Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy. Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

środa, 6 lutego 2013

79. You promise me heaven then put me through hell CZĘŚĆ II

        Tak jak obiecał mi to Charlie, po zjedzeniu dosyć skromnego lunchu udaliśmy się do hotelu i tam naszprycowaliśmy heroiną. Po wykonanym zastrzyku położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, czując bardzo przyjemną lekkość w głowie. Pod powiekami wirowały różne wzory, a ciało traciło na wadze. Czułam się tak, jakbym unosiła się w powietrzu jak lekkie piórko pchane przez letni wiatr. Ten idealny błogostan powiększyły delikatne pocałunki składane na mojej szyi.
Nie otwierając oczu, wędrowałam dłońmi po umięśnionych ramionach i krótkich włosach, które delikatnie przepływały mi przez palce. Cichutko mruczałam, rozkoszując się tymi nadzwyczaj przyjemnymi pieszczotami.
- Spójrz na mnie, Mary.
Uśmiechnęłam się łagodnie i powoli uniosłam powieki, jednak to, co zobaczyłam, bardzo prędko ten uśmiech zmazało. Usta wędrujące po mojej szyi nie należały do Charliego tylko do Lopeza. Widziałam dokładnie jego paskudną gębę wiszącą tuż nad moją twarzą. Krzyknęłam, zepchnęłam go z siebie i jak najprędzej zeszłam z łóżka.
- Nie zbliżaj się do mnie! Nie dotykaj mnie!
- Mary, odbiło ci?! O co ci chodzi?!
- Nie zbliżaj się do mnie! - wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam i przerażona rzuciłam się w stronę łazienki. Lopez ruszył za mną. Na szczęście zdążyłam wejść i zamknąć się w małym pomieszczeniu, zanim ten doszedł do drzwi.
- Mary, otwieraj!
- Nie! Nie zdobędziesz mnie! Nie dotkniesz mnie tymi swoimi ohydnymi łapami!
- Pojebało cię?! Przestań się wydurniać i otwórz te zasrane drzwi! - krzyknął i z całej siły kopnął w pomalowane na biało drewno. Podskoczyłam i cicho pisnęłam. Po moich policzkach spłynęły łzy, ciało zaczęło trząść się jak galareta.
- Nie wpuszczę cię tu! Nie zgwałcisz mnie! Nie pozwolę ci na to! Zabiję cię, jak tu wejdziesz! Potłukę lustro i zabiję cię kawałkiem szkła! Zrobię to! Znowu wbiję ci go w szyję, ale tym razem zdechniesz! Zdechniesz jak pies, jak tylko jeszcze raz mnie dotkniesz!
Jego głos ucichł, podobnie jak walenie w drzwi. Oplotłam ramiona dłońmi i na drżących nogach podeszłam do brodzika.
- Nie dotkniesz mnie. Zabije cię, jak spróbujesz, zamorduję - mówiłam już bardziej do samej siebie cichutkim, drżącym głosem. - Naprawdę go zabiję, nie będę się bała. Nie będę się bała i go zabiję. Wykrwawi się na śmierć, umrze w kałuży własnej latynoamerykańskiej krwi. Tak będzie. Not one man, no, nor ten men. Nor a hundred can assuage me. I will have you!* - odśpiewałam i skulona w malutki kłębek zasnęłam w niedużym brodziku... 




***



         Pierwszym, co poczułam zaraz po przebudzeniu, był silny ból szyi i przeraźliwy chłód.
Ostatkiem sił podniosłam się z pozycji leżącej i rozejrzałam po pomieszczeniu, które oblewał półmrok.
- Łazienka? - spytałam samą siebie i spojrzałam w dół; brodzik prysznicowy. Spałam w pieprzonym brodziku z nałożonymi ciuchami, które zmoczyła przeciekająca słuchawka. - Ja pierdolę.
Mimo bólu, który zaczął promieniować już na całe ciało, wstałam i opuściłam zamknięte na zasuwkę pomieszczenie sanitarne.
W pokoju od razu uderzyło mnie jasne światło zwisającego z sufitu żyrandola.
- Co się stało? Dlaczego spałam w łazience? - zwróciłam się do oglądającego telewizję Bronsona.
- To ja się pytam, co się stało. Przez ciebie musiałem się odlewać do kwiatka. - Charlie podniósł się z pozycji leżącej i skupił całą uwagę na mnie. - Totalnie ci, dziewczyno, odjebało. Zaczęłaś się na mnie wydzierać, powiedziałaś, że jak cię dotknę, to mnie zabijesz i zamknęłaś się w łazience.
- Poważnie? Nic nie pamiętam. Pamiętam tylko, że wzięliśmy heroinę.
- No i potem zacząłem cię całować, a ty wpadłaś w histerię. Groziłaś, że rozbijesz lustro i wbijesz mi szkło w szyję, tak jak kiedyś, ale, że tym razem zdechnę.
- Lopez - wyszeptałam, czując nieprzyjemne wiercenie w brzuchu.
- Jaki znowu Lopez?
- Znajomy mojego ojca, trzy lata temu próbował mnie zgwałcić, a ja wbiłam mu nożyczki w szyję. Musiałam... musiałam mieć omamy - wydukałam, siadając na rogu łóżka przykrytego pomiętą pościelą.
- Omamy? - Charlie spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Tak. Mówiłam ci, że świruję, gdy biorę za dużo heroiny. Muszę przystopować, inaczej całkowicie mi odjebie.
- Fakt, skoro masz już takie odloty, to lepiej nie ryzykować. A tak poza tym, to przez te twoje pieprzone omamy musiałem sobie sam strzepać.
Rzuciłam Bronsonowi pełne obrzydzenia spojrzenie.
- No wiesz, myślałem, że będziemy się kochać, wbiłem się w nastrój, a potem ty zareagowałaś tak jak zareagowałaś. Bałem się już odezwać, więc na odstresowanie puściłem sobie film dla dorosłych, no i wiesz, musiałem obniżyć ciśnienie.
Spojrzałam na brązową kołdrę, gdzie nie gdzie widniały plamy zaschniętego już nasienia.
- Jesteś obrzydliwy. - Zmarszczyłam nos i pchnęłam jego lewę ramię.

***



        - Postaraj się nie ruszać, bo będzie krzywo - zwrócił się do mnie Johnny, odrywając maszynkę od mojego podbrzusza. Mieliśmy co prawda tatuować plecy, ale na jednym ze zdjęć reklamujących bieliznę zobaczyłam kobietę z różą wytatuowaną tuż pod brzuchem i zakochałam się. W tatuażu oczywiście i to do tego stopnia, że poprosiłam Sevila o to, by zrobił mi identyczny. A że zabieg był dosyć bolesny, ciężko mi było wytrzymać w bezruchu.
- Przepraszam, ale to cholernie boli.
- Cierp ciało coś chciało, jak to mawia moja babcia. - Johnny posłał mi delikatny uśmiech, wzięłam głęboki oddech i kontynuowaliśmy.
Każdy ruch maszynki był jak rozżarzony grot wbijający się w mojej ciało. Zagryzłam dolną wargę  i wbiłam paznokcie w fotel.
- Zaraz się zsikam z bólu - rzuciłam do basisty, krzywiąc się.
- Mogę ci całkiem zdjąć majtki, żebyś ich nie zmoczyła.
- Bardzo śmieszne. - Wypuściłam powietrze ustami i przymknęłam powieki. Wtedy też usłyszałam głos Charliego. Razem z resztą wstawionej ekipy wtoczył się do autobusu, ściskając mocno opróżnioną do połowy butelkę piwa.
- A co tu się wyrabia? - wybełkotał, opierając się o ramię Johnny'ego, przez co ten odsunął maszynkę od mojej skóry.
- Robię Mary nowy tatuaż.
- Ooooo, i to w jakim miejscu. Ale trzeba było zejść trochę niżej i zrobić napis Własność Charliego.
Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową.
- Mogłaś ściągnąć całkiem majtki, byłoby mu wygodniej.
- Tak też jest dobrze.
- Poza tym Johnny nie czuje potrzeby oglądania mojego krocza.
- A ja czuję. A wy, chłopaki? - zwrócił się do towarzystwa. Przytaknęli. - No to pokazujemy. - Charlie przekazał butelkę basiście i zaczął zsuwać do końca moje czerwone figi.
- Charlie, głupku jeden ty, przestań - rzuciłam z lekkim uśmiechem. Z początku to było całkiem zabawne.
- No co ty, chłopaków się wstydzisz? Sami swoi, nie?
Bawełniany materiał upadł na podłogę, dłonie Bronsona złapały moje uda i rozszerzyły je.
- Patrzcie i podziwiajcie.
Wszyscy wbili oczy w moją waginę, Joey wyjął polaroida i zrobił zdjęcie. Poczułam spory dyskomfort.       
- Charlie, przestań. - Próbowałam na powrót zacisnąć uda, jednak bez powodzenia. Bronson oderwał ode mnie prawą dłoń, przesunął po niej język i zaczął pocierać nią moje wargi sromowe. Bardzo energicznie. Dyskomfort rósł, wszyscy zgromadzeni wydobywali z siebie dzikie odgłosy. Próbowałam zmienić pozycję, znów na próżno. Zanim się zorientowałam, Charlie przejął z powrotem swoją butelkę i nakierował jej szyjkę na moją pochwę, na szczęście nie zdążył jej włożyć, w ostatniej chwili udało mi się kopnąć go w udo.
- Pojebało cię?! - wrzasnęłam, krzyżując drżące nogi.
- Ty kurwo, kopnęłaś mnie!
Zielona butelka uderzyła o ulokowane z boku wyjście ewakuacyjne i roztrzaskała się w drobny mak. Wściekły Charlie chwycił mnie  mocno za uda i zaczął rozpinać spodnie.
- Żadna dziwka nie będzie mnie kopać, rozumiesz?! Tak cię teraz, kurwo, przerżnę, że przez miesiąc na dupie nie usiądziesz!
Nie mogłam się ruszyć, unieruchomił mnie jego uścisk i silne przerażenie. Serce waliło mi jak szalone, wnętrzności ścisnął potężny skurcz.
- Bronson, odjebało ci?! - Zanim wokalista zdążył wyciągnąć członka z bielizny, Johnny złapał go za ramiona i silnym ruchem ode mnie odciągnął. Z początku zachwycona całą akcją reszta ekipy również zareagowała.
- Zajebię tę durną sukę, zapierdolę! - wrzeszczał na cały głos, a ja trzęsłam się ze strachu jak małe dziecko, które zgubiło się nocą w lesie.
Po kilku sekundach mężczyznom udało się wyprowadzić go z autokaru. W tym czasie Johnny nakrył mnie od pasa w dół swoją jeansową kurtką. Nie byłam nawet w stanie mu podziękować, drżałam tylko i płakałam.
- Cichutko, już dobrze, Mary, spokojnie. - Sevil mocno mnie do siebie przytulił i oparł brodę o moją głowę.
Charlie w ciągu tych paru tygodni zdążył mnie przerazić już nie raz, ale to był szczyt szczytów. Wzbudził we mnie taki strach jak ojciec, doprowadził mnie do kompletnej, niekontrolowanej histerii.
- Odjebało mu. Debil wciągnął amfę, zaraz potem wstrzyknął sobie herę i jeszcze zapił wódą - odezwał się Sam, który właśnie wrócił do pojazdu. - Wszystko w porządku, Mary?
Kiwnęłam twierdząco głową, odrywając się od ramienia Sevila. Starłam spływające po policzkach łzy i pociągnęłam głośno nosem.
- Boimy się, żeby nie dostał zapaści, czy czegoś w tym stylu - kontynuował dźwiękowiec.
- Należałoby mu się - rzucił Johnny, podnosząc z ziemi moje majtki. Przejęłam je i nie zrzucając ze swoich nóg jego kurtki, nałożyłam z powrotem.
- No, przesadził i to grubo. Proponuję mu wpierdolić, jak wytrzeźwieje, bo teraz i tak nic nie załapie.
- Pozwalam wam - zwróciłam się do Sama, który wyszedł z tym pomysłem. Uśmiechnął się łagodnie i splótł ze sobą dłonie. Zaraz po tym do autobusu wszedł Roy i wręczył mi niedużą działkę amfetaminy.
- Bierz, dobrze ci zrobi.
- Dziękuję. - Wysiliłam się na delikatny uśmiech, użyłam gazety, z której Johnny ściągał wzór jako podkładki i wciągnęłam wszystko to, co podał mi gitarzysta Wild Roses.
Kilka minut później byłam już tak wyciszona, że Sevil mógł kontynuować swoje dzieło. Dzięki amfetaminie ból był praktycznie niewyczuwalny. Magia narkotyków...
- Będziesz miała spore siniaki - rzucił Johnny, gdy schował już maszynkę do niedużej walizeczki.
- Wiem - odpowiedziałam, rzucając okiem na wciąż zaczerwienione uda.
- Co zrobisz, jak cię przeprosi? - Basista odpalił papierosa i usiadł tuż obok mnie.
- Zapewne mu wybaczę. Jestem pieprzoną masochistką przyzwyczajoną do tego, że się nią pomiata. Siła wyższa. 
- Marnujesz się, dziewczyno, naprawdę. Nie raz widziałem, jak tańczysz, masz ogromny talent, powinnaś być baletnicą, żyć jak pieprzona baletnica, a nie tłuc się z nami po kraju, ćpać na umór i ciągle imprezować. Przejrzałem cię, Mary, widzę cię na wylot. Masz duszę wrażliwej artystki, nie pieprzonej groupie.
- Ale co z tego, Johnny? Myślisz, że tak łatwo zostać baletnicą? Myślisz, że nie chciałabym tańczyć na największych scenach wolna od wszelkich nałogów? Chciałabym, ale życie to nie pieprzona bajka. Talent nie czyni ze mnie osoby wyjątkowej.
- Jak uważasz, ale zobaczysz, że za kilka lat spojrzysz w lustro i będziesz żałować tego, że nie dałaś sobie szansy.
- Już tego żałuję... 



***



        Tak jak to przewidziałam w rozmowie z Johnnym, wybaczyłam Charliemu to, co zrobił i to, co chciał zrobić. Dał mi kwiaty, kupił czekoladki i błagał o wybaczenie na kolanach. Pod okiem miał świeżego siniaka, więc wyglądało na to, że Sam skorzystał z mojego błogosławieństwa i wytłumaczył Bronsonowi jego głupotę językiem przemocy.
Sama nie wiedziałam, dlaczego aż tak bardzo zależało mu na tym, bym z nim była, skoro nawet mnie nie kochał. Zakładałam, że musiałam być naprawdę niesamowita w łóżku, innego logicznego wyjaśnienia nie znajdowałam, a Charliego nie chciałam już o to pytać, by nie prowokować kolejnych agresywnych zachowań.


***



        - Jak się bawicie, Colville?! - krzyknął ze sceny Bronson, robiąc przerwę na zaczerpnięcie oddechu. 

Odpowiedziały mu energiczne krzyki, które przywołały szeroki uśmiech na jego twarz. Był urodzonym rockmanem - świetnie śpiewał, całkiem nieźle radził sobie z perkusją, potrafił twórczo improwizować na gitarze i miał doskonały kontakt z publiką. 
- Super, a będziecie się bawić jeszcze lepiej, gwarantuję wam to. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej i podszedł do wszystkich swoich kolegów po kolei, szepcząc im coś na ucho. - Za chwilę dołączy do nas specjalny gość.
- Mówiłam mu, że dzisiaj nie mam na to nastroju - rzuciłam do Clarka, a ten tylko się uśmiechnął. - Zabiję go kiedyś. - Chcąc, nie chcąc, wstałam z miejsca i zaczęłam się rozciągać, czekając na  dźwięki zapowiadającej moje wejście piosenki.
Jakże wiele było moje zdziwienie, kiedy zamiast jakieś krótkiej improwizacji, rozbrzmiały się pierwsze takty wielkiego hitu The Knack.
-
Ooh, my little pretty one, my pretty one. When you gonna give me some time, Sharona?
Ooh, you make my motor run, my motor run. Got it comin'off o' the line, Sharona. Never gonna stop, give it up, such a dirty mind. I always get it up for the touch of a younger kind
My, my, my, aye-aye, whoa!! **

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam z wielkim zaskoczeniem na Benetta.
- Zaraz zobaczysz.
- Sharona... - rzucił seksownym tonem Charlie, pochylił się przy krańcu sceny i wyciągnął dłoń w stronę publiki. Chwyciła ją jakaś blondynka i już po chwili stała obok niego. - Sharona!
Wykolczykowana i wytatuowana dziewczyna głęboko się ukłoniła, po czym pocałowała mojego faceta w usta. Bardzo namiętnie.
Dłonie mimowolnie zacisnęły mi się w pięści, twarz przeciął wściekły wyraz.
- Kto to, do cholery, jest? - zapytałam menadżera Wild Roses.
- Sharona, przyjaciółka Charliego. Striptizerka.
- Dlaczego mnie to nie dziwi?
Gdy cycata wywłoka oderwała się od Bronsona, podeszła do Roya i przywitała go dokładnie w ten sam sposób - namiętnym pocałunkiem. Tak samo postąpiła z Joeym i Johnnym.
- Kurwa - warknęłam pod nosem i wróciłam na swoje miejsce, biorąc do ręki butelkę piwa.
- Znacie Bliss? - zwrócił się do swoich fanów Charlie. W odpowiedzi otrzymał głośne tak. - A chcecie poznać pewną tajemnicę?
Kolejna twierdząca odpowiedź.
- To piosenka o naszej pięknej Sharonie, a ona teraz zademonstruje wam przy niej swój popisowy numer.
- Nie, ja nie chcę na to patrzeć. - Zeskoczyłam z pudła i wściekła ruszyłam w stronę garderoby. Taniec do Bliss to była moja działka, a ta dziwka ją bezczelnie przygarnęła i w dodatku pocałowała mojego faceta. Miałam nadzieję, że nie przyjdzie z chłopakami za kulisy, bo nie ręczyłam za siebie, jednak nadzieja, jak to nadzieja, lubiła być złudna i po pięciu minutach w garderobie pojawił się cały zespół w towarzystwie panny S.
- Byłaś boska, jak zawsze!
- No cóż, ma się te zdolności. Oh, a to jest pewnie ta twoja Mary, tak? - zwróciła się do Bronsona, patrząc na mnie głupawym wzrokiem.
- Tak, to moja Mary Jane.
- Ładniutka, ale trochę przychuda. Sharona jestem.
- Wiem - odpowiedziałam  ze sztucznym uśmiechem, udając, że nie widzę jej wyciągniętej dłoni. Chyba zorientowała się w czym rzecz, bo prędko położyła ją na swoim odzianym w obcisłe, skórzane spodnie biodrze.
- Mary siedzi w tej samej dziedzinie, co ty - rzucił Bronson, wyczuwając między nami spore napięcie.
- No raczej nie w tej samej. Między baletem a tańcem na rurze jest jednak spora różnica.
- No proszę, baletnica, to wyjaśnia drobniutką sylwetkę. - Przy słowie drobniutką spojrzała centralnie na mój biust. Już miałam się jej odgryźć, gdy podszedł do nas Joey i zaczął tulić do siebie pannę Sztuczne Cyce.
Charlie spojrzał na mnie w dosyć dziwny sposób, a ja podeszłam do stolika z alkoholem. Bronson pokręcił głową i zaczął rozmawiać ze swoją przyjaciółką, którą Black wypuścił z uścisku.
- Uwielbiam tę kobietę - rzucił rozmarzonym tonem perkusista, biorąc do ręki butelkę piwa.
- Nie widzę w niej nic niezwykłego.
- Bo jesteś kobietą i nie znasz się na damskiej seksowności. Te jej cycuszki...
- Sztuczne.
- No i co z tego? - Joey spojrzał na mnie jak na wariatkę. - Sztuczne, naturalne, nieważne, chodzi o to, by były efektowne.
- Skoro cię to podnieca... - Upiłam łyk schłodzonego szampana i wbiłam wzrok w Charliego i obmawianą osobniczkę.
- Bronson pewnie będzie chciał ją dzisiaj zaliczyć. Zawsze ją zalicza, jak wpada na nasze występy. Jest nieprzyzwoicie uległa i drapieżna w łóżku. Można z nią zrobić wszystko. Zresztą znasz Bliss, więc wiesz, o czym mówię. Pewnie będzie namawiał cię na trójkąt, bo wie, że nie pozwolisz im rżnąć się jeden na jednego.
- Trójkąt z nią? Po moim trupie - prychnęłam. - Już wolę obciągnąć tobie niż zrobić jej minetę.
- Nie lubisz jej, co?
- A jak myślisz, geniuszu?
Black pokręcił głową i udał się w stronę prowizorycznego parkietu.
Dziesięć minut później podszedł do mnie Charlie.
- Kotku, chodź do hotelu, zabawimy się.
- Sami?
- Z Sharoną.
- No to nie ma mowy - rzuciłam pewnym tonem, krzyżując ręce na piersi.
- Co?
- Nie chcę iść z nią do łóżka.
- Dlaczego?
- Bo mi się nie podoba i mnie nie podnieca.
- Sharona podnieca każdego - oznajmił to tak, jakby głosił coś oczywistego.
- Jestem wyjątkiem od reguły.
- No, Mary, bez jaj.
- Powiedziałam nie. Nie rozumiesz po angielsku?
- I tak będziesz musiała leżeć z nią w jednym łóżku, bo zostaje na noc w naszym pokoju.
- W takim razie prześpię się w autobusie. - Mój ton był chłodny i stanowczy, podobnie jak spojrzenie. Nie zamierzałam uprawiać seksu z tą wywłoką i nic nie było w stanie zmienić tej decyzji.
- No jak sobie chcesz. - Charlie uniósł obie dłonie i odwrócił się do mnie plecami. 
Opróżniłam do końca butelkę piwa i opuściłam duszne pomieszczenie, kierując się prosto na parking.
W autobusie był tylko Mort, przeglądał magazyn motoryzacyjny. Uśmiechnęłam się do niego, rzuciłam bluzę na tylne siedzenie i natychmiast zasnęłam, choć nawet nie byłam zmęczona.


***



         - Ciszej, bo ją obudzisz.
- No przecież jestem cicho.
Dwa różne szepczące głosy przebijały się do moich uszu, jednak nie miałam pojęcia, czy były one częścią snu, czy pochodziły z zewnątrz.
Ruszyłam głową, czując coś na swoim policzku. Usłyszałam śmiech, który był zdecydowanie dźwiękiem spoza mojego umysłu. Nieco opornie otworzyłam oczy i zobaczyłam męskiego członka tuż przy swoim nosie. Poczułam też coś na swoim kroczu, jak się chwilę później okazało, opuszki palców Sharony.
- Pojebało was?! - wrzasnęłam, zrywając się z miejsca, na co Charlie i jego przyjaciółeczka głośno się zaśmiali. - No bardzo, kurwa, śmieszne.
- Wyluzuj, mała, chcieliśmy zrobić ci miłą pobudkę.
Rzuciłam kątem oka na okno, autobus się poruszał, było ciemno, jechaliśmy do hotelu mieszczącego się w mieście oddalonym o kilka mil od Colville.
- Jesteście chorzy, oboje!
- No już, kurwa, nie przesadzaj, kto by pomyślał, że taka z ciebie świętoszka.
- Nie udaję świętej, po prostu nie mam ochoty na seks, czy to takie dziwne?! - rzuciłam do Charliego pełnym pretensji tonem.
- A weź, ty się w ogóle ostatnio taka zrobiłaś nudziara, że szok. Jak miałaś piętnaście lat, byłaś ostra jak żyleta, a teraz taka się z ciebie cnotka zrobiła. Chcę trochę przyszaleć, to się zaraz rzucasz i zarzucasz mi brutalność, czy chuj wie co. Odmóżdżyło cię totalnie. Jesteś jak taka zwykła tania dziwka, która udaje niewinną dziewicę. - Ton, z jakim mówił Bronson, pełen był pogardy, chamstwa i bezczelności. Nie wytrzymałam tego i uderzyłam go otwartą dłonią w twarz. Złapał się za zaczerwieniony polik, spojrzał na mnie wzrokiem mordercy i zanim zdążyłam się zorientować, wymierzył mi silny policzek, po którym wpadłam prosto na trzęsącą się szybę, jakimś cudem wymijając fotele. Do moich uszu doszedł dziki śmiech Sharony.
- Nigdy więcej nie podnoś na mnie ręki, ty w dupę jebana suko! - wrzasnął mi prosto w twarz. Drobinki jego śliny opryskały całą jej powierzchnię, a dłoń bardzo mocno zacisnęła się na mojej szyi. Nie mogłam złapać powietrza, ani wykonać żadnego ruchu.
- Kurwa, Charlie, zabijesz ją! - Roy zerwał się ze swojego miejsca i odciągnął ode mnie wściekłego wokalistę. Bezwładnie osunęłam się na podłogę, łapiąc mocno powietrze. Zanim jednak zdążyłam dobrze dojść do siebie, Bronson znów do mnie podbiegł. Automatycznie zasłoniłam głowę, ale on wcale nie zamierzał mnie bić. Złapał mnie za nadgarstek i silnym ruchem podciągnął do pozycji stojącej.
- Skoro mnie, kurwo, nie szanujesz, to ja nie będę cię niańczył. Wypierdalasz stąd i to już.
Nim jakkolwiek zareagowałam, szarpnął mocno moją rękę, udając się w stronę wyjścia z autokaru.
- Mort, zatrzymaj się i otwórz drzwi i bagażnik - zwrócił się do kierowcy.
- No coś ty, popierdoliło cię?
- Powiedziałem chyba wyraźnie, zatrzymaj się, otwórz drzwi i pieprzony bagażnik, bo inaczej wypierdolę cię na zbity ryj!
Vanille uniósł dłonie w geście obronnym i wykonał polecenie wokalisty, który niemal wypchnął mnie z pojazdu, gdy ten stanął.  
- Zabieraj swoje rzeczy i wypierdalaj.
- Ale... - zaczęłam, jednak on nie dał mi dokończyć. Pchnął mnie w stronę schowka na bagaże, wyjął moją torbę i rzucił ją na środek chodnika.
- Wypierdalaj!
Zszokowana patrzyłam tępo w stojący przede mną autobus. Przyklejeni do szyby Roy i Johnny rzucili mi bezgłośne przepraszam i pojazd ruszył.
Stałam przy samym krawężniku i patrzyłam, jak z każdą sekundą się ode mnie oddala. Zostałam całkiem sama w zupełnie obcym mieście, w środku nocy, bez pieniędzy i jedzenia. A Lisa mnie ostrzegała...


*Nie jeden człowiek,  nie dziesięciu. Ani setka mnie nie złagodzi. Dopadnę cię! - Sweeney Todd; Epiphany 
*Ooh, moja mała ślicznotko, moja mała ślicznotko. Kiedy poświęcisz mi trochę czasu, Sharono? Ooh, napędzasz mój silnik, napędzasz mój silnik. Wyswobadza się, Sharono. Nigdy nie przestanę, nie zrezygnuję, taka brudna myśl. Zawsze mi staje, gdy dotykają mnie młode. Moja, moja, moja, aye-aye,whoa!! - The Knack; My Sharona

................................
    - Ogłaszam wszem i wobec, że właśnie zakończył się etap Ciszy przed burzą. Wraz z następnym rozdziałem rozpocznie się kolejna faza opowiadania, która nie ma oficjalnej nazwy, ale my możemy nazwać ją po prostu Burzą

Kiedy ten rozdział się pojawi? Gdy uda mi się w końcu napisać osiemdziesiątkę jedynkę. Kiedy to nastąpi? Nie mam zielonego pojęcia. Najpierw chcę dopracować rozpoczętą miniaturkę, ale plan mam gotowy (i jeden fragment), tak więc kwestią jest wyłącznie odpowiednia wena. 

8 komentarzy:

  1. Łaaa, megacudaśniewykurwiste w kosmos!
    Nienawidzę Charliego, na miejscu Mary dawno bym go sprała na kwaśne jabłko i porzuciła, taki damski bokser. To, co on zrobił tej biednej dziewczynie, jest straszne. Szkoda, że Mary mu przebaczała za każdym razem i to on zakończył ich związek, nie Mary...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamień z serduszka, bo publikując go, nie byłam nim jakoś specjalnie zachwycona, choć jeszcze jakiś czas temu wydawał mi się znośny. To chyba zależy od dnia i mojego nastroju ;)
      Pomyślałam, że jeśli to Bronson rzuci ją, będzie to efektowniejsze, niż gdyby było odwrotnie i będzie to taki dodatkowy element upokorzenia King.

      Usuń
  2. Przeczytałam kiedyś książkę "Don't tell" o dorosłych mężczyznach którzy od małego byli w różnym stopniu krzywdzeni. Jedną z rzeczy która mnie zaskoczyła, było to, że chłopcy raz trafiający w ręce osób które znęcały się nad nimi wydawali się przyciągać takie osoby przez całe swoje życie. Chociaż płeć nie ma w tej sytuacji najmniejszego znaczenia.

    I chyba w takiej samej sytuacji jest Mary.

    Chociaż tekst Charliego o dziwce udającej cnotkę uważam za jak najbardziej trafiony.
    Widać nie do końca wieczny ciąg wyżarł jej szare komórki, bo w końcu dotarło do niej, że Charlie jej nie kocha i potrafiła powiedzieć mu nie. Za późno, ale jednak.

    Podziwiam Mary za to, że trafiła (bo w końcu trafiła?) z takiego pustkowia do domu. Ja zgubiłam się w centrum handlowym w Hull, cholerstwo miało tyle pięter i schodów, że szok :D

    Miniaturka? Piszesz świetne miniaturki, więc czekam niecierpliwie. Może malutka podpowiedź co do treści :D?

    Z ciekawości sprawdziłam smak frytek z szejkiem waniliowym. O dziwo było dobre tylko trochę obrzydliwie wyglądało.

    PS. Naprawdę uważasz, że nadawało by się tamto jako prolog. Czyżby w końcu udało napisać mi się coś sensownego? Jestem z siebie dumna :D!

    PS2. Spróbowałam narysować Mary:
    http://www.iv.pl/images/92226019023639189470.jpg
    i jak? Wiem, że talentem nie grzeszę, no ale :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to w sumie zaobserwowałam w życiu i tym się też kieruję, pisząc to opowiadanie.
      Mary już w sumie od dawna wiedziała, że Charlie jej nie kochał, oszukiwała samą siebie, by poczuć się choć odrobinę lepiej. Można powiedzieć, że żyła w świecie świadomej iluzji.
      Tak, trafi, to wszystko będzie opisane w następnym rozdziale :)
      Ja też nie mam za grosz orientacji w terenie (ratuje mnie tylko to, że jestem wzrokowcem i rozpoznaje miejsca, które już kiedyś widziałam, chociażby przez setną sekundy), a centra handlowe mnie przerażają :D
      Napiszę tylko, że cała oś fabularna to mój sen, w sumie nie będzie to nic porywającego, troszkę taka nudnawa opowiastka, ale mam ochotę ją napisać i być może się podzielić :)
      Mi też frytki z shake'em smakują. Nie tak bardzo jak Mary, ale smakują :)
      Naprawdę! Było naprawdę trafione i idealnie oddawało klimat tej historii. I słusznie ;)
      Mi się podoba ten rysunek, naprawdę. Wiesz, nigdy o tym nie pisałam (chyba), ale Mary ma właśnie taki pieprzyk nad wargą. Wzięło się to z tego, że kiedyś widziałam go u jakieś aktorki i uznałam, że to pięknie wygląda i jakiś czas później mi się właśnie takie pojawił i to jest taki element mnie w pannie King :)

      Usuń
  3. I zaszłam też tutaj:) Od razu muszę napisać, że rozdział jest krótszy, ale to pewnie dlatego, że podzieliłaś go na części.
    Wspomnienie Lopeza. Dziw, że Mary nie zaatakowała Charliego widząc w nim swojego gwałciciela. Aczkolwiek uciekła mu do łazienki zamykając się w niej. I zasnęła w kabinie prysznicowej. Nic dziwnego, że wszystko ją rano bolało. Ja bym pewnie wstać nie mogła.
    To, co Charlie zrobił w tourbusie, jest obrzydliwe. W tym rozdziale, w tej części dobitnie pokazałaś, jakim jest chamem i prostakiem. Dobra zabawa dobrą zabawą, ale wszystko ma swoje granice, a Charlie brutalnie je dzisiaj przekroczył. Trochę dziwi mnie postawa chłopaków, że nie przerwali tego od samego początku. Co prawda później Bronson oberwał po ryju, ale i tak uważam, że za późno. Do tego Mary znów przyjęła jego przeprosiny. Bez obrazy, ale narkotyki zrobiły jej niezłą papkę z mózgu. To straszne, jak potrafią one zmienić człowieka. W tej chwili wydaje mi się, że nigdy nie odważyłabym się na zrobienie takiego kroku, by rzucić się w ten nałóg i mam nadzieję, że nigdy nie nabiorę takiej odwagi.
    Sharona. Laska, o której jest ten kawałek i która zastąpiła Mary na występie. A że panna King jest okropną zazdrośnicą, to nic dziwnego, że się wściekła. I jak słusznie przypuszczała, Charlie zaproponował wspólny seks. On mnie naprawdę obrzydził w tym rozdziale i nagle moja cała sympatia do niego uleciała. Naprawdę nie ogarniam takich facetów, frajer totalny. A to, że wyrzucił Mary na środku drogi, kompletnie bez niczego, jest wyłącznie oznaką tego, jakim jest potworem w ludzkiej skórze. Jestem ciekawa, co dalej nam zaserwujesz. Jestem pewna, że będzie się działo:) Więc czekam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie z tego wynika długość tego rozdziału, nierównomiernie to wszystko podzieliłam, ale w sumie nawet chyba krótsze rozdziały lepiej się czyta ;)
      Bo właśnie na tym mi zależało, żeby pokazać to brutalne oblicze Bronsona, plus chciałam jak najlepiej odnieść się do tytułu rozdziału.
      No cóż, w przyszłych rozdziałach powinno być sporo akcji, przynajmniej takie mam plany, zobaczymy, co z nich będzie :)

      Usuń
  4. Ta akcja ze wspomnieniem Lopeza była niezła. Wcale się nie dziwię Mary, że nadal ją to prześladuje, ale powinna ograniczyć heroinę, skoro tak na nią działa. Zaoszczędzi sobie stresu.
    A Charliemu też odbija. Jest coraz gorszy. Już w ogóle się nie kontroluje. I on też powinien ograniczyć narkotyki, bo kiedyś kogoś zabije w takim napadzie szału. Dobrze, że nie był sam z Mary, bo sama by sobie z nim nie poradziła.
    A ta Sharona...nie cierpię takich kobiet, no. Głupie to to i do tego w ogóle nieatrakcyjne. A faceci na takie lecą. Szczyt głupoty. I ten Charlie ze swoimi propozycjami trójkątów. Wkurza mnie tym, jak traktuje Mary. Kompletnie się nie przejął tym, że chce spać w autobusie, a on będzie sobie spał z Sharoną w jednym łóżku. Co za...brak mi słów. Mary nie jest jego zabaweczką, tylko kobietą, która ma swoje potrzeby i uczucia. I jest bardzo wrażliwa, więc łatwo ją zranić. A on ma to gdzieś.
    I jeszcze ją wyrzucił i zostawił całkiem samą! I ja nie rozumiem, dlaczego żaden z pozostałych nie zareagował na to. Przecież mogli się postawić Charliemu. Albo chociaż wysiąść i dać jej jakieś pieniądze. Normalnie, wszystkich ich wykastrować. A Charliego bez znieczulenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Charliego Mary od początku była jedynie zabawką, traktował ją jak prywatną prostytutkę i nigdy nie darzył ją żadnymi wyższymi uczuciami.
      Bardzo mnie cieszy to, że ta wrażliwość Mary jest jednak dostrzegalna, bo czasami mam wrażenie, że ludzie odbierają ją jako zimną, pozbawioną uczuć i skrupułów ćpunkę i nie dostrzegają jej delikatniejszej strony, którą ja ciągle staram się pokazywać.
      Nie zareagowali, bo bali się reakcji Charliego, nie chcieli się z nim kłócić, bo wiedzieli, że ten gotów by ich jeszcze wywalić z zespołu. Poza tym byli wypici, więc nie myśleli do końca logicznie.
      Poza tym Twój komentarz podniósł mnie odrobinę na duchu, bo powoli zaczynałam myśleć, że już nikt się tym opowiadaniem nie interesuje.

      Usuń