Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy. Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

czwartek, 25 października 2012

77. You're the right kind of sinner to release my inner fantasy CZĘŚĆ I

       Zamknąwszy drzwi łazienki, podeszłam do stojącej przy umywalce brunetki, która szybko rozpięła guziki swojej seledynowej koszuli.
- Dobrze zamknęłaś? Nikt nie wejdzie?
- Nie ma szans. - Uśmiechnęłam się szeroko, a Sally zanurzyła dłoń w miseczce stanika, wyjmując z niej nieduży woreczek.
- Gdyby te ćpuny zobaczyły, że to mam, nie daliby mi żyć.
- Żartujesz? Przecież według nich kokaina to towar dla cieniasów - rzuciłam, przejmując od kobiety narkotyk.
- Kto tak powiedział? Charlie?
- Tak. - Delikatnie wysypałam biały proszek na kant zlewu, dzieląc go na dwie równe kupki, z których od razu uformowałam kreski tej samej długości.
- Taa, a rok temu wciągał to kilogramami. Wiem, bo sama załatwiałam mu towar. Facet lubi się popisywać, ale taki już jego urok. Swoją drogą ciężko mi uwierzyć, że się z tobą związał.
- Dlaczego? - zapytałam, jednak ta zamiast udzielić mi odpowiedzi, pochyliła się nad umywalką i wciągnęła swoją działkę. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam dokładnie to samo. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a myśli skoncentrowały się na tym, jak bardzo brakowało mi tej mojej najwierniejszej przyjaciółki. W ostatnich dniach brałam na zmianę heroinę i amfetaminę, jednak mój organizm domagał się tego, do czego zdążył przywyknąć najbardziej - kokainy. Kiedy ją w końcu dostał, zawładnął nim niebotyczny błogostan, któremu nie zamierzałam się opierać.
- Pytasz dlaczego mnie to dziwi?
Skinęłam twierdząco głową, wycierając pozostałości narkotyku spod nosa.
- Po drugim rozwodzie stwierdził, że już nigdy więcej nie będzie bawił się w związki, tylko jednonocne romanse i seks bez zobowiązań. Tobie pierwszej od trzech lat udało się wejść z nim w taką relację. Zresztą, co się dziwić, ładna z ciebie dziewczyna, jak dla mnie za chuda, ale taki typ podoba się facetom, a Charlie to typowy samiec, więc musiał się złapać na tę śliczną buźkę, blond włoski i długie nogi. Nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że tylko to masz do zaoferowania, chodzi mi o to, że Bronson nie jest typem, który patrzy na osobowość kobiety. Nie interesuje go to ile znasz języków, jakim słownictwem się posługujesz, ile książek w życiu przeczytałaś i jakie wartości sobą reprezentujesz, on widzi w tobie tylko tę piękną powłoczkę i mokrą cipkę.
Zmarszczyłam nieco brwi, na moją twarz wkradł się uśmiech pełen zdezorientowania.
- Wybacz, po kokainie gadam trochę od rzeczy. Ale nieważne, chcę ci tylko powiedzieć, że Charlie nie jest romantykiem, z którym stworzysz idealny, długotrwały związek. Nie wiem, jakie jest twoje podejście do tej waszej relacji, ale radzę ci nie nastawiać się na zbyt wiele. To, że udało ci się zostać jego oficjalną partnerką, nie znaczy, że nagle zmieni się jego podejście do spraw damsko-męskich.  
- Wiesz co? Faktycznie pieprzysz od rzeczy, chodźmy lepiej potańczyć. - Chwyciłam poznaną tuż przed koncertem znajomą chłopaków za rękę i otworzyłam wcześniej zamknięte drzwi. Jej wywód na temat mojego faceta uznałam za narkotyczne gadanie, którego przez wzgląd na to, że sama zaczynałam odlatywać, nie wzięłam na poważnie. Mój zmysł słuchu rejestrował wszystko to, co mówiła, ale jej słowa ginęły gdzieś w połowie drogi do świadomości, przez co zupełnie mnie nie ruszyły i nie zepsuły doskonałego nastroju, w jakim się znajdowałam. Najpierw udany koncert, rozkręcające się afterparty, potem kokainowa niespodzianka i w dodatku rozpoczynająca się Roxanne, w takich warunkach nic nie jest brane na poważnie...
        Tanecznym krokiem opuściłam wykafelkowane pomieszczenie i wmieszałam się w tłum bawiących się przy płynącej z wieży piosence The Police ludzi. Mimo iż garderoba nie miała zbyt dużych wymiarów, znajdowało się w niej ponad pięćdziesiąt osób, wśród których większość widziałam po raz pierwszy w życiu, jednak nie przejmowałam się tym, po prostu się bawiłam.
Sally zniknęła mi z oczu, w moim polu widzenia pojawiła się młodziutka szatynka poruszająca się w rytm rozbrzmiewającej z głośników muzyki. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się leciutko, po czym znalazła się tuż przy mnie. Tańcząc, ocierałyśmy się o siebie i mimo iż nawet się nie znałyśmy, dziewczyna zarzuciła mi ramiona na szyję, cały czas utrzymując narzucony przez Stinga i spółkę rytm. Byłam tak skupiona na jej oczach i na tańcu, że nawet nie zauważyłam stającego za mną Charliego. Jego obecność odkryłam dopiero wtedy, gdy jego dłonie dotknęły kawałka moich ud niezakrytego przez jeansową spódniczkę. Uśmiechnęłam się pod nosem, to samo zrobiła tańcząca tuż przede mną dziewczyna. Wymieniła spojrzenie z Bronsonem, po czym delikatnie musnęła moje wargi swoimi. Przymknęłam powieki i odwzajemniłam pocałunek, nie myśląc nawet o reakcji wokalisty. Nie obchodziło mnie to, czy się wkurzy, delikatne muśnięcia ust nieznajomej były tak przyjemne, że nie zamierzałam ich przerywać.
Subtelne z początku całusy przybrały na namiętności, płynącą z nich przyjemność spotęgowały wędrujące po moim karku i szyi usta Charliego. Wcale nie wkurzyło go to, co robiłam z jego fanką, wręcz przeciwnie, podnieciło go to, wyczułam to na swoim pośladku, który stykał się z jego udem.
Zanurzyłam palce w sięgających ramion brązowych włosach, na ukrytych pod bluzką i stanikiem piersiach wyczułam dotyk męskich dłoni, na udzie delikatne, kobiece opuszki. Wciąż tańczyłam, choć moje ruchy były znacznie ograniczone. Nie stanowiło to jednak dla mnie większego problemu, bo owe ograniczenie było nad wyraz przyjemne.
        Piosenka powoli dobiegała końca, a kiedy ucichła, obserwujący nas z boku Roy chwycił dłoń naszej towarzyszki, która oderwawszy ode mnie wargi, posłała mu zalotne spojrzenie. Oboje zniknęli za drzwiami łazienki, a ja usłyszałam głos Charliego.
- Ściągaj majtki.
- Teraz? Po co?
- Tak, teraz.
Nie otrzymując odpowiedzi na drugie pytanie, wzruszyłam ramionami i zsunęłam czarną bieliznę. Bronson pociągnął mnie za dłoń.
- Łazienka jest zajęta, jak coś! - rzuciłam, starając się przekrzyczeć kolejny puszczony kawałek. W akompaniamencie Dude (Looks like a lady) mój partner oznajmił mi, że zamierza się ze mną kochać na stojącej w rogu pomieszczenia kanapie. Z początku miałam co do tego pewne wątpliwości, ale gdy tylko rzuciłam okiem na jego nabrzmiałą nogawkę, odrzuciłam je wszystkie na bok.
Bronson szybkim ruchem wskoczył na niezbyt wysoką sofę i rozpiął rozporek jasnych, obcisłych jeansów. Bez niepotrzebnych ceregieli podciągnęłam spódniczkę i usiadłam na nim okrakiem, wprowadzając jego członka w odpowiednie miejsce. Przyjemny ból uderzył moje ciało, wymuszając tym na mnie głośne jęknięcie. Wszyscy zebrani w garderobie zespołu ludzie skupili swoją uwagę na nas, jednak nikt nie wydawał się być tym, na co patrzył jakoś specjalnie zaskoczony. 

Nie obyło się oczywiście bez różnego rodzaju okrzyków, gwizdów i wiwatów. Nie zabrakło też Joey'ego i jego ukochanego polaroida.
- Dajesz go, laska, dajesz!
Spojrzałam w stronę, z której doszedł mnie ów krzyk. Widząc jego źródło, którym okazał się być młody chłopak, uśmiechnęłam się szeroko i przyspieszyłam. Twarz Charliego zaczął wykrzywiać grymas rosnącej rozkoszy, która powoli zaczynała władać też i moim ciałem.
Palce wokalisty wbiły się w zroszone potem uda, mój jęk stawał się coraz głośniejszy, by w końcu przerodzić się w krzyk wymuszony silnym orgazmem. 

Niczym dmuchana lalka, z której ktoś wypuścił powietrze, opadłam na osłonięty koszulką z logiem AC/DC tors Bronsona, łapiąc przy tym znaczny haust powietrza.
Po sali rozniosły się gromkie brawa, które zagłuszyły nawet dzikie wrzaski Stevena Tylera.
- Jesteś boska - mruknął Charlie, poklepując mój pośladek. Tylko się uśmiechnęłam i musnęłam ustami jego dolną wargę.
         Po krótkiej chwili oboje zeszliśmy z kanapy, wchodząc we wciąż klaszczący tłum.
- A niech mi tylko któryś ją dotknie, to jaja urwę - oznajmił teatralnym tonem blondyn i uraczył mnie kolejnym pocałunkiem, po którego zakończeniu zorientowałam się, że nigdzie nie widzę swojej bielizny. Jako że imprezowicze wrócili do zabawy, znów skupiając się na tańcu i piciu, musiałam jakoś przykuć ich uwagę. Wsadziłam palce do ust i głośno gwizdnęłam. Zadziałało, oczy wszystkich znów skupiły się na mnie.
- Pytanie za sto punktów: widział ktoś moje majtki?!
Odpowiedziała mi cisza, po czym jedna z dziewczyn wskazała palcem perkusistę Wild Roses.
- Black, ty pieprzony zboczeńcu! - wrzasnęłam, widząc, jak Joey wymachuje moimi figami, głupkowato się przy tym uśmiechając. - Oddawaj mi te majtki!
- Zmuś mnie. - Mężczyzna wyszczerzył się jeszcze bardziej, unosząc rękę tak wysoko, że wyrwanie mu czarnego materiału graniczyło z cudem. Mimo wszystko podjęłam się tego zadania i z głośnym, bojowym krzykiem na ustach rzuciłam się na swojego kolegę...  






***




        Z głębokiego snu, w który zapadłam sama nie wiedząc kiedy, wybudził mnie silny wstrząs. Z przerażeniem odkryłam, że tracę grunt pod plecami. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, moje ciało uderzyło w twardą powierzchnię, która okazała się być podłogą autobusu. Czując nieprzyjemny ból w klatce piersiowej, podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Wszyscy obecni w autokarze mężczyźni patrzyli na Morta, który wytłumaczył ową turbulencję dziurą w jezdni.
Przetarłam twarz dłonią i głośno ziewnęłam, czym zwróciłam na siebie uwagę siedzących na tyłach pojazdu Roya i Charliego. Obaj uśmiechnęli się szeroko na mój widok.
- Jak główka? Nie boli? - Z chwilą gdy padło to pytanie, poczułam silny ucisk w skroniach i czole, co wymusiło na mnie zmrużenie oczu.
- Boli jak cholera.
- Nic dziwnego, nieźle się wczoraj nawaliłaś. Tak się szarpałaś, że musieliśmy cię tu wnieść we dwóch - odezwał się Gable, opierając obsypaną delikatnym zarostem brodę o oparcie fotela, który zajmował.
- Nic nie pamiętam.
- Może to i lepiej.
Rzuciłam Charliemu zdezorientowane spojrzenie, siadając z powrotem na miejsce, z którego spadłam.
- No wiesz, robiłaś takie rzeczy, że to nawet lepiej, że ich nie pamiętasz.
- Nie strasz mnie. - Serce zabiło mi znacznie szybciej, pulsowanie w głowie nasiliło się.
- Nie straszę, tylko mówię, jak było. Wiedziałem, że ostra z ciebie zawodniczka, ale nie wiedziałem, że aż tak. - Bronson przygryzł leciutko wargę i uniósł nieznacznie lewą brew. Zrobiło mi się gorąco.
- Dobra, nie drażnij się ze mną, tylko mów, co zrobiłam, przyjmę to na klatę.
- Od czego by tu zacząć... - Wokalista podrapał się po policzku i przymrużył powieki. - Gdy tylko wpakowaliśmy cię do autobusu, zaczęłaś krzyczeć, że chcesz tańczyć, więc puściliśmy miłą muzyczkę, przy której zaczęłaś się rozbierać.
Przynajmniej dowiedziałam się, czemu zamiast swoich ciuchów miałam na sobie koszulkę Charliego.
- Kiedy byłaś już całkiem naga, uparłaś się, że musisz koniecznie odbyć z nami wszystkimi sesję erotyczną. Najpierw usiadłaś na tylnym siedzeniu z rozłożonymi nogami i zaczęłaś się masturbować, potem zaspokoiłaś oralnie wszystkich nas tu zgromadzonych, a na koniec się nam oddałaś. Braliśmy cię po dwóch naraz, żeby zaoszczędzić na czasie.
Z obrzydzeniem zmarszczyłam nos i wykrzywiłam usta. Charlie miał rację, lepiej byłoby, gdybym nigdy się o tym nie dowiedziała.
- Ale to jeszcze nie wszystko. Kiedy poczułaś, że już nadmiernie cię przeoraliśmy, poprosiłaś byśmy zaspokajali się sami. Zrobiliśmy to i całe nasienie, którego się przy tym pozbyliśmy, wylądowało na twoim ciele, dlatego teraz tak bardzo się kleisz.
Dotknęłam narzuconej na swój tułów koszuli, faktycznie lepiła się do mojej skóry. Sklejone były też końcówki włosów. Wykrzywiłam się jeszcze bardziej, dosłownie w ostatniej chwili powstrzymałam odruch wymiotny. Czułam ogromne obrzydzenie i równie silne zażenowanie. Jak mogło dojść do czegoś takiego? Jak Charlie mógł na to pozwolić? Jak mógł pozwolić na coś takiego swoim kolegom? 

Do obrzydzenia i zażenowania doszło zdenerwowanie, tak silne, że zaowocowało pieczeniem policzków i zapewne ich zaczerwienieniem. Właśnie otwierałam usta, by wypuścić z nich wiązankę wyzwisk pod adresem swojego chłopaka, gdy odezwał się Johnny:
- Jaja sobie z ciebie robią.
- Co?
- Zmyślają. Wnieśli cię we dwóch, bo zasnęłaś na kanapie podczas afterparty. Masz na sobie koszulkę Charliego, bo twoje ciuchy były całe mokre od coli, dlatego też się kleisz.
- Od coli? - Zmarszczyłam brwi w pytającym spojrzeniu.
- Podczas imprezy pękła butelka, ktoś to podłapał i wszyscy zaczęli lać na siebie colę. A że znajdowałaś się w centrum tego rozlewiska, cała nią ociekałaś. Wiesz, że Mort jest przewrażliwiony w kwestii czystości autobusu, więc Charlie, nie chcąc, żebyś wybrudziła siedzenia, rozebrał cię do bielizny i nałożył ci swoją koszulkę. Nie, wróć, zanim cię ubrał, wziął markera i wymazał ci nim twarz, uda i brzuch.
- Zawsze musisz wszystko psuć? - jęknął Bronson i z miną obrażonego trzylatka odwrócił się w stronę okna.
Powoli przetworzyłam sobie słowa Sevila i gdy tylko doszły one tam, gdzie powinny, natychmiast podwinęłam biały materiał i spojrzałam na swoje nogi. Na wewnętrznej stronie lewego uda namalowany był wielki penis okraszony imieniem Bronsona. Zgrzytając zębami, rzuciłam okiem na brzuch. Tam odkryłam sporych rozmiarów waginę.
- Trzymaj. - Basista wysunął w moją stronę nieduże lusterko. Przejęłam je i od razu obejrzałam swoją twarz, na której oprócz kolejnego penisa znalazły się też różne zbereźne wyrażenia.
- Pierdolony zboczeniec - warknęłam w stronę Charliego, mając ochotę chwycić go za włosy i rozbić jego głową trzęsącą się szybę.
- To było tak dla zabawy, przecież się zmyje.
- Tak dla zabawy to ja ci mogę wepchnąć tego zasranego markera w dupę, tak, żeby wyszedł ci przez usta.
- Ostro.
- A ty się lepiej zamknij, Black - warknęłam do perkusisty, posyłając mu groźne spojrzenie. - Wszyscy macie, kurwa, nierówno pod sufitami, powinniście się leczyć, jebani zasrańce! - Musiałam jakoś wyrzucić z siebie gniew, który dosłownie palił mnie od środka. Znałam się na żartach, ale nie wtedy, gdy miałam kaca i nie po tym, jak ktoś podnosił mi ciśnienie zmyślonymi historyjkami, szczególnie tak obrzydliwymi jak ta, która wyszła od Charliego.
- No, przepraszam, no.
- Wypchaj się. - Nawet na niego nie patrząc, skierowałam się na przód autobusu i usiadłam tuż obok fotela kierowcy.
- Na oparciu wisi moja bluza, nałóż ją. Ma kaptur, będziesz mogła się zasłonić, kiedy dojedziemy do hotelu. - Mort wskazał mi biały materiał, który chwyciłam w dłonie i nałożyłam. Moją uwagę od razu przykuł znajdujący się na niej wzór, jednak zanim zdążyłam o niego zapytać, Vanille wziął głęboki oddech i otworzył usta:
- Chłopaki bywają naprawdę nieznośni, szczególnie Charlie, ale nie ma co się na nich złościć.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty padłeś ofiarą jego głupiego żartu - rzuciłam, krzyżując wciąż drżące z nerwów ręce na piersi.
- Fakt, dziś padło na ciebie, ale mnie też ten cholernik wkręcił i to nie raz, nie dwa. Kilka lat temu wybraliśmy się do Vegas, nieźle sobie wtedy popiliśmy. Na drugi dzień obudziłem się z najgorszym kacem w całym swoim życiu, wielką czarną dziurą w głowie, z obrączką na palcu i nagą kobietą u boku z takim samym pierścionkiem. Pierwsze co, to pomyślałem, że się ożeniłem po pijaku, w końcu wszystko na to wskazywało. Wpadłem w panikę, bo przecież miałem wtedy narzeczoną, która czekała na mnie w Ohio. Mało co nie dostałem zawału. Byłem gotowy zamordować tę babkę, byle tylko Nina się o niczym nie dowiedziała, a tu się okazało, że to była wynajęta przez Charliego prostytutka. Obrączki też były trefne. Padalec urządził sobie prima aprilis w maju. Zapłacił tej dziewczynie sto dolarów za to, żeby nałożyła pierścionek i położyła się obok mnie w łóżku. Myślałem, że go wtedy zamorduję. No i gdyby nie Johnny, zrobiłbym to, zatłukłbym gnoja gołymi rękami. Na szczęście tego nie zrobiłem i dzisiaj wszyscy się z tego śmiejemy.
Uniosłam lekko kąciki ust i znów wbiłam wzrok w czarną dłoń z dziwacznym zygzakiem w samym centrum.*
- To indiański symbol - rzucił Mort, widząc, z jak wielkim zainteresowaniem przyglądam się jego bluzie. - Dłoń to historia życia człowieka, a oko w jej środku symbolizuje obecność Wielkiego Ducha, który w wierzeniach Indian jest najpotężniejszą siłą świata.
- Widzę, że dobrze się znasz na ich kulturze.
- Siła rzeczy.
Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Moja mama pochodzi z plemienia Komanczów.
- Poważnie?
- Najpoważniej na świecie. Wiem, że nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale w tych żyłach płynie indiańska krew. Co prawda rozcieńczona amerykańską, ale to zawsze coś.
- Moja to miks trzech narodowości: amerykańskiej, francuskiej i polskiej.
- Polskiej?
- Nie słyszałeś nigdy o Polsce?
Mężczyzna pomachał przecząco głową.
- To taki nieduży kraj w Europie, leży koło Niemiec. Nigdy tam nie byłam, ale dziadek mówił, że jest tam bardzo pięknie.
Na twarzy Vanille'a pojawił się delikatny uśmiech. Rozmowa z nim pozwoliła mi choć na moment zapomnieć o złości, którą wywołało we mnie to bezdennie głupie i prymitywne zachowanie Charliego, którego nie zamierzałam puścić ot tak w niepamięć. Nie wiedziałam jeszcze jak, ale miałam pewność, że mi za to zapłaci, że jeszcze się na nim za to odegram. Wcześniej czy później...






***





         - Ja chcę mieć pokój sama - rzuciłam do Clarka, gdy ten odprawiał swój stały rytuał dzielenia kluczy w hotelu, do którego właśnie zajechaliśmy.
- No to mamy problem, bo wszystkie jednoosobówki są już rozdane.
- To niech się ktoś ze mną wymieni. - Objęłam wszystkich stojących w grupie mężczyzn błagalnym spojrzeniem, pomijając przy tym oczywiście Charliego i wydęłam leciutko dolną wargę.
- No dobra, trzymaj, jakoś przeżyję w jednym pokoju z Bronsonem.
Posłałam Johnny'emu najszerszy uśmiech, na jaki pozwoliła mi boląca głowa i przejęłam wyciągnięty w moją stronę przedmiot. Charlie tylko pokręcił głową i poprawił zwisającą z ramienia torbę. Nie miałam zamiaru spać z nim w jednym pokoju, a już na pewno nie w jednym łóżku. To nie była część zemsty, po prostu nie miałam ochoty co chwila się z nim mijać i na niego patrzeć. Całe szczęście Sevil już drugi raz tamtego dnia okazał się być wobec mnie litościwy. Powoli zaczynałam nawet podejrzewać, że być może czuł do mnie coś więcej niż tylko sympatię i pociąg fizyczny. Już tamtej nocy dotykał mnie zupełnie inaczej niż zwykle dotyka się kobietę, z którą idzie się do łóżka bez zobowiązań, bez żadnego stojącego za tym podłoża emocjonalnego. Myśl, że być może łączyło nas coś więcej niż oboje twierdziliśmy i że związałam się z niewłaściwym członkiem zespołu, stawała się coraz bardziej realna, coraz wyraźniejsza. A co jeśli miałam być z Johnnym? Co jeśli to on miał wyleczyć moje złamane serce? Tak mogło być, w końcu okazywał mi o wiele więcej ludzkich uczuć niż Charlie, szczególnie tamtego południa.
- Dziękuję. - Posłałam mężczyźnie kolejny uśmiech, po czym wszyscy skierowaliśmy się do windy. Jako że było nas zbyt dużo, musieliśmy podzielić przejazd na dwie tury. Znalazłam się w tej, w której nie było Bronsona, co wyraźnie zepsuło jego i tak już kiepski nastrój.
- Odpuść mu, Mary, przecież nie chciał ci zrobić na złość, czy coś. To miał być tylko głupi żart.
- Trudno. Zresztą ty też się do mnie nie odzywaj - odburknęłam Royowi i opuściłam środek transportu, który właśnie zatrzymał się na piątym piętrze. Wolnym krokiem skierowałam się do odpowiednich drzwi, przed którymi już stał Bronson. Przewróciłam oczami i starałam się go ignorować.
- Mary, nie bądź taka, przecież przeprosiłem. Znasz moje poczucie humoru, chciałem cię tylko trochę podpuścić, być może nakręcić na jakiś niegrzeczny wyczyn w autobusie i...
- Zboczeniec pierdolony - warknęłam, nawet na niego nie patrząc i zatrzasnęłam dopiero co otworzone drzwi. 

Powoli zaczynałam mieć go dosyć. Ciągle tylko robił sobie ze mnie żarty, albo dobierał mi się do majtek, nie pytając nawet, czy mam na to ochotę. Zupełnie nie liczył się ze mną i moimi potrzebami. Nie pytał, jak się czułam i czy nie miałabym może ochoty na jakiś wypad do kina, czy chociażby do knajpki na głupią pizzę. Nie, on wolał malować kutasy na moim ciele i liczyć na to, że będę zabawiać się z nim na oczach wszystkich naszych znajomych, albo co więcej, że będę się też zabawiać i z nimi. I o tyle, o ile na trójkąt z Johnnym sama miałam piekielną ochotę, tak orgia z całym zespołem i ekipą techniczną zupełnie mi się nie uśmiechała. Może  i nie prowadziłam się najlepiej, ale swoją godność miałam, a bycie obłapianą przez dwudziestu facetów na raz było poniżej owej godności. Szkoda tylko, że Charlie tak na to nie patrzył i gdyby mógł, pozwoliłbym swoim koleżkom zajeździć mnie na śmierć.
         Z wywołanym przez ten obraz obrzydzeniem udałam się do łazienki, zsunęłam kaptur z głowy i uważnie przyjrzałam się swojemu odbiciu. Zbereźne napisy na policzkach i penis na czole przypomniały mi o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce rok wcześniej. Pokój hotelowy ojca Jareda i my dewastujący go w ramach zemsty za dobieranie się do mnie i okłamywanie Jerry'ego w kwestii mojej reakcji na to. Pomazane ściany, porozlewany alkohol, obsikany dywanik w łazience, poprzypalana wykładzina i pościel poplamiona nasieniem Leto. To była dzika noc, zarówno pod względem tego, co zrobiliśmy z tamtym pokojem, jak i tego, co robiliśmy później w łóżku.
Było nam razem tak cholernie dobrze...
- Było, czas przeszły, teraz mamy teraźniejszość, przeszłość nie ma już znaczenia - powiedziałam sama do siebie, kiedy znów zaczęłam popadać w tę pieprzoną nostalgię, co było znakiem, że czas najwyższy się odurzyć. Jako że nie miałam przy sobie choćby drobinki amfetaminy czy heroiny, zdecydowałam się skorzystać z dobrodziejstw minibaru. Wyjęłam z niego schłodzoną butelkę Old Milwaukee, po czym przypomniałam sobie o tabletkach, które miałam łyknąć na złagodzenie objawów przeklętego kaca. Wyjęłam dwie z torby i popiłam je rozkosznie zimnym alkoholem. Zaraz potem wróciłam do łazienki, by z pomocą ciepłej wody i mydła zmyć z siebie efekt głupiego żartu Bronsona.
- Dorosły facet, a zachowuje się jak pieprzony małolat - rzuciłam pod nosem, mocno trąc czarne litery ulokowane tuż pod lewym okiem.





***




        Z bezmyślnego patrzenia się w sufit i zakreślania niewidzialnych kółek w powietrzu wyrwał mnie odgłos pukania. Spojrzałam niechętnie w stronę drzwi, po czym bardzo powoli sturlałam się z pościeli, wpadając prosto na leżące przy łóżku puste butelki.
- Momencik - oznajmiłam, starając się podnieść z podłogi bez zrobienia sobie jakieś krzywdy typu rozbicie butelki stopą.
Kiedy pokonałam już ten drobny tor przeszkód, nieco chwiejnym krokiem doszłam do wejścia i nacisnęłam przyjemnie chłodną klamkę. Za drzwiami stał Charlie. Na głowie miał zasłaniającą czoło czapkę, w ręku trzymał coś, co na dany moment chował za plecami.
- Mogę wejść?
- Niby po co? - Zachwiałam się leciutko i podparłam ramieniem o futrynę z nadzieją, że nie stracę równowagi i nie runę jak długa na korytarzową podłogę.
Notka do siebie - nigdy więcej nie popijaj leków alkoholem, żadnym alkoholem! 
- Chcę cię przeprosić.
- Tak bez niczego? - Uniosłam wymownie brwi, odrzucając opadające na twarz włosy.
- Oczywiście, że z czymś. - Charlie wyciągnął zza placów średniej wielkości bukiet czerwonych róż i zrobił minę niewinnego aniołka.
- Wolę różowe, no ale dobra, starałeś się, właź. - Otworzyłam szerzej drzwi, a uradowany mężczyzna wszedł do zajmowanego przeze mnie, zdecydowanie zbyt dusznego pokoju.
- Widzę, że urządziłaś sobie jednoosobowe przyjęcie - rzucił, patrząc na walające się po wykładzinie opróżnione butelki.
- Tak jakoś wyszło. - Zgarnęłam stopą to szklane zbiorowisko i usiadłam na łóżku, wbijając pytający wzrok w stojącego na przeciwko Bronsona.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytał i zagryzł leciutko wewnętrzną stronę swojej dolnej wargi. Wyglądał przy tym całkiem seksownie.
- Czekam na te twoje przeprosiny. Chyba nie myślałeś, że dasz mi kwiatki i po krzyku.
- Nie, oczywiście, że nie. - Blondyn jakby nagle sobie o czymś przypomniał i usiadł tuż obok mnie. - Przepraszam za te głupie żarty w autobusie, nie powinienem był tak się zabawiać twoim kosztem. Chciałem po prostu wkręcić ci coś kompletnie absurdalnego, żebyś myślała, że po pijaku stajesz się dziką bestią.
Zmarszczyłam brwi i uniosłam lewy kącik ust.
- Chodziło o to, żeby cię wkręcić, podnieść trochę ciśnienie, zawsze tak robimy, kiedy widzimy, że ktoś zalał się w trupa i na drugi dzień nie będzie kompletnie nic pamiętał. Wymyśliłem ten numer z rzekomą orgią, bo wiem, że mogłabyś coś takiego zrobić.
Na mojej twarzy zagościł kolejny wyrażający szok wyraz.
- Nie, nie, absolutnie nie twierdzę, że zrobiłabyś coś takiego na trzeźwo. Chociaż... - tu spojrzał na mój wściekły wzrok i natychmiast się zreflektował. - Nie, na trzeźwo byłoby to niemożliwe, ale przy całkowitym wyłączeniu świadomości całkiem prawdopodobne. To znaczy tak w jednym procencie. No dobra, przyznaję, to była moja zboczona fantazja, która chodzi mi po głowie od dwóch dni.
- Obrzydliwy jesteś. - Znów się skrzywiłam i pokręciłam głową.
- Wiem i bardzo cię za to przepraszam. A co do tych napisów i rysunków, no cóż, każdy w trasie musiał przez to przejść, to taka nasza tradycja i drobne ostrzeżenie, że zawsze trzeba czuwać.
- Jesteście popaprani.
- Wiem. I żeby pokazać ci, że naprawdę mi przykro, kazałem sobie zrobić to. - Charlie zsunął okalający jego głowę czarny materiał, odkrywając tym samym znajdujący się na czole napis: Pierdolony zboczeniec. Zaśmiałam się cicho, a ten wykonał gest, który miał na celu pokazanie mi, że to jeszcze nie wszystko. Zdjął białą koszulkę, na jego torsie dostrzegłam kolejny napis:
Jestem pieprzonym frajerem. Wybacz mi, Mary.
Moją twarz przeciął mimowolny, szeroki uśmiech, który powiększył się, gdy tylko Bronson wydął dolną wargę.
- Jesteś pokręcony.
- Wiem. No to jak będzie, wybaczysz mi?
- Pod jednym warunkiem - oznajmiłam poważnym tonem, z równie poważną miną.
- Jakim? - Wyprostował plecy, przyjmując przy tym poważny wyraz twarzy.
- Tak mnie przelecisz, że będę wrzeszczeć z rozkoszy.
- Nie ma sprawy. - Uśmiechnął się szeroko i rzucił na mnie jak wygłodniałe zwierze. - Będę pieprzył cię tak, że będziesz błagała o litość, a to nam w tym pomoże - powiedział, gdy tylko oderwał wargi od mojej szyi i wyciągnął z kieszeni spodni torebeczkę z dwoma małymi krążkami. Uśmiechnęłam się leciutko, a ten wyciągnął je, włożył do ust i jedną z nich ulokował za pomocą samego języka w mojej jamie ustnej. 

W czasie gdy pigułka rozpuszczała się w ślinie, Charlie zdjął mi koszulkę i wodził językiem po całym tułowiu, celowo omijając wciąż ukryte pod stanikiem piersi. Mruknęłam cichutko i poczułam niezwykle przyjemne uderzenie ciepła i rozluźnienia. Delikatne dreszcze przechodziły moje ciało, zdając się łaskotać je od środka. Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Dziś pobawimy się po mojemu - szepnął mi prosto do ucha Bronson i wyciągnął pasek ze swoich spodni. Posłałam mu odrobinę niepewne spojrzenie, które bardzo szybko ustąpiło miejsca temu pełnemu zachwytu. Skórzany materiał zacisnął się na moim lewym nadgarstku, po czym został przywiązany do ramy łóżka. Zaśmiałam się, a mężczyzna zabrał za rozpinanie paska, który znajdował się w moich jeansach, by nim związać drugą rękę. Kiedy już to zrobił, spojrzał na mnie dzikim wzrokiem.
- Będę robił z tobą, co tylko będę chciał, a ty będziesz uległa jak pieprzona niewolnica.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - wymruczałam i zagryzłam mocno dolną wargę. Zaraz po tym Charlie przeniósł usta na mój brzuch, zostawiając na skórze mokre, czerwone ślady. 

Cały czas pojękiwałam, czułam ogromne podniecenie, takie jakiego jeszcze nigdy nie doświadczałam. Jednocześnie wiedziałam, że było w nim coś nienaturalnego, coś wymuszonego, jednak mój mózg nie był w danym momencie na tyle sprawny, by wyjaśnić to w jakiś w miarę logiczny sposób. Był nastawiony na odbieranie przyjemności i to też robił.
Bronson jednym ruchem ręki zerwał mi czerwony stanik i dobrał się do obnażonych piersi. Ściskał je, masował, ssał, kąsał, wykręcał. Robił z nimi wszystko, co wywoływało u mnie rozkosz, ale też i ból, jednakże ten nie był odbierany przez mój organizm tak jak zwykle. W jakiś niesamowity sposób zamieniał się w niewysłowioną przyjemność, coś co niezwykle mnie podniecało. Mnie i mojego partnera, który po pozbawieniu nas obojgu dolnej części garderoby, zanurzył we mnie swoją męskość z taką siłą, że uderzyłam głową w oparcie, do którego przywiązane były moje górne kończyny. Jęknęłam tak głośno i przeciągle, że echo tego dźwięku dzwoniło mi w uszach przez kolejne dwie minuty...
  
C.D.N 
......................................
Tytuł rozdziału: Jesteś odpowiednim rodzajem grzesznika do uwolnienia mojej wewnętrznej fantazji. 

 
        - O polskich korzeniach Mary wspominałam już dwa razy, w tym rozdziale zrobiłam to po to, by pokazać ignorancję Amerykanów, bo taką miałam ochotę. A tak w ogóle, to może już o tym pisałam, ale chcę napisać jeszcze raz: King nie ma polskich korzeni przez wzgląd na mój patriotyzm, po prostu kiedyś opisując święta, urządziłam im wigilię, zapominając, że ani w Stanach, ani we Francji tego nie ma, więc na szybkiego wplątałam tego dziadka Polaka i kultywowanie jego tradycji narodowych przez Heather.
        - Rozdział, jak większość z etapu Cisza przed burzą, płytki, lekki i obrzydliwie prostacki. Mogę jednak napisać, że końcówka drugiej części będzie już w nieco innym tonie, podobnie jak rozdział siedemdziesiąty dziewiąty. Tak więc wytrzymajcie jeszcze troszkę, bo od osiemdziesiątki jedynki zaczną się już zupełnie inne klimaty :).  

12 komentarzy:

  1. Piękny styl życia mają Ci ludzie :D Mary na haju to nic nowego. Charlie - ten chłopak jest popieprzony, ale lubię go. Na początku jak ściągnął pasek ze swoich spodni myślałam, że chce ją uderzeyć, ale naszczęście to tylko mój głupi łeb. Chodź strasznie mi się wydaje, że jednak będzie tak, że on zacznie ja bić zostawi ją będzie ja oczerniał i tak dalej. Lubię go, ale jest cholernie nie pewny. Nie wiem ile on ma lat, ale na prawdę zachowuje się jak kompletny dzieciak. Impreza, pieprzenie się przy wszystkich ludziach mój boże. Biedna ta Mary. No i jeszcze kawał, który urządził jej Charlie ( za co ja osobiście bym zabiła na miejscu :D ). Ale ogólnie megaa mi się podobało wszystko ładnie pięknie. Jestem ciekawa tych dalszych rozdziałów bo napisałaś, że koniec z takim czymś. Jestem chyba na prawdę za bardzo zboczona bo to wszystko mi się strasznie podobało :D Dobry rozdział, nawet bardzo dobry, więc nie dołuj mi się tu więcej i nie gadaj, że coś może być nie fajne skoro tobie wszystko pięknie wychodzi! Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział bo coś mi się wydaje, że CHarlie zrobi jej krzywdę. Tak więc z rozdziału na rozdział coraz lepiej, piękniej i wgl <3 I bardzo dobry rodział, ale to już pisałam więc już kończę te wywody. Czekam na kolejny rodział meega niecierpliwie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Charlie ma 27 lat, w rozdziale 73 Mary nadzorowała jego przyjęcie urodzinowe :). Cieszę się, że właśnie tak go odbierasz, bo na tym mi zależało, by czytelnik nigdy nie był pewien jego następnego kroku.
      Tak, ten kawał by naprawdę okropny, ale wydał mi się być taki bardzo w stylu Bronsona i ludzi jego pokroju.
      Druga część tego pojawi się, jak dobrze pójdzie, w przyszłym tygodniu :)

      Usuń
  2. Ładny kawał Bronson odwalił koleżance... też bym się wkurwiła. Ciekawi mnie ten motyw z Johnnym- BARDZO MNIE CIEKAWI. Wydaje się, że dobry z niego chłopak... ale jak to w życiu najczęściej bywa niestety, głupie baby zwykle wybierają tych niegrzecznych chłopców a później... a później jest później.
    Jak zwykle, nic nowego nie napiszę, rozdział mi się podobał bo bez żadnego problemu weszłam w wyimaginowany świat a to dla mnie wskaźnik niezawodny. Czasami jak coś czytam to wręcz się męczę nad tym, żeby się skupić i nie zgubić wątku. Z Twoimi rozdziałami nie ma takiego problemu nigdy, od pierwszego słowa znika realny świat a tego mi w tej chwili potrzeba BARDZO, odcięcia.
    Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W drugiej części będzie go troszkę więcej ;)
      W takim razie bardzo się cieszę, że mogłam Ci w jakimś stopniu, chociażby chwilowo pomóc :)

      Usuń
  3. Rzadko kiedy to robię od razu (przynajmniej od dłuższego czasu), ale stwierdziłam, że mam teraz chęć i wenę do napisania komentarza. Chociaż jest już późno i jestem troszkę zmęczona, to chcę to zrobić:)
    Bardzo mi przypadł do gustu ten rozdział ( Ty to mnie jednak troszeczkę znasz:P), ale oczywiście nie tylko ze względu na wiadome sceny ( wychodzi ze mnie okropny zboczuszek:P).
    Jak już kiedyś napisałam, Charlie to osoba, która nie liczy się z uczuciami innych, chociaż troszkę zaskoczył mnie tymi przeprosinami. Ok, zaczynam kręcić, idę od początku.
    Kolejna osoba mówi Mary, że to dziwne, że jest z wokalistą. A to już moim zdaniem coś znaczy. Tyle, że Mary jest pod wpływem narkotyków i alkoholu, więc nie bierze tego na poważnie. Dzika impreza, aż widziałam ją oczami wyobraźni. Zaskoczyłaś mnie tym opisem tańca i tego, co Mary robiła z tą dziewczyną. Być może dlatego, że dawno już czegoś takiego tutaj nie było. Do tego przypałętał się Charlie i voila, wylądowali na kanapie. Jednego żałuję. A mianowicie, że nie opisałaś bardziej walki o majtki, to byłoby zabawne:d
    Pobudka taka, że nie zazdroszczę Mary. Jak wspominałam na forum pod fragmentem, sądziłam, że na serio zaszła jakaś orgia. Tylko, że czytając teraz, w miarę jak Charlie to opowiadał, im więcej szczegółów podawał, coś zaczęło mi mówić, że jednak to może się nie wydarzyło. I miałam rację, wkręcili ją. Dobrze, bardzo dobrze, bo jednak gdyby to okazało się prawdą, przestałabym lubić Charlie'go. Co prawda chłopak nie jest jakimś wybitnym facetem, ale jego postać jest fajnie wykreowana. Typowy rockmen, w stylu sex, drugs and rock&roll. Złość Mary jak najbardziej słuszna, ja sama bym za to zabiła. Żarty żartami, ale są pewne granice, których jak widać Charlie nie zna lub uwielbia przekraczać.
    Jednak jak wspomniałam szybciej, zaskoczył mnie przeprosinami. Wydawały mi się szczere, a jednocześnie nieco urocze, chociaż to słowo raczej w słowniku wokalisty nie istnieje. I dziki seks ze związanymi rękami. Podejrzewam, że gdyby Mary nie była odurzona, to by się jej nie spodobało. A może to tylko moje odczucia.
    A teraz powiem kilka słów od siebie. Zżyłam się z Twoimi opowiadaniami. Od jakiegoś czasu staram się pisać takie komentarze, żeby powiedzieć wszystko, co mam do powiedzenia na temat rozdziału. Zresztą jak zaczynam pisać, czasami ciężko skończyć, bo myśli biegną. Ale nawet gdybym takich nie pisała, zawsze starałabym się napisać chociaż kilka słów, byś wiedziała, że nie zapomniałam, że jestem i że czytam. Wiem, jakie to koszmarnie ważne. Poza tym, jak miałabym cię zostawić? Sama mnie wspierasz, wielkokrotnie pomogłaś, pomagasz nadal, więc jak? Lubię tu być i jeśli tylko będę mogła, to będę dalej. Choćbym miała napisać tylko kilka słów, postaram się wejść i to zrobić. By być. Dziękuję za dedykację:* I za słowa, że przywracam wiarę w ludzi, bo w stosunku do Ciebie czuję to samo. Jeszcze raz dziękuję, a teraz uciekam spać:) I do następnego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej doceniam poświęcenie ;)
      I tak właśnie czułam, choć jak zwykle były drobne wątpliwości, ale nieważne ;P Ty jesteś tu naszym naczelnym zboczuchem, mój guru wiadomych scen!
      Też tego żałuję, ale niestety nie miałam na nią konkretnego pomysłu, a nie chciałam nic na siłę wymyślać.
      Tak, te szczegóły były momentami bardzo naciągane i takie samczo-obleśne, ale o to właśnie chodziło, by pokazać, jakim prymitywem w tej kwestii jest Bronson :)
      Cieszę się, że tak uważasz. Charlie jest bardzo stereotypowy, ale właśnie o to mi chodziło ;)
      Man, jako jedyna zauważyłaś tę zależność, a przynajmniej jako jedyna uwzględniłaś to w komentarzu :)
      To naprawdę szalenie miłe i ja to bardzo doceniam i bardzo za to dziękuję ;*

      Usuń
  4. Na początku myślałam, że Mary i Sally będą robić coś innego w tej łazience...tak, tak, wiem, jestem zboczona :D Hm, właściwie zastanawia mnie, czemu Charlie związał się z Mary, skoro interesował go tylko przygodny seks... W ogóle oni są szaleni. Nie wiem, czy to kwestia narkotyków, ale Mary bez narkotyków też jest szalona, chociaż w trochę inny (może bezpieczniejszy?) sposób. Ale i tak cholernie lubię jej postać. Za to co do Charliego, to mam mieszane uczucia...sama nie wiem dlaczego. Chyba po prostu uważam, że nikt nie zastąpi Jareda... I mam też wrażenie, że on traktuje Mary jak swoją zabawkę, co niekoniecznie mi się podoba. Ta akcja z tą zmyśloną historyjką i markerem...chyba bym zabiła za coś takiego. Jak on mógł zrobić coś takiego z moją Mary? ;p Nie dziwię jej się, że wpadła w taką wściekłość.
    Przy słowach "Było nam razem tak cholernie dobrze..." rozpłakałam się. Naprawdę tęsknię za Jaredem i Mary, razem, będących w związku, świetnie się bawiących. I nawet jeśli wiem, że później będą znowu razem, to i tak strasznie przeżywam ich rozstanie. Widzisz, jak potrafisz zadziałać na moje uczucia tym, co piszesz? Manipulujesz nimi :D Ale taka rola pisarza.
    Brawo dla Mary, że leczyła kaca tabletkami i alkoholem. Ona rządzi xD A ten bukiet kwiatów bardzo mnie zaskoczył...aż chciałam cofnąć to, co napisałam powyżej o Bronsonie. Ale później zaczął tę gadkę, że uważa, że mogłaby to zrobić nawet na trzeźwo i wróciłam do swojej poprzedniej oceny jego osoby. Choć muszę przyznać, że pomysł z tymi napisami był uroczy i chyba nawet mnie by tym złamał i udałoby mu się tym mnie przeprosić. A mnie ciężko jest przeprosić.
    Scena erotyczna jak zwykle mi się podobała, tym bardziej, że miała delikatne elementy BDSM, a...nie, tego nie powiem, bo wyjdę na takiego samego pierdolonego zboczeńca jak Charlie ;D
    Wcale nie uważam, że ten rozdział jest marny czy prostacki, ale pewnie i tak nie uda mi się Ciebie przekonać, bo jak już się na coś uprzesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że czułam, że wiele osób tak pomyśli? Bo na to się w sumie zapowiadało.
      Myślę, że Mary z narkotykami i Mary bez nich to zupełnie inna osoba, ale nie będę się tu wynurzać, interpretacje pozostawiam czytelnikom :)
      Bardzo się cieszę, że jednak jakoś tam na kogoś potrafię zadziałać, choć pisarzem to bym się nie nazwała.
      Bo Mary jest inna :D
      To dokładnie te napisy skruszyły Mary, bo to faktycznie jest takie urocze.
      Dziękuję, że mi tego oszczędziłaś, wiesz, jak działa na mnie chwalenie się życiem erotycznym :D
      Nie jestem w sumie aż tak bardzo przekonana do jego marności, wręcz przeciwnie, podoba mi się. Te przymiotniki bardziej oddawały tematykę niż wykonanie. Porównałam je z tym, co będzie później i te motywy wychodzą na tle tamtych na bardzo płytkie :)

      Usuń
  5. Kocham sposób na kaca według Mary haha :) Dobry rozdział, czekam na kolejną część!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Mary to Mary :D Cieszę się, Twój komentarz zdecydowanie przyspieszył jej publikację :)

      Usuń
  6. Czekałam i czekałam na nowy rozdział, że aż się zapomniałam i nie wpadałam do Ciebie bardzo długo, a tu proszę bardzo, nowa część [genialna!] i kolejna już niedługo. Nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jednak sobie przypomniałaś i że rozdział się spodobał ;)

      Usuń