogromną ulgą. Cieszyłam się, że nic nie zauważył, strasznie się cieszyłam.
Dlaczego tak bardzo nie chciałam, by do tego doszło? Powody były dwa. Po pierwsze nie chciałam odpowiadać na niewygodne pytania, a po drugie bałam się, że przestanę być dla niego atrakcyjna. Charlie był świetnym facetem, nie chciałam, by przestał się mną interesować, zwłaszcza, że potrzebowałam wtedy adoracji i męskiego towarzystwa. Byłam już od tego uzależniona, tak samo jak od kokainy.
        Zrzuciłam koszulkę należącą do Jareda, odkręciłam wodę i weszłam pod jej ciepły strumień. Chwyciłam niebieską gąbkę i starłam nią zaschnięte nasienie ze swoich ud.
- Uwaga, wchodzę!
Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, drzwi łazienki otworzyły się na oścież i stanął w nich Charlie. Pech chciał, że sięgałam akurat po żel i byłam odwrócona do niego plecami, a jeszcze większy pech zadecydował o tym, że Bronson zwrócił wzrok w stronę wanny.
- Jezu Chryste - wydukał zszokowanym tonem, a ja już wiedziałam, że zauważył te przeklęte blizny. Szybko się odwróciłam, chwytając wiszący na haczyku ręcznik. - Od czego to?
- Daj mi spokój - burknęłam i owinąwszy się szorstkim materiałem, opuściłam zaparowaną łazienkę. Charlie ruszył za mną.
- Dlatego nie chciałaś, żebym wczoraj zapalał światło?
- A jak myślisz? - Drżącą dłonią chwyciłam leżącą na kuchennym stole paczkę papierosów. Jeden z nich trafił między rozchylone wargi. - Teraz już pewnie nie chcesz mnie ze sobą zabierać, co? Już nie jestem taka śliczna i cudowna jak zawsze, nie?
- Ej, ej, nie zapędzaj się tak. Kto powiedział, że zmieniłem zdanie? Te blizny są paskudne, racja, ale ty jesteś śliczna i dobra w łóżku, powiedziałabym nawet bardzo dobra, więc czemu mam już się tobą nie zachwycać, głuptasie? - Blondyn objął mnie ramionami i pochyliwszy się, oparł brodę o mój obojczyk. - Było mi z tobą jak z żadną inną, myślisz, że zrezygnuję z takiego czegoś przez jakieś głupie blizny?
- Nie wiem, nie znam cię aż tak dobrze.
- No to będziesz miała okazję poznać, bo spędzisz ze mną i moim zespołem cały miesiąc, a potem, kto wie, może się do mnie wprowadzisz. Mam naprawdę przytulne mieszkanko, powinno być ci w nim dobrze.
- Mówisz serio? - Stanęłam przodem do wokalisty i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Pewnie, że serio. A tymi bliznami to się nie przejmuj, mój wujek miał takie po Wietnamie, i wiesz, co zrobił?
- Co?
- Zakrył je tatuażami.
- Też o tym myślałam. - Zaciągnęłam się trzymanym między palcami marlboro i zaraz potem zarzuciłam ramiona na szyję Charliego.
- No to świetnie trafiłaś, bo Johnny oprócz tego, że jest genialnym basistą, jest też znakomitym tatuażystą. Zawsze w trasie ma przy sobie sprzęt, więc wystarczy słowo i się tobą zajmie, to znaczy twoimi plecami, bo resztą zajmę się ja. - Uniósł wymownie brwi i przysunął się jeszcze bliżej mnie. Dopiero gdy jego członek dotknął mojego uda, zorientowałam się, że jest całkiem nagi. Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową.
- Nie musisz mi mówić, w jakich okolicznościach to cholerstwo powstało. Po prostu będziemy udawać, że ich nie ma. - Twarz Charliego zanurzyła się w moich włosach, w mojej głowie pojawiła się niespodziewana, mimowolna myśl: Jared je kochał, nie udawał, że ich nie było, akceptował je jako część mnie, tego kim i czym byłam. Jednak tak szybko jak się zrodziła, tak prędko ją zabiłam. Leto był rozdziałem zamkniętym, koniec, kropka. W tamtym momencie miałam Charliego, tylko on się wtedy liczył.
- No, a co z moją pracą? Stevie nie da mi ponad miesięcznego urlopu - odezwałam się, gdy Bronson zrzucił dzielący nasze ciała ręcznik i zaczął muskać wargami i dłońmi moje wilgotne od niewytartej wody ciało.
- Pierdol tę robotę, Mary. Jesteś młoda, korzystaj z życia. Pieniędzmi się nie przejmuj, bo ze mną nie zginiesz.
- Wiesz, co? Masz rację, masz pieprzoną rację.
- Charlie Bronson zawsze ma rację, zapamiętaj to sobie, ślicznotko.
Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Jego dłonie uniosły moje ciało, sadzając je na drewnianym blacie. Z zamkniętymi oczami sunęłam palcami przez jego jasne włosy, nie myśląc przy tym o niczym innym, tylko o tym, że może to on był tym muzykiem, o którym zawsze śpiewała mi mama, nie Jared.
Usta Bronsona zsunęły się, przenosząc z moich warg na szyję.
- To już ci nie będzie potrzebne. - Jednym szybkim ruchem dłoni zerwał srebrny łańcuszek i rzucił go gdzieś w zakurzony kąt oblanego promieniami słonecznymi pomieszczenia.
Charlie otworzył zupełnie nowy rozdział mojego życia, dzięki niemu znów stałam się wolna, a przynajmniej na to się zapowiadało...    




***



        - Spakuj się, idź do swojego szefa, a potem czekaj na nas przed blokiem. Podjedziemy tak koło trzeciej.
- Jasne. - Posłałam wokaliście delikatny uśmiech i odprowadziłam go do drzwi, cały czas ściskając palce na jego dłoni.
- Nie będziesz tego żałować, zobaczysz. - Wargi Charliego przywarły do moich, po czym ten zniknął na długim korytarzu klatki schodowej. Zamknęłam za nim drzwi i udałam się do sypialni, gdzie od razu otworzyłam szafę i wygrzebałam z niej ostatnią torbę podróżną. Nie miałam zbyt wielu ciuchów, więc jedna była w sam raz.
Gdy wypełniły ją ubrania, z szuflady wyciągnęłam nieduży kartonik, w którym trzymałam jedyne pamiątki po mamie, jakie mi zostały. Nie planowałam zabierać wszystkich, chciałam tylko mieć przy sobie jedno jej zdjęcie, tak w razie, gdybym miała już nigdy tam nie wrócić.
Kiedy podniosłam wieko, pierwszym, co zobaczyłam nie był stary album ze zdjęciami, tylko fotografia przedstawiająca mnie i Jareda, zrobiona pierwszego dnia naszego pobytu w mieszkaniu. Na śmierć o niej zapomniałam, nie pamiętałam nawet, kiedy wrzuciłam ją do tego pudełka. Matko, żeby tylko, nie kojarzyłam nawet, że ją miałam. Byłam pewna, że mieliśmy tylko jedną jej wersję, tą, którą wrzuciłam do rzeczy Jareda, gdy je pakowałam.
Nieco niepewnie chwyciłam zdjęcie między palce lewej dłoni i wbiłam w nie wzrok. Widok jego uśmiechu wciąż wywoływał dziwaczne uczucie w moim brzuchu, którego nie byłam w stanie zahamować. Wciąż go kochałam i nie mogłam temu zaprzeczyć, ale nie mogłam też z tego powodu rezygnować z życia. Jared wyjechał, wyjechał na zawsze, a ja na to pozwoliłam, wręcz się do tego przyczyniłam, więc nie mogłam mieć do nikogo o nic pretensji. On zaczął nowe życie i ja zamierzałam to zrobić, a związek z Charliem był ku temu idealną okazją. Dane nam szanse i możliwości trzeba wykorzystywać, nawet jeśli nie są one szczytem naszych marzeń, pragnień i oczekiwań.
- Przeszłość to przeszłość - mruknęłam pod nosem i już miałam odkładać zdjęcie na miejsce, gdy moją uwagę przykuły znajdujące się na jego odwrocie napisy.  Przekręciłam je i skupiłam się na trzech linijkach pisanych dwoma różnymi charakterami pisma; Jareda i moim: 

Mary, ożenię się z tobą - Jared.
To takie piękne kłamstwo, tak piękne, że można w nie wierzyć - Mary.
Ty jesteś piękna - Jared. 

        Zaraz po odczytaniu tych słów przymknęłam powieki, przypominając sobie dzień, w którym wyszły spod naszych długopisów. Daliśmy sobie wtedy po jednej odbitce i każde z nas miało napisać coś dla drugiego, taką króciutka dedykację. Jared zdecydował się na obietnicę. Kiedy ją odczytałam, nie mogłam się powstrzymać przed dopisaniem czegoś od siebie, i tak o to powstał ten nasz mały dialog. A sama obietnica nie została spełniona i nawet już nie oczekiwałam, że kiedykolwiek zostanie. Nie wierzyłam w cuda, Jerry był wspaniałym chłopakiem, jego nowy związek był jedynie kwestią czasu. Byłam pewna, że tam w Los Angeles spotka podobną do siebie, pełną pasji artystkę, która da mu szczęście, jakiego nigdy nie zaznałby u mojego boku i z biegiem lat zrozumie, że nasze rozstanie było jego wielką szansą, najlepszą rzeczą, jaka mogła go spotkać. Może całkowicie o mnie zapomni i będzie szczęśliwy, tak naprawdę szczęśliwy...
- Pieprzone wspomnienia. - Otarłam łzę, która zupełnie mimowolnie spłynęła po moim policzku i wrzuciłam zdjęcie z powrotem do pudełka. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego przypomniało mi się to wszystko akurat w momencie, kiedy chciałam zacząć zupełnie inne życie z innym mężczyzną u swego boku. Wcześniej nie pamiętałam nawet o istnieniu tamtego zdjęcia, a potem nagle przypomniała mi się cała scenka tworzenia dedykacji i składania pustych obietnic. 
I właśnie dlatego brałam, w moim życiu było zbyt wiele sentymentalnych momentów, które wyciskały ze mnie łzy, bym mogła iść przez nie bez ogłupiania się narkotykami. 
Nie chciałam tęsknić, nie chciałam odczuwać tej pieprzonej pustki, żalu, smutku i bólu, wolałam nie czuć nic, wolałam być całkowicie zobojętniona, wolałam nie myśleć, bo myślenie nigdy nie zaprowadziło mnie do niczego dobrego. Wolałam cieszyć się drobnostkami, malutkimi rzeczami takimi jak taniec na stole, śmianie się z głupich żartów i seks. A to wszystko nabierało na wartości, kiedy człowiek nawciągał się kokainy. Kiedy byłam na haju, do pełni szczęścia nie potrzebowałam wiele. Przenosiłam się wtedy do zupełnie innego, lepszego świata i to mi wystarczało, tylko tego byłam warta. Imitacja prawdziwego życia i szczęścia, na nic więcej nie zasłużyłam i zdążyłam się z tym pogodzić...



***




        - No proszę, kogo my tu mamy, księżniczka w końcu raczyła się zjawić.
- Odpuść sobie - burknęłam do patrzącej się na mnie irytującym spojrzeniem Laury. - Stevie jest?
- Jest i to cholernie wściekły. Od pięciu godzin sprzątamy ten burdel.
- U siebie?
- Tak u siebie. Jakbyś się nie domyśliła, jest wściekły na ciebie, bo to wszystko to twoja wina. Miałaś ich pilnować, a nie zabawiać tańcem erotycznym.
Zupełnie zignorowałam pełne wyrzutu słowa koleżanki z pracy i skierowałam się do gabinetu szefa. Przechodząc przez salę, zauważyłam worki wypełnione pustymi butelkami, kosze pełne rozbitego szkła, połamane krzesła i kije bilardowe. Poczułam się trochę winna, w końcu miałam wszystkiego dopilnować, a tym czasem pozwoliłam doprowadzić do takiego stanu rzeczy. Byłam pewna, że nawet gdybym nie szła do Steviego się zwolnić, straciłabym tę robotę. Wyrzuciłby mnie na zbity ryj za to, w jakim stanie zastał swój lokal, nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Wzięłam głęboki oddech, ułożyłam dłoń w pięść i zastukałam w drewniane drzwi, za którymi mieścił się gabinet mojego szefa. Nie korzystał z niego zbyt często, wolał wypełniać wszystkie dokumenty przy stoliku na sali, ale tamtego dnia było to niemożliwe i to po części z mojej winy.
- Proszę.
Nacisnęłam klamkę i niepewnym krokiem weszłam do środka niedużego, jasnego pomieszczenia. Stevie siedział za biurkiem i pisał coś w dużym zeszycie. Domyśliłam się, że spisywał wszystkie poniesione wcześniejszej nocy straty. Minę miał nietęgą, a w wolnej od długopisu dłoni ściskał gumową piłkę. Zawsze to robił, kiedy był zły, to pomagało mu się wyciszyć i wrócić do równowagi.
- Dobrze, że jesteś, Mary. Siadaj. - Jego głos mimo ogromnych nerwów brzmiał nadzwyczaj spokojnie, nie można było w nim wyczuć nawet minimalnego drżenia.
- Nie, ja tylko na chwilę. Chciałam ci powiedzieć, że odchodzę, więc nie musisz mnie zwalniać. Nie musisz też dawać mi żadnych pieniędzy, przeznacz je na pokrycie tych wszystkich szkód.
- Słucham? Odchodzisz? - Mężczyzna spojrzał na mnie niezwykle zaskoczonym wzrokiem, odłożył czarny długopis i gumową piłkę na biurko i splótł ze sobą dłonie.
- I tak chcesz mnie zwolnić, więc...
- Kto ci tak powiedział? - przerwał mi ze zdumionym wyrazem twarzy. - Nie zamierzam tego robić. Mimo iż lokal trochę ucierpiał, na nasze konto wpłynęła spora suma, dwa razy większa niż ta, na którą umawiałem się z menadżerem zespołu. Podwoili ją ze względu na to, że znakomicie się tutaj bawili, co jest twoją zasługą. Zamierzałem tylko pojechać ci trochę po pensji za te skutki uboczne i tyle. Nie chciałem i nadal nie chcę, byś odchodziła z pracy. Naprawdę nie musisz tego robić.
- Ale chcę. Charlie, wokalista tego zespołu, zaproponował mi, żebym pojechała z nimi w trasę, zgodziłam się, dlatego odchodzę - odpowiedziałam, podpierając się o oparcie stojącego tuż przy biurku krzesła.
- Chyba nie mówisz poważnie.
- Mówię, Stevie. Chcę zacząć nowe życie. Mam już dosyć tego miasta, chcę się stąd raz na zawsze wyrwać.
- Trasa nie będzie trwała wiecznie. - Jego głos zmienił nieco swój ton, podobnej zmianie uległo też jego spojrzenie. Mówił do mnie i patrzył mi w oczy tak jak zatroskany rodzic.
- Wiem, ale po niej prawdopodobnie zamieszkam z Charliem.
- Mary, ja wiem, że bardzo przeżyłaś rozstanie z Jaredem, wiem, że przechodzisz przez trudny okres, no ale nie możesz zmieniać całego swojego życia pod wpływem jednej chwili, to nieodpowiedzialne!
- Muszę to zrobić, tu i tak jestem spalona.
- Spalona? - Steven spojrzał na mnie jak na lekkomyślne dziecię. - Masz pracę, mieszkanie, przyjaciół, rodzinę.
- Rodzinę? Nawet tak nie żartuj.
- Miałem na myśli twoją babcię i siostrę.
- Babka mnie nienawidzi, a Lily ma z nią bardzo dobrze, ja nie jestem jej już do niczego potrzebna.
- Czy ty w ogóle słyszysz, co ty wygadujesz?
- Stevie, proszę cię, nieważne, co powiesz, ja i tak stąd wyjadę. Chcę w końcu zacząć normalnie żyć.
- Normalnie? Mary, wieczne imprezowanie i branie narkotyków to nie jest normalne życie. Przecież wiesz, jak to wszystko wygląda, wiesz, że kulisy trasy to tylko ćpanie i seks, tego chcesz od życia? To jest twoim największym pragnieniem? Chcesz być z facetem, który będzie cię zdradzał na prawo i lewo i zmuszał do nie wiadomo czego? Nie takiego życia chciała dla ciebie mama, ty sama zresztą też. Może tego nie pamiętasz, ale kiedy miałaś osiem lat, mówiłaś wszystkim, że w przyszłości będziesz baletnicą, będziesz miała męża, duży dom, trójkę dzieci i psa. Mówiłaś, że kiedyś pójdziesz na studia, i co się stało z tymi planami, co?
Nogi mi zadrżały, a żołądek ścisnęło coś jakby gruby sznur. Pamiętałam to, pamiętałam te plany doskonale.
- Stevie, byłam wtedy głupim dzieckiem, które nie znało świata i nie wiedziało, jakim jest gównianym miejscem. Nigdy nie zostanę tancerką i nigdy nie pójdę na studia, pogodziłam się z tym i zaczęłam obierać realne cele. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
- Pieprzenie - prychnął z wyraźnym zdenerwowaniem w głosie. - Może i tego nie dostrzegasz, ale jesteś wspaniałą osobą i zdecydowanie zasłużyłaś na coś więcej. Nie możesz zgadzać się na ochłapy, tylko dlatego, że wmówiłaś sobie, że jesteś gorsza od innych. Bo co, bo masz popierdolonego ojca? Bo straciłaś matkę? Bo jesteś chora? Mary, to nic nie znaczy, jeszcze możesz...
- Chora? Niby na co?
- Nałóg to choroba, ale da się ją wyleczyć, musisz tylko chcieć.
- Dobra, skończmy już tę rozmowę, zanim powiem coś, czego będę później żałowała. Dziękuję za wszystko i przepraszam za ten cały kłopot.
- Uparta jak mama. - Stevie pokręcił głową i wstał ze swojego miejsca, kierując się w moją stronę.
- To twoje życie, ty o nim decydujesz, chcę tylko, żebyś wiedziała, że jeśli coś pójdzie nie tak i wrócisz tu na stałe, u mnie zawsze dostaniesz pracę. - Ramiona mężczyzny szczelnie oplotły moje ciało.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Jesteś dla mnie jak córka, kocham cię.
- Ja ciebie też, Stevie. - Wtuliłam się nieco mocniej w jego tors i przymknęłam powieki. Nikt nie był dla mnie tak dobry jak on. Żałowałam, że mama nie związała się z nim i że to nie on był moim ojcem. No, ale serce nie sługa, mama i Steven byli wyłącznie dobrymi przyjaciółmi, a miłością darzyli zupełnie inne osoby, czy to mi się podobało, czy nie.
         Po opuszczeniu centrum dowodzenia udałam się z powrotem na salę, by pożegnać się ze wszystkimi współpracownikami, nawet z Laurą.
- Wiem, że ostatnio nie najlepiej się między nami układało, ale zawsze cię lubiłam i będę za tobą tęsknić.
Brunetka tylko na mnie spojrzała, pokręciła głową i mocno się do mnie przytuliła.
Tuliłyśmy się tak dłuższą chwilę, po czym rzuciłam ostatnie spojrzenie na obszerne pomieszczenie i opuściłam swoje dotychczasowe miejsce pracy. Nie lubiłam takich momentów, ale każdy nowy początek wiązał się z jakimś końcem, to naturalna kolej rzeczy, z którą trzeba się pogodzić...   




***




        - Mary!
Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego Josha. Mimo finału naszej ostatniej rozmowy, zdecydowałam się zatrzymać.
- Dzięki, że zaczekałaś. Słuchaj, ja wiem, że mówiłaś, że nie chcesz mnie znać i w ogóle, ale ja tak to sobie wszystko jeszcze raz przemyślałem i naprawdę bardzo cię lubię, i nie chcę, żebyśmy traktowali się jak zupełnie obcy ludzie.
- Strasznie szybko dzisiaj mówisz - rzuciłam, wsłuchując się w jego przyspieszony oddech.
- Wiem, to przez amfetaminę, bez niczego nie odważyłbym się do ciebie podejść.
- Aż tak cię onieśmielam?
- Nie, po prostu było mi strasznie głupio po tym wszystkim, co się stało i...
- Dobra, nie musisz mi się znowu tłumaczyć. Zrobiłeś źle i to cholernie źle, ale przeszłość to przeszłość, nie ma co do niej wracać.
- Co? - Drake spojrzał na mnie wybitnie zaskoczony.
- Było minęło, czasu nie cofniesz, co się stało, to się nie odstanie i w ogóle.
- Czekaj, to już nie jesteś na mnie zła?
- Powiedźmy, że uczę się wybaczać.
- Czyli znowu możemy być kumplami? - Spojrzał na mnie z wielką nadzieją w oczach.
- A co mi tam. Co oczywiście nie znaczy, że nie mam ochoty skopać ci dupy za to, co mi zrobiłeś.
- No to kop na zdrowie. - Jo się odwrócił i delikatnie wypiął.
- Przestań, nie na ulicy. Załatwimy to kiedy indziej. - Uniosłam leciutko kąciki ust, co ten odwzajemnił szerokim uśmiechem.
- Jezu, jak mnie to cholernie cieszy. Tak bardzo mi ciebie brakowało. - W jednej chwili Josh objął mnie ramionami i uniósł, obracając dookoła jak szalony.
- No już dobra, dobra, bo puszczę na ciebie pawia.
- Już cię odstawiam. - Mężczyzna postawił mnie z powrotem na chodniku i znów się uśmiechnął.
- Mogę cię odprowadzić do domu?
- Możesz.
- A tak w ogóle, to skąd ta nagła zmiana, bo nie widzę, żebyś coś dzisiaj brała.
- Póki co, jestem trzeźwa jak niemowlę, a zmiana wynika z tego, że zaczynam nowe życie.
- Brzmi interesująco. A masz jakieś plany na wieczór? Ja i Lisa jedziemy z jej kuzynem i jego zespołem do Seattle na koncert, więc może zabrałabyś się z nami?
- Tak się składa, że też się tam wybieram. Masz może fajki?
- Mam. - Drake wyciągnął w moją stronę paczkę marlboro, z której wyjęłam jednego papierosa i postawił płomień na nowej, jeszcze nieużywanej zapalniczce. - Lis nie mówiła, że wybierasz się z nami.
- To Charlie mnie zaprosił, nie ona.
- Charlie? Nie wiedziałem, że się z nim aż tak dobrze znasz.
- Dopiero go poznaję - rzuciłam i zaciągnęłam się trzymanym między palcami papierosem. Josh spojrzał na mnie nieco dziwnym wzrokiem, jednak o nic już nie zapytał.



***




        - Zawsze się tak grzebiesz? - zapytał Bronson, gdy tylko weszłam do autobusu pełnego jego współpracowników. Zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, pociągnął mnie za rękę i posadził sobie na kolanach, zmysłowo przy tym całując. Kiedy nasze wargi się rozdzieliły, powiedział kierowcy, by skierował się pod dom Lisy.
- Mam nadzieję, że na nią nie będzie trzeba tyle czekać.
- Czepiasz się, Charlie. - Pstryknęłam go delikatnie w czubek nosa, na co ten zaczął mnie łaskotać. Głośno pisnęłam, co zwróciło na nas uwagę wszystkich naszych towarzyszy.
- Poczekajcie z tym, aż dojedziemy na miejsce - rzucił wymownym tonem Johnny.
- Bo jak cię zaraz... - Bronson nie dokończył, autobus gwałtownie zahamował, przez co oboje wylądowaliśmy na podłodze. - Skoro już tak leżymy... - Zanim się zorientowałam, usta blondyna znów przylgnęły do moich warg.
- No zboczeńce, kurwa, jebane zboczeńce!
Ledwo co powstrzymując śmiech, wystawiłam środkowy palec w stronę basisty i ostentacyjnie oplotłam nogami biodra Charliego.
- Dlaczego to ten fiut ma zawsze takie szczęście?
- Bo ma fiuta - odpowiedział mu wokalista, odrywając się ode mnie.
- A ja to niby nie mam? - Joey wychylił się z fotela i wbił wzrok w swojego kumpla.
- Ty mi to powiedź. - Ciemne brwi się uniosły, a autokar wypełnił głośnym śmiechem. Black znów usiadł z miną obrażonego dziecka, a Charlie wstał, po czym pomógł się podnieść i mi.
W tym czasie do otwartego pojazdu weszli Lisa i Josh i po przywitaniu się z całą ekipą, zajęli miejsca tuż za nami.
- Macie szczęście, że weszliście dopiero teraz - zwrócił się do nowo przybyłych perkusista Wild Roses.
- Dlaczego?
- Bo twój kuzyn i przyjaciółka zapomnieli, że nie są tu sami.
- Pierdoli, nie słuchaj go - wtrącił się Charlie. - Zazdrości mi dziewczyny i tyle.
- Dziewczyny?! - Oboje z Joshem spojrzeli na nas zaskoczeni.
- Mówiłam, że zaczynam nowe życie. - Uśmiechnęłam się do swoich przyjaciół, po czym musnęłam rozchylone wargi swojego nowego partnera. 
Wierzyłam, naprawdę wierzyłam w to, że ten związek wszystko zmieni, że ta trasa doda coś do mojego życia, że to naprawdę będzie nowy początek, którego tak desperacko pragnęłam i potrzebowałam... 




..........................
Tytuł rozdziału: To piękne kłamstwo

        Jak wspomniałam w jednym z komentarzy, nie będzie już rozdziałów z perspektywy Jareda, ale nie oznacza to, że nie będzie żadnych wzmianek o tym, co dzieje się w jego życiu. Początek rozdziału jest tego doskonałym przykładem. W sumie to nie planuję więcej tworzenia takich fragmentów jak ten, ale Leto wciąż będzie się tu pojawiał w przeróżnych formach, to mogę Wam zagwarantować.
        We fragmencie z czytaniem dedykacji chodziło mi o to, by zwrot piękne kłamstwo był autorstwa Mary, żeby pokazać, że cały czas miała wpływ na późniejsze życie i twórczość Leto. Wersja zdjęcia z tym napisem była co prawda w posiadaniu King, ale Jared pamiętał wiele rzeczy, które mówiła, więc w założeniu zapamiętał i ten napis. Nie opisałam tego wcześniej, bo wpadłam na to dopiero w maju, a było już po rozstaniu. I właśnie dlatego tak bardzo nie chciałam kończyć tego wątku, bałam się, że gdy ich rozdzielę, będą mi wpadać do głowy pomysły odnośnie ich jako pary. No, ale na całe szczęście istnieją retrospekcje.
        Pogodzenie się z Joshem było nieuniknione. Mary opuszcza miasto, więc chce zamknąć wszystkie swoje sprawy, w tym tą z Drakiem.
        Końcówki to ostatnimi czasy moja zmora, a na tą konkretną najzwyczajniej w świecie nie miałam pomysłu. Wiedziałam tylko, że Lisa i Josh muszą się dowiedzieć o związku Mary i Charliego, reszta to już było szycie na autopilocie.
Rozdział ogólnie taki dosyć refleksyjny, jeden z niewielu, jak nie jedyny taki na obecnym etapie opowiadania. 
        Tak poza rozdziałem, przedwczoraj w nocy pewna rozmowa na Twitterze uświadomiła mi, jak wiele znaczy dla mnie to, że są ludzie, którzy cenią moje opowiadania, mimo iż nie są one idealne, ba, nawet wiele brakuje im do statusu dobrych. To naprawdę niesamowite, że kogoś interesuje to, co rodzi się w mojej głowie. To dzięki Wam czuję motywację i nawet w chwilach zwątpienia, jestem w stanie spiąć poślady. Tak naprawdę te twory, - jak żałośnie to nie zabrzmi -  to jedyna wartościowa rzecz w moim istnieniu, więc naprawdę nie jestem w stanie wyrazić słowami tego, co czuję, gdy czytam, że kogoś porusza to, co piszę, że ich to najzwyczajniej w świecie interesuje. Owszem, trafiały się i fałszywe komplementy płynące spod fałszywych palców, były osoby, które nagle i bez słowa się po prostu odwróciły, ale nie chcę się w to zagłębiać, po prostu liczę na to, że są tu szczere istoty, dla których to naprawdę coś znaczy i które mimo wszystko będą tu ze mną do końca. Jeśli jesteś taką osobą, to wiedz, że Cię kocham i zajmujesz wyjątkowe miejsce w mojej malutkiej pikawie <3

26 komentarzy:

  1. Rodział jak zawsze dobry, nawet lepszy niż sie spodziewałam. Szkoda mi Mary bardzo, nie jestem pewna czy da sobie radę bez Jareda, chodź zrobiła to wszystko dla niego z miłości. Szkoda również, że nie będzie rodziałów czy chociaż wzmianek z perspektywy Jareda, no ale wszystkiego mieć nie można. Bardzo się cieszę, że piszesz to opowiadanie, że się nie poddajesz, że nie jesteś kolejną osobą, która po pewnym czasie ma wszystko w dupie. Masz ogromny talent co Ci pisałam już nie raz i nie zmarnuj go na prawdę. Za każdym razem kiedy czytam jakieś wspomnienie Mary z Jayem aż mi się płakać chce. Zrobiłaś tak dobre, życiowe opowiadanie jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. Gratuluję Ci, na prawdę. Oby tak dalej. Co do Charliego wydaję mi się, że wykorzysta Mary a na końcu zostawi ją samą, chodź obiecywał, że tak nie będzie, ale zobaczymy. Czekam na kolejny rodział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kamień z serducha, bo naprawdę nie byłam go pewna.
      Pisanie to jedyna rzecz, która sprawia mi radość, sprawia, że odrywam się od swoich problemów i choć przez chwilę czuję się normalna, nie mogłabym tego porzucić.
      Postaram się, by 75 pojawiła się szybciej, niż ten rozdział. Teraz będzie mi lepiej się zebrać do przepisywania, bo wiem, że ktoś na to czeka :)

      Usuń
  2. Rozdział perfekcyjny,ale to nic nowego bo zawsze takie są <3
    Więc nie wiem dlaczego na twitterze mówisz,że masz nadzieje,że Cię nie zjemy D:
    I nie mam pojęcia co moge jeszcze napisać bo za każdym razem jak czytam nowy rozdział to sie zatykam i nic kompletnie D:
    Po prostu magiczne,doprowadzające do łez i pobudzające wszelkie emocje które w sobie duszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba dlatego, że sama nie jestem do niego tak do końca przekonana, ale to pewnie przez brak dystansu. Człowiek zawsze po dłuższym czasie uważa, że mógł coś napisać inaczej, lepiej. Bałam się Waszej reakcji na końcówkę, bo sama uważam ją niewiele wnoszącą i niezbyt ciekawą.
      Kiedy ktoś mi piszę, że wzbudzam w nim emocje, czuję się piekielnie z siebie dumna i po prostu się wzruszam. Czuję takie miłe coś w serduchu i choć przez moment czuję się coś warta :)

      Usuń
  3. Czasem rozdział jest gorszy czasem lepszy ale każdy jest dobry. Ten jest nawet bardzo dobry jak większość rozdziałów bo rzadko zdarzały Ci się gorsze. I nigdy tego nie porzucaj, jeśli potrafisz oderwać się od rzeczywistości przy tym, jest to rzecz która powinna towarzyszyć Ci do końca życia. Ja zawsze czekam na rozdziały i każdy jeden powoduje ogromny uśmiech na twarzy. Za ten też Ci bardzo dziękuje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak to postrzegasz. Takie komentarze naprawdę podnoszą mnie na duchu i dają motywację :) To miłe wiedzieć, że są osoby, który się nie odwróciły ;)

      Usuń
  4. a ja uwielbiam Twoje opowiadanie i naprawdę nie wiem czemu tak się upierasz, że zdarza Ci się pisać beznadziejnie. Marion (Agato?), uwierz w siebie, bo masz niesamowity talent :)
    gotta-rock z twittera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomniałam dodać :) jak poprzedniczka obawiam się, że Charlie tylko wykorzysta Mary i porzuci jak bezwartościową zabawkę. szkoda, że odeszła z klubu, bo Stevie był dla niej jak ojciec i wygląda na to, że będą musieli ograniczyć kontakty... cóż, czekam na 75. :)

      Usuń
    2. Chyba dlatego, że zbyt wiele od siebie wymagam i bez przerwy się z kimś porównuję, choć wiem, że nie powinnam. Staram się nad tą wiarą pracować i powoli zaczynam robić postępy :)
      No cóż, związek Charliego i Mary na pewno nie będzie taki jak ten, który King tworzyła z Jayem. Bronson będzie miał zupełnie inne podejście do Mary, niż Leto, o czym będzie można się przekonać już przy najbliższym rozdziale :)

      Usuń
  5. Dobry rozdział. Bardzo podoba mi się język jakim piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Miło mi, staram się nie przesadzać ani w jedną, ani w drugą stronę. Czyt. nie chcę używać nie wiadomo jak wyrafinowanego języka literackiego, ale z drugiej strony nie chcę też przesadzać z kolokwializmami. Staram się zachowywać równowagę i mam nadzieję, że mi się to udaje ;)

      Usuń
  6. Strasznie mi żal Mary, niby to ona się do tego przyczyniła ale zrobiła to przecież z miłości do Jay'a. Nie wiem jak ona będzie funkcjonować po trasie bo wątpię żeby związek z Bronsonem wypalił. Obiecuje,że z nią zostanie ale wyczuwam tu kłamstwo. Po prostu chce ją wykorzystać i tyle. Jeśli chodzi o brak rozdziałów z perspektywy Jareda to jest mi przykro. Jestem ciekawa co on robi w tym Los Angeles, o czym myśli, z kim się zadaje i tak dalej i tak dalej no ale cóż jakoś muszę bez tego przeżyć. Na koniec dodam,że czekam na nowy rozdział bo MUSZĘ się dowiedzieć czy ten cały wokalista będzie z Mary dłużej niż przypuszczam. :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi w sumie też, bo dobrze mi się pisało rozdziały z jego perspektywy, ale już od początku miałam zaplanowane, że po rozstaniu, zniknie też jego perspektywa. Tak ogólnie rzecz biorąc, to całe opowiadanie miało być pisane tylko i wyłącznie z perspektywy Mary, ale stwierdziłam, że wiele bym na tym straciła, więc z tego zrezygnowałam. Teraz nie chcę pisać "oczami" Jareda, bo byłabym już uzależniona od autentycznych faktów (ta, masło maślane, ale whatever :P). Musiałabym opisywać początki jego kariery zgodnie z realiami, a to dla mnie spore ograniczenie, a ja nie lubię ograniczeń :)
      Nowy rozdział postaram się dodać w weekend :)

      Usuń
  7. Podoba mi się wstawka o Jaredzie. Nie myślałaś o tym, żeby pisać w narracji trzecioosobowej? Moim zdaniem wychodzi ci to lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, ale pisząc w pierwszej osobie, dużo lepiej jest mi się wczuć w emocje bohatera, no i nie muszę być obiektywna. Poza tym, to z założenia jest opowieść dorosłej Mary o jej młodości (mimo iż czasami przez nieuwagę używałam czasu teraźniejszego w opisach, co mogło zaburzyć ten efekt), więc uznałam, że musi być w pierwszej osobie, choć przyznaję, że obecnie o wiele lepiej pisze mi się w trzeciej, jednakże nie chcę już zmieniać swojej pierwotnej koncepcji, zwłaszcza po tylu rozdziałach.

      Usuń
  8. Przeczytałam wszystkie 74 rozdziały i z niecierpliwością czekam na 75, a teraz zaczynam czytać http://who-you-really-are.blog.onet.pl/ , mam nadzieje, że się nie zawiodę.
    Co mogę powiedzieć... Ich miłość była piękna i toksyczna, Mary zabija siebie samą od wewnątrz. Wspaniale piszesz, Twoje postacie są bardzo rzeczywiste, ich uczucia, emocje... Jeśli mam być szczera, już dwa razy śniła mi się relacja Jareda i mary. Żadna książka nigdy nie działała na mnie tak silnie, aby śnic mi sie po nocach. A tu proszę, nie będąc wielką fanką 30STM (ba, bez bicia powiem, że znam tylko kilka piosenek) bardzo wkręciłam się w to opowiadanie. Masz talent, nie zmarnuj tego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu piszę, że początki są straszne, z resztą dalsze rozdziały też. Po prostu byłam wtedy jak dziecko we mgle i jeszcze nie bardzo orientowałam się, co się z czym je. Pędziłam z pisaniem, nie wiedząc, że nie liczy się ilość tylko jakość.
      Właśnie na tym mi bardzo zależało, by postaci były realne, a nie wyjęte z kosmosu. Realizm jest dla mnie ważny, szczególnie w tym opowiadaniu i czasami sama łapię się na tym, że myślę, że gdzieś jednak przegięłam, że coś było zbyt odrealnione.
      Jesteś już którąś osobą z kolei, która pisze mi, że śniły jej się moje postaci, to bardzo miłe dla mnie jako autorki, bo wiem, że sny są odzwierciedleniem myśli, a skoro czytelnik po przeczytaniu myśli o moim tworze, to znaczy, że jest coś wart :)
      Ja też już nie jestem ich fanką. Byłam na początku pisania, ale teraz ten zespół jest mi już kompletnie obojętny, teraz Jared, Shannon i Tomo są po prostu bohaterami moich opowiadań. Nie traktuję ich jak realnych ludzi, tylko jak postaci, które stworzyłam. No, ale co jak co, ale "Buddha for Mary" już na zawsze pozostanie jedną z moich absolutnie ulubionych piosenek i będzie miała stałe miejsce w moim serduchu, bo to naprawdę pierwszy kawałek, który aż tak bardzo mnie zainspirował i pozwolił mi stworzyć coś, z czego jestem dumna.

      Usuń
    2. Chciałabym powiedzieć, że u siebie dodałam notke, w którym dodałam cytat z Twojego opowiadania (konkretnie z tego rozdziału), a w zasadzie niewielki fragment.. W każdym bądź razie starałam się zachęcić tym moich czytelników, których nie wiem ilu naprawdę jest, aby odwiedzali twoje blogi :) Jeśli Ci to nie odpowiada, to napisz w komentarzu, a usunę. W każdym bądź razie podałam adresy. Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Uwielbiam to, jak piszesz. Jak czytałam niektóre rozdziały, to płakałam jak dziecko. Piszesz świetnie, lekko i przyjemnie się to czyta. Dziękuję Ci za to, że zaczęłaś to pisać. Jak mam zły dzień, to przypominam sobie jakieś śmieszne momenty z Twojego opowiadania i od razu mi lepiej. Żadna książka mnie tak nie wciągnęła, jak Twoje opowiadanie. Jesteś wspaniała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję za to, że to czytasz i dodatkowo poświęcasz czas na to, by naskrobać komentarz. Cieszę się, że ta historia potrafi poprawić Ci nastrój, ale też i Cię wzruszyć. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek coś mojego autorstwa wzbudzi w kimś jakiekolwiek emocje prócz żenady i negatywnego śmiechu. Naprawdę nie wiem, jak mam dziękować Tobie i innym czytelnikom, którzy trwają przy tym opowiadaniu i nie porzucają go po iluś tam rozdziałach, bo nie chce im się więcej czytać. To cholernie motywujące i piękne. Dziękuję ;*

      Usuń
  10. Takie to głupie, ale hmm zacznę od początku może.
    Dawno przeczytałam rozdział ale dostałam całkowitej zawiechy na pisanie czegokolwiek, czy to u siebie czy chociażby komentarze na blogach. Dzisiaj postanowiłam się zebrać i napisać coś, weszłam i tak patrzę, że tyle masz komentarzy i aż mi się sama gęba uśmiechnęła. Cieszę się, że tyle ludzi skomentowało i niektórzy tak pięknie, że im się śnią Twoi bohaterowie, że się śmieją, płaczą czytając. Cieszy mnie to bo wiem, że Tobie na pewno też się to podoba. Pamiętam jak pod niektórymi rozdziałami była marna frekwencja i pisałyśmy o tym dlaczego tak się dzieje, takie to przykre było, uważam, że obydwa Twoje opowiadania zasługują na uwagę i naprawdę jestem szczęśliwa jak widzę tylu odbiorców, którym się chce skomentować, napisać co o tym myślą. Heh kurde cieszy mnie to tak bardzo jakbym to ja sama pisała te opowiadania :D
    Jeśli chodzi o samą treść to oczywiście niekończąca się ciekawość co będzie dalej. Mary w trasie HA! To będzie dobre :D Tak jak obiecałaś, perspektywa Jareda zniknęła ale On sam jest nadal, cieszy mnie to a scena ze zdjęciem i dedykacją ścisnęła mi serducho :(
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to bardzo miło, że tak uważasz. Ja jestem zdania, że każdy blog zasługuje na uwagę, bo jaki by nie był, ktoś wkłada w niego serducho, poświęca mu czas, a samo to już warto docenić.
      Czy dobre to nie wiem, sama nie jestem do końca pewna tego, czy to, co napisałam faktycznie nadaje się do publikacji, ale pożyjemy, zobaczymy. Moje zdanie na temat tych "trasowych" rozdziałów zmienia się jak w kalejdoskopie, więc ostateczny osąd oddam w Wasze ręce.
      Tej sceny też nie byłam pewna, myślałam, że wyszedł mi z tego jakiś sentymentalny, nietrzymający się kupy bełkot. A z resztą, mi się wiecznie nic nie podoba, więc lepiej, żebym się nie wypowiadała :P

      Usuń
  11. W Twoim opowiadaniu rozpoczęła się nowa era, era bez Jareda. Czy mniej ciekawa? Nie sądzę. Leto był tutaj niezmiernie istotną częścią, ale ona dobiegła już końca i teraz przechodzimy do kolejnej. Wiesz, że w tym opowiadaniu Mary wzbudza moją sympatię, w drugim nie, ale może po tym, co przeczytam właśnie w nachodzącej części, będę mogła coś zmienić w tym kierunku:)
    Mary i Charlie. Chłopak zupełnie inny od Jareda i sądzę, że to właśnie zdecydowało o tym, że Mary zgodziła się iść z nim dalej. Chciała zupełnie kogoś innego, a jak podkreśliłaś to w słowach Charliego, który mówił o bliznach Mary, diametralnie różni się od młodszego Leto. Jest zafascynowany blondynką, jej ciałem i tym, co potrafi w łózku, ale nie sądzę, by był zdolny pokochać ją tak jak Jared, o ile w ogóle w ich przypadku można mówić o miłości. Po rozstaniach człowiek potrzebuje bliskości i czasami, coś co człowiek robi, wydaje mu się właściwe.
    Właśnie trafia mnie szlag z powodu problemów z netem, które trwają od kilku dni i zaczynają się nasilać, ale mam nadzieję, że to minie, bo inaczej coś rozwalę! Ok, postaram się skoncentrować i iść dalej.
    Scena ze zdjęciem pokazuje, jak mimo wszystkich prób usilnego zapomnienia o Jaredzie i ich związku, wspomnienia powracając jak bumerang. O pewnych rzeczach nigdy nie można zapomnieć, choćby nie wiadomo co człowiek robił. Mary może wciągać się w inne czynności, przyćmić umysł narkotykami, ale Jared już na zawsze pozostanie w jej głowie. Nic i nikt tego nie zmieni. Bardzo podobał mi się ten podpis. Piękny, chociaż krótki, zawiera to, co było między nimi.
    Laura jak zwykle urocza, ale to akurat wynika z wiadomych przyczyn. Co mi się podoba, to to, że Mary chociaż popadła w narkotykowy nałóg, umie jeszcze dostrzec, że ktoś się o nią troszczy. Stevie jest świetną postacią w tym opowiadaniu. Chociaż przez tę imprezę jego lokal został prawie zniszczony, to umiał jej to wybaczyć. Do tego chciał, żeby została, ale Mary już zdecydowała. W tej kwestii ją rozumiem, chce całkowicie odciąć się od przeszłości i myśli, że ucieczka coś zmieni. Pieknym gestem ze strony King było również to, że pożegnała się z Laurą, chociaż ich stosunki na sam koniec nie były zbyt dobre. Moim zdaniem końcówka pokazuje jedno. Na czym tak naprawdę zależy Charliemu. Jest to ciało Mary, a nie ona sama. Mam tylko nadzieję, że nie będzie jej źle traktował.
    Jeśli zaś chodzi o ludzi, którzy trwają lub nie. Czas wszystko pokazuje, komu zależy na nas i tym, co tworzymy, a komu nie. Mam nadzieję, że przy Tobie zostanie ich jak najwięcej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak znam Twoje upodobania, ta era powinna przypaść Ci do gustu :D
      No nie wiem, czy ten rozdział lub przyszłe zmienią Twoje postrzeganie Mary z WYRA. Na pewno wyjaśnią kilka jej zachowań czy cech, ale wątpię by miały wpływ na Twoją opinię na jej temat.
      No, to przynajmniej tyle udało mi się zyskać tą końcówką, bo naprawdę miałam co do niej ogromne wątpliwości, ale jak pewnie już wiesz, nie jestem osobą, która lubi zmieniać coś w rozdziałach, podczas gdy ma już gotowe kolejne. To było coś, co akurat wtedy uważałam za słuszne do napisania i nie ma co do tego wracać i przy tym grzebać :)
      Co racja to racja, czas jest najlepszym weryfikatorem.
      Też mam taką nadzieję, ale nadzieja ma to do siebie, że lubi bywać złudna, niestety ...

      Usuń
  12. dosłownie kilka dni temu (moze 4) ktos polecil mi przeczytanie Twojego bloga. i zaczeło sie. a wlasciwie jak zaczelam nie moglam skonczyc. to ylo niesamowite!! w te 4 dni przeczytalam tę cudowna opowiesc o Mary i jej zawiklanym zyciu. rozczarowala mnie tylko jedna rzecz: DLACZEGO TO TAKIE KROTKIE? powaznie. jestes genialna. moglaym to czytac w nieskonczonosc wiec zycze Ci zeby TWoja wena tworcza nigdy sie nie skonczyla. nie dodalam wczesniej zadnego komentarza bo szczerze nie mialam czasu. czytalam rozdzial za rozdzialem. tak mnie to zajmowalo ze odcinalam sie od rzeczywistosci co bylo nieco niewskazane gdyz siedze na stazu i powinnam sie (przynajmniej na chwile) skupic na czyms w biurze :):) pisz dalej bo czekam z utesknieniem na dalsze czesci. ciekawa jestem czy jared przyjedzie do mary, czy mr C. B. bedzie dobry dla mary. będę tu zagladała. trzymaj się! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie podziwiam wytrwałość, ja przy swoim lenistwie taką ilość rozdziałów czytałabym co najmniej miesiąc. Wróć, w ogóle bym się za to nie brała, bo przeraziłaby mnie ta liczba, dlatego zawsze cieszą mnie osoby, które mimo wszystko się nie nie zniechęcają i brną przez ten gąszcz rozdziałów, nie zniechęcając się moimi gorszymi momentami :) Jakie piękne powtórzenie, ale nieważne, nie mogę znaleźć innego słowa.
      Wiecznie to na pewno nie będzie trwało, ale czeka nas jeszcze trochę rozdziałów, w końcu mam do opisania jeszcze ponad dekadę z życia Mary :)

      Usuń