Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy. Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

wtorek, 8 stycznia 2013

79. You promise me heaven then put me through hell CZĘŚĆ I

        Rano, kiedy oboje zdaliśmy sobie sprawę z tego, że użyta minionej nocy przemoc była zbędna, wymieniliśmy szczere przeprosiny i zdecydowaliśmy się na wspólną kąpiel bez absolutnie żadnego podtekstu erotycznego. Żadne z nas nie miało nawet najmniejszej ochoty na seks. Nie wiedziałam, z czego wynikała jego chwilowa awersja, wiedziałam tylko, że moją wymusił silny ból całego podbrzusza i samej waginy. Narkotyki i przemoc łóżkowa nie były najlepszym połączeniem i nigdy nie kończyły się niczym dobrym.
- Będę miała sporego siniaka - rzuciłam, przyglądając się swojemu odbiciu w lekko zaparowanym lusterku. Ostrożnie dotknęłam spuchniętego kącika ust i głośno syknęłam.
- No i po co to ruszasz?
- Twoja facjata też nie wygląda za dobrze - odpowiedziałam, przyglądając się dolnej wardze Charliego. Znaczą jej część zajął spory obrzęk, w kąciku tworzył się żółtawy siniak.
- Wiem, w dodatku naruszyłaś mi zęba.
- Wybacz.
- Wybaczam. Swoją drogą masz porządny cios, trenowałaś kiedyś boks?
- Tylko gimnastykę i balet.
Bronson pokręcił głową, cichutko się przy tym śmiejąc.
- Czemu się śmiejesz?
- Po prostu nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego, że taka dzikuska jak ty mogła tańczyć w balecie. Znałem jedną baletnicę, była w chuj zdyscyplinowana i zrównoważona, nie to co ty.
- No wyobraź sobie, że ja też kiedyś taka byłam - oznajmiłam, związując włosy z tyłu głowy.
Powoli zaczynały się przetłuszczać, wypadałoby je umyć.
- Nie wierzę.
- No to uwierz.
- Chodziłaś jak w zegareczku i żyłaś według ściśle określonych zasad? Katowałaś się godzinnymi treningami i byłaś na rygorystycznej diecie?
- Mniej więcej. - Podrapałam się w kark, po czym zakręciłam ciepłą wodę płynącą z metalowego kranu. Sięgała połowy wanny. Niepewnie zanurzyłam w niej czubki palców lewej stopy. Nie czując żadnego parzenia, wsadziłam doń całą nogę, a potem resztę ciała. Charlie zrobił to samo, zajmując miejsce tuż za mną.
- Dobrze, że zdecydowałaś się na tatuaże. Im mniej blizn, tym lepiej się prezentujesz. Szkoda tylko, że nie zakryliście tej na łopatce. - Tu jego palce dotknęły prawej strony moich pleców.
- Zakryjemy.
- Od czego w ogóle ją masz?
- Od cygara - odpowiedziałam, ochlapując ramiona przyjemnie ciepłą wodą.
- Od cygara?
- Ojciec zgasił jedno na moje skórze.
- Jezu Chryste. - Wzdrygnął się tak, jakby to właśnie jego ktoś oparzył. - To jakiś pierdolony sadysta.
- A żebyś wiedział.
- Nie rozumiem, jak mógł tak oszpecić tak piękne ciało.
- Obwiniał mnie o śmierć mamy.
- Popaprany facet. - Charlie przesunął palec po moim ramieniu. 
Zaskoczyła mnie jedna rzecz, fakt, że nie zapytał o śmierć mojej mamy. Nie interesowało go to, jak zginęła i jakie mój ojciec miał podstawy ku temu, by winić za to mnie. 
- Tak w ogóle, to dlaczego nie pomyślałaś wcześniej o tym, żeby zakryć te blizny?
- Myślałam i to nie raz, mówiłam ci przecież.
- Więc dlaczego tego nie zrobiłaś? - Oderwał górną kończynę od mojego ciała i przejął leżącą na rogu wanny kostkę kremowego mydła.
- Bo Jared uznał, że nie powinnam. Uważał, że te blizny są częścią mojej osobowości, pokazują, co przeszłam, mówił, że dodają mi piękna.
- I ty mu uwierzyłaś? - rzucił niemal drwiącym tonem.
- Tak, bo niby dlaczego miałby mnie okłamywać?
- Chociażby z zazdrości. Nie chciał, żebyś pozbyła się blizn, bo bał się, że bez nich będziesz jeszcze bardziej atrakcyjna i ktoś cię mu sprzątnie sprzed nosa.
- Nie prawda, nie znałeś go. Nie wiesz, co nas łączyło.
- Mary, jaka ty jesteś naiwna. Kto jak kto, ale ty powinnaś znać naturę ludzką.
- Pieprzysz.
- No chyba nie powiesz mi, że Jared był twoim wymarzonym księciem i kochał cię ponad wszystko?
Zaczynałam się denerwować, Charlie wyraźnie kpił sobie z Leto i z tego, co mnie z nim łączyło. Nie podobało mi się to.
- Właśnie, że tak.
- No to dlaczego jesteś teraz ze mną, a nie z nim? Skoro byliście w sobie tak zakochani, dlaczego nie jesteście już razem, co?
- To długa historia - odpowiedziałam, starając się zachować zimną krew i utrzymać nerwy na wodzy.
- Ja mam czas. - Bronson zmył z ciała delikatną pianę i położył dłonie na moich ramionach. - No opowiadaj, kociaku, chętnie posłucham o swoim poprzedniku i jego wielkiej pale. - Zaśmiał się, czym znacznie podniósł mi ciśnienie.
- I tak byś tego nie zrozumiał - warknęłam i wstałam z miejsca, szybko, a jednocześnie ostrożnie opuszczając wannę.
- Nie, no, obraziłaś się? - Na jego mokrej twarzy zagościł wredny uśmieszek, w głosie usłyszeć można było irytujące roześmianie.
- Tak, obraziłam się.
- Proszę, proszę, jaka delikatna.
- Wiesz co? Pierdol się, Charlie. - Zmarszczyłam złowrogo czoło i zacisnęłam mocno szczękę.
- Sama się pierdol. Nawet nie można z tobą normalnie pogadać. To jednak prawda, co mówią, babki najlepiej się pieprzy.
- Kutas. - Okryłam się szorstkawym ręcznikiem i trzaskając głośno drzwiami, weszłam do centralnej części motelowego pokoju.
Nienawidziłam, kiedy włączał mu się tryb pierdolonego cynika pieprzącego od rzeczy. Wygłaszał wtedy te swoje szowinistyczne teorie na temat roli kobiet w życiu mężczyzn, od których chciało mi się rzygać. Włączał tym we mnie silną, nieokiełznaną chęć mordu lub brutalnej kastracji.
Zdecydowanie wolałam go na haju, wtedy przynajmniej nie był aż tak nieznośnym dupkiem.
        Pełna negatywnych myśli i wyzwisk, które miałam ochotę rzucić w stronę Bronsona, ubrałam się w ciuchy z poprzedniego dnia i rzuciłam na łóżko, biorąc do ręki pilota.
Miałam wielką ochotę poczytać jakąś książkę, jednak żadnej ze sobą nie zabrałam, Bronson też nie, więc pozostawały mi odmóżdżające seriale i płatne kanały porno, albo lokalna gazeta, w której nie było niczego, co by mnie zainteresowało. Wybrałam serial.
Bez większych pokładów zainteresowania przyglądałam się brawurowym pościgom ulicami Miami, w tym czasie Charlie opuścił łazienkę.
- Za tego kutasa powinienem się na ciebie obrazić - rzucił, stając przed ekranem telewizora.
- No to się obrażaj, mam to gdzieś. I odsuń się, bo mi zasłaniasz.
- Przecież wiem, że nie lubisz tego serialu, więc nie udawaj, że interesuje cię bardziej niż ja. - Jego ton był już zupełnie inny niż parę chwil wcześniej. Nie było w nim tej podłej drwiny. Zniknęła też ona z jego opuchniętej twarzy.
- Nie udaję.
- Oj, Mary, nie bądź taka obrażalska.
- Bez powodu się nie obrażam. I po raz drugi proszę, odsuń się.
Pokręcił głową, głośno cmoknął i odwrócił się do mnie plecami. Zanim zdążyłam jeszcze raz powiedzieć, żeby przesunął łaskawie swoje cztery litery, odwinął zawiązany na biodrach ręcznik i zaczął poruszać tyłkiem niczym rasowy tancerz. Mimowolnie zachichotałam.
- Śmiejesz się z mojego seksownego tyłeczka? - zapytał zabawnym tonem, przygryzając dolną wargę, co wnioskując po jego minie, musiało go odrobinę zaboleć. - Popatrz tylko, jak nim ruszam. W szkole dla balerinek tego nie uczą. Zżera cię zazdrość, tancereczko od siedmiu boleści? Chciałabyś mieć takie ruchy.
- Tobie już całkowicie odwaliło. - Pokręciłam głową, starając się zapanować nad śmiechem, który przeciskał się do mojego gardła. Nienawidziłam, kiedy ktoś rozśmieszał mnie w momencie, gdy byłam na niego zła.
- Zazdrościsz mi i tyle. - Podskoczył i w mgnieniu oka obrócił się do mnie przodem. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był wprowadzony w ruch penis. Wykrzywiłam twarz w teatralnym obrzydzeniu.
- Błagam, litości!
- To jeszcze nic, poczekaj aż się rozkręcę.
- Nie, ja nie chcę na to patrzeć! - Chwyciłam leżącą obok poduszkę i zakryłam nią twarz. Mimo to Charlie nie zaprzestał swoich popisów, wręcz przeciwnie, rozkręcał się coraz bardziej. Wnioskowałam to po tym, że wydawane przez niego dźwięki były coraz wyraźniejsze, zbliżał się do mnie.
- Charlie, oblechu, przestań.
- Za nic.
Materac się poruszył, łóżko zaskrzypiało. Właśnie na nie wskoczył. Rozstawił nogi i stanął nade mną, po czym zaczął się powoli obniżać. W końcu był już tak nisko, że jego penis dotknął mojego brzucha.
- Fuuuuuuj!
Zaśmiał się tylko i wyrwał poduszkę, którą tak kurczowo ściskałam w dłoniach.
- Ja nie chcę na to patrzeć!
- Chcesz, chcesz. I raz, i dwa, whoah! Dalej się gniewasz? - dodał, gdy wymusił na mnie otworzenie oczu.
- Tak.
- W takim razie muszę dalej tań...
- Nie! - przerwałam mu. - Już się nie gniewam, tylko błagam, nie tańcz więcej!
- Zawsze działa. - Uśmiechnął się szeroko i złożył soczysty pocałunek na moich ustach, co obojga nas zabolało. - No tak, zapomniałem o tych siniakach.
- Pieprzyć siniaki. - Przyciągnęłam go z powrotem, muskając namiętnie jego wargi.
Miał w sobie coś takiego, jakiś specyficzny urok, który sprawiał, że nawet kiedy wkurwiał mnie jak nikt inny na świecie, nie potrafiłam się na niego długo gniewać i koniec końców byłam gotowa mu się oddać, nawet mimo odczuwanego dyskomfortu fizycznego.
- Moja obrażalska tancereczka ma ochotę się zabawić? - wydukał między pocałunkami.
- Jak zwykle.
Już mieliśmy rozpocząć drobną grę wstępną, gdy do naszych uszu doszło głośne pukanie.
- Olej to - rzucił z przyspieszonym oddechem i zaczął rozpinać guziki jeansowej spódniczki.
Stukanie się nasiliło.
- Bronson, wiem, że tam jesteś, musimy pogadać - rzucił zniecierpliwiony Clark.
- Teraz jestem zajęty, pogadamy później!
- Nie ma żadnego później, musimy pogadać teraz!
- Co za namolny palant - warknął pod nosem i odsunął się ode mnie. - Nigdzie nie idź, zaraz tu wrócę. - Przycisnął swoje wargi do moich i udał się w stronę drzwi, za którymi stał poirytowany Benett. Obaj za nimi zniknęli, a ja zmieniłam swoją pozycję na półleżącą i by nie wybić się z odpowiedniego nastroju, który naszedł mnie zupełnie niespodziewanie, wyłączyłam grający dosyć głośno telewizor i wbiłam wzrok w pomalowany na biało, przecięty niemal niewidoczną kreską sufit. Wodząc palcami po lewym udzie, czekałam na swojego partnera.
Mimo niezbyt przyjemnego uczucia w kroczu, zamierzałam się z nim kochać. Nie miałam pojęcia, co zrodziło to nagłe podniecenie i jak on to w ogóle robił. Pomimo wcześniejszej wściekłości, byłam w stanie zapomnieć o bólu, byle tylko dać mu rozkosz. Czy to było normalne? A może on znów mnie czymś naszprycował? No, ale niby czym i jak? Może miał coś na wargach lub języku? Nie, to odpadało, byłam na sto procent trzeźwa, choć w sumie nie mogłam mieć tej pewności. Przez niemal nieustanne branie narkotyków i picie alkoholu miałam problemy z rozróżnianiem stanów, w jakich się znajdowałam. Różnica pomiędzy byciem w pełni świadomą, a byciem zamroczoną przez różnego typu substancje robiła się coraz mniej wyraźna, zacierała się. To nie było nic dobrego. Chociaż... Sama już nie wiedziałam, jak na to wszystko patrzeć. Może powinnam była po prostu mniej myśleć? Tak, to była doskonała myśl - nie myśleć.
Tę chaotyczną refleksję przerwał mi odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Przeniosłam wzrok w ich stronę i zobaczyłam Charliego. Zdecydowanie utracił swój znakomity humor.
Zmieniłam pozycję na siedzącą i posłałam mu pytające spojrzenie. Zignorował to. Pełen wściekłości chwycił leżące na szafce nocnej papierosy i po odpaleniu jednego z nich usiadł na brzegu łóżka, przecierając twarz drżącą dłonią.
- Coś się stało? - zapytałam tonem pełnym troski.
- A nie widać?! - odburknął mi w ten sam sposób, co kilka dni wcześniej, kiedy to chciałam mu pomóc, gdy ten źle się poczuł.
- No właśnie widać. Co się stało?
Zamiast odpowiedzieć mocno się zaciągnął, uderzając prawą stopą w podłogę. Lewą rękę oparł o kolano i podparł na niej głowę. Zrobiło mi się go żal, chciałam go jakoś pocieszyć.
- Skarbie, nie złość się, złość piękności szkodzi. Połóż się, a ja się tobą zajmę. Zobaczysz, za pięć minut będziesz jak nowo narodzony i natychmiast zapomnisz o problemach. - Położyłam mu dłonie na ramionach i zbliżyłam usta do jego twarzy. Wtedy też zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam, silnym ruchem złapał mnie za policzki.
- Czy ty zawsze musisz być tak kurewsko namolna?! - wycedził ostrym tonem prosto w moją twarz. Drobinki jego silny opryskały moją skórę, palce coraz mocniej i boleśniej się w nią wbijały. Zadrżałam. - Nie widzisz, że nie mam ochoty na twoje pierdolone towarzystwo?! A jak tak bardzo chcesz się czymś zająć, to zajmij się swoją rozjebaną pizdą!
Do oczu napłynęły mi łzy, kolejna fala mokrych drobinek rozprysnęła się na mojej twarzy, zaciśnięta na niej dłoń odepchnęła mnie do tyłu. Zszokowana wbiłam przerażony wzrok we wściekłego mężczyznę.
- Przestań się tak na mnie gapić, do cholery! - Uderzył pięścią w materac tak mocno, że aż podskoczyłam. Przerażona nie na żarty szybko z niego zeszłam i  ruszyłam w stronę drzwi.
Jakim cudem w tak krótkim czasie aż tak bardzo zmienił się jego nastrój? Dlaczego potraktował mnie w taki sposób? Przecież kilkanaście minut wcześniej sam robił wszystko, by zwrócić na siebie moją uwagę.
Nie rozumiałam go, nie rozumiałam go ani trochę, nie rozumiałam też tego, co do mnie czuł.    
Nie miałam już absolutnie żadnego pojęcia, na czym opierał się nasz związek. Nie wiedziałam, czy on mnie kochał, pragnął czy nienawidził. To wszystko było tak kurewsko popaprane, że nie byłam w stanie ogarnąć tego rozumem.
        Roztrzęsiona zeszłam ze schodów, na których najniższym stopniu siedział Roy. Podobnie jak Charlie, był okropnie zdenerwowany. Wypuszczał nierówno dym nosem, a trzymany między jego palcami papieros drżał niczym osika na silnym wietrze. Rzucił mi przelotne spojrzenie i przesunął się w bok, robiąc mi tym miejsce na swobodne przejście.
Mając w głowie reakcję Charliego, nawet nie spytałam go, co się stało, po prostu poszłam przed siebie, sama nie wiedząc, dokąd tak naprawdę zmierzałam. 
Stawiałam wolne kroki, wycierając co chwila płynące po obolałych i zapewne zaczerwienionych policzkach łzy.
To był już drugi raz, kiedy to padłam ofiarą jego ataku szału. Tłumaczyłam to sobie tym, że to artysta, więc łatwo ulegał emocjom i ich nie kontrolował, ale jednocześnie przypominała mi się rozmowa z Lisą, to wyznanie, że bił swoją żonę. 

Tam od razu biłem. Uderzyłem ją raz po pijaku i tyle, a ta od razu wyniosła się do mamuśki i razem zrobiły aferę na całą rodzinę.  
Nie wiedziałam już, co myśleć, czułam się tym wszystkim przytłoczona.
A miało być lepiej, wszystko miało się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni...
        Idąc dalej, poczułam nagłe zderzenie z czymś dosyć miękkim. Tym czymś okazał się być Johnny. Tak samo jak koledzy z zespołu, był wściekły jak osa.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię - rzucił zdezorientowanym tonem, patrząc na mnie jakby nieobecnym wzrokiem.
- Ja ciebie też.
- Taki dzień chujowaty. Muszę odreagować to mocną kawą. Też się napijesz, bo z tego, co widzę, również masz nie najlepszy nastrój? - Uniósł brwi w pytającym spojrzeniu i wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek higienicznych.
- Mogę się napić. - Przejęłam od niego białe jednorazówki i oboje ruszyliśmy w kierunku znajdującej się po drugiej stronie ulicy kawiarni.




***



        - Kłopoty w raju? - zapytał Sevil, gdy oboje ściskaliśmy w dłoniach parujące kubki.
- Jak widać... Nie, nie chodzi o tego siniaka, to było w ramach seksu - dodałam szybko, gdy zorientowałam się, że basista uważnie przygląda się moim ustom. - Jak wrócił z rozmowy z Clarkiem, chciałam go pocieszyć, a on zaczął mnie wyzywać. Nie uderzył mnie, złapał tylko za twarz i odepchnął. Po prostu strasznie zbił mnie tym z tropu, bo jeszcze chwilę wcześniej chciał się ze mną kochać. Tańczył, żeby mnie rozśmieszyć, a potem... - tu przerwałam, pociągając nosem. - Nie powiedział nawet, o co chodzi, co się stało.
- Chcą nam rozwiązać kontrakt.
- Słucham? - Spojrzałam na Johnny'ego zaskoczona.
- Wytwórnia chce rozwiązać naszą umowę. W zeszłym miesiącu minął termin, do którego mieliśmy wydać nową płytę. Szefowie wyłożyli sporo kasy na naszą trasę, a niestety, póki co, nic się nie zwraca, plus większa część budżetu, która miała iść na noclegi, poszła na narkotyki i wygląda na to, że przez resztę trasy będziemy musieli spać w autobusie. Jesteśmy wściekli, bo wiemy, z czym wiąże się niedotrzymanie warunków umowy. Nie dość, że stracimy kontrakt, to jeszcze będziemy musieli płacić karę. Charlie się wkurwił, bo Clark nic mu nie powiedział o upomnieniach z góry. Ostro się pokłócili, Benett stwierdził, że największa wina leży po stronie Bronsona, bo to on przepieprzył wszystkie pieniądze.
- No to nieciekawie - rzuciłam, patrząc na przyjaciela ze współczuciem w oczach.
- W chuj nieciekawie. Wszystkich nas to wkurwiło, ale Charliego najbardziej. Nie żebym go usprawiedliwiał czy coś, ale powinnaś spojrzeć na niego nieco łaskawszym okiem. Na pewno nie chciał zrobić ci celowo przykrości czy krzywdy, po prostu jest bardzo impulsywny i w takich sytuacjach niezbyt nad sobą panuje.
- Zauważyłam. - Westchnęłam głęboko i upiłam kolejny łyk gorącego, gorzkiego napoju.




 ***




        - Zazdroszczę cię, też chciałabym tak grać - rzuciłam, kiedy tylko Johnny położył swoją gitarę akustyczną na przykryty kołdrą materac.
- Lata praktyki. Najważniejsze są ćwiczenia. Jak człowiek nie ćwiczy, to nawet jeśli jest urodzonym geniuszem, nigdy nie dojdzie do wprawy. Widzisz, ja wychowywałem się na kompletnym zadupiu, gdzie jedyną rozrywką była szkółka niedzielna, nie miałem zbyt wielu przyjaciół, po szkole cierpiałem na nadmiar wolnego czasu, więc zacząłem grać, mimo iż nie miałem w rodzinie żadnego muzyka. Z pewnością nie posiadałem naturalnych predyspozycji, po prostu nauczyłem się grać i tyle. - Uśmiechnął się łagodnie i odpalił papierosa.
- A u mnie jest odwrotnie; moja mama była skrzypaczką, mam naturalne zdolności muzyczne, ale za to brakuje mi czasu, chęci i sposobności na to, by je rozwijać.
- Z tym ostatnim to bym się kłócił. Jesteś w trasie z zespołem rockowym, to chyba idealna sposobność ku temu, by nauczyć się na czymś grać.
- No niby tak... - Zagryzłam lekko dolną wargę i podobnie jak Sevil chwilę wcześniej, odpaliłam papierosa. - W sumie to kiedyś mój były chłopak dawał mi lekcje gry na gitarze, ale niezbyt regularnie.
- Jeśli chcesz, mogę cię trochę podszkolić, nauczyć paru technik i w ogóle.
- Poważnie? - Uniosłam brwi w ożywionym spojrzeniu i uśmiechnęłam się szeroko, chyba pierwszy raz od porannego incydentu z Charliem.
- Poważnie. To jak, chcesz?
- Jeszcze się pytasz? Pewnie, że chcę!
- No to bierz gitarę i jedziemy.
Już miałam układać  palce na gryfie zgodnie z wskazówkami Johnny'ego, gdy oboje usłyszeliśmy głośne pukanie. Klamka się ruszyła, drzwi skrzypnęły i stanął w nich Bronson w zdecydowanie lepszym nastroju niż wcześniej.
Mimo iż po rozmowie z Sevilem spojrzałam na to, co zaszło kilka godzin wcześniej zupełnie innym okiem, od tamtej pory nie zamieniłam z Bronsonem ani słowa. Ba, nawet się z nim nie widziałam. Po wypiciu kawy i zjedzeniu kawałka piernika udałam się razem z Johnnym na krótki spacer, po którym znaleźliśmy się w jego pokoju i oddaliśmy granej przez niego muzyce. Charlie nie wiedział, jaki był mój stosunek do tego wszystkiego, pewnie myślał, że byłam na niego śmiertelnie obrażona. W sumie to mnie to cieszyło, bo fakt, iż zrozumiałam i wybaczyłam mu jego postawę, nie oznaczał, że ją akceptowałam i nie liczyłam na chociażby minimalne zadośćuczynienie. Uważałam, że mimo wszystko należało mi się jakieś głupie przepraszam.
- Tak myślałem, że będziecie tu razem i cieszę się, że jednak nie robicie tego, co myślałem, że robicie - zażartował, choć ów żart nie wyszedł z jego ust tak naturalnie jak zwykle. Wciąż słychać było w jego głosie jakąś cząstkę gniewu, który w ciągu kilku godzin zamienił się w mniej szkodliwe dla otoczenia, a szczególnie dla mnie, podenerwowanie i zmęczenie sytuacją i nerwami.
- Nie ciesz się na zapas, zdążyliśmy się ubrać kilka minut temu - odpowiedziałam mu najbardziej obojętnym tonem, na jaki tylko było mnie stać.
- Mary... - Przechylił głowę i uniósł nieznacznie lewy kącik ust, co podobnie jak rano, wywołało u niego ból. Zobaczyłam to w jego oczach i grymasie, który przecinał jego twarz przez zaledwie sekundę. - Ja wiem, że jesteś na mnie zła, ale nie musisz mnie dobijać, i tak już jestem całkowicie powalony na ziemie, a leżącego się nie kopie.
- W domu co prawda nauczono mnie czegoś innego, ale niech ci będzie - tym razem to ja wysiliłam się na żart, który, wnioskując po lekkich uśmiechach dwóch muzyków, nawet mi wyszedł.
Charlie zamknął za sobą drzwi i usiadł na brzegu łóżka tuż obok Sevila.
- Cieszę się, że jesteście tu razem, bo mam sprawy do was obojgu. Najpierw Johnny.
- Mam wyjść? - zapytałam niepewnie, opierając łokieć na pudle trzymanej gitary.
- Nie, to będzie sprawa biznesowa. - Uśmiechnął się blado i wyciągnął dłoń w stronę centrum łóżka, gdzie się znajdowałam. Koniuszki jego palców musnęły delikatnie moje kolano.
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam zupełnie innego człowieka niż pięć godzin wcześniej.
Takie samo spojrzenie gościło w jego oczach, gdy opowiadał mi o swoim dzieciństwie, tyle że pozbawione zostało obecnego wtedy gniewu. Sam smutek z odrobiną wygasającej już frustracji.
Takiego lubiłam go najbardziej, choć tak niezwykle rzadko miałam okazję go takim widywać. Zwykle albo był naćpany, albo skrajnie cyniczny i podły, albo przesadnie wyluzowany i zabawowy, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Skrajna, to chyba było odpowiednie słowo do określenia osobowości Charliego Bronsona. Być może to właśnie to tak bardzo mnie w nim pociągało, a być może była to najzwyklejsza w świecie desperacja. Nie potrafiłam się do tego ustosunkować, mimo iż próbowałam to robić milion razy. Często pytałam samą siebie, dlaczego z nim byłam, co w nim widziałam, ale odpowiedzi zamiast przychodzić w logicznych zdaniach, pojawiały się jako ciągi pomieszanych ze sobą liter. Wszystko było tak chaotyczne, jak sam wokalista Wild Roses.
- Dwie godziny temu znowu rozmawiałem z Clarkiem. Na początku były nerwy, kazałem mu zapierdalać do Filadelfii i to załatwić. Uspokoił mnie, przeprosił i powiedział, że jak tylko wróci do siebie, wykona kilka telefonów - zwrócił się ponownie do basisty Bronson. - Tak zrobił, obdzwonił kogo trzeba i pięć minut temu oznajmił mi, że dogadał się z szefostwem i przeleją nam dodatkową kasę.
- A co z kontraktem? - zapytał Johnny, zaciągając się papierosem, który przez jego zainteresowanie Charliem, przez dłuższą chwilę spalał się samoistnie, wisząc bezwiednie między jego długimi, przybrudzonymi szarym rysikiem palcami. 
- Zachowamy go, ale na nieco innych warunkach. Zamiast dwóch, nagramy pod ich szyldem jeszcze cztery płyty, oddajemy im dwa razy większy procent, podczas przerwy między tym etapem trasy a kolejnym mamy nagrać nowy teledysk i wystąpić w jakieś durnej reklamie.
- Reklamie? - Uniosłam brwi w zaskoczonym wyrazie twarzy.
- Tak, w reklamie. Jednym z głównych sponsorów wytwórni jest firma produkująca piwo bezalkoholowe, które my będziemy musieli przez dłuższy czas reklamować, jeśli chcemy utrzymać kontrakt.
- Wy, piwo bezalkoholowe?! Najwięksi amatorzy procentów jakich znam?! - Ledwo co powstrzymałam cisnący się na usta śmiech. Johnny też był zdrowo zaskoczony tym, co usłyszał, tyle że jego chyba bardziej rozłożył ten podwójny procent.
- Mamy im oddawać dwa razy więcej kasy? - rzucił niemrawym tonem.
- Taka jest propozycja, Clark przecież nie mógł zdecydować za nas. Przekazał mi tylko to, co powiedziała góra. Możemy się nie zgodzić, ale wtedy wiesz, co się stanie. Stracimy kontrakt, zapłacimy tym pierdolonym hienom od chuja kasy i będziemy mogli pożegnać się z wielką karierą, bo przecież żadna większa wytwórnia nie podpisze z nami kontraktu - wyjaśnił przyjacielowi Charlie, przejmując ode mnie końcówkę papierosa.    
- Przecież to jest, kurwa, rozbój w biały dzień! Te zasrane garniaki chcą nas wydoić jak jakieś pierdolone krowy! - Sevila poniosło, wściekł się niemal tak samo jak przedpołudniem. - Wiedziałem, żeby zostać w niezależnej wytwórni i nie pakować się w ten pierdolony mainstream, wiedziałem!
- Tyle, że ten pierdolony mainstream był marzeniem każdego z nas i nie możesz zaprzeczyć, zmienił twoje życie na lepsze.
- No niby tak, ale... Kurwa, Charlie, wiesz, ile będziemy musieli oddawać im kasy? Wiesz, jak będziemy wyglądać w tych pierdolonych reklamówkach?!
- Wiem, stary, wyjdziemy na sprzedajne szmaty, ale, kurwa, to nasze marzenie, nasza ostatnia szansa na to, żeby nabrało namacalnych kształtów. Ja wiem, że to poniżające, ale odklepiemy te cztery płyty, przeżyjemy to wszystko, a potem odłączymy się od tej dojarki, założymy swoją wytwórnie i będziemy robić wszystko na własną rękę. Przez te wszystkie lata zdobędziemy takie znajomości i będziemy tak obstukani, że damy sobie ze wszystkim radę. Wtedy już nikt nie będzie nami rządził, ale póki co, musimy przystać na ich warunki, musimy dać się poniżyć, pozwolić sprowadzić się na samo dno, tylko po to, żeby potem się od niego odbić i wskoczyć wyżej niż te pierdolone hieny.
W tym momencie miałam ochotę zapytać, kim był ów człowiek i co zrobił z Charliem. Mówił tak mądrze, dojrzale i odpowiedzialnie, że nie byłam w stanie uwierzyć, że ten sam mężczyzna rano kręcił przede mną gołym tyłkiem. Nie spodziewałam się po nim aż takiej pokory i zdrowego podejścia do sprawy.
- A co jeśli utkniemy tam na zawsze i nigdy nie uwolnimy się od tych pijawek?
- Wtedy biorę całą winę na siebie i nie będę miał żalu, jeśli olejecie mnie i ten zespół. Sam wtedy przyznam, że jestem niedoruchaną pizdą i zacznę występować w jakimś popowym boysbandzie, zamiast kalać dobre imię rock'n'rolla. To jak, przyjmujemy warunki?
- No niech będzie. A co z resztą chłopaków? Wiedzą już?
- Clark właśnie z nimi gada.
- Mam tylko nadzieję, że nie będziemy tego żałować.
- Ja też.
Johnny westchnął głęboko i zaczął się podnosić z łóżka.
- A ty dokąd?
- Pójdę zobaczyć, jak idą im rozmowy, poza tym chciałeś pogadać z Mary, więc lepiej, jak zostaniecie sami. Tylko proszę, żadnych lubieżnych czynów na moim łóżku.
Oboje z Bronsonem cicho się zaśmialiśmy, po czym nasz towarzysz opuścił swój pokój.
- Nie wiem, od czego zacząć - rozpoczął standardowym tekstem Charlie. Miał ogromne problemy z prowadzeniem poważnych rozmów, szczególnie tych ze związkiem w tle. - Wypadałoby chyba przeprosić, co? - Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- No, wypadałoby.
- Wiesz, że nie jestem w tym mistrzem i nigdy nie wiem, co mam mówić, jak się tłumaczyć i...
- Nie musisz tłumaczyć się wcale, znam już podwód twojej furii, teraz wystarczy samo przepraszam - przerwałam mu, odkładając instrument Sevila na podłogę.
- Przepraszam. - Jego ramiona oplotły moje ciało, a twarz zanurzyła się we włosach. - Mimo wszystko, tego zapachu to ja nigdy nie polubię - dodał, gdy tylko wypuścił mnie ze swojego uścisku.
- Wanilia i papierosy - rzuciłam beznamiętnie.
- Paskudne połączenie...




 ***




        Korzystając z tego, że wszyscy moi towarzysze pochłonięci byli oglądaniem filmu dla dorosłych na świeżo zamontowanym w autobusie telewizorze z wbudowanym odtwarzaczem video, zsunęłam z uszu słuchawki, w których płynęło Moneytalks i zanurzyłam dłoń w luce pomiędzy oparciem a siedzeniem w ostatnim rzędzie foteli. Już po chwili udało mi się wymacać weń niedużą torebeczkę, która kilkanaście minut wcześniej wypadła z kieszeni jednego z dźwiękowców. Zamiast powiedzieć mu o jego zgubie, schowałam ją, zanim ten się zorientował, a potem czekałam na dogodny moment, który w końcu nadszedł.
Panów tak pochłonęło patrzenie na dwie blondynki odbywające stosunek oralny, że nawet nie zwracali na mnie uwagi. Usiadłam więc na schodkach przy wyjściu ewakuacyjnym, wysypałam amfetaminę na swoją lewą dłoń i wciągnęłam wszystko, co do ostatniej drobinki.
Moją twarz przeciął mimowolny uśmiech zadowolenia - darmowy towar, którym w końcu nie musiałam się z nikim dzielić. Życie jednak bywało piękne.
- Jezu, ostre są te laseczki, chętnie bym tam do nich dołączył. Mamusiu! - głośne komentarze Joey'ego wyrwały mnie ze stanu chwilowej, błogiej niebytności. Przetarłam nos, wyłączyłam odtwarzaną w walkmanie Roya kasetę z nagraniami AC/DC i powoli wstałam z miejsca.
Oprócz podwyższonego z podniecenia głosu Blacka, zaczęły dochodzić mnie przeaktorzone jęki bohaterek pornosa zakupionego na stacji benzynowej w jakimś małym miasteczku. Przeniosłam wzrok na wiszący po drugiej stronie autobusu ekran, na którym właśnie pojawiły się wielkie, silikonowe piersi.
- Nie ma co, babka ma czym oddychać. Wymiętosiłbym takie cycuszki i to bardzo chętnie - tym razem to Roy skomentował walory oglądanej gwiazdki porno, a wszyscy pozostali mu przytaknęli.
- Pieściłbym je całymi dniami - odezwał się siedzący cztery rzędy od końca Charlie.
- Jak chcesz, możesz popieścić moje. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam w jego stronę.
- Ty nie masz takiego bufetu.
- Ale mam coś, co pozwoli ci rozładować to napięcie w spodniach - odpowiedziałam, gdy tylko spojrzałam na jego nabrzmiałą nogawkę. Ów widok strasznie mnie nakręcił, a może była to wina odgłosów wydobywających się z głośników. W każdym razie poczułam przyjemne ciepło w kroczu i niewymowną potrzebę włożenia do niego czegoś sztywnego.
- Dobra, ściągaj majtki i dawaj. - Nie odrywając wzroku od ekranu, gdzie para, na którą składał się umięśniony goguś i silikonowa lala odbywała bardzo namiętny stosunek analny, zsunął nieznacznie spodnie i uwolnił będącego już w zwodzie penisa. Niewiele myśląc, pozbyłam się koronkowej bielizny i usiadłam okrakiem na swoim mężczyźnie.  Bez zbędnych delikatności włożył we mnie swój narząd płciowy i pozwolił mi działać.
Moje biodra poruszały się niczym w energicznym tańcu, wydobywałam z siebie głośne jęki, które zagłuszały te, płynące z telewizora. Charlie co rusz zgarniał moje włosy ze swojej twarzy, by móc bez przeszkód patrzeć na to, co działo się w filmie.
Moim ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze, oddech stawał się coraz płytszy. Objęłam ramionami szyję Charliego i oparłam czoło o podgłówek fotela. Chwilę później krzyczałam z rozkoszy, a mój partner wypuścił nasienie, które powoli ściekało po wewnętrznej stronie mojego drżącego uda. 
        Wzięłam głęboki oddech, wyprostowałam się, przebiegłam palcami przez spocone włosy i zeszłam z niego, opadając bezwładnie na siedzenie obok.
Bronson nawet nie podciągnął spodni. Z wyrazem błogiego zaspokojenia patrzył, jak zmienia się sceneria na ekranie.
Znów głęboko westchnęłam i rzuciłam okiem na drugi ciąg siedzeń, gdzie Joey i Roy wciskali penisy w otwory zakupionej przez nas lalki. Pozostali oddawali się bezkrępacyjnej masturbacji.
- Widzisz, jak masz dobrze? Gdyby nie ja, musiałbyś walić sobie konia - zwróciłam się do Bronsona.
- Zajebiście wręcz. A teraz bądź tak miła i weź go do buzi.
Pokręciłam z rozbawieniem głową i wykonałam prośbę wokalisty...




 ***




        - Trzy razy frytki z ketchupem.
- Dziękujemy ci serdecznie. - Charlie posłał młodej kelnerce szeroki uśmiech i spojrzał na nią dosyć dwuznacznym wzrokiem, na co od razu kopnęłam go w kostkę. Oderwał oczy od odchodzącej już blondynki i spojrzał na mnie z wysoko uniesionymi brwiami.
- O co ci chodzi? - zapytał, biorąc do ręki gorącą, leciutko otłuszczoną frytkę.
- Ty już dobrze wiesz, o co.
- No już nie pozuj na taką zazdrośnicę, przecież dobrze wiem, że gdybym chciał ją przelecieć, nie miałabyś nic przeciwko. Więcej, jeszcze byś się do nas przyłączyła.
Zmierzyłam Bronsona morderczym spojrzeniem i zabrałam się za jedzenie swojej porcji usmażonych ziemniaków. Zabrakło mi tylko shake'a waniliowego, którego niestety w tej przydrożnej knajpce nie serwowali.
Roy, czując, że z takiej atmosfery mogła zrodzić się kłótnia, szybko zaczął rozmowę:
- Wiecie, tak sobie wczoraj myślałem i postanowiłem, że po trasie jadę do Vegas przepierdolić całą kasę w kasynach i burdelach. Charlie, piszesz się na to?
- Spierdalaj mi z tym Vegas - rzucił pełnym obrzydzenia tonem Bronson. - Ostatnio pojechałem tam ze swoją byłą i schlałem jak świnia. Rano obudziłem się z obrączką na palcu. Przez tydzień latałem i to wszystko odkręcałem. Powiedziałem sobie wtedy: nigdy więcej Vegas i ślubów.
- Przykro mi, Mary, nie zostaniesz panią Bronson - zwrócił się do mnie Gable, wypychając dolną wargę w sztucznie smutnym wyrazie twarzy.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odezwał się Charlie:
- I bardzo dobrze. Jakbym miał się z taką cholerą użerać całe życie, to chyba by mnie szlag trafił. Ale przecież posuwać ją mogę bez papierka, co nie, Mary? - Usta Charliego wygięły się w brudnym półuśmieszku, dłoń zawędrowała na moje udo.
- Spierdalaj - warknęłam, spychając ze swojej nogi jego górną kończynę i wstałam z miejsca, kierując się w stronę drzwi wyjściowych lokalu.
To, co powiedział, zabolało mnie jeszcze bardziej niż tamto odepchnięcie i wyzwiska w motelu.
Kilka dni wcześniej obiecywał mi ślub i rodzinę, przysięgał, że zostanę kiedyś jego żoną i matką jego dzieci, a potem nazwał mnie cholerą, z którą za nic w świecie by nie wytrzymał. Każda osoba na moim miejscu poczułaby się dotknięta. 
Ogarnięta potężną złością i nie mniejszym smutkiem trzasnęłam głośno drzwiami i kopnęłam leżący na zewnątrz kamień. Do oczu cisnęły mi się łzy, jednak nie zamierzałam mazać się w miejscu publicznym przy kilkunastu świadkach, w tym grupce dzieci bawiących się na wybudowanym przy knajpie niedużym placu zabaw. Swoje negatywne emocje wypuszczałam razem z dymem papierosowym, siedząc na niezbyt wysokim metalowym płotku. Nie wiedzieć czemu, poczułam się jak skończona szmata i zaczęłam sobie przypominać wszystkie ostrzegawcze słowa. Te, które padły z ust Lisy, Sally i Julie. Może one wszystkie miały rację, może Charlie miał sprowadzić na mnie tylko jeszcze większe cierpienie? 
Zastanawiałam się, jakim cudem stałam się tak naiwna, gdzie podziałam swój rozum. Zresztą, zawsze taka byłam, wystarczyło cofnąć się wstecz do czasów, kiedy to widywałam się z Oliverem. Od samego początku chodziło mu tylko o seks, a ja głupia myślałam, że jest we mnie zakochany na zabój. Z Bronsonem było dokładnie tak samo, był takim moim kolejnym Ravinem. Dorosłym facetem, który lubił pobaraszkować z małolatą, wykorzystując w tym celu jej bezdenną głupotę i naiwność.
Dlaczego niczego nie nauczyłam się przez te wszystkie lata? Nienawidziłam ludzi, gardziłam nimi, a kiedy przychodziło, co do czego, obdarzałam ich irracjonalnym zaufaniem. Totalna kaleka życiowa...
- Tu obowiązuje zakaz palenia - usłyszałam głos Charliego i wyrwana z zamyślenia leciutko drgnęłam.
- Mam to gdzieś - odburknęłam najbardziej chamskim tonem, na jaki było mnie w danym momencie stać.
- Mary, słuchaj, nie obrażaj się na mnie, nie denerwuj się tak, przecież...
- Obiecałeś, że się ze mną ożenisz - przerwałam mu. - Obiecałeś, że zamieszkamy u ciebie w Filadelfii i będziemy mieć dzieci.
Bronson przewrócił oczami, wypuścił głośno powietrze i usiadł tuż obok mnie.
- Kotek, ja byłem wtedy kompletnie pijany, a kiedy jestem pijany, gadam różne głupoty.
- Ale ja nie byłam pijana i wzięłam to na poważnie.
- Niepotrzebnie. Zresztą powiedź mi, dlaczego masz aż tak wielkie ciśnienie na ślub, co? Masz dopiero dwadzieścia lat, powinnaś cieszyć się życiem, a nie pakować się w pieluchy i bycie kurą domową. Widzisz, ja sam się ożeniłem, gdy byłem rok starszy od ciebie i cholernie tego żałowałem. W takim wieku nie da się tworzyć prawdziwej rodziny, dojrzałego związku czy chuj wie czego tam jeszcze. Jesteś młoda, atrakcyjna, wykorzystaj to. Szalej, zbieraj doświadczenia, eksperymentuj. Wyjdź za mąż i rób sobie dzieci po trzydziestce, kiedy już sobie trochę pożyjesz, ale nie teraz.
To, co mówił było całkiem rozsądne, jednak ja miałam już dosyć eksperymentowania, zdobywania doświadczeń i szaleństwa. Może, a raczej na pewno, była to wina tego, że intensywne życie zaczęłam prowadzić bardzo wcześnie i to, czego normalni ludzie doświadczali po dwudziestce, ja zaliczyłam jeszcze przed piętnastym rokiem życia. Już zdążyłam się wyszaleć, chciałam w końcu posmakować jako takiej stabilizacji, życia rodzinnego, małżeństwa. Ogromny wpływ na to miał mój związek z Jaredem i moje zakodowane w dzieciństwie normy. Mama urodziła mnie, mając niespełna dwadzieścia lat, ojciec był niewiele starszy, więc automatycznie wbiłam sobie do głowy to, że ten wiek jest odpowiedni na rodzicielstwo. Poza tym czułam, i to praktycznie od zawsze, że moje życie będzie krótkie. Miałam silne przeświadczenie, że zejdę z tego świata przed czterdziestymi urodzinami. I to nie była jakaś tam moja fanaberia, czy na siłę wkręcona faza, naprawdę tak właśnie czułam. Żyjąc w takim przekonaniu, chciałam jak najszybciej założyć rodzinę, by przekonać się na własnej skórze, jakie to uczucie być żoną i matką.
- No niby masz rację, ale...
- Żadnych ale, Mary Jane. Żyj dniem dzisiejszym, pierdol przyszłość, poza tym małżeństwa są przereklamowane, a dziecko możesz mieć bez wychodzenia za mąż. To już nie te czasy, kiedy to kobieta w twoim wieku była nazywana starą panną, obyczaje się zmieniły. Nie możesz żyć starymi stereotypami, bo nigdy nie będziesz w pełni szczęśliwa. To, że innym ludziom ognisko domowe daje ogromne szczęście, nie znaczy, że da je i tobie. Może być tak, że po wyjściu za mąż będziesz czuła zbyt wielkie ograniczenie, a po urodzeniu dziecka wpadniesz w depresję poporodową i nie będziesz potrafiła cieszyć się macierzyństwem. Tego chcesz?
- No nie, ale...
- I ty znowu z tym ale. Żyj, dziewczyno, po prostu żyj i nie obrażaj się na Charliego, bo Charlie ma dla ciebie świeżutką heroinę.
- Poważnie? - rzuciłam ożywiona.
- Najpoważniej na świecie. Dokończymy jedzenie, pojedziemy do hotelu i tam się nią nawalimy. Co ty na to?
- Wchodzę. - Uśmiechnęłam się szeroko i zaraz potem złączyłam się w czułym pocałunku ze swoim facetem.
Bycie ćpunem miało swoje uroki, wystarczyło dowiedzieć się, że jest towar i człowiekowi od razu robiło się lepiej, a wszystkie smutki i złości odchodziły w błogie zapomnienie...


C.D.N


.....................................
Tytuł rozdziału: Obiecałeś mi niebo, a potem zgotowałeś piekło.

Utwory wykorzystane w rozdziale:
*AC/DC - Moneytalks


    - Ta cała akcja z zagrożonym kontraktem wymyślana była na szybkiego, po prostu potrzebowałam jakiegoś bodźca, który poważnie wkurzyłby Bronsona. Sama nie jestem do ostatecznej wersji jakoś wybitnie przekonana - szczególnie do rozwiązania zaproponowanego przez wytwórnię -  ale nic lepszego nie przychodziło mi wtedy do głowy.
    - Rozdział może być troszkę nudnawy, ale to dlatego, że większość akcji (takie moim zdaniem najciekawsze i najistotniejsze motywy) są w drugiej części. Gdybym wiedziała, że podzielę rozdział, rozplanowałabym to nieco inaczej, ale niestety na podział zdecydowałam się już dawno po tym, jak tekst był gotowy. Po prostu okazał się dłuższy niż myślałam (dwadzieścia dwie strony), a z doświadczenia wiem, że tak długie rozdziały mogą mimo wszystko męczyć czytelnika, chociażby samą ilością tekstu.  
    - Dialog Roya i Charliego w knajpie pisany na długo przed powstaniem samego rozdziału. Ba, nawet na długo przed tym etapem opowiadania. Stworzyłam go jeszcze wtedy, gdy Mary była z Jaredem, a w listopadzie wplątałam go w treść rozdziału, dopisując odpowiednie wtrącenia narratora (w dialogu mowa jest oczywiście o drugim małżeństwie Bronsona, którego szczegółów nie znała nawet Lisa, gdy rozmawiała z Mary przed trasą). 
    - Dla zainteresowanych - Mary oglądała w motelu powtórkowe odcinki Policjantów z Miami.

10 komentarzy:

  1. Tak więc od początku. Strasznie mnie wkurza ten Charlie. Tak mega bardzo go nie lubię. Współczuję Mary jest takich popychadłem dla Charliego. Tak strasznie ją lubię, że gdyby to było prawdziwe życie to bym temu Bronsonowi dupe zkopała jak nigdy. Charlie w sumie próbuje być taki miły dla Mary wszystko ładnie pięknie, potem idą do łóżka i znowu ta sama bajka. Mam dziwne przeczucie, że skończy się na tym, że Charlie będzie ją bił. Jedno co mnie zastanawia to skąd oni biorą tą kase na wszystko? :D Co do tej afery z tą wytwórnią to dobrze temu Charliemu niech tam siedzi jak najdłużej, na prawdę życzę mu jak najgorzej. Ogólnie wszystko jest fajnie tylko nie mogę się doczekać kiedy ten ich związek się skończy. Charlie jest okropnym kandydatem na stałego partnera i dziwi mnie, że Mary wgl chce wyjśc za niego za mąż. Masakra jakaś. Czekam na dalszą część niecierpliwie bo cholernie chcę wiedzieć co będzie dalej! Jest wszystko okej. Tylko cholernie brakuje mi Jareda tutaj. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro po przeczytaniu tej części chcesz mu nakopać, to po następnej będziesz go chciała zamordować na wszelkie możliwe sposoby, ale nic nie zdradzam ;D
      Kasę mają od wytwórni. Nie wiem, czy to tak funkcjonuje w prawdziwym życiu, ale tak to sobie wymyśliłam :)
      Myślę, że Mary chciałaby wyjść za mąż za kogokolwiek z kim by była, taka desperacja, o której sama wspomniała.
      No niestety, tu Jaredem się nie nacieszysz, ale zawsze pozostaje WYRA :)

      Usuń
  2. Mam dosyć Charliego, gdybym spotkała kogoś takie w realnym świecie nie wym co bym mu zrobiła :D Tęsknie za Jaredem, wróci kiedyś :D ? Całkiem dobry ten rozdział, chyba opłacało się czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłby biedny, tego jestem pewna :D Nie wróci, ale będzie się tu pojawiał w przeróżnych formach.
      Bardzo się cieszę, że tak uważasz. Mam nadzieję, że druga część też Ci się spodoba :).

      Usuń
  3. Heja hej! To znowu ja! Przyszłam tu, bo obiecałam sobie, że przy wolnym dniu skomentuję Twój rozdział. Chociaż mam lekkiego stresa z pewnego powodu, to co jak co, ale naskrobię Ci deko tutaj:)
    Coś mi się wydaje, że związek Charliego i Mary chyli się już ku upadkowi, a dziewczyna, kiedy nie jest opanowana przez narkotyki, dostrzega to. Aż chcę już zobaczyc powód, przyczynę, dla którego ona go rzuci ( bo coś czuję, że ona to zrobi). Jedno mi się rzuciło w oczy ( chyba będę mówić dziś bardzo ogólnikowo), a mianowicie to, że Charlie nie lubi w Mary tych rzeczy, które Jared w niej kochał. Jay uważał, że blizny stanowią o jej sile i charakterze, Charlie, że ją szpecą. Jay uwielbiał zapach wanilii i papierosów, Charlie uważał, że ten zapach jest okropny.
    Lubię Bronsona jak już wiesz, ale uważam go tylko za zwykłego chama i prostaka, jeśli chodzi o Mary. Mówi jedno, robi drugie, później przeprasza, a i tak nic z tego nie wynika. Dałaś mu zajebisty charakter, zrobiłaś z niego kolesia, którego da się lubić, ale na stałego partnera nigdy nie będzie się nadawał. Coraz bardziej kusi mnie wizja ujrzenia go w Wyra, spotkania jego i Mary, by mógł zobaczyć, że to co czuła ówczesna Mary do tego młodego chłopaka, którym był Jared, przetrwało i że stworzyli rodzinę, o której zawsze myślała blondynka.
    Zgodzenie się na pomysł menagera nie bardzo pasuje mi do Charliego a to dlatego, że on jest narwańcem, człowiekiem, który moim zdaniem nie umie się podporządkować. Ale opisując to tak pokazałaś, że jemu faktycznie cholernie zależy na tym zespole. To chyba jedyna rzecz, na której tak naprawdę mu zależy. I znowu przeprosiny, z których nic nie wyniknie, a zaraz po nich propozycja wspólnego ćpania. To co mówił o małżeństwie, w pewnym sensie przyjmuję. Nie uważam, żeby szybkie wychodzenie na mąż było dobre, chociaż istnieją przypadki, które świadczą na tę korzyść. Ja jednak myślę, że faktycznie najpierw trzeba się wyszumieć.
    Rozdział absolutnie nie był nudny. Bardzo dobrze mi się go czytało:) I jestem ciekawa kolejnej części:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie cieszy, że to zauważyłaś, bo to właśnie miałam na celu - pokazać, że Charlie nienawidzi w Mary rzeczy, które Jared w niej kochał. To zdanie o wanilii i papierosach napisałam właśnie w tym celu i bardzo mi miło, że ktoś zwrócił na to uwagę!
      Też jestem zadowolona z tego, jak mi wyszedł Charlie. Chciałam, by był człowiekiem chaotycznym, skrajnym, ciężkim do ogarnięcia. Niby tu jest towarzyski i wesoły, ale zaraz wpada w szał i gotów jest wszystkich pozabijać.
      Charliemu zależy na zespole, ale przede wszystkim na sławie. Marzy mu się bycie wielką gwiazdą rocka - bogatą i rozpoznawaną. Chce posiadać gwiazdorskie przywileje, chce zdobyć popularność, która zrobi z niego niemal Boga.
      W sumie pogląd Bronsona na małżeństwo jest też moim własnym poglądem. Przypisałam mu go, bo uznałam, że skoro był już kiedyś żonaty i nie wyszło mu to na zdrowie, może mieć awersję do tej instytucji :).
      Bardzo się cieszę, w sumie jak tak teraz na niego patrzę, to faktycznie nie jest taki najnudniejszy, ale druga część będzie znacznie ciekawsza, choć trochę taka chaotyczna, a przynajmniej tak mi się wydaje :).

      Usuń
  4. W końcu przeczytałam całe 78 i pół rozdziału, chciałam napisać zajebisty komentarz, ale…. na chceniu się skończyło. Przepraszam :D

    Podoba mi się to, że podkreślałaś różnice między Charlie’m i Jaredem, min. to, że jeden nienawidzi w Mary cech, które Jared kochał, ich różne plany na przyszłość…

    Mimo, że nie przekonałam się do Mary i w ogóle mi jej nie żal (co jest dziwne, bo czasem zdarza mi się rozczulić nad zdeptaną sadzonką ) to opowiadanie mi się podoba i będę czytać do końca by mieć chorą satysfakcje z upadku. I know, I’m bad ;)

    Mary i jej siostra były naprawdę związane. Ale część drogi życia miały przebyć osobno szukając się i tęskniąc do siebie. Dla Lili miała być prosta i mało wyboista. Dla Mary pełna kamieni i cierni.

    Niektórym wydaje, że nie ma w ludzkim życiu niczego gorszego niż upodlenie. Brzydzą się tymi, którym się nie udało. Dlaczego? Bo mają się za lepszych? Bo Ich wola jest silniejsza niż ich? Bo ktoś kiedyś powiedział Wam: "przestań"?

    Jeden drobny błąd, jedno potknięcie... i nagle staczasz się w nicość kompletnego otępienia. Otępienia, jakie gwarantują Ci na ten moment wyłącznie używki. Nie chcesz czuć. Nie chcesz istnieć. Nie ma Cię. Miłość kształtuje to, jaki jesteś. Miłość to jedyna ostoja Twojego człowieczeństwa. Twój kontakt z rzeczywistością. Twój powód, by żyć. Co jednak jeśli nie umiesz wybierać? Jeśli jesteś porywczy? Jeśli żalu przepełniającego Cię od wewnątrz zaraz po tym, gdy dopuścisz się haniebnego czynu, nijak nie da się ukoić? Gdy jedna strata pociąga za sobą kolejną i nagle nie wiesz już, co znaczy być człowiekiem?

    Człowiek w swoim życiu ogląda wiele filmów, czyta mnóstwo książek i zawsze mówi sobie: mnie to nie spotka. Jak bardzo może być w błędzie, jak niewiele dzieli nas od ubóstwa, choroby, wypadku, narkomanii, alkoholizmu, przemocy… śmierci.

    Mam nadzieje, że mój tok myślenia nie jest zbyt pokręcony.

    A nie na temat, co do pastora, który nakrył Mary i Jareda; miałam kiedyś podobnego w sąsiedztwie. Kiedy ostatnio wróciłam w rodzinne strony zarzucił mi nierządnictwo z „podstarzałymi typami”, bo przyjechałam tam facetem, a że nie byłam bierzmowane uwziął się na mnie już te prawie dziesięć lat temu? Jestem dwa lata starsza od narzeczonego, więc to chyba był w pewnym sensie komplement, bo uważa, że wyglądam młodo, nie? :D Kocham taki typ ludzi, którzy wtykają nos w cudze życie.

    Znowu nie na temat, ale mi się skojarzyło:D Więc przepraszam za tą bzdur na końcu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie te różnice i ich podkreślenie są w tym wszystkim najważniejsze i cieszę się, kiedy czytelnicy je dostrzegają.
      Co do tego współczucia, no cóż, są bohaterowie, którzy nam nie leżą do tego stopnia, że za nic w świecie nie potrafimy im współczuć. Wiem to po sobie, tak więc w pełni to rozumiem i akceptuję ;) I cieszę się, że mimo tej antypatii do Mary, chcesz czytać to opowiadanie, to bardzo miłe :)
      Nie, nie jest pokręcony, jest naprawdę bardzo ciekawy i ładnie ubrany w słowa. Ten fragment komentarza mógłby być prologiem tego opowiadania, naprawdę :D
      Pewnie, że komplement, choć gdy mi ludzie dają dwanaście albo piętnaście lat, czuję się nieco nieswojo, ale za kilka lat to z pewnością docenię, o ile dożyję :D

      Usuń
  5. Świetny jest ten rozdział! Mam wrażenie, że związek Mary i Charliego nie potrwa już długo ;> Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się spodobał :)
      No cóż, miałam czekać z nią aż tą zainteresuje się trochę więcej osób, ale zdałam sobie sprawę z tego, że to bezsensu, więc druga część pojawi się po tym, jak dodam nowe rozdziały na dwóch pozostałych blogach. Czyli za tydzień, może za dwa, zobaczymy ;)

      Usuń