Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy. Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

wtorek, 25 września 2012

76. Jesus died for somebody's sins, but not mine

         - Tej to już chyba totalnie odbiło.
- Odsuń się, muszę zrobić zdjęcie.
- Wariatka.
Głosy mężczyzn dochodziły do moich uszu, jednak znikały gdzieś w dźwiękach cichej, delikatnej muzyki, która rozbrzmiewała w mojej głowie. Dance of the swans, słyszałam to wyraźnie, wykonując wyuczony kilka lat wcześniej układ. 

Deszcz moczył moje ciało i włosy, konie robiły coraz szersze okrążenia, a motyle odlatywały coraz wyżej i wyżej, jakby stamtąd uciekały, jakby uciekały przed światem, przed ludźmi. Ale ja tańczyłam dalej, tańczyłam mimo coraz bardziej doskwierającego chłodu, coraz wyraźniejszych głosów, bólu stóp i coraz cichszej muzyki. W końcu ucichła całkowicie, a do moich uszu dochodziły już tylko pełne aprobaty gwizdy, okrzyki i oklaski. Zatrzymałam się i spojrzałam na ich źródło. Pięciu mężczyzn, wśród nich Charlie wyglądający tak, jakby ubierał się w pośpiechu - niedopięte spodnie, wywrócona na lewą stronę koszulka i nieład na głowie. Kiedy zobaczył, że na niego patrzę, wystąpił z szeregu i zdjął koszulkę.
- Trzymaj.
Przejęłam biały materiał, który zaraz po nałożeniu przykleił się do mojej klatki piersiowej.
- Chodź do środka, bo się rozchorujesz, ty mały wariacie.
- Martwisz się o mnie? - Uniosłam wzrok i wbiłam go w ociekającą kroplami deszczu twarz Bronsona. - To takie słodkie. Kocham cię, Charlie.
- Super, a teraz chodź na górę, bo ci tyłek odmarznie.
- To go rozgrzejesz. - Chwyciłam w dłonie twarz blondyna i złożyłam pocałunek na jego gładkim policzku, a potem szyi.
- Nienawidzę go - burknął chłodnym tonem Joey i włożył zrobione mi zdjęcia w kieszeń czarnej bluzy z kapturem.
- Takie życie, stary, takie życie. - Johnny poklepał przyjaciela po plecach, przetarł mokrą twarz i nieco chwiejnym z niewyspania krokiem również ruszył w stronę schodów.
- Charlie, nie wydaje ci się, że Joey na mnie leci? - zwróciłam się do mężczyzny, gdy tylko ten zatrzasnął białe drzwi.
- Joey leci na wszystko, co jest blondynką i ma cycki.
- Z tymi cyckami to bym się kłóciła. - Spuściłam wzrok i spojrzałam na odznaczające się spod mokrej koszulki piersi.
- Ja też.
- Czekaj, czy ty mi coś sugerujesz? - Uniosłam wymownie brwi i wbiłam uważne spojrzenie w rozbierającego się blondyna.
- Tylko to, co ty, że przydałaby ci się większe cycki.
- To moje ci się nie podobają?
- Nie powiedziałem, że mi się nie podobają, tylko, że nie miałbym nic przeciwko, gdyby były większe.
- No wybacz, ale to już nie zależy ode mnie - burknęłam niezbyt przyjemnym tonem. Poczułam się urażona i nie zamierzałam tego ukrywać. Sama nie lubiłam swojego biustu, wolałabym, by był większy, ale kiedy mówił mi to ktoś trzeci, szczególnie facet i to mój facet, czułam się z tym dosyć niezręcznie.
- Jak będziesz grzeczna, to zafunduję ci operację.
- Spierdalaj, nie dam sobie wsadzić jakiegoś gówna w cycki.
- Ale lepiej byś wyglądała z imponującym bufetem. - Charlie zagryzł dolną wargę i zbliżył się do mnie, obejmując szczelnie ramionami.
- A ty z bardziej imponującym kutasem, ale niczego ci nie sugeruję.
- Czekaj, czy według ciebie mam za mały sprzęt? - Automatycznie wypuścił mnie ze swojego objęcia i spojrzał na mnie z miną urażonego trzylatka.
- Nie powiedziałam, że jest za mały, tylko, że mógłby być większy.
- No nie pierdol, że taki nie jest w porządku.
- No wiesz, przywykłam do nieco większego kalibru. - Wygięłam usta w złośliwym półuśmieszku i posłałam mężczyźnie tryumfalne spojrzenie.
- Nie gadaj, że tamten twój były chłoptaś miał większego ode mnie.
- No tak się składa, że miał. Dziesięć cali, ale kto by tam liczył.
Twarz Charliego przybrała wyraz ogromnego zdumienia, oczy przypomniały pięciocentówki.
- Żartujesz, prawda? - wydukał, chichocząc nerwowo.
- Nie żartuję, ale rozmiar nie ma znaczenia, prawda, kotku? - Wspięłam się leciutko na palcach i położyłam dłonie na jego ramionach.
- Tak, nie ma.
- Tyczy się tak samo mężczyzn jak i kobiet.
- No wiesz, małe jest piękne. Nie potrzebujesz dużych cycków, żeby być atrakcyjna, naprawdę. Nawet ci powiem, że małe podobają mi się o wiele bardziej. Lepiej układają się w dłoni i w ogóle - dodał w przezabawny sposób Bronson i chwycił mnie za lewą pierś.
- A mnie zadowala nawet sześć i pół cala. - Uśmiechnęłam się nieznacznie i skierowałam dłoń na krocze pozbawionego spodni mężczyzny.
- No i super. Nikt nie musi sobie nic powiększać, ani nic... - Charlie również się uśmiechnął  i zacisnął nieco mocniej swoją górną kończynę na moim ciele.
- I nikt nie musi niczego nikomu sugerować.
- Dokładnie. - Wypowiadane przez blondyna słowo zmieszało się z pomrukiem wywołanym moją dłonią zaciskającą się na jego bokserkach.
- I nie będziemy niczego w nikim zmieniać.
- Oczywiście. - Kolejny pomruk spowodowany średnio mocnym chwytem. - Nie, poczekaj, jedną rzecz muszę w tobie zmienić.
- Nazwisko? - palnęłam ni stąd ni zowąd z szerokim uśmiechem, przypominając sobie pewne słowa, pewnej napisanej tylko dla mnie piosenki.* Nie zdążyłam ugryźć się w język. Charlie spojrzał na mnie jak na przybysza z innej planety.
- Bieliznę, głupolku. Po koncercie pójdziemy na drobne zakupy. Zapłacę za wszystko, co będzie tak samo seksowne jak ty i nie będzie miało nadrukowanych głupawych zwierzątek.
- Na taką zmianę mogę się zgodzić.
- No i super. Ale na pewno nie jest za mały i ci odpowiada? - dodał niepewnym, wręcz nieśmiałym, zupełnie nie pasującym do siebie tonem.
- Na pewno. Spisuje się na medal. Gdyby było inaczej, nie byłoby by mnie tutaj, głupolku. - Uśmiechnęłam się leciutko i przyssałam do wilgotnej szyi. Oto jak łatwo sprawić, by facet przestał wpędzać kobietę w kompleksy, w których i tak tkwiła po uszy. 




***




        - Jak się bawicie?! - wrzasnął Charlie w stronę rozgrzanego do czerwoności tłumu. 

Odpowiedział mu głośny okrzyk, na co ten tylko szeroko się uśmiechnął. 
- A chcecie się bawić jeszcze lepiej?
- Tak!
- Okey. - Charlie przetarł twarz dłonią, podniósł stojącą przy jednym z głośników gitarę i spojrzał na mnie tajemniczo. Uniosłam kąciki ust, zagryzając leciutko dolną wargę. Bronson znów stanął przy mikrofonie, poprawiając pasek swojego instrumentu.
- Za chwilę na scenie pojawi się bardzo miły gość, którego zapowiem krótką, zaimprowizowaną piosenką.
Zmarszczyłam brwi w zaskoczeniu, tak jak i reszta członków Wild Roses. Nikt nic nie wiedział o żadnym gościu specjalnym, nawet na próbie Charlie nic nikomu nie wspomniał.
Pełną oczekiwania i zaskoczenia ciszę wypełnił dźwięk uderzanych strun. Szybki rytm i przypadkowe, jednakże pasujące do siebie akordy. Bronson nie był wybitnym gitarzystą, jednak z improwizacjami radził sobie doskonale. Gdy z tego kontrolowanego chaosu wyłoniła się melodia, wokalista zaczął robić to, co potrafił najlepiej - śpiewać:



Here's Mary Jane, she loves to smoke MJ.
When she's on high, she's not gonna let you down.
Don't need candles, don't need wine, don't need kisses, don't need hugs
don't need songs about love to take her pantsy off.
When she's on her knees, I can tell that God exist.
Bed, table, floor, no matter where, she will do what I want from her.
Fast, slow, rough, tender, no matter how it's always like WOW!
She's my queen, my dirty baby doll and she fucking loves rock'n'roll.
And each day I want her more and more, and more**



Ciekawość i niepewność zastąpił szok.
On miał na myśli mnie? Chodziło o moją osobę?
Wszystko na to wskazywało. Spojrzałam na Charliego pytającym wzrokiem, a ten przywołał mnie ruchem ręki i zachęcającym uśmiechem.
- Idź, Mary. - Roześmiany Clark pchnął mnie w stronę wejścia na scenę.
- Trzymaj. - Podałam menadżerowi zespołu butelkę z końcówką piwa i weszłam na trzystopniowe schodki, u szczytu których czekała na mnie wyciągnięta dłoń Bronsona.
- Mary!
Niezbyt dużą halę wypełniły głośne oklaski publiczności i zespołu. Pierwszy raz w życiu stałam na prawdziwej scenie w świetle reflektorów, na przeciwko sporego tłumu ludzi.
- Śliczna jest, co? Pewnie, że tak, w końcu to moja dziewczyna. - Charlie niespodziewanie chwycił moją twarz w dłonie i namiętnie pocałował. Odwzajemniłam ten gest, słysząc zewsząd odgłosy pełne aprobaty.
Gdy tylko blondyn oderwał ode mnie swoje usta, wybuchnęłam głośnym śmiechem. Ta cała sytuacja, wypalony wcześniej skręt i maleńka dawka amfetaminy wycyganiona od Joey'ego nie mogły wzbudzić żadnej innej reakcji.
- Ta mała wariatka zaraz dla was zatańczy.
- Co?! - wrzasnęłam, patrząc na Charliego jak na przybysza z odległej galaktyki.
- Zgrywa się, jest świetną tancerką, udowodniła to dzisiaj rano, tańcząc nago w deszczu.
Tłum się zaśmiał, Charlie również, ja tylko się uśmiechnęłam i pokręciłam głową.
- Chcecie to zobaczyć?!
- Tak!
- Nie masz wyjścia, Mary Jane - zwrócił się do mnie Bronson, szczerząc zęby.
- A co mi tam, dajecie, chłopaki!
Wokalista głośno się zaśmiał, a reszta zaczęła grać Bliss. Znałam ten utwór doskonale, był jednym z moich ulubionych z repertuaru Dzikich Róż. Uśmiechnęłam się szeroko i oddałam muzyce. Pozwoliłam na to, by rytm zawładnął moim ciałem, nie opierałam mu się. Byłam pod władaniem błogich dźwięków płynących z instrumentów i gardła mojego faceta.

She told me: own me, touch me, break me, fuck me.
Taste me, waste me, hit me, disgrace me.
Bite me, scratch me, tied me, rape me.
Do what you want, do everything, I wanna feel the bliss...***

        Nie kontrolowałam swoich ruchów, jak zwykle podczas tańca wykonywały się praktycznie same. Przez moje ciało przepływał impuls, który tym wszystkim kierował, jakaś dziwna energia, która dyktowała moim kończynom, co mają robić, jak się poruszać. Robiły to, nie buntowały się, były uległe jak ta kobieta w Bliss. Ruszały się, dopóki grała muzyka, kiedy ucichła, stanęły.
Znów usłyszałam głośne oklaski, czułam na sobie pełne zachwytu spojrzenia. Było bosko.
- Mówiłem, że jest zajebista - głos Bronsona przepełniony był dumą, która udzieliła się i mi. Przez te kilka minut czułam się jakbym była pieprzoną królową świata, pierdoloną diwą. Kochali mnie, byli mną zachwyceni, w ich oczach byłam gwiazdą, wyczuwałam ten podziw, czułam go w całym ciele.
Napawałam się tym do momentu rozbrzmienia kolejnego utworu, Yellow car. Moje ciało znów ruszyło, tanecznym krokiem poruszałam się po całej scenie, ocierając się o muzyków, opierając o dudniące głośniki, wykonując seksowne ruchy przy statywie mikrofonu, który przy refrenie znalazł się tuż przy moich ustach, nagłaśniając płynący z nich głos: 

We hit the road in the yellow car, I stole it once from uncle Sam.
You will be nasty on the back, you will show me how you do that.
We hit the road in the yellow car, my right hand on your lap.
Then your sweet lips on my magic stick, don't you stop, my pretty thing.****
Twarz Charliego ozdobił szeroki uśmiech. Obeszłam go dookoła, klepiąc w pośladek. Kontynuował utwór, ja skupiałam się już tylko na tańcu.

 I'm turning girls into women in my yellow car.*****

        Mocne uderzenie perkusji i wprowadzone w wibracje struny gitary. Oczekiwanie na ich wyciszenie i dziki aplauz.
- Mary Jane! - głośny wrzask Charliego przebił się przez ścianę dźwięku zbudowaną przez świetnie bawiącą się publiczność. Ukłoniłam się kilkakrotnie, tak jak uczono mnie na zajęciach z baletu. Serce waliło mi jak szalone, mokre od potu ciało wypełniła nieposkromiona energia, coś niesamowitego.
Publiczność zaczęła skandować, przez pulsującą w uszach krew nie bardzo słyszałam co. Wykrzykiwane słowa zaczęły być zrozumiałe dopiero wtedy, gdy do tłumu dołączyli członkowie Wild Roses.
- Pokaż cycki! Pokaż cycki! Pokaż cycki! Pokaż cycki!
Zaśmiałam się głośno i niewiele myśląc, zrzuciłam z siebie granatowy, zakrywający jedynie połowę brzucha t-shirt. Nie miałam pod nim stanika, więc od razu rozbrzmiały pozytywne gwizdy i okrzyki. Uniosłam ręce, potrząsając obnażonymi piersiami. Nie minęły nawet dwie sekundy, gdy wokół mnie zebrali się wszyscy będący na scenie muzycy. Śmiałam się, czując na klatce piersiowej ich dłonie i języki.
Pierdoleni zboczeńcy.
Położyłam dłonie na ich przykulonych głowach, moje spojrzenie zetknęło się ze wzrokiem Johnny'ego. Po tym krótkim kontakcie mój prawy sutek zniknął w jego ustach. Ku mojemu zdziwieniu, zwykłe łaskotanie zaczęło przeradzać się w prawdziwą rozkosz, która swoje źródło miała właśnie w tej prawej piersi. Zacisnęłam mocniej palce na włosach basisty, starając się nie jęknąć. Charlie musiał to zauważyć, bo bardzo szybko się wyprostował i odgonił ode mnie swoich kumpli.
- Dobra, spierdalać od mojej dziewczyny, złamasy.
Sevil odsunął ode mnie swoje wargi, ucinając dopływ rozkoszy.
Kiedy wszyscy czworo się odwrócili, wzięłam głęboki oddech, by wrócić do siebie.
Czyżbym czuła pociąg do Johnny'ego? przebiegło mi przez głowę, ale prędko to od siebie odgoniłam. Pomogło mi w tym to, że Charlie złapał mnie za rękę, wciągając do wspólnego ukłonu. Po kilkukrotnym schylaniu się i prostowaniu zaczęliśmy schodzić ze sceny. Podniosłam swoją bluzkę i narzuciłam ją na nagi, wilgotny od potu i śliny tułów. 




***




         - Masz, dzikusie, idź do łazienki się obmyj i idziemy na zakupy. - Gdy tylko weszliśmy do garderoby, Bronson rzucił mi suchy ręcznik, który udało mi się złapać dosłownie w ostatniej chwili. Uśmiechnęłam się nieznacznie i udałam w odpowiednim kierunku.
- Jak ja nienawidzę okrągłych klamek - rzuciłam sama do siebie, kładąc dłoń na błyszczącej, wystającej z drzwi łazienki kulce. Przekręciłam ją i zaraz po znalezieniu się w wyłożonym białymi kafelkami pomieszczeniu zasunęłam niedużą zasuwkę. Nie była to łazienka, jaką spodziewałam się znaleźć przy garderobie zespołu. Nie było tam prysznica, tylko umywalka i schowany za ścianką kibel. Pokręciłam głową i przewiesiłam zielony materiał przez suszarkę do rąk. Zdjęłam z siebie przyklejający się do ciała t-shirt i obmyłam się wodą z kwiatowym mydłem.
        Po pięciu minutach udostępniłam łazienkę chłopakom, którzy uwinęli się tam jeszcze szybciej.
- No dobra, możemy już iść - zwrócił się do mnie przebrany w świeże ciuchy Charlie. - Johnny, idziesz z nami.
Spojrzałam na swojego partnera nieco zaskoczona.
- Zna się na bieliźnie, po za tym od razu podgadamy go o te tatuaże, bo wcześniej nie było okazji.
Uniosłam leciutko wargi, wyciągając z wygniecionej paczki jednego papierosa.
- A dokąd, jeśli można wiedzieć? - zapytał Sevil, podchodząc do nas nieco skołowany. Widząc sterczącego z moich ust marlboro, wyciągnął zapalniczkę i postawił na niej nieduży płomień. Uśmiechnęłam się łagodnie, przystawiając fajkę do ognia.
- Pamiętasz ten całodobowy sklepik z różnymi gadżetami?
Johnny pokiwał twierdząco głową.
- Mają tam też fajną bieliznę, a Mary potrzebuje czegoś seksownego. Pójdziesz tam z nami, żeby nam dobrze doradzić.
- Jasne, nie ma sprawy.
- Ktoś chce kreseczkę? - Jak spod ziemi wyrósł przed nami Joey z niedużą podkładką, na której usypane miał cztery białe ścieżki. - Amfetamina, jakby ktoś nie wiedział.
Skusiliśmy się wszyscy troje, po czym ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- A gdzie wy idziecie?
- Do Lenny'ego - odpowiedział Blackowi Bronson, nawet nie odwracając się w jego stronę.
- Mogę iść z wami?
- Nie.
- Ale...
- Nie! - ton Charliego nie znosił sprzeciwu. Obrażony perkusista obrócił się na pięcie, mamrocząc pod nosem, że już nigdy więcej niczym nas nie poczęstuje. Zaśmiałam się cicho i chwyciłam dłoń swojego partnera.



***





        - Sex-shop? - zapytałam nad wyraz zaskoczona, kiedy dwóch członków Wild Roses zatrzymało się przed ceglanym budynkiem z neonowym szyldem.
- Mają tu zajebistą bieliznę, będziesz zachwycona.
- No to chodźmy. - Uśmiechnęłam się szeroko, ruszając przed siebie. Johnny pociągnął metalową klamkę czarnych drzwi, wpuszczając nas do środka. 

Sklepik nie różnił się niczym od innych tego typu lokali: kolorowe światła, półki zastawione wszelakimi zabawkami erotycznymi i czerwone ściany. Pokręciłam głową, wchodząc wgłąb pomieszczenia. Moim oczom od razu ukazał się wielki dmuchany penis, gadżet reklamowy firmy produkującej sztuczne członki.
- Przydałby się wam taki na koncertach. Rzucalibyście go w publikę - zwróciłam się do swoich towarzyszy, podchodząc do pompowanego giganta.
- Albo ty byś przy nim tańczyła. - Johnny wyszczerzył rządek równych, nieco pożółkłych od papierosów zębów.
- Dobra, dzieciaki, gadżety pooglądamy później, najpierw bielizna. - Charlie objął mnie ramieniem, prowadząc w stronę wydzielonego kawałka sklepu, gdzie za ladą stała młoda kobieta. Rozejrzałam się dookoła, wszędzie wisiała wszelkiego rodzaju bielizna, od klasycznych czerwonych koronek po typowo erotyczne kostiumy.
- Najpierw przymierz to. - Bronson wcisnął mi w ręce wieszak z czarnym zestawem, po czym razem z przyjacielem zajął miejsce na niedużej sofie. Udałam się do przymierzalni, gdzie wisiała tabliczka mówiąca o tym, by nie przymierzać dolnej części bielizny na gołe ciało.
No tak, to byłoby cholernie niehigieniczne.
Powiesiłam wieszak na wystającym z drewnianej ścianki haczyku i zdjęłam koszulkę. Jej miejsce zajął wybrany przez Charliego stanik. Należące do zestawu figi naciągnęłam na te, które miałam na sobie, przejrzałam się uważnie w lusterku, po czym wyszłam zaprezentować się chłopakom.
Owe czynności powtórzyłam kilkanaście razy, zajęło mi to równe półgodziny. Charlie zdecydował się na kupno czterech zestawów, które spodobały się całej naszej trójce.
- A teraz się zabawimy - rzuciłam, wracając do pierwszej części sklepu, którą nadzorował mężczyzna w średnim wieku. Od razu podeszłam do półki ze sztucznymi członkami, biorąc do ręki gadżet używany zarówno przez lesbijki, jak i pary heteroseksualne: penis na pasku, który kobieta może obwiązać wokół bioder. Nie omieszkałam tego zrobić.
- No, panowie, który pierwszy? - Uniosłam wymownie brwi, a Charlie i Johnny wybuchnęli głośnym śmiechem. - Na kolanka, raz, raz.
- Wstręciucha. - Bronson zwichrzył mi włosy, odpinając czarny pasek gadżetu. Spojrzałam na niego z dezaprobatą. - Wybacz, ale kutas ci nie pasuje, nawet sztuczny.
Zrobiłam obrażoną minę i skrzyżowałam ręce na piersi. To znów rozśmieszyło ich obu, sama też zaczęłam się śmiać. Ruszyliśmy dalej. W połowie drogi natrafiliśmy na dmuchaną lalkę. Zdecydowałam się uraczyć swoich towarzyszy małą scenką. Podeszłam do niej zmysłowym krokiem, opierając dłoń o półkę.
- Cześć, ślicznotko, masz może ochotę się zabawić? Tak? Super, bo ja też. - Za plecami słyszałam głośne chichoty mężczyzn, to zachęciło mnie do puszczenia wodzy fantazji. Zgarnęłam włosy na bok i zaczęłam całować otwór gębowy zabawki dla samotnych panów. Namiętnie i z wielką pasją. Nie odrywając ust od sztucznego tworzywa, przeniosłam dłoń na otwór imitujący waginę. Wsunęłam do niego dwa palce. - Oh, Stacey, jesteś taka mokra - mruknęłam, przerywając pocałunek. - Masz taką milutką cipeczkę. Mam ochotę ją całą wylizać.
Charlie wybuchł głośnym śmiechem, Johnny gwizdnął. To musiało zwrócić uwagę sprzedawcy, bo gdy tylko uklęknęłam i wsunęłam język do dolnego otworka, rozbrzmiał się jego głos.
- Teraz będą musieli ją państwo kupić.
- Nie ma problemu - odpowiedział mu z szerokim uśmiechem Charlie, a ja podniosłam się z pozycji klęczącej.
- Mam pomysł - rzucił Sevil, gdy pracownik sklepu ruszył z powrotem w stronę kasy. - Damy ją Joey'emu, żeby nie musiał więcej walić sobie konia.
- Dobre! - pisnęłam, zaśmiewając się w najlepsze. - Kupimy do tego jeszcze szarfę i napiszemy, że ma na imię Stacey.
- Zaraz po powrocie mu ją przedstawimy, będzie zachwycony. - Charlie szeroko się uśmiechnął i wziął naszą nową koleżankę na ręce. Przy kasie dokupiliśmy jeszcze środek nawilżający i paczkę truskawkowych prezerwatyw, co by nam czasem Stacey nie zaciążyła. 




***





        Kiedy doszliśmy do motelu, Charlie przywiązał lalkę do klamki pokoju Joey'ego. Chciał mu ją wręczyć osobiście, ale Blacka nie było w środku. Prawdopodobnie z resztą chłopaków zorganizowali sobie małą imprezę w garderobie.
- No nic, będzie miał niespodziankę, jak wróci. - Bronson wzruszył ramionami i dosiadł się do mnie i Johnny'ego na betonowe schody.
- Tylko, no wiecie, nie mówcie mu o tym, co z nią robiłam w sklepie, mógłby być zazdrosny.
- Będę milczał jak grób.
- To samo. - Sevil wykonał ruch imitujący zapięcie zamka na ustach.
- Miło z waszej strony. - Uśmiechnęłam się i zanurzyłam dłoń w kieszeni jeansów, gdzie miałam jeszcze jednego papierosa.
- Wiesz, gdybym mu o tym powiedział, mógłby zechcieć wciągnąć cię w jakiś trójkąt.
- Trójkąty są fajne. - Wyszczerzyłam się szeroko. - Ale niekoniecznie te z Joeyem i jego dmuchaną lalką - dodałam już po odpaleniu papierosa. Bronson się zaśmiał, zabierając mi marlboro spomiędzy palców. Zmarszczyłam brwi i zaraz potem zwróciłam wzrok ku Johnny'emu. Patrzył na drzwi pokoju Joey'ego, powoli wypuszczając dym tytoniowy przez nos. Żadne z nas nie odezwało się nawet słowem, dopóki Charlie nie zgasił papierosa i wstał z miejsca.
- Dobra, piękna, idziemy do pokoju. Włożysz nową bieliznę i zrobisz mi mały pokazik.
Chwyciłam wyciągniętą dłoń Charliego i podniosłam się z pozycji siedzącej. Sevil zrobił to samo, rzucając papierosa na pokryty kałużami beton.
Powoli weszliśmy na górę. Co chwila rzucałam ukradkowe spojrzenia na basistę, zastanawiając się, czy naprawdę czułam do niego pociąg, czy coś mi się uroiło przez narkotyki.
- To do jutra - rzucił Johnny, gdy doszliśmy do drzwi pokoju, który zajmował. Już miał łapać za klamkę, gdy ja załapałam go za dłoń.
- Czekaj, pomogłeś nam wybierać, więc też zasłużyłeś na mały pokaz.
- Słucham? - Mężczyzna spojrzał na mnie nieco zaskoczony. Ten sam wyraz pojawił się w oczach Bronsona.
- Chodź z nami do pokoju popatrzeć, jak tańczę - ponowiłam swoją propozycję, delikatnie się uśmiechając.
- Nie wiem, czy powinienem - rzucił niepewnie, patrząc kątem oka na swojego przyjaciela.
- Ja tam nie mam nic przeciwko. Dobrymi rzeczami trzeba się dzielić. Jak to mówią, co moje to twoje, bracie. - Wokalista uniósł kąciki ust i posłał Johnny'emu zachęcające spojrzenie.
- No skoro zapraszacie, to nie mogę odmówić.
Mimowolnie szeroko się uśmiechnęłam. Nie wiedzieć czemu, bardzo zależało mi na tym, by Sevil towarzyszył nam tamtej nocy. Czułam jakąś irracjonalną potrzebę upewnienia się, czy to faktycznie on tak na mnie zadziałał podczas koncertu. Chciałam się przekonać, czy naprawdę czułam do niego jakiś pociąg. Poza tym od bardzo dawna nie miałam okazji kochać się z dwiema osobami naraz, chciałam przypomnieć sobie, jakie to uczucie i dlaczego kiedyś aż tak bardzo to lubiłam.
         Już bez zbędnych słów udaliśmy się do naszego pokoju. Chłopaki usiedli na łóżku, a ja udałam się do łazienki, gdzie przebrałam się w czerwoną, koronkową bieliznę.
- Muzykę poproszę - rzuciłam zza uchylonych drzwi i chwilę później pomieszczenie wypełniły pierwsze takty Black Velvet. 

Wolnym, zmysłowym krokiem opuściłam toaletę, od razu rozpoczynając swój pokaz. Panowie byli niezwykle skupieni, niemal tak samo jak ja. Nawet na sekundę nie odrywali ode mnie oczu. Mimowolnie uderzali stopami w podłogę w tym samym rytmie, w którym ja kołysałam biodrami na środku motelowego pokoju. Całe moje ciało przechodziła muzyka, kierowała moimi ruchami tak samo jak kilka godzin wcześniej na scenie. Tym razem tańczyłam tylko dla dwóch osób, ale wkładałam w to tyle samo pasji i zaangażowania, co wtedy. 
Z każdym taktem zbliżałam się do łóżka, każdy ruch przybliżał mnie do mężczyzn, w których oczach malowało się silne podniecenie. Przesuwałam dłonie po swoich włosach i ciele, kręcąc rytmicznie pośladkami. Obkręcałam się i pochylałam, wykonywałam wszystkie figury, które nakręcały Charliego i Johnny'ego jeszcze bardziej. A kiedy w końcu byłam na wyciągnięcie ich rąk, obaj szeroko się uśmiechnęli. Zatrzymałam się dokładnie pomiędzy nimi i obróciłam tyłem. Przez ramię patrzyłam, jak zagryzają wargi, widziałam, jak bardzo chcieli mnie dotknąć, jak bardzo na nich działałam. W tamtym momencie czułam się niesamowicie seksowna, nie myślałam nawet o tych wszystkich bliznach, w tamtej chwili byłam idealna, a tamci dwaj byli w stanie zrobić dla mnie wszystko. 
Zaśmiałam się zalotnie i cofnęłam. Kiedy poczułam materac na swoich łydkach, położyłam dłonie na ramionach obu panów, nie przestając kołysać pośladkami. Ich opuszki przesunęły się po moich udach. Przygryzłam dolną wargę, patrząc najpierw na jednego, a potem na drugiego. Słowa były zbędne, obaj wiedzieli, co chodziło mi po głowie.
Charlie przeniósł górną kończynę na moje plecy i w mgnieniu oka pozbawił mnie stanika. Zanim się obejrzałam, leżałam już na łóżku, mężczyźni również. Jeden po lewej, drugi po prawej. Leżeli na brzuchach, a ich usta były w pełni skupione na moich piersiach. Zamknęłam oczy, wydobywając z siebie przeciągły, głęboki jęk dopiero rodzącej się rozkoszy. 

Otworzyłam powieki, wzięłam głęboki oddech. Języki muzyków drażniły moje sutki, wargi je ssały, a dłonie ściskały same piersi. Podniecenie rosło. Wyplątałam prawą dłoń z włosów Bronsona i przeniosłam ją na swoje krocze. Przebiegłam opuszkami po materiale bielizny, po czym zanurzyłam się pod nią. Po wewnętrznej stronie koronka była wilgotna, tak samo jak wagina. Mruknęłam cichutko, dotykając swoich warg sromowych. Rozkosz była coraz intensywniejsza. Uniosłam biodra, nie przerywając mającego uwolnić napięcie i dać przyjemność masażu. Zacisnęłam mocniej lewą dłoń na włosach Johnny'ego, wtem on oderwał usta od mojej piersi i przeniósł je na rozchylone, zwilżone wargi. Jego język penetrował moją jamę ustną, a dłoń nie odrywała się od biustu. Moje palce coraz mocniej naciskały na łechtaczkę, a wargi Charliego ssały nabrzmiałą brodawkę. Oddech stawał się coraz płytszy, usta Sevila wróciły na klatkę piersiową, wargami zajął się Charlie. Po ruchach żeber wyczuł, że zaraz będę szczytować, więc przerwał pocałunek, pozwalając mi wydobywać z siebie głośne jęki. Johnny też przerwał swoje pieszczoty, obaj patrzyli, jak moja ukryta w majtkach dłoń zwiększa tempo swoich ruchów, doprowadzając mnie do orgazmu. 
Przez lekko uchylone powieki dostrzegłam ich wbite w moją twarz spojrzenia. Obserwowanie mojego szczytowania wyraźnie ich podnieciło. Obaj zrzucili z siebie koszulki i spodnie. Charlie zszedł z łóżka, Johnny został na materacu. Przyciągnęłam go do siebie i wsunęłam mu dwa palce do ust. Przyssał się do nich, a zaraz potem zamienił je na moje wargi. Ułożył się na mnie okrakiem, jednak na prośbę Bronsona zmienił lokację na tę samą, co poprzednio. Nie bardzo wiedziałam, w jakim celu, dopóki nie poczułam zjeżdżających po udach stringów. Podczas gdy Sevil zajął się całowaniem mojej szyi, uniosłam się nieco do góry, wbijając wzrok w blondyna. Uśmiechnął się, rzucił czerwony materiał na podłogę, przyklękł i bardzo powoli rozsunął mi uda. Uniosłam kąciki ust, przesunęłam język po wardze i wróciłam do pozycji leżącej. 
Wargi Charliego przylgnęły do mojej waginy, mruknęłam, wbijając palce w kark Johnny'ego. Ten zacisnął dłonie na zaczerwienionych, świecących się od śliny piersiach, a usta znów położył na moich. Całował mnie namiętnie i zmysłowo, tak samo Bronson postępował z wargami sromowymi. Kąsał je, ssał, pieścił delikatnie językiem. 
Dłonie Sevila masowały piersi, kończyny Charliego uda. Obaj dawali mi cudowną rozkosz, obaj wiedzieli, jak mnie zaspokajać. W przypadku Charliego mnie to nie dziwiło, byliśmy parą, ale skąd Johnny tak doskonale wiedział, co lubiłam? Zresztą to nie było wtedy istotne, liczyła się tylko ta fizyczna rozkosz, która niemal rozsadzała moje ciało. Gdyby nie knebel w postaci warg basisty, wrzeszczałabym jak opętana, wrzeszczałabym tak głośno, że słyszałaby mnie cała okolica, całe miasto.
        Moje obie nogi zadrżały, narząd smaku wokalisty wykonywał szybkie ruchy, doprowadzając mnie tym do białej gorączki. Nie mogłam już dłużej tego w sobie tłumić. Odsunęłam od siebie twarz basisty, wbiłam paznokcie w jego jasną skórę i krzyknęłam. Biodra mi mimowolnie podskoczyły, a Bronson niezwykle z siebie dumny poklepał mnie po pośladkach i wstał, uśmiechając się do swojego przyjaciela. 

Ledwo łapiąc oddech, wyprostowałam się i pociągnąwszy Charliego do siebie, przyssałam się do jego dolnej wargi.
- Ściągaj majtki, stary, czas zamoczyć - rzucił blondyn, gdy odessałam się od jego ust i zrzucił bokserki.
- Kto pierwszy?
- Jedziemy na raz, ja wezmę tył, ty przód.
Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, Charlie ułożył moje ciało na boku i położył się z tyłu, Johnny z przodu.
- Nie mów, że się boisz - szepnął mi do ucha Bronson.
- Pieprzyć strach.
- Zuch dziewczynka. - Dłoń blondyna uniosła moje udo i zaraz po tym do pochwy wsunął się członek Sevila. Chwilę później penis drugiego mężczyzny zanurzył się powoli w moim odbycie.
Syknęłam, nigdy wcześniej nie uprawiałam seksu analnego, a przynajmniej nie robiłam tego świadomie. Nie było to tak straszne, jak się spodziewałam, ale nie było też szczytem rozkoszy.
Wzięłam głęboki oddech, panowie posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia i ruszyli. Oparłam dłoń o tors leżącego pode mną basisty, na szyi czułam oddech swojego faceta. Ruchy obu były idealnie ze sobą zsynchronizowane. Zdecydowanie nie byłam ich pierwszą wspólną partnerką. Musieli to już robić wcześniej i to nie raz.
- Podoba ci się, kociaczku? - mruknął blondyn, zaciskając palce na moich biodrach. Odpowiedziałam mu cichym jęknięciem. To był moment, kiedy to rozkosz zderzyła się z bólem, komfort z dyskomfortem. Sama już nie wiedziałam, co było silniejsze, a najbardziej zaskakujące było to, że cholernie mi się to podobało. Mimo uczucia, jakbym miała największe zatwardzenie w swoim życiu, rozkoszowałam się tym stosunkiem, dawał mi on autentyczną rozkosz, większą niż mogłabym się tego spodziewać. W pewnym momencie nie wiedziałam już nawet, która penetracja dawała mi większą przyjemność, być może obie były tak samo rozkoszne. Ciężko mi było to ustalić, bo przez głowę przeszedł mi potężny huragan, który wyprał mnie ze wszystkich myśli, nawet tych nielogicznych. Czułam się, jakbym była jedną wielką waginą, a seks jedyną rzeczą, jaką musiałam i mogłam robić. Było kosmicznie. 





***




        - Yakima, śmieszna nazwa. Nie wiedziałam nawet, że takie miasto istnieje - rzuciłam, gdy przejechaliśmy obok tabliczki z nazwą kolejnego przystanka na waszyngtońskim etapie trasy.
- Bo mało świata widziałaś. - Charlie oparł głowę o fotel, uderzając palcami w kolana.
- Byłam w Paryżu.
- Gratuluję. - Zaśmiał się, mierząc mnie zabawnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się nieznacznie i spojrzałam na sąsiedni pas siedzeń. W przedostatnim rzędzie siedział Joey, a tuż obok niego ubrana w długą koszulkę dmuchana lalka. Z początku nasz prezent wcale go nie ucieszył, wręcz wkurzył, ale po kilku minutach dojrzał w Stacey to coś, co dzień wcześniej zobaczyłam ja i dał jej szansę. Wszyscy byliśmy ciekawi, czy skonsumowali już swój związek, jednak on milczał jak zaklęty. Ona była cicha z natury, więc nawet nie było sensu pytać.
Fotele przed tą dość osobliwą parą zajmowali Clark i Sam oraz reszta ekipy technicznej. Przed nami siedział Johnny i w wielkim skupieniu mazał coś w swoim notesie. Wychyliłam się z miejsca i oparłam brodę o jego fotel.
- Co tam skrobiesz?
- Projektuję - odpowiedział, nie odrywając wzroku od niemal w całości pokrytej ciekawym wzorem kartki.
- Tatuaż?
Pokiwał twierdząco głową.
- Dla mnie?
- Nie, ten jest dla mnie, dla ciebie wymyślę coś w hotelu. - Zagryzł delikatnie dolną wargę, dodając do rysunku kolejną linię. Mimo iż odpowiadał na moje pytania, zdawał się kompletnie nie zwracać uwagi na moją obecność. Rysowanie pochłonęło go w stu procentach. Jego myśli krążyły tylko w okół tego, co robił. Nie chcąc mu więcej przeszkadzać, wróciłam na swoje miejsce i przeniosłam wzrok na Bronsona, który chwilę wcześniej wyjął z kieszeni kartkę z setlistą i zaczął nanosić na nią drobne poprawki. Jego skupienie było tak intensywne jak to Sevila, żaden z nich nie zaprzątał sobie głowy tym, co non stop krążyło w moich myślach: poprzednią nocą. Rano zaraz po przebudzeniu obaj się ubrali, Johnny przyniósł nam śniadanie i rozpoczęła się dyskusja na temat mającego się odbyć kilka godzin później koncertu. Następnie obiektem rozmowy stała się Stacey i kłócąca się za ścianą para. Na temat tego, co działo się parę godzin wcześniej nie padło nawet jedno słowo. Najwyraźniej nie było to dla nich nic nadzwyczajnego. Dla mnie w sumie też nie, ale myślałam... zresztą sama nie wiedziałam, co myślałam. Może liczyłam na powtórkę, jakąś propozycję, czy chociażby głupie podziękowanie. Nie padła żadna z tych rzeczy. Stało się i przeszło do historii, i tyle. Przecież nie było to wydarzenie mające zmienić czyjeś życie. To był tylko zwykły seks, nic wielkiego, więc faktycznie nie było sensu do tego wracać. Najważniejsze było to, że wszyscy czerpaliśmy z tego przyjemność, a ja zdobyłam nowe doświadczenie, przekonując się, że nie taki diabeł straszny, jak go sobie człowiek namaluje w swoim zakutym łbie.





***




        - Ja bym ci proponował skrzydła na całych plecach. Fajnie wyglądają i zakryłby wszystkie blizny - zwrócił się do mnie Johnny, szykując sprzęt w hotelowym pokoju.
- Nie, skrzydła do mnie nie pasują. Kojarzą mi się z aniołami, ja nie jestem aniołem.
- Mi się tam kojarzą z ptakami. - Uśmiechnął się nieznacznie, przenosząc wzrok na moją twarz.
- Ptaki są wolne, ja nie. Skrzydła kategorycznie odpadają - oznajmiłam mu pewnym tonem i zdjęłam bluzkę.
- Strasznie wybredna jesteś.
- Nie, po prostu uważam, że tatuaże powinny odzwierciedlać moją osobowość, upodobania. Muszą do mnie pasować.
- W sumie to dobre podejście. Niektórzy robią sobie nic nieznaczące tatuaże, których później się wstydzą.
- No właśnie, a ja nie chcę się wstydzić. - Chwyciłam między palce wyciągniętego z dopiero co otworzonej paczki papierosa i odpaliłam go od płonącej świeczki zapachowej. Aromat wanilii zmieszał się ze smrodem tytoniu, Jared byłby zachwycony...
- To wiesz co, ty się zastanawiaj, a ja poprawię ci ten napis na łopatce, bo zaczyna blednąć.
- Jasne. - Zgarnęłam wszystkie włosy na prawe ramię i usiadłam na ustawionym na środku pokoju krześle, oplatając ramionami jego oparcie. Do moich uszu doszło dosyć głośne bzyczenie maszynki, poczułam nieznaczne ukłucie.
- Chyba nie będziesz krzyczeć, co?
- Krzyczę tylko w łóżku.
- Fakt. - Johnny cicho się zaśmiał.
- No wiesz, nie lubię cichych orgazmów.
- I bardzo dobrze. Facet przynajmniej wie, że się spisał. Poza tym masz cholernie seksowny głos i miło się tego słuchało.
- Się wie. A tak w ogóle, to mogę cię o coś zapytać?
Sevil odsunął maszynkę od mojej skóry. W pokoju zapanowała przyjemna cisza. Odebrałam to jako tak, więc zadałam pytanie, na które odpowiedź i tak już znałam, ale chciałam mieć pewność:
- Ty i Charlie już nie raz uprawialiście seks w takiej konfiguracji jak wczoraj, prawda?
- No wiesz, mamy bardzo zbliżony gust, podobają nam się te same dziewczyny, a czasami między koncertami nie ma zbyt wiele wolnego czasu.
- Tak myślałam.
- Ale chyba ci to nie przeszkadza, co?
- Coś ty. - Odwróciłam głowę tylko po to, by posłać basiście uśmiech, który miał go przekonać, że mówiłam prawdę. Odwzajemnił go i zaraz potem znów włączył swój sprzęt.
- Odwróć się.
Zrobiłam to i zaczęłam zastanawiać się nad odpowiednim dla siebie wzorem. 





***





        - Wymyśliłaś? - zapytał Sevil, gdy skończył restaurację mojego pierwszego tatuażu.
- Jeszcze nie.
- Kobiety... - Westchnął głęboko i odpalił papierosa. - To myśl dalej, ja przyjrzę się pozostałym rysunkom. - Mężczyzna znów zbliżył się do krzesła i zgarnął włosy, które zasłoniły znajdujący się za lewym uchem tatuaż. - Ten jest w dobrym stanie, nawet w bardzo dobrym. Podoba mi się wzór. Wybrałaś z katalogu, czy sama wymyśliłaś?
- Wymyśliłam go razem z przyjaciółką - odpowiedziałam na zadane pytanie, biorąc do ręki kolejnego papierosa.
- Jak żyletka odnosi się do twojej osobowości?
- Miałam kiedyś ksywę Żyleta.
- A ta lilia?
- To nawiązanie do mojej siostry Lily. Ta Żyleta wzięła się od tego, że ponoć bywałam ostrą laską, ale Courtney, moja przyjaciółka, powtarzała mi, że przy siostrze staję się łagodna jak baranek. Kwiat przechodzi przez ostrze, by je złagodzić, taka metafora.
- Bardzo ciekawa. - Usta muzyka wygięły się w delikatnym uśmiechu, a wzrok przeniósł na moje biodro. - Ale tą błyskawicę przydałoby się odnowić.
- Nie - oznajmiłam twardym tonem. Sevil posłał mi pytające spojrzenie. - Mam do niej duży sentyment. Zrobił mi ją ktoś bardzo dla mnie ważny, nie chcę jej ruszać.
- Okey, rozumiem.
Tym kimś bardzo ważnym był Jared. Podczas naszej pierwszej rocznicy powiedział mi, że wpadłam do jego życia jak burza, że ogólnie przypomniałam ten stan atmosferyczny. Akurat wtedy myślałam nad kolejnym tatuażem, więc przyniosłam igłę, wyciągnęłam z biurka atrament i poprosiłam go, żeby wytatuował mi błyskawicę na biodrze. Wiedziałam, że tatuaż wykonany taką metodą nie zostanie na skórze na stałe, jednak mimo wszystko chciałam, by to właśnie Jerry zostawił ten ślad na moim ciele, w taki, a nie inny sposób. 
- Dobra, Mary, za dwie godziny zaczynamy próbę, jak chcesz ten tatuaż, to szybko coś wymyśl - głos mężczyzny wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. Nadal miałam kompletną pustkę w głowie. - Dzisiaj Charlie też pewnie wyciągnie cię na scenę, żebyś tańczyła, więc...
- Mam! Pióro, wytatuuj mi łabędzie pióro.
- Przecież mówiłaś...
- Mówiłam o całych skrzydłach - przerwałam mu. - Pióro będzie idealne. - Uśmiechnęłam się sama do siebie i z powrotem odwróciłam. 

Kiedy Johnny wspomniał o tańcu, zrozumiałam, że to była właśnie moja największa pasja, coś, co szczerze kochałam. Taniec, a ściślej rzecz ujmując balet. Już od pierwszego roku jego nauki marzyłam o tym, by zatańczyć w Jeziorze łabędzim. Marzyła mi się podwójna rola Białego i Czarnego Łabędzia, stąd właśnie to pióro.
         Sevil wykonał szkic i wybrał idealną lokację. Miał zamiar umieścić ten wzór w takim miejscu, że zasłoni on kilka blizn, parę innych miało stać się jego elementem. Byłam z tego niezwykle zadowolona, bo liczyłam na to, że maskowanie szram pozwoli mi zapomnieć o ich przyczynach. Byłam pewna, że pozbycie się ich będzie równoznaczne z wyzbyciem się przykrych wspomnień. To było naiwne, tak, ale dzięki temu czułam się lepiej, o wiele lepiej...





*Chodzi o fragment utworu, który Jared napisał dla Mary w ramach prezentu urodzinowego:
But there is still one thing I wanna change in you, it's your last name, baby. (Ale nadal jest jedna rzecz, którą chcę w tobie zmienić, twoje nazwisko, skarbie) 
**Oto Mary Jane, uwielbia palić maryśkę
Kiedy jest na haju, nie zawiedzie cię.
Nie potrzebuje świec, nie potrzebuje wina, nie potrzebuje pocałunków, nie potrzebuje objęć
nie potrzebuje piosenek o miłości do tego, by zdjąć majteczki.
Kiedy klęczy, mogę powiedzieć, że Bóg istnieje.
Łóżko, stół, podłoga, nieważne gdzie, zrobi wszystko, czego od niej chcę.
Szybko, powoli, ostro, delikatnie, nieważne jak, zawsze jest WOW!
To moja królowa, moja mała brudna laleczka i kocha rock'n'rolla.
I każdego dnia pragnę jej coraz bardziej.
***Powiedziała mi: posiądź mnie, dotknij mnie, złam mnie, pieprz mnie.
Posmakuj mnie, zmarnuj mnie, uderz mnie, zhańb mnie.
Ugryź mnie, podrap mnie, zwiąż mnie, zgwałć mnie.
Zrób, co chcesz, zrób wszystko, chcę poczuć błogość.
****Wyruszamy w drogę żółtym samochodem, ukradłem go kiedyś wujkowi Samowi.
Będziesz niegrzeczna na tyłach, pokażesz mi, jak to robisz.
Wyruszamy w drogę żółtym samochodem, moja prawa dłoń na twoim kolanie.
Potem twoje słodkie usta na moim magicznym kijku, nie przerywaj, moja ślicznotko.
*****Przemieniam dziewczynki w kobiety, w swoim żółtym samochodzie.  
...................
Tytuł rozdziału: Jezus umarł za czyjeś grzechy, ale nie moje.

Utwory wykorzystane w rozdziale:
*Alannah Myles - Black Velvet
*Czajkowski - Dance of the swans


         - Tekst piosenki zapowiadającej pojawienie się Mary na scenie tworzony pod fragment wymyślony w maju lub kwietniu (za nic w świecie nie pamiętam dokładnie, a nie chce mi się wychodzić spod koca i szukać tego w zeszycie) w ramach pewnego artykułu stworzonego na potrzeby Who you really are.
       - Akcja w sex-shopie zainspirowana przez artykuł, na który trafiłam wiele miesięcy temu  na temat wypadu Kate Moss do takowego sklepu.
        - Co do całości, mam mieszane uczucia. Wyobrażałam sobie ten rozdział nieco inaczej, ale niestety nie zawsze udaje się przekazać coś w zaplanowany wcześniej sposób. Ten etap opowiadania, mimo iż kiedyś nie mogłam się go doczekać, zaczyna mnie przytłaczać. Wcale nie czuję się dobrze, opisując tak płytkie wydarzenia i dialogi. Nie mogę jednak tego przeskoczyć, bo to bardzo ważna część mojej wizji. Sama już nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, więc ocenę pozostawiam Wam.

16 komentarzy:

  1. Ohohoho tylu scen erotycznych w jednym ocinku jeszcze chyba nie było! Ale przyznam, że wyszy Ci one świetnie, bardzo realnie.Podobają mi się też te małe wzmianki o Jaredzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapowiadałam, że to będzie bardzo niegrzeczny okres, plus tytuł mówi sam za siebie :D Bardzo się cieszę, że się podobają ;)

      Usuń
  2. Hm, lubię sobie tańczyć w deszczu, ale nie nago ;p Po narkotykach też mi się to nie zdarzyło, choć heroiny nie brałam. A zawsze chciałam, ale cóż...to nie należy do komentarza :D
    Podniosło mi się trochę ciśnienie przy wypowiedzi Charlie'go na temat piersi Mary. Sama mam cholernie małe i dlatego jestem przewrażliwiona na tym punkcie. I mam dokładnie tak samo jak ona - zdaję sobie z tego sprawę, ale nie lubię tego słuchać. Zwłaszcza od bliskich osób. I dobrze mu tak, że powiedziała mu, że ma mały sprzęt xD Faceci też mają świra na tym punkcie.
    To słodkie, że napisał dla niej piosenkę... Taką w swoim stylu, oczywiście, ale słodkie. (Nie myślałaś nigdy o tym, żeby gdzieś iść ze swoimi piosenkami, komuś je pokazać? Mnie przeraża sama myśl, że miałabym napisać piosenkę, po prostu mnie to przerasta, ale według mnie Tobie to dobrze wychodzi. Nie jestem żadnym specjalistą, ale ja bym spróbowała szczęścia :)) A Mary szaleje :D
    Hahaha, scena w sexshopie jest zajebista. Uwielbiam takie zabawne fragmenty. Niestety, ja czegoś takiego pisać nie umiem. Jestem śmiertelnie poważna. Choć ogólnie nie brakuje mi poczucia humoru...dosyć specyficznego.
    Jak zawsze, podobała mi się scena seksu. Bo ja taka zboczona jestem ;) Ostatnie dwa zdania w tej scenie są boskie. I jak tam piszesz o Mary, to sama mam ochotę iść z nią do łóżka... Chciałabym mieć taką partnerkę. I w ogóle baletnica...kocham balet. Łabędzie pióro...też mi się podoba.
    Co do stylu, to jak zwykle mi się podoba i nie mam się do czego przyczepić. Jak zaczynałaś pisać, to było trochę słabiej, ale trening czyni mistrza i tę zmianę naprawdę widać. Jestem z Ciebie dumna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na całe szczęście takich ciągot nie mam i nigdy nie miałam, co ze względu na moje geny jest dosłownie cudem. Jestem grzeczną, nudną osobą, ale mam niegrzeczną, ciekawą wyobraźnie. Wiadomo, że lepiej coś przeżywać, niż tylko to sobie wyobrażać, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma ;)
      Ja do swoich maleństw powoli zaczynam się przyzwyczajać i widzę plusy ich posiadania. Jak chcesz, żeby wyglądały na większe, zakładasz push up, wyglądasz jakbyś miała świetne warunki do oddychania, a przynajmniej nic nie krępuje ci ruchów, nie skacze przy bieganiu i potem na starość nie będzie zwisać do pasa :D Bo grunt to odpowiednie podejście :D
      Kiedyś, kiedyś myślałam, ale z biegiem lat odkryłam, że są zbyt infantylne i prostackie, poza tym nie piszę ich już od ponad roku, to znaczy czasami tylko skrobnę coś w ramach opowiadań, ale żeby tak dla siebie, to już nie. Choć jak ostatnio przeglądałam swój zeszyt z piosenkami i zaczepiłam się na kilku, po miesiącach ich nie oglądania i nabrania do nich dystansu uznałam, że są całkiem, całkiem.
      Moje poczucie humoru też nie wszystkim pasuje, ale myślę, że gdybyś się przysiadła, bez problemu byś coś takiego napisała. Ja np, scenę w sexshopie pisałam, kiedy miałam podły nastrój, wielką depresję i co tylko, więc to nie jest kwestia bycia wesołym czy poważnym, a jedynie wczucia się w bohatera, umiejętności oderwania od swojej rzeczywistości.
      Ja ostatnimi czasy nie jestem zbyt pozytywnie nastawiona do takich scen, ale cieszę się, że ta się spodobała. Jak już się chwaliłam na Twitterze, to chyba najdłuższa scena łóżkowa, jaką kiedykolwiek stworzyłam. Odbiorę to jako komplement ;)
      Co do baletu, pokochałam go właśnie przez Mary. Całe życie uważałam, że to taniec dla sztywniaków, ale "wejście" w King (bez skojarzeń, proszę!) pozwoliło mi spojrzeć na niego w zupełnie inny sposób i zakochałam się. Nawet niedawno mówiłam mamie, że strasznie żałuję, że w dzieciństwie nie zapisałam się na balet. Teraz to już jestem za stara, za sztywna i mam koszmarną postawę, więc pozostało mi tylko zachwycanie się tymi ślicznymi dziewczynami, które w odróżnieniu ode mnie pasję miały od zawsze ;)
      Pewnie, że było słabiej i to o wiele, ale człowiek w miarę upływu czasu i ćwiczeń się rozwija, a jak się nie rozwija to jest głąbem, który powinien znaleźć sobie nowe hobby, więc każda opinia na temat mojego rozwoju jest dla mnie cholernie miła. Sama jestem z siebie dumna :)

      Usuń
    2. Skoro masz taką wyobraźnię, to wcale nie jesteś grzeczna :D
      Z tym, że nie obwisną to racja. Mam same staniki push up, ale mnie to nawet trudno kupić odpowiedni rozmiar. Co najwyżej dziecinne. Albo wypchać gąbkami i wkładkami ;O Ale tego już nie zmienię, a sztucznych nie chcę.
      Ja ćwiczyłam balet, ale tylko przez trzy lata. I też żałuję, że to przerwałam, choć to nie była moja wina, tylko moich rodziców, którzy stwierdzili, że ważniejsza jest szkoła. A teraz moja matka sama rozpacza, że już nie tańczę. No, ale...było, minęło.
      I bardzo dobrze, masz z czego. Masz talent i zapamiętaj to sobie :)

      Usuń
    3. No w sumie jakby patrzeć na to z tej strony, to masz rację :D
      Ja w sumie tylko jeden i nawet nie lubię go nosić, bo wtedy się czuję jak jakaś napompowana cycolina, nie wiedzieć czemu :D Myślę, że nie ma co się oszukiwać, jak się jest płaskim to trzeba się z tym po prostu pogodzić :D

      Usuń
  3. Nikt się do tego nie przyczepił, więc ja to zrobię. Wybacz. "Uniosłam się do góry" i "cofając się do tyłu" - takie masło maślane z tego wyszło. W dół się nie uniesiesz, do przodu się nie cofniesz, nie sądzisz? :) "...jakaś dziwna energia, która dyktowała moim kończyną" - już kiedyś zauważyłam, że tak piszesz. Powinno być "kończynOM". Rzeczowniki w liczbie mnogiej w celowniku mają końcówkę -om. Jeśli chodzi o rozdział - nie rozbawił mnie, nie zasmucił ani nie wywołał żadnych innych uczuć. Może to przez zły humor, nie wiem. Myślę, że źle zrobiłaś, że zaczęłaś pisać od WYRA. Teraz i tak wszyscy wiemy, jak się dalej potoczyła historia Mary i Jareda. No trudno, czytać to opowiadanie i tak będę. Mam jeszcze małą prośbę. Wiem, że to USA, mówią po angielsku, ale czy mogłabyś zamieszczać teksty po polsku? Nie wszyscy znają angielski tak jak ty. Prawdę mówiąc, ja i tak omijałam teksty angielskie, bo zbyt wiele nie rozumiałam. Wiem, że jest tłumaczenie na dole, ale irytuje mnie ciągłe przewijanie, a potem szukanie momentu, na którym skończyłam czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie mnie to wkurza, ale tym razem dziękuję. Zwykle zwracam na to uwagę i poprawiam już przy pierwszym odczytaniu, bo sama wiem, że to masło maślane, ale tym razem najzwyczajniej w świecie musiałam to przeoczyć, zdarza się :)
      Końcówki ą, om to jest mój odwieczny koszmar, taka paskudna pięta achillesowa. Jakbym się nie starała, zawsze zrobię gdzieś taki błąd. Czytałam już o tym, wkuwałam regułki, ale nic z tego, moja mózgownica jest na tą wiedzę niezwykle oporna. Niby sobie to tak odmieniam na liczbę pojedynczą i mnogą, ale jak widać, bez skutku. No cóż, jestem tylko człowiekiem ...
      Może, ja też jak jestem zła to nieważne co bym czytała i tak mi to będzie wisiało i powiewało. Albo po prostu nie trafiłam tym wpisem w Twój gust i tyle, zdarza się.
      Zaczynając WYRA nawet nie miałam MWADG w planach. Nie myślałam, że będę tworzyć opowiadanie o młodości Mary, samo tak wyszło. Wiesz, są ludzie, którzy czytają tylko i wyłącznie to opowiadanie, więc nie wiedzą, jak to wszystko się potoczy. Są też tacy, którzy czytają oba, znają przyszłe wydarzenia, ale są ciekawi tego, co było w między czasie, chcą poznać szczegóły. Tak prawdę powiedziawszy jesteś pierwszą osobą, która mi to zarzuca, ale nieważne :)
      A miałam właśnie pod rozdziałem pisać o tych tekstach, ale zrezygnowałam, bo uznałam to za zbędne :). Tej prośby niestety nie mogę spełnić. Po pierwsze, jak sama zauważyłaś, są tłumaczenia, a po drugie pisanie tekstów po polsku nie idzie mi zbyt dobrze, w angielskich czuję się o wiele lepiej.

      A tak przy okazji - od razu dodaję, że absolutnie nie mam Ci za złe tego komentarza! - mogłabyś podpisywać swoje komentarze, bo nie czuję się zbyt komfortowo czytając anonimy, lubię wiedzieć z kim mam do czynienia? Poza tym, kiedy jest nick, kojarzę też poprzednie opinie ów osoby i lepiej mi się z nią "rozmawia." Chciałabym też wiedzieć, czy jesteś stałą komentującą, czy osobą, która odzywa się tylko wtedy, gdy ma mi coś do zarzucenia. To absolutnie nie jest żaden atak, ja po prostu nie lubię, kiedy ktoś robi się aktywny tylko wtedy, gdy chce mi powytykać błędy, a w innych przypadkach nawet nie napisze słowa. Sama jestem osobą komentującą na innych blogach i nie wyobrażam sobie sytuacji, że mogłabym odzywać się tylko w określonych sytuacjach. Dobra, namotałam trochę, ale to przez nastrój, mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi :)

      Usuń
  4. Kurwa mać! Napisałam taki fajny komentarz, wcisnęłam jakąś kombinację klawiszy przypadkiem i wszystko się skasowało :(((( FUCK!!!
    Dobra, wybacz ale teraz to już uogólnię to co napisałam wcześniej:
    - scena w gumową lalką, teksty Mary do nowej koleżanki mnie rozwaliły i gdybym zobaczyła to na żywo to płakałabym ze śmiechu na bank xD
    - wyczaiłam Twój mały problem z 'ą' i 'om' już kiedyś, ale że jest to jeden z bardzo niewielu Twoich słabości to darowałam sobie wytykanie palcem, wolę chwalić za te WSZYSTKIE świetne rzeczy, które Ci się udaje tworzyć- chociaż tak, tak, wiem i pamiętam, że Ty lubisz krytykę tą konstruktywną. Za to ja nie lubię krytykować, nawet jak coś jest źle, chyba dlatego, że sama źle ją znoszę :|
    - zgadzam się z Connie, że jeśli masz taką wyobraźnię i takie scenariusze w głowie Ci się pojawiają to nie jesteś grzeczną dziewczynką. Wiem co mówię bo sama też tak mam xD Tzn. nie twierdze, że to co opisujesz w opowiadaniach, losy Mary i jej łóżkowe przygody to jakieś Twoje niespełnione fantazje i marzenia. Jednak wiem, że w każdej, KAŻDEJ fikcji literackiej, gdzieś tam są ukryte nasze własne pragnienia. Dobra ucinam ten wątek bo to delikatna sfera jest :P
    - scena łóżkowa, że tak powiem jest miła dla oka czytającego i dla wyobraźni. Ładnie to przedstawiłaś, naprawdę mi się podoba.
    Aha i na koniec jeszcze raz to co chyba już kiedyś pisałam, zadziwia mnie to jak jeden i ten sam tekst może wywołać tak różne reakcje. Nie wiem czemu, zawsze miałam poczucie, że jeśli mi się coś podoba to innym pewnie też, a tu takie zaskoczenie. Fajne jest to, że w komentarzach pod Twoimi rozdziałami można zawsze zaobserwować jak różnie ludzie odbierają to co piszesz i jak inne wrażenia wywołują kolejne rozdziały. Heh mam wrażenie, że na Twoich blogach toczą się równocześnie jakby dwa światy. Ten, który opisujesz Ty a pod spodem ten drugi, w komentarzach i to jest super sprawa.
    Coś jeszcze miała napisać, ale mnie rozproszyli i ... dupa.Cierpliwości, lekkości w pisaniu, poprawianiu, obrabianiu itd. ;)
    P.S. A tak się chamsko wtrącę i napiszę, że moje cycki to jedyna rzecz, z której jestem dumna (oprócz mózgu!) nie zamieniłabym na żadne inne, ani mniejsze, ani większe heheheh i tym pozytywnym akcentem żegnam się do następnego xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złośliwość rzeczy martwych :)
      Ja też źle znoszę krytykę, ale wiem, że mimo wszystko jest bardzo cenna, musi być tylko podana w odpowiedniej formie. Ja w sumie też nie lubię robić listy błędów innym osobom, bo uważam to za trochę nie na miejscu, chyba, że ów osoba samo o to prosi.
      No i masz rację, takie rzeczy nie biorą się z powietrza, nie ma co się oszukiwać :D
      Tak, mnie też to niesamowicie zadziwia. Czasami ciężko jest mi pojąć, jak coś według mnie dobrego, dla innych może być dnem i wodorostami, ale wtedy przypominam sobie, że każdy człowiek jest inny, ma inny gust, inne upodobania, zupełnie inne spojrzenie na świat.
      W takim razie piekielnie Ci tego zazdroszczę :D

      Usuń
  5. Wszystko w tym rozdziale bardzo mi się podobało, zwłaszcza moment z dmuchaną lalą :D Majstersztyk haha :D Raczej nie znalazłam nic do czego można byłoby się przyczepić (literówki się zdarzają, nawet mi samej - nikt nie jest idealny, a Tobie takie pierdółki można wybaczyć <3) - ale zostaje fakt z dodawaniem rozdziałów. Publikujesz je w naprawdę DŁUGICH odstępach czasu i często zapominam co czytam. Nie każę dodawać Ci wpisów codziennie, ale chociaż trzy-cztery razy w miesiącu. To by było na tyle (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze dziękuję serdecznie za miłe słowa, a po drugie niesamowicie przepraszam. Sama chciałabym publikować co najmniej dwa razy w miesiącu, ale niestety nie pozwala mi na to moje tempo pisania. Kiedyś tworzyłam coś niemal codziennie,a teraz piszę jeden rozdział w miesiącu, czasami nawet nie. Nie chcę znaleźć się w takiej sytuacji, że nie będę miała żadnego zapasu rozdziałów, więc muszę być zawsze co najmniej te dwa rozdziały do przodu. Musicie mi to wybaczyć i uzbroić się w cierpliwość :)

      Usuń
  6. Super :) Podoba mi się motyw z tatuażem. Kiedy nowy wpis?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, może za tydzień, może za dwa, zobaczę, jak mi pójdzie pisanie kolejnego rozdziału ;)

      Usuń
  7. Doczytałam właśnie rozdział tutaj i teraz mogę przystąpić do komentowania. Muszę przyznać, że losy Mary bez udziału w nich Jareda są nie mniej ekscytujące i ciekawe, jak wtedy, gdy on czynnie istniał w jej życiu. Co prawda gołym okiem widać, że dziewczyna wyraźnie usiłuje o nim zapomnieć rzucając się w wir rozrywkowego życia, ale właśnie tak chciała zabić nawracające wspomnienia.
    Lubię Charliego, ale trzeba by było być ślepym, bym nie zauważyć, że Mary traktuje wyłącznie jako swoją ozdobę i dziewczynę do łóżka. Być może ma dla niej jakieś cieplejsze uczucia, ale to nie jest miłość. Jakkolwiek bardzo podobał mi się koncert Wild Roses. Widziałam go oczami wyobraźni. Dzikie pląsy Mary skojarzyły mi się z początkowymi występami Red Hot Chili Peppers, a głównie z ich wokalistą, o których czytałam w jego biografii. I tu właśnie kolejny dowód, że Mary dla Charliego nie jest bardzo ważną uczuciowo osobą. Pozwolił, żeby inni członkowie jego zespołu mogli jej dotykać i całować, by publiczność mogła nacieszyć się tym wszystkim. Moim zdaniem to upokarzające, ale jak wiadomo, w tamtym czasie Mary robiła mnóstwo takich rzeczy i wiem, że tak miało być. Musiała się stoczyć, by wiele lat później zacząć podnosić się z dna.
    Wyprawa do sex shopu została opisana zabawnie. Zdecydowanie widać w tym wszystkim, co wtedy się dla nich liczyło. Dobra zabawa, seks, narkotyki. Żaden świat poza tym nie istniał, nie był taki zajebisty, jak ten w którym tkwili.
    A teraz chyba najważniejsza część tego rozdziału. Scena i trójkąt. Scena została świetnie opisana, nie mam jej nic do zarzucenia. Osobiście zaskoczyłaś mnie tym, że Johnny zdołał wywrzeć na Mary takie wrażenie. Jestem bardzo ciekawa, czy zrobisz jakiś ciąg dalszy z jego udziałem, czy to tylko takie jednorazowe było.
    Jared zawsze zostanie we wspomnienach Mary, za dużo razem przeszli, za wiele rzeczy jej go przypomina, by zdołała wyprzeć go ze swojej pamięci.
    Rozdział zdecydowanie na plus i oczekuję dalszego ciągu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to w tym etapie chodzi, wrócić do starego trybu życia, by zapomnieć o narastającym bólu ;)
      Odczucie czysto subiektywne, gdyż iż ponieważ, nigdy w życiu nie widziałam żadnego nagrania z koncertu RHCP, więc nie mam pojęcia, jak wyglądają i jak wyglądały :)
      Muszę przyznać, że odnosisz bardzo słuszne wrażenie w kwestii uczuć Charliego do Mary :)
      Nie wiem, czy pamiętasz, ale pomagałaś mi ogarnąć pierwszą wersję tej sceny w zeszłym roku, jak nie dalej. Z początku planowałam ją zupełnie inaczej, z zupełnie innym członkiem zespołu, w zupełnie innych okolicznościach, ale taka wersja wydała mi się być lepsza :)
      Wątek z Johnnym będzie pociągnięty i wyjaśniony w przyszłym rozdziale :)
      Cieszę się, że się podobał :) Nie wiem, kiedy dodam kolejny, ale będzie on publikowany w dwóch częściach :)

      Usuń