Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy. Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

piątek, 31 sierpnia 2012

75. I'm having visions again

        - Kto poszedł na odwyk? - rzuciłam, wciskając się między siedzących na parapecie Josha i Lisę, którzy na mój widok przerwali swoją rozmowę.
- Jared.
- Jaki Jared?
- Mary, przestań, dobra? - Lisa zacisnęła palce na zimnym podłożu i spojrzała na mnie z wyrzutem.
- A co ja takiego robię?
- Dobrze wiesz, o jakiego Jareda chodzi, a udajesz głupią.
- A to jeden Jared na świecie? - Uniosłam wymownie brwi i przejęłam butelkę piwa, którą Drake trzymał w dłoni.
- Jeden dzień z Charliem i już cię odmóżdżyło - prychnęła złośliwie.
- Lis, proszę cię, nie bądź wredna. Po prostu zaczynam nowe życie, to stare mam głęboko i daleko w dupie.
Jared poszedł na odwyk, ciekawe czy z własnej woli, czy matka go do tego zmusiła. Tak czy inaczej będzie zdrowy i wtedy będzie patrzył na mnie i to, co było między nami już zupełnie inaczej. Zda sobie sprawę z tego, że tylko go ograniczałam i ciągnęłam za sobą na dno. To dobrze, ucichną moje wyrzuty sumienia.
- To powinnaś lepiej dobierać ludzi, z którymi zamierzasz je spędzać. - Zimny ton i kolejne chłodne spojrzenie. Olson wyraźnie miała problem z tym, że związałam się z jej kuzynem i nawet tego nie ukrywała. Z miną obrażonego dziecka zeskoczyła na podłogę i ruszyła w stronę toalet. Pokręciłam tylko głową i upiłam łyk zimnego trunku.
- Po prostu się o ciebie martwi - odezwał się po raz pierwszy od mojego przybycia Josh.
- Lisa?
Przytaknął.
- Niby dlaczego?
- Bo zna Charliego trochę lepiej niż ty.
- Poczekaj, czy wy zamierzacie mnie do niego zniechęcić?
- Nie. Chcemy tylko, żebyś wiedziała, w co się pakujesz i tyle. - Jo zabrał ode mnie swoje piwo i jednym haustem wypił wszystko to, co jeszcze zostało w szklanej butelce.
- Jeszcze słowo i pomyślę, że to kolejna twoja sztuczka.
- Sztuczka? Nie, Mary. Zresztą ja nie wiem, o co dokładnie chodzi Lisie, powiedziała mi tylko tyle, że to nie jest facet dla ciebie. Chcesz szczegółów, pytają ją. Ja po ostatnich zajściach uświadomiłem sobie, że nie mam na co liczyć, więc nie zamierzam się wtrącać w twoje życie, szczególnie to uczuciowe.
- Może jest zazdrosna?
- O własnego kuzyna? - Josh spojrzał na mnie jak na pozbawioną mózgu idiotkę.
- Albo o mnie. Pamiętasz, jak było z Courtney? Powiedziałam jej, że zakochałam się w Oliverze, a ona wpadła w szał, bo jak się okazało, leciała na mnie.
- Przestań, Lisa przecież nie jest lesbijką, głupku. - Drake delikatnie przycisnął otwartą dłoń do mojego czoła i głośno się zaśmiał. - Po prostu idź i z nią pogadaj.
- Chyba nie mam innego wyjścia. - Westchnęłam i zeskoczyłam z parapetu. Nie miałam pojęcia, dlaczego Lisę aż tak bardzo wkurzało to, że zbliżyłam się do Charliego. Może chodziło o Jareda, może o coś zupełnie innego, ale musiałam to usłyszeć od niej.
- Lisa? - mój głos odbił się echem od pokrytych kafelkami ścian, zaraz potem usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Zbliżyłam się do odpowiedniej kabiny i spojrzałam uważnym wzrokiem na swoją przyjaciółkę.  - Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi?
- A o czym mówisz? - Posłała mi niezbyt uprzejme spojrzenie i udała się w stronę umywalki.
- Lis, proszę cię, nie zgrywaj się. Powiedź mi otwarcie, dlaczego nie chcesz, żebym była z Charliem?
- Bo to nie jest facet dla ciebie.
- Niby dlaczego? - zadałam kolejne pytanie, opierając się o zabrudzoną ścianę.
- Nic o nim nie wiesz.
- No to mnie oświeć.
- Nie odpuścisz, co, Mary?
- No wiesz, ty to zaczęłaś.
Brunetka pokręciła głową, wyginając usta w gorzkim półuśmieszku.
- No to jak, powiesz mi, co takiego nieodpowiedniego jest w twoim kuzynie?
- Był żonaty.
- O matko, toż to największa zbrodnia przeciwko ludzkości! - rzuciłam ironicznie. - Był, ale już nie jest, więc nie robię nic złego spotykając się z nim.
- Dasz mi dokończyć?
Pochyliłam głowę i wykonałam gest, który miał zachęcić Lisę do mówienia.
- Pierwsza żona się z nim rozwiodła, wiesz dlaczego?
- Przecież wiesz, że nie. Ja i Charlie tylko się bzykamy. - Nie mogłam się powstrzymać przed tą drobną złośliwością, która jednak została zignorowana.
- Bił ją.
- Co, proszę?
- Charlie bił swoją żonę, pomyślałam, że ze względu na to, co robił ci ojciec, powinnaś o tym wiedzieć. - Słowa przyjaciółki mnie zaskoczyły, ale nie chciałam tego po sobie pokazać.
- A co z drugą? - W ostatniej chwili zapanowałam nad swoim drżącym głosem.
- Rozwiedli się po tygodniu, szczegółów nie znam. Mary, nie chcę ci robić na złość, wiem, że Charlie może się podobać, że jest interesujący, ale nie chcę, żebyś musiała przez niego cierpieć. To nie Jared, życie z nim nie będzie takie jak...
- Wiem, ale o to mi właśnie chodzi - przerwałam jej.
- Słucham?
- Chcę zapomnieć o Jaredzie, chcę przeżyć coś nowego.
- Nawet jeśli to nie będzie nic dobrego? - Lisa posłała mi troskliwe spojrzenie.
- Nie możesz mieć takiej pewności.
- Fakt, nie mogę. Więc pojedziesz z nimi dalej?
- Tak - odpowiedziałam bez chociażby chwili zastanowienia. Charlie był dla mnie dobry, było mi z nim dobrze, nie chciałam z niego rezygnować z powodu jego przeszłości, jaka by nie była, bo sama po sobie wiedziałam, że ludzie mogą się zmienić. Poza tym gdzieś w głębi czułam, że Bronson nie mógłby mnie skrzywdzić, nigdy. 
- Twoja decyzja, ale obiecaj, że jeśli coś ci zrobi, wrócisz do domu, nie będziesz się z nim męczyć.
- Lis, możesz być pewna, że nigdy w życiu nie pozwolę na to, żeby ktoś mnie bił, nigdy. Ojciec to jedno, ale obcy facet to już zupełnie co innego.
- Obiecaj.
- Obiecuję. - Posłałam przyjaciółce delikatny uśmiech, a ta mocno mnie do siebie przytuliła. 




***





        - Gdzie ty byłaś? Chciałem zawołać cię na scenę, a ty zniknęłaś - zwrócił się do mnie Charlie, gdy razem z przyjaciółką weszłam z powrotem do sali, którą Bronson nazywał pokoncertową. To w takowych pomieszczeniach Wild Roses organizowali swoje imprezy, na które zapraszali wybrane fanki i swoich zakulisowych znajomych.
- Z Lisą w łazience.
- Ty świntucho. - Mężczyzna zagryzł mocno dolną wargę i posłał mi brudne spojrzenie. Od razu wiedziałam, o czym pomyślał.
- Obrzydliwy jesteś, Charlie. - Pchnęłam jego pozbawione okrycia ramię i ruszyłam w stronę stolika, na którym stał alkohol.
- No co, dobrze pamiętam, co robiłaś z Courtney, więc mi się nie dziw.
- Ale ja nie jestem Courtney. Poza tym fantazjowanie o własnej kuzynce jest chore, nie uważasz? - wtrąciła się Lisa, unosząc wymownie brwi.
- Fantazjowałem o Mary, nie o tobie.
- O mnie zabawiającej się z Lisą, więc na jedno wychodzi. - Wbiłam w niego takie samo spojrzenie, co Olson chwilę wcześniej, a ten tylko pokręcił głową, mruknął coś pod nosem i odszedł od nas, kierując się do reszty swojego zespołu.
- Uroczy facet - westchnęłam, chwytając w dłoń szyjkę szklanej butelki.
- Tak, przeuroczy... 





***



        Małe afterparty trwało około pięciu godzin, w trakcie których Johnny zdążył się nieźle zalać, a Joey wycałował wszystkie obecne na sali dziewczyny włącznie ze mną, za co oberwał po twarzy od Charliego i oczywiście ode mnie. Ta sytuacja sprawiła, że w autobusie zespołu, którym jechaliśmy do Tacomy, zapanowała niezbyt przyjemna atmosfera, którą jednak, paradoksalnie, oczyściły wymiociny Roya. Gitarzysta, jak to ponoć miał w zwyczaju, objadł się na umór darmowym jedzeniem i żołądek odmówił mu posłuszeństwa. Pierwszy paw wylądował na podłodze pojazdu, co doprowadziło jego kierowcę do szewskiej pasji. Zatrzymał autokar i o mało nie udusił bladego jak ściana muzyka.
- Będziesz mi to, kurwa, zlizywał!
- Ej, ej, panowie, spokojnie. - Charlie stanął między dwoma mężczyznami, by nie dopuścić do poważniejszych rękoczynów. - Postoimy tu chwilę, Roy wyjdzie na zewnątrz, bo podejrzewam, że wypróżni się tak jeszcze przynajmniej ze dwa razy, a jak już skończy, to wróci, posprząta po sobie i pojedziemy dalej. Zgoda?
Gable pokiwał twierdząco głową i zaraz po tym zakrył usta i wybiegł na zewnątrz. Nie minęły nawet dwie sekundy, gdy do uszu nas wszystkich doszły niezbyt przyjemne odgłosy.
- Trzeba to uwiecznić! - Joey zanurzył dłoń w plecaku, który leżał na samym końcu pojazdu, wyjął z niego aparat i udał się na zewnątrz, głośno się przy tym śmiejąc. Za nim ruszyli też Johnny, Sam i wszyscy pozostali z kierowcą Mortem włącznie, bo Roy rzygający poza autobusem nawet dla niego był zabawny. W środku zostałam tylko ja i Charlie.
- Nie idziesz tam? - zwróciłam się do blondyna.
- A co ja rzygającego Roya nigdy nie widziałem? Nie kręcą mnie takie rzeczy, wolę być tu z tobą.
- Naprawdę? - Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam prosto w zielone oczy wokalisty, który pokiwał twierdząco głową. - Słodko.
- Przesłodko.
Oparłam głowę o jego ramię i wplątałam palce w dłoń, która spoczywała na jego udzie. Twardawe opuszki Bronsona wędrowały po moich kostkach, przesuwając kończynę w stronę rozporka ciemnych jeansów. 
- Czy ty mi coś sugerujesz? - zapytałam, nie odrywając wzroku od splecionych ze sobą rąk.
- Tylko to, że jesteśmy tu sami, a oni tak szybko nie wrócą.
Pokręciłam lekko głową, uniosłam kąciki ust i oderwałam się od ramienia mężczyzny. Wiedział, co to oznaczało, więc by nie tracić czasu, rozpiął rozporek i wyciągnął swojego członka z jasnej bielizny. Zgarnęłam włosy na lewą stronę i pochyliwszy się, musnęłam wargami główkę wystającego ze spodni penisa. Charlie cicho mruknął i wplątał dłoń w moje włosy, ja przesunęłam swoją wzdłuż jego narządu płciowego, wsuwając go w głąb jamy ustnej. Z biegiem lat zaczęłam wykonywać tę czynność mechanicznie. Starałam się nie myśleć o tym, co zwykle tamtędy wypływało, skupiałam się tylko na fakcie, że dawałam tym komuś rozkosz, że dawałam tym rozkosz jemu. 
Tak, Jared uwielbiał, kiedy tak go pieściłam.
Cholera jasna, jaki Jared, o czym ja, do cholery, myślę?!
- Nie przerywaj. - Z lekka już drżący głos Charliego uświadomił mi, że przez myślenie o swoim byłym doznałam drobnego paraliżu, który zatrzymał mój odruch ssący, więc prędko się ogarnęłam i kontynuowałam to, co zaczęłam, prosząc samą siebie, by Leto już więcej nie wskakiwał mi do głowy, szczególnie w takich sytuacjach.
- O tak.
Poczułam lekki nacisk na karku, co zmusiło mnie do obniżenia głowy. Odczułam drobny dyskomfort, do którego jednak szybko przywykłam. Nie mogłam go zawieść i tak już czułam się winna przez to, że mając w ustach członka swojego faceta, myślałam o kimś zupełnie innym.
- Nie, no to już jest przegięcie! - doszedł do moich uszu głos Joey'ego.
- Spierdalaj - mruknął Charlie, zaciskając mocniej dłoń na moich włosach.
- Daj chociaż popatrzeć. Jezu, dobra jest.
Nie wyciągając pieszczonego narządu z ust, podniosłam nieco głowę, uchyliłam powieki i spojrzałam kątem oka na przybyłego właśnie perkusistę.
- Jak ona na mnie patrzy. Ostro. - Mężczyzna zagryzł dolną wargę i przysunął do twarzy aparat. Poczułam się dosyć niezręcznie, ale nie miałam zbytnio jak zaprotestować. Charlie też nie oponował, głównie dlatego, że zbliżał się do szczytu.
Zanim palec Blacka wcisnął odpowiedni przycisk, nasienie Bronsona wyskoczyło niczym z procy, rozlewając się w moich ustach i spływając po ich kącikach.
- O kurwa, ale będzie zajebiste ujęcie! - Jo podskoczył  niczym podekscytowany pięciolatek  i wyciągnął wysuwający się z polaroida kwadracik. Charlie głęboko westchnął, a ja wytarłszy usta, wróciłam do pozycji pionowej.
- Dlaczego mu na to pozwoliłeś? - spytałam, patrząc na Bronsona z wyrzutem. Nie podobało mi się to, że ktoś robił mi zdjęcia w takiej sytuacji, bardzo mi się to nie podobało.
- To tylko zdjęcie, przecież nikomu tego nie pokaże.
- Taa, już, zaraz zobaczą to wszyscy twoi koledzy.
- No i nikt więcej. Co dzieje się w kręgu Wild Roses, pozostaje w kręgu Wild Roses, malutka. Nie przejmuj się, mamy mnóstwo takich zdjęć i nikt poza nami nigdy ich nie widział - wyjaśnił Charlie, obejmując mnie ramieniem. Na jego twarzy wciąż namalowany był wyraz błogiej satysfakcji. - Jak cię to pocieszy, to mamy zdjęcie Jo trzepiącego sobie kapucyna nad Playboyem.
- No coś ty? - W jednej chwili otworzyłam szeroko usta i uniosłam brwi.
- No poważnie. Później ci je pokażę. Trzymam je w swojej torbie, żeby Joey go nie zniszczył.
- Dobre. - Nagle moja złość minęła, zastąpił ją śmiech.
- Nie ma co się złościć, żyje się tylko raz, trzeba się wyluzować. - Wargi Bronsona przywarły do moich i wtedy też podszedł do nas perkusista.
- Patrz i płacz.
Gdy tylko oderwałam się od Charliego, Black podsunął mi pod nos fotografię, na której tak prawdę powiedziawszy, wyszłam dosyć zabawnie. Lekko przymrużone oczy, spływający kącikiem ust białawy płyn i wetknięty w nie nabrzmiały członek. Czysta pornografia, którą zwykle się brzydziłam, ale mimo wszystko śmieszna. Ci ludzie byli po prostu zbyt zabawni, bym mogła się na nich wkurzać, nawet kiedy wywijali mi takie numery.
- Oj, Joey, Joey, czegoś ci chyba brakuje, co? - Pokręciłam głową, unosząc lewy kącik ust w przepełnionym śmiechem półuśmiechu. Nic nie odpowiedział, tylko zwrócił się do wchodzących do pojazdu współpracowników.
- Patrzcie, co mam. - Zamachał przed nimi niedawno zrobionym zdjęciem i zaczął dosyć dziwnie się poruszać. - Mary z kutasem Charliego w ustach.
- Zazdrościsz jej? - Johnny uniósł wymownie brwi, patrząc z politowaniem na perkusistę.
- Jej?
- Przecież wszyscy wiemy, że marzysz o tym, żeby Charlie pozwolił ci wziąć go do buzi.
- Poważnie? - odezwał się Bronson. - No wiesz, jeśli chcesz, to ja nie mam nic przeciwko. Usta to usta, damskie, męskie, mi to bez różnicy. - Rozłożył ostentacyjnie nogi i puścił przyjacielowi oczko.
- Bardzo śmieszne. - Jo wykrzywił twarz, a Johnny posłał nam szeroki uśmiech.
- Roy, chcesz zobaczyć, jak Mary obciąga Charliemu?
- Spierdalaj, Joey, dopiero co rzygałem. - Gitarzysta bez większego zainteresowania wyminął swojego kolegę i usiadł na wcześniej zajmowanym miejscu.
- Nie zapomniałeś o czymś? - Mort stanął tuż przed nim, wskazując palcem na plamę jego rzygowin.
- Jezu, nie dadzą człowiekowi odpocząć. - Z miną męczennika wstał z fotela i spojrzał na złośliwie uśmiechającego się kierowcę. - Dałbyś mi chociaż jakąś szmatkę.
- Nie mam.
- No to niby czym mam to wytrzeć?
- Nie wiem, jak dla mnie możesz i swoją koszulką.
- Kutas - warknął Gable i chcąc nie chcąc, zdjął swój ciemnozielony t-shirt i zaczął wycierać nim podłogę. Black oczywiście krążył wokół niego, robiąc mu zdjęcia i głośno się śmiejąc.
- Wariaci - rzuciłam i oparłam głowę o klatkę piersiową Charliego, w której jego serce wróciło do swojego standardowego rytmu.
Zapowiadał się naprawdę ciekawy miesiąc... 





***





         - To tutaj? - zapytałam nieco zaskoczona, kiedy autobus zatrzymał się na parkingu przydrożnego motelu.
- A co, pięciogwiazdkowego hotelu się spodziewałaś? - Charlie spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- No może nie pięcio, ale...
- Nie marudź, motele są fajne i mają wibrujące łóżka - wtrącił się Joey, ściskając w lewej dłoni plik wykonanych podczas godzinnej przejażdżki zdjęć.
- Przecież nie marudzę.
- Jezu, jak ona się ze mną droczy. Co za kobieta. - Black zacisnął zęby na dolnej wardze, a ja spojrzałam na niego jak na kretyna, co nie umknęło uwadze Bronsona.
- Nie zwracaj na niego uwagi. Jak wypije, jest jeszcze głupszy niż zwykle.
- Zauważyłam. - Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia. Gdy tylko znalazłam się na świeżym, niezmąconym smrodem wymiocin i wydychanego alkoholu powietrzu, od razu wyczułam w nim wilgoć, która zapowiadała zbliżający się deszcz.
- Mary, twoja torba. - Clark, menadżer zespołu podał mi moje rzeczy i gdy tylko z autokaru wygramolił się Charlie, udaliśmy się w stronę pomalowanego na blady róż zabudowania. Pracujący tam mężczyzna zebrał nasze dane i dał klucze do wolnych pokoi. Po uzgodnieniu kto, gdzie i z kim śpi, każdy poszedł w swoją stronę. Mi i Charliemu przypadł dwuosobowy, wyłożony bladoniebieską tapetą pokój, którego okno wychodziło na będący w niezbyt dobrym stanie basen. Nie lepsze było samo pomieszczenie. Stara, przykryta brudnym dywanem podłoga skrzypiała niemiłosiernie przy każdym nawet najdrobniejszym ruchu, telewizor pamiętał jeszcze czasy prezydentury Nixona, a łóżko nie wyglądało na zbyt solidne. Odrapane, drewniane nogi zdawały się uginać pod ciężarem tego, co podpierały, biała pościel była czysta, jednak schowany pod nią materac to była już zupełnie inna historia. Praktycznie sama gąbka z wielkimi plamami zaschniętego moczu lub rozlanych trunków i głębokimi dziurami.
- Aż boję się zajrzeć do łazienki - rzuciłam, zakrywając ten niezbyt przyjemny widok.
- Nie jest tak najgorzej. Kibel czysty, w brodziku też nie ma żadnej pleśni. No, chyba że księżniczka boi się bakterii i drobnoustrojów i przeszkadza jej brak jacuzzi. - Charlie oparł się o uchylone drzwi łazienki i uniósł wymownie brwi.
- Księżniczka mieszkała bez wanny, prysznica, ciepłej wody i ogrzewania.
- No nie wierzę, tak śliczna istotka wytrzymała w takich warunkach?
- Przestań się ze mnie nabijać, świnio. - Pchnęłam ramię rozweselonego mężczyzny, który w mgnieniu oka mnie podniósł, obkręcił dookoła i położył na całkiem wygodnym, ku mojemu zaskoczeniu, łóżku. Ułożył się nade mną, patrząc mi głęboko w oczy. To spojrzenie było tak ciepłe i tak urocze, że myśl o tym, że Charlie był w stanie bić kobietę, wydała mi się być kompletnie absurdalna. On używający przemocy wobec własnej żony, to było wręcz nierealne, no ale z drugiej strony Lisa nie okłamałaby mnie w takiej kwestii, nie wymyślałaby takich historyjek tylko po to,  żeby odciągnąć mnie od swojego kuzyna.
- O czym tak myślisz, Mary Jane?
- O tym, co powiedziała mi dzisiaj Lisa - odpowiedziałam na zadane pytanie i przesunęłam koniuszek języka po dolnej wardze.
- A co takiego ci powiedziała, co?
- Coś o tobie.
- O mnie?
- I o twoim małżeństwie.
W jednej chwili na twarz Charliego wstąpił wyraz lekkiej złości. Głęboko westchnął i sturlał się na bok, nie odzywając się ani słowem.
- To prawda?
Przetarłszy dłonią usta położył się na brzuchu, a jego spojrzenie wbiło się w moją twarz.
- Co?
- Naprawdę ją biłeś? - zapytałam jeszcze bardziej niepewnie niż poprzednio. Bojąc się jego reakcji, zagryzłam leciutko dolną wargę. Nie, nie obawiałam się tego, że mnie uderzy, po prostu dopuszczałam do siebie myśl, że może się poczuć urażony i zacząć na mnie krzyczeć, lub że się obrazi, a tego nie chciałam.
Przewrócił oczami, znów wziął głęboki oddech, po czym zaczął mówić z lekką nutką irytacji w głosie.
- Tam od razu biłem. Uderzyłem ją raz po pijaku i tyle, a ta od razu wyniosła się do mamuśki i razem zrobiły aferę na całą rodzinę. Mnie oczywiście nikt nie chciał słuchać, bo jestem facetem, a w takiej sytuacji facet jest na przegranej pozycji.
Poczułam ulgę, ale nie zaskoczenie. Wiedziałam, że Charlie nie był typem damskiego boksera. Miał zbyt udane życie, by być sfrustrowanym. Poza tym, dobrze patrzyło mu z oczu, nie było w nich agresji i tej iskierki obłędu, którą widywałem w oczach tego parszywego gnoja, z którym dzieliłam nazwisko i sąsiada z góry. Bronson był zupełnie innym typem człowieka, szalonym, ale to było zupełnie inne szaleństwo, nieszkodliwe.
- Głupia sprawa, ale potem i tak ożeniłeś się drugi raz.
- Jezu, czy musimy rozmawiać teraz o moich małżeństwach, nie ma ciekawszych tematów? - Charlie podciągnął się na łokciach, zbliżając swoją twarz do mojej.
- No ciekawi mnie to, w końcu jesteśmy parą, być może razem zamieszkamy, więc chcę znać takie szczegóły twojej przeszłości.
- Opowiem ci o nich po ślubie.
- Ożenisz się ze mną? - Na mają twarz wstąpił grymas ogromnego zaskoczenia, prędko uniosłam się do góry.
- Tak, ożenię, tylko przestań wreszcie zadawać mi te głupie pytania.
Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, moje ciało przyciśnięte ciężarem mężczyzny znów dotknęło pościeli. Uśmiechałam się nieznacznie, gdy jego wargi muskały moje z taką gracją, jakiej zupełnie się po nim nie spodziewałam.  Było prawie tak samo jak z...
Mary! wrzasnęłam na samą siebie, zaciskając dłonie w pięści. To już drugi raz, drugi raz, ogarnij się ty pieprzona dziwko!
- Rozluźnij się, kotku - głos Bronsona zagłuszył mój wewnętrzny krzyk i myśli, które powoli doprowadzały mnie do szału. Wróciłam do rzeczywistości, znów całkowicie skupiłam się na Charliem. Jego usta wędrowały od policzków po dekolt, a dłonie cały czas skupione były na ukrytych pod jasną bluzką i stanikiem piersiach. Odczucia temu towarzyszące wymuszały na mnie ciche pomruki, które jeszcze bardziej nakręcały blondyna, którego pocałunki i dotyk stawały się coraz to intensywniejsze.
Usta z wypieszczonej już szyi wróciły na wargi, a palce wplątały się w moje dłonie. Serce odbijało się o żebra nieco szybciej niż zwykle, fala przyjemnego ciepła dochodziła do wszystkich komórek mojego ciała, kumulując się pod bawełnianymi majtkami. Narząd smaku Charliego wysunąwszy się powoli z mojej jamy ustnej, musnął najpierw dolną, a potem górną wargę. Zaśmiałam się, Charlie też. Jego plecy wróciły do pozycji pionowej. Ściągnęłam brwi z dezaprobatą, a on uśmiechnąwszy się szeroko, chwycił w ręce moją prawą dłoń. Przysunął ją do swoich ust, z których znów wysunął się ciepły język. Gdy tylko dotknął mojej skóry, zagryzłam wargę. Nie odrywając ode mnie roześmianego wzroku, przesuwał narząd smaku po palcach, chowając je co chwila w ustach. Kąciki moich ust nie opadały nawet na sekundę, to było cholernie miłe.
- Mówił ci już ktoś kiedyś, że masz piękne dłonie? - mruknął zmysłowo.
- Zdarzyło się. A jakie są w smaku? - Uniosłam leciutko brwi, wsuwając wolną dłoń pod luźny podkoszulek Bronsona. Pod opuszkami wyczułam delikatnie zarysowane mięśnie i gęsią skórkę.
- Pyszne, wręcz wyborne, tak samo jak twoja... - tu przerwał, wypuścił moją dłoń, znacznie się obniżył, rozpiął dwa guziki i powoli zsunął jasne jeansy z moich nóg. Przeniosłam górne kończyny na białą poduszkę, oddech znów mi przyspieszył, czekałam na swoją dawkę błogiej rozkoszy.
- Cześć? - Charlie niespodziewanie wybuchł głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Z początku nie miałam pojęcia, co było tego przyczyną, ale już po chwili przypomniałam sobie, jak wyglądała bielizna, którą na sobie miałam. Różowo-biało-szare majtki z głową roześmianego króliczka, dwoma serduszkami i napisem hi. - Ja pierdolę...
- No co, lubię dziecięcą bieliznę - rzuciłam nieco zawstydzona, odrywając plecy od miękkiego podłoża.
- To podpada mi pod pedofilię. Nie, Mary, jesteś zabójcza. - Z jego szeroko uśmiechniętych ust wypłynęła kolejna fala śmiechu, a ciało zmieniło pozycję na siedzącą. Niezbyt zadowolona zmarszczyłam brwi i posłałam mu pytające spojrzenie.
- Wybacz, ale ten króliczek wybił mnie z nastroju - wyjaśnił, nie przestając głupio chichotać.
- Ale mnie nie.
- No to się nie krępuj, ja tam chętnie popatrzę.
- Spierdalaj - warknęłam, zrywając się z miejsca i ruszyłam w stronę otwartej łazienki. Nie lubiłam, kiedy ktoś mnie nakręcał, a potem jak gdyby nigdy nic, pozostawiał niezaspokojoną.
To już teraz wiesz, co czuł wtedy Jared.
- Zamknij się! - wrzasnęłam na głos, choć wcale tego nie chciałam.
- Jezu, przepraszam, nie wiedziałem, że ty taka delikatna jesteś. - Zdezorientowany Bronson uniósł dłonie w geście obronnym.
- To nie było do ciebie.
- A do kogo?
- Nieważne. - Nacisnęłam brudną klamkę i weszłam do niedużego pomieszczenia, które wcale nie było tak czyste, jak sugerował to Charlie. Z obrzydzeniem zamknęłam deskę pożółkłego sedesu i usiadłam na niej, zsuwając dłoń w stronę ud. Chciałam wyciągnąć papierosy, zupełnie zapominając o tym, że Bronson chwilę wcześniej ściągnął mi spodnie.
- Kurwa mać! - zaklęłam pod nosem i oparłam plecy o niedomytą spłuczkę. Nie dość, że nie mogłam zapalić, to jeszcze zewsząd dochodził mnie paskudny smród chloru.
Takie niby, kurwa, gwiazdy, a nie stać ich na porządny hotel.
Podkuliłam nogi, położyłam je na muszli i oparłszy głowę o kolana, nuciłam uspokajające melodie, jednocześnie zaciskając palce na rozwichrzonych włosach.
- Majtki go śmieszą? To jakaś pierdolona kpina. Będzie, kurwa, chciał, żeby mu obciągnąć. Niech spierdala, albo niech idzie do Joey'ego, jak mu, kurwa, wszystko jedno. Co zaaaaa - warknęłam cicho, unosząc z powrotem głowę. Szybkość, z jaką to zrobiłam, zaowocowała lekkim zawrotem, który na szczęście prędko minął. 

Zdjęłam dłonie z włosów i wtedy też usłyszałam ciche stuknięcie. Położyłam z powrotem stopy na podłodze, mimowolnie myśląc o tym, ile na tych kafelkach roiło się bakterii.
- Mary, otwórz, mam coś na zgodę - padło zaraz po tym, jak klamka postawiła zdecydowany opór stojącemu po drugiej stronie drzwi Charliemu.
- Ciekawe co...
- Powiem, jak otworzysz.
Z wrodzonej ciekawości podeszłam do wejścia i przesunęłam pokrytą rdzą stalową zasuwkę. Pierwszym, co zobaczyłam, był szeroki uśmiech Bronsona i zdawałoby się pusta torebeczka dyndająca przed jego twarzą, w której jednak można było dostrzec pozostałości białego proszku.
- Zapraszam na degustację w łóżku.
- Kokaina? - zapytałam z szerokim uśmiechem, podążając za Charliem w stronę wygodnego mebla. Oczami wyobraźni już widziałam ten usypany na podkładce proszek tworzący jakiś zabawny wzór.
- Kokaina jest dla cieniasów, maleńka, elita bierze herę.
- Heroinę?
- No przecież. - Bronson uśmiechnął się jeszcze szerzej i rzucił się ostrożnie na pościel, na której leżały dwie "nabite" strzykawki.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Kiedyś po heroinie nieźle mi odwaliło.
- Oj tam, pewnie miałaś jakiś trefny towar, ten jest znakomity. Człowiek czuje się po nim zajebiście, nie ma żadnych bad tripów - zareklamował swój ulubiony narkotyk i poklepał miejsce obok siebie, dając mi tym znak, bym się tam położyła. Spojrzałam na niego niepewnie i podrapałam się po karku. - Zobaczysz, będzie zajebiście. Puścimy sobie jakąś dobrą muzyczkę i zaliczymy nieziemski odlot. Królik nie będzie mnie już tak śmieszył, więc pierdolnę ci taką minetę, że zasikasz całe łóżko.
- No dobra.
Zrobiłam krok do przodu i usiadłam tuż obok Bronsona. Wciąż miałam drobne wątpliwości, ale nowe życie, to nowe życie, obawy rządzące starym nie miały w nim racji bytu.
Blondyn złapał mnie za rękę, przewiązał ją gumową opaską i z ogromną precyzją wbił igłę w uwidocznioną żyłę. Poczułam lekkie ukłucie, które zdało mi się być niezwykle przyjemne. Zalegający w strzykawce płyn zmieszał się z odrobinką wciągniętej doń krwi, po czym w całości dostał się do krwiobiegu.
- Włącz radio - rzucił Charlie, wbijając igłę drugiej strzykawki w swoje lewe przedramię. Nie użył nawet opaski. Dokładnie wiedział, jak i gdzie się wkłuć. Oderwałam od niego wzrok i włączyłam magnetofon, przy którym leżało puste opakowanie po kasecie, którą Charlie musiał włożyć do kieszonki sprzętu grającego, podczas gdy ja siedziałam w łazience. Do moich uszu od razu doszedł znany mi głos. Leciutko się uśmiechnęłam i położyłam na pogniecionej poduszce.
- Nie wiedziałam, że słuchasz Patti Smith.
- Jest brzydka jak noc, ale ten jej głos... Gdyby to było możliwe, pieprzyłbym się z nim, a Land to jeden z moich absolutnie ulubionych kawałków. A teraz już nic nie mów, po prostu słuchaj.
Idąc za tą radą, zamknęłam oczy i wytężyłam słuch. Rytm mojego serca przyspieszył wraz z rytmem muzyki. W uszach zaczęłam słyszeć coś jakby tętent kopyt. Uniosłam powoli powieki, sufit zaczął falować i przybierać błękitną barwę. Ściany zniknęły. Rytmiczny stukot zaczął się nasilać, był coraz wyraźniejszy, coraz bliższy. Przekręciłam głowę na bok i zobaczyłam biegnącego w moją stronę konia. Był cały biały i miał srebrną grzywę. Czubek jego nosa zaczął się powoli rozświetlać, aż w końcu stanął w delikatnych płomieniach. Otworzyłam usta, czując czyjąś dłoń na swoim kolanie. Na ręce poczułam coś zimnego, jednak nie miałam siły przenieść na nią wzroku. Znów skupiłam się na koniu, obok którego wyrósł kolejny, czarny jak smoła z czerwonym nosem. Oba patrzyły na mnie błyszczącymi ślepiami. Mimo iż poruszały się dosyć szybko, cały czas znajdowały się w tej samej odległości.
- Są piękne, widzisz je? - mruknęłam cicho, wyciągając przed siebie dłoń. Mimo iż te płomienie odrobinę mnie przerażały, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że były to najpiękniejsze stworzenia, jakie kiedykolwiek widziałam.
Biały koń ze srebrną grzywą stanął dęba i zamachał przednimi nogami. Wyglądał pięknie, dopóki jego sierść nie przybrała ciemnoczerwonej barwy. Wytężyłam wzrok i zobaczyłam, jak brzuch zwierzęcia rozdziera się na pół. Z powstałej rany wypłynęła krew. Płynęła jednostajnym, wolnym strumieniem prosto do góry, gdzie delikatne fale znacznie się wzburzyły. Błękit przybrał barwę rubinu i zaczął ściekać w dół prosto na moje nogi. Poczułam ciepło krwi między swoimi udami. To było bardzo przyjemne, tak bardzo, że przeniosłam tam dłonie, od razu natrafiając na coś miękkiego. Uniosłam się odrobinę, tym czymś okazały się być włosy Charliego. Jego głowa poruszała się rytmicznie, powoli zalewając się płynącą z sufitu, rozwodnioną krwią. Nie przeszkadzało mu to. Nie oderwał się nawet na sekundę.
Biały koń upadł na grzbiet, a z jego rozerwanego brzucha wyfrunął motyl. Nieduży, czarno-biały. Wzbił się w górę, zgrabnie przelatując nad drugim koniem, którego nos wciąż płonął, a kopyta wciąż wybijały szybki rytm, taki sam, w jakim moje serce pompowało krew. Ten czarny rumak spojrzał się na mnie tajemniczo, głośno zarżał, podobnie jak biały stanął dęba, po czym zanurkował w zmasakrowanym ciele zmarłego przedstawiciela swojego gatunku, z którego buchnęła wielka kula światła. Owe światło pochłonęło niedużego motyla i całe szumiące nad moją głową morze, po czym uniosło się w górę. Podążałam za nim wzrokiem, czując rosnącą wewnątrz swojego ciała ekscytację.
Wielka kula się zatrzymała. Otworzyłam szerzej oczy, dźwięki dochodzące do moich uszu powoli zaczęły cichnąć i wtedy też kula znów ruszyła, tym razem w dół. Leciała bardzo szybko, leciała prosto na mnie. Wstrzymałam na chwilę oddech, a ona uderzyła w moje ciało, wypełniając je nad wyraz przyjemnym uczuciem. 

Przeszedł mnie silny dreszcz silnej rozkoszy, a na usta wcisnął się głośny jęk. Ta kula dzikiej energii wypełniła mnie całą, wypełniła każdą komórkę mojego zroszonego potem ciała. Złapałam łapczywie oddech i zamknęłam oczy, podnosząc mimowolnie rękę, tą, na której cały czas czułam dziwaczny chłód. Uniosłam powieki, moje palce zaciśnięte były na czarnej rękojeści srebrnego noża. Spojrzałam na niego uważnie, po czym przesunęłam po swojej nagiej klatce piersiowej. Ostrze rysowało bladą skórę, zdobiąc ją czerwonymi paskami krwi. Krwi, która spłynęła na białą pościel.
        Znów zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, nie było już rubinowej cieczy i na powrót pojawiły się sufit i ściany. Leżałam naga na pomiętej pościeli, tuż obok mnie wylegiwał się Charlie. W lewej dłoni trzymałam topniejącą kostkę lodu, moje piersi były mokre.
- Czy to już rzeczywistość? - zwróciłam się do Bronsona, który patrzył na mnie uważnym, jeszcze odrobinę nieobecnym wzrokiem.
- Nie jestem do końca pewien, wiem tylko, że robiłem ci... - tu przerwał, dotykając palcem swojego języka. Nie czekając na dalszy ciąg jego wypowiedzi, podniosłam się z łóżka i spojrzałam na okno, którego szybę rozjaśniła przecinająca niebo błyskawica. Zaraz po niej dostrzegłam lejący jak z cebra deszcz. Momentalnie rzuciłam się do wyjścia.
- A ty gdzie?
- Na dwór.
- Przecież jest ulewa i jesteś goła.
- O to chodzi - odpowiedziałam zdezorientowanemu wokaliście i wybiegłam na betonowe schody. Prędko z nich zbiegłam i stanąwszy na samym środku parkingu, zaczęłam kręcić się dookoła z rozłożonymi ramionami. 

Na uniesioną ku niebu twarz padały krople zimnego deszczu, woda trafiała też do szeroko otwartych ust. Czułam się wolna, tak samo wolna jak te dwa konie, które zaczęły biegać wokół mnie. Ich grzywy rozwiewały się na wietrze, a kopyta uderzały rytmicznie o mokry beton, który przypomniał wzburzone morze. Na całym ciele czułam przyjemny chłód, a tuż nade mną fruwały motyle, które wyglądały jak anioły. Miniaturowe istotki z białymi sukienkami i złotymi włosami. Miały jej twarz, miały piękną twarz mojej mamy. Nie wiedziałam, czy to była rzeczywistość, czy narkotyczna mara, wiedziałam tylko, że było pięknie. Było cholernie, piekielnie i niebiańsko pięknie...  


.....................
Tytuł rozdziału: Znów mam wizje.

Utwory wykorzystane w rozdziale:
*Patti Smith - Land 

        Scena z odlotem po heroinie to mój debiut, jeśli chodzi o pisanie przy włączonej muzyce. Chciałam poczuć odpowiedni klimat, więc zgasiłam światło, nałożyłam słuchawki, włączyłam Land i przez prawie dziesięć minut jej trwania pisałam to, co przychodziło mi do głowy pod wpływem tego, co słyszałam.

16 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Bardzo spodobała mi się ta część po heroinie, genialne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Szczerze mówiąc, to sama jestem z niej zadowolona, co rzadko mi się zdarza. Ogólnie uważam ten rozdział za udany, choć z początku miałam co do niego małe wątpliwości.

      Usuń
  2. Za każdym razem jak czytam to opowiadanie mam jakieś dziwne uczucie takiego jakby odrzucenia.Nie chodzi tutaj o ciebie tylko o treść.Ja generalnie jestem przeciwko narkotykom i nie rozumiem jak ludzie mogą sobie robić taką krzywdę biorąc narkotyki. Tak czy inaczej rozdział mi się podobał,szczególnie ten fragment kiedy mary ma odlot. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również jestem totalnie przeciwna wszelkim narkotykom i uważam, że niszczą one życie tym, którzy je biorą i ich bliskim. Nie zrobiłam z Mary narkomanki po to, by gloryfikować taki tryb życia, a po to, by pokazać, jak niszczy on człowieka. Ten temat jest mi dosyć bliski, więc stwierdziłam, że warto spróbować coś takiego stworzyć.
      Cieszę się, że mimo tego odrzucenia, jednak to czytasz i jeszcze Ci się to podoba, to bardzo miłe, chociaż wiesz, jeśli ma się to wiązać z Twoim dyskomfortem, ja naprawdę się nie obrażę, jeśli byś wolała tego nie czytać. Nie chcę nikogo do niczego zmuszać, czy coś :)

      Usuń
  3. Ależ oczywiście że mnie do tego nie zmuszasz,ja to czytam z własnej nie przymuszonej woli bo mimo tego odrzucenia to gdzieś tam w głębi mnie jest ta ciekawość jak się potoczą dalsze losy Mary.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, naprawdę fajnie się go czyta, a zwłaszcza ten odlot Mary :) Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi się fajnie go pisało :) Nowy rozdział pojawi się być może w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

      Usuń
  5. Rodział jak zawsze bardzo dobry a wręcz idealny. Czegoś tak dobrego nie czytałam na prawdę bardzo dawno. Zbierałam się troche do napisania Ci komentarza, ponieważ po przeczytaniu tego aż nie wiedziałam co powiedzieć było to tak cholernie dobre. Odlot Mary napisałaś perfekcyjnie nie można się niczego przyczepić. Czasami zastanawiam sie co dzieje sie w Twojej głowie, że potrafisz tak wspaniale wszystko opisać. Zazdroszczę Ci wyobraźni i to jak cholera. Potrafisz poruszyć w ludziach takie małe coś co powoduje, że chce się czytać więcej i więcej. Czekam na dalsze losy Mary, strasznie mi jej szkoda. Mam wrażenie, że Bronson ją tylko wykorzysta i zostawi, ale to już od Ciebie zależy. Masz ogromny taleny, widać ogromne postępy w porównaniu do tego co na początku, chodź szczerze Ci powiem, że już na samych początkach byłam zdziwiona, że można tak dobrze pisać, więc podziwiam Cię od samego początku. Jestem w stu procentach przeciwna narkotykom, ale to co tutaj tworzysz, jak opisujesz co się dzieje w głowach takich ludzi jest niesamowite. Masz na prawdę ogromny talent, nie zmarnuj go. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem, co się w niej dzieje. Od małego miałam tendencje do zmyślania, tworzenia różnych historii i latami to rozwijałam. Czasami po prostu budzę się z jakaś pojedynczą myślą i tworzę coś w okół niej. Czasami powstaje z tego historia, a czasami po prostu wyrzucam to z głowy, bo nie jest to godne rozwinięcia. I po co ja o tym piszę? Nie wiem, mam gorączkę.
      I bardzo się cieszę, że jednak posiadam tę umiejętność. Poruszania oczywiście ;)
      Cieszą mnie te postępy, bo gdyby ich nie było, czas który poświęciłam opowiadaniom okazałby się być czasem zmarnowanym. Może i z tych historii nie stworzę już nic mega zajebistego, ale dzięki nim zdobyłam wprawę, która przyda mi się, gdy zdecyduję się na jakiś poważniejszy projekt, w co oczywiście wątpię, ale whatever :P
      Zapewne go zmarnuję, bo ja marnuję wszystko. Od wszelakich potencjałów, po dosyć otwarty na naukę umysł :P

      Usuń
  6. Mam tak samo, jak byłam małą cały czas zmyślałam jakieś historie co przydaje sie do dzisiaj, ale jakoś nie potrafię pokazać ludzią wszystkie co dzieje się w mojej głowie :D
    Są na prawdę ogromnę postępy. Jeśli kiedyś napiszesz ksiazkę do moge Cię zapewnić, że będę pierwszą osoba, która ją kupi i przeczyta :D
    Nie na sensu marnować tak ogromnego talentu. Trzeba spiąć troszkę tyłek, wysilić się i na pewno efekt będzie w stu procentach zadawalający. A wydaje mi się, że pisanie nie sprawia Ci kłopotu, więc do dzieła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo do tego potrzeba czasu. Mi to zajęło jedenaście lat, ale nie żałuję, że wyszłam ze swoimi tworami do ludzi, bo dzięki temu zdałam sobie sprawę z tego, co robię dobrze, a nad czym muszę jeszcze pracować.
      Pisanie internetowego opowiadania to jedno, a tworzenie książki to już zupełnie inna sprawa. Wątpię bym się do tego nadawała. Pisanie książek wymaga sporej dyscypliny i dobrego zorganizowania, a mi obie te rzeczy są zupełnie obce. Poza tym mój styl nie nadaje się do książek.

      Usuń
  7. Nadrabiania nadszedł czas. Pamiętam, że standardowo rozdział przeczytałam już szybciej, ale nie komentowałam go jeszcze. Dlatego w miarę wypoczęta i z chwilą czasu przystępuję do tej czynności.
    Mary bardzo skutecznie przekonuje cały otaczający ją świat, że Jared to zdecydowanie rozdział dla niej zamknięty. Chyba najbardziej usiłuje to zrobić z samą sobą, ale to zdecydowanie jej nie wychodzi. No cóż, rzeczą ciężką jest wyrzucić z myśli taką osobę. Czasami jest to niemożliwe, w tym przypadku wszystko zostanie potwierdzone później.
    Zaskoczyła mnie troska Josha. Jakoś nie bardzo realne dla mnie jest to, że taki człowiek jak on troszczy się w jakimś stopniu o nią. Dla mnie takie typki nie mają uczuć, bo zależy im tylko na własnej przyjemności. Po prostu mu nie wierzę. Ale plusem tej rozmowy stało się to, że Mary poszła do Lisy i dowiedziała się pewnych szczegółów życiowych o Charlie'm. Nie zaskoczyło mnie to, że stosował przemoc, ale to, że miał dwie żony. I ta wypowiedź Mary, że wierzy, że nie stanie się nic złego. Dziwi mnie to, że ma takie odczucia co do jego osoby. Oby nie przejechała się na tym.
    Scena, kiedy jechali w autokarze i Roy wymiotował po zatrzymaniu się, a reszta się temu przyglądała, rozbawiła mnie:) Nie ma to jak czerpać radość z cierpienia kumpla:d
    I nie ma to jak myśleć o swoim byłym, kiedy robi się loda obecnemu chłopakowi. Ciekawa jestem, co powiedziałby Charlie, gdyby wiedział o tym. Ale że był zajęty odbieraniem przyjemności z wykonywanej przez Mary czynności (cholera, zrymowało mi się:P), to nic nie zauważył. Zabiłabym na jej miejscu, gdyby ktoś zrobił mi w takiej sytuacji zdjęcie. Dziwię się jej, że jednak nie rzuciła się na perkusistę. I to w sumie jest jeden z dowodów na to, jak bardzo zależy jej na tym, by żyć teraz tak, żeby nie myśleć o przeszłości.
    Żarty Wilde Roses mimo wszystko są zabawne, tak prymitywnie ( chyba wiesz, o co mi chodzi?) , jak na samców przystało.
    Nie ma to jak uroczy motel. Ten obraz, który pokazałaś, nie wiem dlaczego, ale od razu skojarzył mi się z braćmi Winchester z serialu Supernatural. Oni również często gościli w motelach wszelkiego rodzaju. Ja sama w takim nie bardzo miałabym ochotę spać, ale z braku laku dobry kit jak to mówią. Na miejscu Mary zabiłabym Charlie'go za to, że rozgrzał ją i wyśmiał jej bieliznę, przez co nie mógł dokończyć. No i ich rozmowa chwilę wcześniej. Nie umiem do końca przekonać się, że tamto to nie był ten sam rodzaj agresji, jaki stosował ojciec Mary.
    Muszę przyznać, że ładnie opisałaś moment na haju. Szczerze mówiąc jestem ciekawa, co ludzie wtedy widzą, ale przekonywać się o tym nie mam zamiaru. Końcówka w dobrym akcencie:) teraz czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie miała być jedna żona, ale ta druga była mi potrzebna do dialogu, który zamierzam stworzyć w rozdziale siedemdziesiątym ósmym :)
      I właśnie o tą prymitywność mi chodziło. Chciałam zrobić z nich typowe myślące penisami duże dzieci, które śmieszą pierdy, wymiociny i inne obrzydlistwa i ukaże to jeszcze nie raz w kolejnych rozdziałach :)
      Pomysł z bielizną zainspirowały moje własne prywatne gatki, które wyglądają dokładnie tak, jak te opisane przez Mary :D
      Jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju haje, ja w sumie miałam relację, że tak to ujmę, z pierwszej ręki i będę ją wykorzystywać w przyszłości, a te dotychczasowe, w tym ten powyżej, to po prostu moja wyobraźnia, która być może ma się nijak do rzeczywistości, ale nieważne, w końcu to opowiadanie, nie sprawozdanie :)
      Mogę napisać, że początek kolejnego rozdziału będzie rozwinięciem końcówki tego :)

      Usuń
  8. jeden z najlepszych :) kiedy kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy :) Być może za tydzień lub dwa ;)

      Usuń